niedziela, 23 lutego 2014

diez: imposible olvidar

 Barcelona, 2018 r.
 Razem z Dulce posprzątałyśmy doniczkę i później usiadłam z nimi w salonie i musiałam wszystko opowiedzieć, bo nie dałyby mi spokoju... Ciężko było mi znów przez to wszystko przechodzić, opowiadając dziewczynom o tym, że był czas kiedy byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem, a zaraz to wszystko się posypało, bo okazało się, że Thiago mnie okłamywał. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nadal coś do niego czułam. Z jednej strony nadal go kochałam, a z drugiej nienawidziłam za to wszystko. To było po prostu śmieszne. Wyjechałam do Manchesteru żeby zapomnieć, ale to nic nie dało. Nadal to wszystko kotłowało się we mnie, a teraz gdy wiem, że jest w tym samym mieście, nasiliło się, ale muszę się z tym pogodzić.
   - Nie powiedziałam wam o tym, bo nie chciałam żeby przez jakikolwiek przypadek Xavi się o tym dowiedział. - mruknęłam, patrząc na nie.
   - Nic nie szkodzi, Ari - Nuria lekko się uśmiechnęła i przysunęła się do mnie, przytulając. - I rozumiem dlaczego... Niby mój mąż uchodzi za spokojnego, a gdy coś się dzieje komuś bliskiemu, on zamienia się w lwa.
   - A wtedy z Alcantary zostałby wiór i raczej nie namawiałby go do powrotu tu. - dopowiedziała Dulce.
   - Dokładnie. Niech to się kręci jak ma się kręcić, a ja sobie dam radę. - powiedziałam, chyba bardziej dlatego by przekonać samą siebie do tych słów. - I chyba nie muszę wam mówić, żebyście nie wygadały się przed Xavim, prawda? - skrzywiłam się.
   - No jasne. Masz to jak w banku - Nuria skinęła głową i wtedy usłyszeliśmy, zajeżdżający pod dom samochód. To był właśnie mój brat, który wrócił od naszych rodziców. Widziałyśmy przez okno jak wysiada i po chwili wyjmuje Ikera z siodełka z tylnego siedzenia. Weszli do domu, a my jakby nigdy nic przywitałyśmy się z chłopakami i zaczęłyśmy przygotowywać kolację.

Podniosłam senne powieki i spojrzałam na elektroniczny zegarek przy moim łóżku. Wskazywał kilka minut po ósmej, więc trzeba było wstawać, chociaż wcale nie miałam na to najmniejszej ochoty.
Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Podeszłam do swojej szafy i wyjęłam z niej jeansy oraz top z logiem Barcelony. Ubrałam trampki, sprawdziłam czy wszystko, to co potrzebne jest w mojej torbie. Zeszłam na dół, odstawiłam ją na komodę i weszłam do kuchni, gdzie przy stole siedział Xavi z kubkiem kawy i gazetą.
   - Cześć, braciszku - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek.
   - Cześć - również się uśmiechnął. - Jedziesz ze mną do klubu? - zapytał.
   - Jeżeli na mnie poczekasz to tak, zabiorę się z tobą.
   - No dobra, to i tak jeszcze jest czas. - skinął głową, a ja podeszłam do lodówki.
  Zjadłam śniadanie i przywitałam się z małym oraz Nurią, którzy byli od rana już w ogrodzie. Później wsiadłam do samochodu brata i razem pojechaliśmy na stadion.
 Xavi zaparkował na podziemnym parkingu i razem ruszyliśmy do windy, która miała nas podwieźć na piętro z biurami. Wtedy na parking wjechał samochód. Xavi od razu się uśmiechnął i powiedział, że poczeka na niego... Tak, ja też rozpoznałam do kogo należał. Ja wsiadłam do windy, a Xavi został. Już się dziś dosyć na niego napatrzę, ale nie muszę zaczynać już w tym momencie... Wyjechałam na piętro z biurami. Zahaczyłam jeszcze o swoje i zabrałam dodatkowy obiektyw. Szłam korytarzem, kiedy zobaczyłam przed sobą, na kanapie trzy osoby. Młody chłopak gdy mnie tylko zobaczył, szeroko się uśmiechnął i wstał.
   - Jest nasza kochana pani fotograf - zatrzymał mnie i objął ramieniem. - Może was sobie przedstawię - mówił i wtedy z kanapy wstał starszy mężczyzna i lekko się do mnie uśmiechnął. - To jest mój tata, Iomar do Nascimiento, albo jak kto woli Mazinho, a to Ariadna, siostra Xaviego - mówił i wtedy uścisnęłam dłoń z Brazylijczykiem.
   - Bardzo mi jest miło pana poznać - skinęłam lekko.
   - Mi też jest miło – odparł z uśmiechem, ciągle na mnie patrząc i wtedy z kanapy podniosła się i trzecie osoba, uśmiechnięta Thaisa.
   - Was to chyba nie muszę sobie przedstawiać, bo podobno się poznałyście - Rafa puścił do mnie oczko.
   - Tak, dokładnie - zaśmiała się dziewczyna. - Tylko ja nie wiem nadal dlaczego ja się zgodziłam tu przyjść już tak wcześnie, siedzieć i czekać... - pokręciła głową.
   - Jak to dlaczego? Żeby dotrzymać towarzystwa starszemu bratu, nie? - usłyszałam za sobą i po sekundzie tuż obok nas pojawił się Thiago w towarzystwie mojego brata. Spojrzałam na niego. Miał na sobie ciemne jeansy i białą koszulę. Wyglądał świetnie, tak stwierdziłam, ale po chwili skarciłam sama siebie. Nadal, za każdym razem podobał mi się jak cholera, ale tak nie powinno być... Nie chciałam.
   - Tak, oczywiście powiedz jeszcze, że mam cię podziwiać to padnę - zażartowała dziewczyna.
   - Przedszkole, spokój! - zaśmiał się Mazinho.
   - Tato, my już dawno z przedszkola wyrośliśmy - westchnął teatralnie Rafael.
   - Widzę właśnie - wyszczerzyłam się i dźgnęłam go łokciem w żebro, a ten się zgiął w pół, udając wielce poszkodowanego.
   - To ja może na treningi będę wam przynosił klocki od Ikera zamiast piłek, co? - śmiał się Xavi.
   - Tak, tak! To do nich pasuje w sam raz! - odparła od razu dziewczyna.
   - Thaisa... - jęknął Thiago. - Faktycznie, mogłaś zostać w domu - zaśmiał się.
   - Podobno miałam tu komuś towarzystwa dotrzymywać - wyszczerzyła się.
   - Xavi... - udałam zamyśloną. - Ja, jako młodsza siostra też jestem taka wredna? - zaczęłam się śmiać.
   - Nie odpowiem, bo czasem przydajesz się do bawienia mojego syna - wyszczerzył się.
   - No dzięki! - odpowiedziałam z ironią, a reszta zaczęła się śmiać. Ciągle czułam na sobie wzrok starszego brata Alcantary. Strąciłam rękę Rafy z ramienia i zrobiłam kilka kroków. - Idę pracować, bo mam jeszcze zrobić kilka zdjęć w muzeum. - poinformowałam. - Było miło - uśmiechnęłam się lekko do ojca Alcantarów i po chwili spojrzałam na resztę, Thiago przemijając bardzo szybko...
   - Widzimy się później - zawołał za mną jeszcze mój brat, a ja ruszyłam przed siebie. Czułam się dziwnie, że od tak poznawałam po kolei rodzinę Thiago, a przede wszystkim dziwnie się czułam w jego towarzystwie... To było chore... Chore były moje uczucia. Chciałabym żeby był mi obojętny, ale do jasnej cholery, tak nie jest!

Wyszłam z domu, od razu wsadzając słuchawki do uszu. Obrałam kierunek na dom Cristiana i Loreny, u których miała być niemała domówka. Nie zamawiałam taksówki, bo po prostu chciałam się przejść. Miał to być łączony 'pierwszy' wieczór kawalerski i panieński dla Maite i Martina, a przy okazji powitanie Thiago 'w domu'... Nie interesowało mnie, że on tam będzie, bo szłam tam dla przyjaciół i żeby się pobawić... Z resztą chyba, nie interesowało! 
 Rano, jak się szczęśliwym dla mnie trafem okazało, był tam drugi fotograf, który podobno miał pomagać Javierowi, więc na szczęście, ja nie musiałam wszędzie chodzić za Alcantarą. 
  Podczas gdy wychodził już na murawę boiska, przy czym wszyscy obecni skandowali jego imię, ja już niestety musiałam za nim chodzić i robić mu zdjęcia. 
  - Przestań - mruknęłam cicho do niego i zrobiłam mu zdjęcie, patrzącemu się wprost w obiektyw. Uśmiechał się szeroko, a a ja miałam ochotę mu za to przywalić, ale niestety musiałam się zahamować, bo stałam obok niego praktycznie na środku Camp Nou. 
   - Ale co mam przestać? - zapytał głupkowato, ciągle się uśmiechając do aparatu, a praktycznie to do mnie... Po chwilce jednak spojrzał na mnie jakoś inaczej, a ja poczułam jak miękną mi nogi. Cholera, Ariadna, ogarnij się! - Uśmiecham się, bo wróciłem do domu, bo jestem szczęśliwy, że znów mogę grać w bordowo-granatowej koszulce, a przede mną stoi cudowna dziewczyna, więc czego chcieć więcej? - patrzył się na mnie. 
   - To na końcu mogłeś sobie darować - warknęłam i zrobiłam kilka kroków do tyłu, bo właśnie kamerzysta się zbliżył wraz z dziennikarką, a po chwili piłkarz ruszył w okrążenie wokół murawy, by wykopać piłki w trybuny.
  Przekroczyłam furtkę posesji Tello i wyjęłam z uszu słuchawki, wyłączając muzykę. Schowałam je do swojej niedużej torby i przywitałam się z gospodarzem, Marciem, Isco oraz Martinem, którzy stali przed wejściem i z czegoś się śmiali. Od razu zaprosili mnie do środka, a tam okazało się, że jest już mnóstwo ludzi! Zarówno stąd, z Barcelony jak i z innych zakątków, większość znajomych twarzy. Przywitałam się ze znajomymi i schowałam się w lekko wyciszonej kuchni, a jak się okazało, była tam już Lorena oraz Blanca.
   - Cześć wam - uśmiechnęłam się i oparłam się o blat szafki, tuż obok Loreny, Blanca siedziała na jednym z krzeseł, przy stole. 
   - No w końcu panienka się pojawiła - zaśmiała się Sanchez. 
   - Lepiej późno niż w wcale - to była Dulce, która właśnie weszła do pomieszczenia razem z Maite. Z obiema się przywitałam, po czym dziewczyny usiadły przy Blance. 
   - Impreza się rozkręca, a my nigdzie nie widzimy swoich mężczyzn - jęknęła Dominguez. 
   - Isco, Cristian, Martin i Marc stoją przed wejściem i żywo o czymś dyskutują - zaśmiałam się. 
   - Zapewne mój mąż daje rady przyszłym tatusiom - wyszczerzyła się Lorena. 
   - A Martin i Isco uważnie słuchają i pewnie są przerażeni wstawaniem o północy - zażartowała Blanca. 
   - Do tego Bartra przysłuchuje się na przyszłość - pokazałam język Cunillerze. 
   - No, a do tego brakuje jakiegoś piątego, który przysłuchiwałby się jak to z tobą się będzie męczył do końca życia - odgryzła się przyjaciółka. 
   - Ej, no! Miałyśmy ją swatać! Pełno jest tu wolnych ciasteczek, z tego co widziałam! - wtrąciła Blanca.
   - Cześć dziewczyny, kto tu kogo będzie swatał? - właśnie do kuchni wszedł Alvaro Vazquez, przegryzając słone orzeszki, a my najpierw spojrzałyśmy po sobie, a po chwili wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Przypomniało mi się właśnie jak to Cunillera i Sanchez chciały mnie właśnie swatać, między innymi z nim! Później zarzuciły ten pomysł Lorenie i Maite! Pokręciłam głową i zrobiłam kilka kroków. - Ale ja też chcę się pośmiać i wiedzieć z czego wy się śmiejecie! - powiedział, pytająco na nas patrząc.
   - Oj Alvaro - westchnęłam teatralnie. - Kobiet nigdy nie zrozumiesz, przyzwyczaj się - poklepałam go po ramieniu i wyminęłam w przejściu. Wyszłam do dużego pokoju i nagle na kogoś wpadłam. Uniosłam głowę i po chwili szeroko się uśmiechnęłam. 
   - Cześć, Ari - powiedział radośnie mój przyjaciel. 
   - Hej, Jodri - uniosłam się na palcach i ucałowałam go w policzek. - Gdzie zgubiłeś Victorię? - rozejrzałam się. 
   - Przyszedłem sam - skinął głową i lekko zmienił swój wyraz twarzy. 
   - Jak to? - zmarszczyłam brew. 
   - Pokłóciliśmy się troszeczkę. - mruknął. - Ale na razie nie chcę o tym gadać, może później, bo dziś się bawimy, mam rację? - puścił do mnie oczko, ale i tak byłam zmartwiona o Albę.
   - Jak sobie życzysz - posłałam mu lekki uśmiech i złapałam za rękę. - Jak mamy się bawić, to chodź ze mną zatańczyć! - wyszczerzyłam się i pociągnęłam na do miejsca, gdzie tańczyli inni. Musiałam przyznać, że dobrze się bawiłam. Tańczyłam wiele razy z Jordim, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Isco, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Marciem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Martinem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Cristianem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Jonathanem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Rafą, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Alvaro, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Davidem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z innymi chłopakami, obecnymi na imprezie oraz rozmawiałam i bawiłam się z dziewczynami! IGNOROWAŁAM THIAGO, który tam był, pił, bawił się, obserwował to co robię, a gdy już przez przypadek na niego spojrzałam, lekko się uśmiechał! 

***
Thiago zaprezentowany, a w następnym rozdziale ciąg dalszy imprezy u Tello! 
22&23 Feb - Alcantara's days ♥
Wczoraj pięknym golem pochwalił się Rafinha, a dziś jego starszy braciszek! 

środa, 19 lutego 2014

nueve: vivir mi vida

Barcelona, 2018 r.  
Cała ta farsa z fiestą minęła, a nasi chłopcy wrócili do Barcelony. Dziś też wrócili do domu Xavi z Nurią i Ikerem.
 Siedziałam w kawiarni i czekałam na Blancę i Dulce, z którymi się umówiłam. Razem z Cunillerą byłyśmy ciekawe reakcji Isco, którego wczoraj przytargał tu ze sobą De Gea. Pierwsza pojawiła się uśmiechnięta Dulce. Przywitała się i usiadła naprzeciw mnie, wtedy kelnerka przyniosła moje cappuccino, a dziewczyna poprosiła o mrożoną kawę.
   - Zabalowaliście wczoraj z Marciem, co? - zaśmiałam się.
   - Nie no, a czemu? - spojrzała na mnie, lekko się rumieniąc.
   - Bo wczoraj wieczorem Nuria do ciebie dzwoniła, nie odbierałaś to zaczęłam się śmiać, żeby dała ci spokój, bo pewnie gratulujesz Bartrze karnego. Od razu zaprzestała - wyszczerzyłam się, a ona pokazała mi język.
   - Lepiej powiedz co z Blancą. Przyjdzie? - zapytała.
   - No tak i nawet już jest - uśmiechnęłam się, patrząc na drzwi wejściowe. Właśnie w nich pojawiła się dziewczyna, a tuż obok niej kroczył zadowolony madrycki pomocnik.
   - Cześć wam - uśmiechnęła się u ucałowała nas w policzki.
   - Witam drogie panie - odezwał się wyszczerzony Alarcon. - Przyprowadziłem wam moją Blancę i uciekam, bo umówiłem się z chłopakami. - kiwnął głową i delikatnie pocałował Sanchez. Pomachał nam jeszcze i wyszedł.
   - No to opowiadaj - wyszczerzyłam się, patrząc na dziewczynę.
   - Dokładnie! Mów jak Isco zareagował na dzidziusia! - dorzuciła Dulce.
   - Dziewczyny, wszystko po kolei! - zaśmiała się. - Gdy tylko przyjechał z Davidem do mieszkania, zdziwił się co ja właściwie tutaj robię, ale się cieszył, że jestem. Później zabraliśmy moje rzeczy i pojechaliśmy razem do hotelu. Tam usiadłam naprzeciw niego, złapałam go za rękę i powiedziałam, że zostanie ojcem.
   - Rozumiem, że padł z wrażenia? - wtrąciłam jej rozbawiona.
   - A właśnie, że nie - zaśmiała się. - Był w szoku, to było po nim widać, bo zaniemówił, ale po chwili przyłożył dłoń do mojego brzucha i uśmiechnął się, powtarzając cicho, że zostanie ojcem.
   - Jak słodko! - pisnęła Cunillera.
   - I wy też zagłuszaliście sąsiadów jak Marc z Dulce? - wyszczerzyłam się i wtedy tamta rzuciła we mnie zmiętą serwetką.
   - Ty może lepiej nam powiedz kiedy ty będziesz z kimś zagłuszać sąsiadów? - zaśmiała się dziewczyna obrońcy.
   - No właśnie, Ari! - dodała Blanca. One się teraz zmówiły, tak?!
   - Na razie jakoś nie mam zamiaru - pokręciłam głową.
   - My ci zaraz tu narzucimy ten zamiar! - uniosła się Dulce. - Mało tu paraduje wolnych ciasteczek?! Masz tu samotnego Jonathana, Davida, Rafę, a teraz też nawet i Thiago! - śmiała się, a gdy wypowiedziała ostatnie imię zrobiło mi się jakoś dziwnie, a Blanca zerkała na mnie.
   - Jest problem, Dul - wzruszyłam ramionami ze skwaszoną miną. - Jest problem, no bo ja już ich wszystkich pokochałam jak braci - puściłam do niej oczko. Bo co miałam?! Oczywiście z De Geą, Rafinhą i Joną tak było, ale ze starszym Alcantarą już niekoniecznie... - Zawsze mogę wstąpić do zakonu - pokazałam im język.
   - No na pewno! - wyśmiała mnie Sanchez. - Nie oddamy cię! O nie! Nie wpakujesz się nam tu w habit! Nawet o tym nie myśl!
   - Dokładnie! Zobaczysz, zaraz ci tu kogoś wynajdziemy! - dodała Dulce.
   - Ale ja nie potrzebuję faceta, dziewczyny no! - spojrzałam na nie.
   - Tak, tak - pokiwały głową. - Ostatnio czytałam, że Morata znów jest wolny, zawsze możesz się zabrać z Blancą i Isco do Madrytu i bliżej go poznać. - poruszyła brwiami.
   - Albo Vazquez! Miałam okazję go poznać, jest fajny! - wyszczerzyła się Blanca.
   - Dziewczyny, przestańcie może, co? Znam obu tych kretynów, są w porządku i nic im nie brakuje, ale nie! Ja się cieszę, że innym wychodzi. Na przykład jej, o! - wskazałam na drzwi, przez które właśnie weszła Maite i uśmiechnięta właśnie szła do naszego stolika.
   - Witajcie, kochane - ucałowała każdą z nas w policzek i usiadła na czwartym, wolnym krześle.
   - Co ty taka uradowana? - zapytała ją Dul.
   - Bo za trzy tygodnie, o tej porze, będę już żoną Martina. - wyszczerzyła się.
   - A wy czasem nie planowaliście zimowego ślubu, tuż przed sylwestrem? - zdziwiłam się.
   - Bo tak miało być, ale nastąpiła mała zmiana planów. W grudniu to już pewnie nie zmieściłabym się w żadną sukienkę, no może w worek po kartoflach. - zaśmiała się.
   - To znaczy, że... - zamyśliła się Dulce.
   - Że Montoya i Alarcon juniorzy będą rówieśnikami. - uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam, siedzącą obok mnie Dominguez. - Gratuluję, kochana!
   - Dziękuję, ale zaraz... - zmarszczyła brew. - Alarcon junior?
   - Dokładnie, ja też jestem w ciąży. - uśmiechnęła się Blanca.
   - To świetnie i również gratuluję - odparła Maite. - Martin chodzi dumny jak paw, Isco pewnie też?
   - Chodzi, chodzi. Już tu dziś był się zaprezentować, rozłożył ogon i błyszczy - zażartowałam.
   - A ja się cieszę, bo to oznacza, że za te trzy tygodnie znów się tu zobaczymy. - uśmiechnęła się Blanca.
   - A kiedy wyjeżdżacie? - zapytała Dulce.
   - Zostaniemy jeszcze kilka dni, później polecimy do Malagi, do rodziców Isco, potem do Manchesteru po resztę moich rzeczy i powrót do Madrytu. - wytłumaczyła.
   - Ale dobrze wyszło z tą ciążą, bo w końcu koniec tego waszego chorego związku na odległość - pokręciłam głową.
   - Gorzej z moimi rodzicami, gdy się dowiedzą o tym, że zostaję już w Hiszpanii, prawdopodobnie na stałe.
   - E, zrozumieją! - Maite machnęła ręką. - A teraz dziewczyny, mam ochoty na dobry deser lodowy! Zaczekajcie, kupię nam! - wyszczerzyła się i ruszyła w kierunku lady.

   Musiałam iść na stadion, do biur. Dostałam rano telefon od Tito żebym przyszła, bo chce o czymś porozmawiać. Zanim weszłam do budynku, oczywiście musiałam zrobić mu kilka zdjęć. Przywitałam się z ochroniarzem, później z jedną z sekretarek, którą minęłam na jednym z korytarzy i dotarłam do gabinetu prezesa klubu. Zapukałam, a po chwili usłyszałam ciche - 'proszę'. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Zajrzałam do środka.
   - Jestem. Mogę? - zapytałam.
   - Tak, jasne - uśmiechnął się Katalończyk. - Wejdź. - dodał i wstał zza swojego biurka, a ja weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. - Mam do ciebie sprawę.
   - Zamieniam się w słuch - skinęłam głową, a ten wskazał na krzesło, bym usiadła. To zrobiłam, a on usiadł w swoim fotelu.
   - Chciałbym żebyś była głównym fotografem na jutrzejszej prezentacji. - powiedział spokojnie, a ja przełknęłam ciężko ślinę.
   - Ale przecież Javier miał... - zająknęłam się.
   - Miał, ale jego syn wylądował w szpitalu i nie bardzo może się pojawić.
   - A Paco? Paco przecież jest tu najlepszym fotografem! - broniłam się.
   - Paco jedynie może przesłać nam pozdrowienia z Ibizy. Jest tam teraz z rodziną. - westchnął i podparł się na łokciach o blat biurka. - Ari, posłuchaj. Ja domyślam się, że gdyby to był każdy inny piłkarz, wzięłabyś tę robotę. Zauważyłem to gdy nie chciałaś lecieć na finał z Bayernem. Chodzi o samego Thiago, prawda? - zapytał.
   - Nie, no - zaprzeczyłam. - Chodzi o to, że są ode mnie lepsi fotografowie! - dodałam szybko.
   - Jesteś młoda i masz dobre oko, talent do tego co robisz, więc jak to mówią: bujać to ja, a nie mnie... - spojrzał na mnie badawczo. - Ja pamiętam, że zanim ty wyjechałaś do Anglii, a Thiago do Niemiec to coś pomiędzy wami było. Nie zaprzeczaj, bo ja zawsze miałem na treningach oczy dookoła głowy i wiedziałem wszystko. Doszedłem do wniosku, że Xavi o niczym nie wiedział, mam rację?
   - Tak, ale nadal o tym nie wie - mruknęłam cicho, opuszczając głowę.
   - Nie obawiaj się, bo ode mnie się nie dowie... Ale poza tym, nie wnikam w to co się stało pomiędzy tobą i Alcantarą, bo to wasze sprawy, ale minęło już sporo czasu. Będziecie tu razem pracować i chyba czas jakoś się dogadać, co?
   - Tito, to trudne - jęknęłam.
   - Dlatego można zacząć krok po kroku, na przykład sesja na prezentacji. - uśmiechnął się.
   - To polecenie służbowe? - zapytałam, spoglądając na byłego trenera.
   - Ari, to na razie prośba. - przewrócił oczami. Tito był jaki był, wszystko chciał pozałatwiać w spokoju, polubownie i za to go szanowałam. Inny pracodawca postawiłby jasno sprawę, bez dyskusji, masz robić zdjęcia tu i tu. To też oczywiście wiedziałam, że było poleceniem, ale Vilanova rozegrał to po swojemu. - To jak? Widzimy się jutro? - uśmiechnął się, a ja ciężko westchnęłam.
   - Tak, będę w klubie od rana - skinęłam głową.
   - Dziękuję, Ariadna. Wiedziałem, że ty i twój brat zawsze byliście porządni i profesjonalni w tym co robicie - mówił.
   - Tacy się udaliśmy - uśmiechnęłam się i wstałam, to samo zrobił mężczyzna. - Do zobaczenia - dodałam, a on wyciągnął do mnie swoją dłoń. Uścisnęłam ją.
   - Do jutra - skinął głową, a ja udałam się do wyjścia. To była moja praca i nie mogłam się nie zgodzić. Normalna sesja, mam za nim chodzić i robić mu zdjęcia, na badaniach, gdy będzie podpisywać kontrakt, udzieli wywiadów i zaprezentują go na Camp Nou... To będzie większa połowa dnia. Ari, dasz radę! Normalna praca, ale z modelem, którego wolałabym unikać...
W drodze powrotnej do domu, spotkałam najpierw Jordiego, później De Geę. Obaj do mnie dołączyli i zaczęli wypytywać co u mnie i tak dalej, bo praktycznie odkąd wrócili, nie ma nigdy okazji do rozmowy z którymś z nich.
   - Tito poprosił mnie bym była głównym fotografem na prezentacji. - westchnęłam, gdy wchodziliśmy do domu mojego brata.
   - Zgodziłaś się? - zapytał David, rozglądając się po parterze. - Nikogo nie ma, że rozmawiamy na takie tematy?
   - Xavi zabrał rano młodego i pojechali do Terrassy, a Nuria po pracy miała iść z Dulce na zakupy - machnęłam ręką. - A co do tamtego, raczej nie miałam wyjścia, bo to po prostu było zlecenie z pracy.
   - Dasz radę? - zapytał Alba, opierający się o framugę wejścia.
   - Muszę Jordi, muszę - mruknęłam i zabrałam trzy szklanki oraz karton z sokiem. - Chodźcie, usiądziemy sobie na tarasie. - uśmiechnęłam się do przyjaciół i wyszłam pierwsza. Usiedliśmy na wiklinowych fotelach przy niskim stoliku, a tarasowe drzwi zostały uchylone. Nalałam do każdej ze szklanek trochę soku i postawiłam przy chłopakach. 
   - Znając ciebie, będziesz go tam ignorować, jedynie robić zdjęcia - uśmiechnął się lekko David.
   - Taki mam zamiar - skinęłam głową. - A poza tym, miałam z nim już jedną konfrontacje, w jego mieszkaniu... - mruknęłam pod nosem.
   - A co ty robiłaś w jego mieszkaniu? - Jordi zaczął się śmiać, a ja zmroziłam go wzrokiem.
   - Bo muszę przyznać, że dobrze zrobił, a dostał jeszcze ode mnie opieprz... - mamrotałam.
   - Ci dobrze? - wyszczerzył się bramkarz. - Dziewczyno, to ty jesteś wybredna, jak chłopak ci dobrze robi i dostaje za to zjebkę... - zacmokał i pokręcił głową, a ja już lekko podenerwowana zdjęłam z nosi swojego adidasa i cisnęłam nim w Davida.
   - Spieprzaj, De Gea - warknęłam na niego. - To nie chodzi o to - westchnęłam, a on oddał mi but z powrotem.
   - No więc jak się tam pojawiłaś? - zapytał spokojnie Jordi.
   - Byłam na tej osiemnastce co miałam robić zdjęcia. Tam poznałam kuzyna solenizantki, a on dosypał mi czegoś do drinka. Wtedy zobaczyłam tam Thiago, który przyjechał po swoją siostrę, bo tam była. Wtedy zaczęłam już nie kontaktować ze światem, a gdy rano się obudziłam, byłam w mieszkaniu Alcantary!
   - Na moje oko tam powinno paść słowo 'dziękuję', a ty go jeszcze opieprzyłaś... No, ale w waszej sytuacji to jakoś mnie nie dziwi. - mruknął De Gea.
   - Ale przynajmniej wiemy dlaczego gdy Thiago wrócił do Madrytu taki jakiś nieswój - zauważył Jordi, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Taki mruk trochę był, nie w humorze po prostu. 
   - Dziwisz się? Dostał opieprz za to, że uratował swoją księżniczkę, a ona go zjechała za to - wyszczerzył się David. 
   - Chcesz znów oberwać? - spojrzałam na niego pytająco. - Nie jestem nią i nigdy nie byłam!
   - No tylko, że nadal o tobie myśli, a nawet gole dedykuje, jak na finale Ligi Mistrzów - odparł lewy obrońca. 
   - Jakoś mnie to nie interesuje, wiecie? - mruknęłam. - Niech zajmie się swoimi sprawami, a o mnie zapomni. Zabawił się mną trochę i okłamał. Niech spada! - mówiłam zła i wtedy usłyszałam jak wewnątrz domu coś spadło na ziemię. Zdziwiłam się i zerwałam z fotela, wbiegając do środka, a tam przy wejściu na taras stały Nuria i Dulce, a obok nich leżała zielona, plastikowa doniczka z rozsypaną dookoła ziemią.
   - No chyba dobrymi detektywami to my byśmy nie były, co siostra? - skrzywiła się młodsza, a za mną pojawili się Jordi i David. 
   - Ariadna, dlaczego nic nie mówiłaś o Thiago? - zapytała moja bratowa, patrząc na mnie. 
   - No, bo... - zająknęłam się i wtedy któryś z chłopaków poklepał mnie po ramieniu. 
   - Ja już chyba pójdę, bo wiecie... Moja świnka morska została sama w domu i tak dalej... Powinienem je w klatce wysprzątać, o! - powiedział bramkarz i pocałował mnie w policzek po czym tak samo pożegnał się z żoną swojego trenera i jej siostrą. 
   - A ja mu chyba pomogę! - dorzucił Alba i zrobił to samo co jego poprzednik. Obaj wyszli, zostawiając mnie z siostrami Cunillera. 
   - Więc chyba czeka was krótka historia - westchnęłam i spojrzałam na nie. Teraz nie ma odwrotu. Musiałam im o tym opowiedzieć, bo coś usłyszały z mojej rozmowy z piłkarzami. 

***
Wczorajszy mecz - piękny karny Leo i cudowna bramka Daniego *.*

piątek, 14 lutego 2014

ocho: mi vida eres tu

Barcelona, 2018 r. 
  Dziś miał się odbyć finał Mistrzostw Świata. Hiszpania kontra gospodarze, Rosja, co było lekkim zaskoczeniem dla wszystkich, a przede wszystkim dla samych Rosjan.  
 Dom był pusty, bo Xavi z Nurią i ich synkiem właśnie wybrali się na ten mecz, więc sprowadziłam sobie na ten wieczór Dulce i Bloncę.  Siedziałyśmy we trójkę w salonie z chipsami, sokiem i piwem dla mnie i młodszej Cunillery.
   - Marc chce mnie poznać ze swoją rodziną jak wróci z Rosji. - mruknęła Dulce, gdy chłopaki wchodzili na boisko. Wpakowała chipsa do buzi i obserwowała Bartrę przez szklany ekran.
   - Ale to chyba dobrze, co? - spojrzałam na nią. - To świadczy o tym, że zależy mu na tobie.
   - I Ari ma rację - dodała Blanca. - Miałam okazję poznać rodziców Isco, gdy byłam u niego w Maladze. On moich też zna - skinęła głową.
   - No widzisz? Nie masz się czym martwić, bo widać, że jesteście razem szczęśliwi. - powiedziałam i pogłośniłam dźwięk w telewizorze.
   - Może i racja, ale ja i tak się trochę boję tego spotkania.
   - Nie masz czego, Dulce - uśmiechnęła się szatynka. - Ja też się tak bałam, ale nie warto było. Teraz jeszcze tylko zostaje wiadomość o wnuku! - zaśmiała się.
   - No oby tak było! - Dul machnęła ręką.
   - Teraz oglądamy mecz! - wyszczerzyłam się, ale po chwili uśmiech zszedł mi z twarzy, bo na ekranie pojawił się Alcantara. Dulce tego nie zauważyła, ale Blanca tak. Spojrzała na mnie, bo wiedziała o co chodzi. Muszę się nauczyć żyć tu teraz z nim normalnie. Nie mam wyjścia.
Bój był zawzięty, ale nikt nie potrafił wbić piłki do bramki. To samo w dogrywce. Padło na karne.
 Chłopcy chwilę stali z trenerem przy linii, a później kapitanowie wylosowali bramki i kolejność.
Najpierw my. Jako pierwszy z Hiszpanów podszedł Andres. Ustawił piłkę, przymierzył i zdobył bramkę. Zawodnik z Rosji bez najmniejszego trudu pokonał De Geę. Później bezbramkowa kolejka, niestety nie udało się Pique. Nadal było 1:1. Isco zdobył bramkę, a Blanca w jednym momencie podskoczyła i mnie oraz Dulce zaczęła całować w policzki, bo siedziała pomiędzy nami. Po nim swoją bramkę zdobył rosyjski zawodnik. W pole karne teraz wszedł skoncentrowany Marc. Spojrzał na piłkę i później na bramkarza. Rozbiegł się i kopnął, a piłka idealnie zmieściła się w okienku bramki. Teraz to Dulce nam tu świrowała, a my się z niej śmiałyśmy. I znów, na szczęście, nie udało się Rosjanom i rozmyślałyśmy między sobą kto wyjdzie do ostatniej kolejki z naszych, gdy z grupki wyłonił się Thiago, a ja od razu spoważniałam. Zauważyłam jak Blanca kątem oka spojrzała na mnie. Wiedziała o tym wszystkim. Piłkarz ustawił się przy piłce, usłyszał gwizdek sędziego i spojrzał przez ułamek sekundy na bramkarza. Kopnął piłkę w prawy dolny róg, całkowicie rozbijając obrońcę, który rzucił się na lewo. We trzy zapiszczałyśmy i zaczęłyśmy się do siebie tulić. Zawsze cieszyłam się, gdy Thiago strzelał gole dla reprezentacji, bo to miało zawsze jakiś tam wkład do wygranej. Po prostu cieszyłam się z gola dla Hiszpanów, nie patrzyłam kto go strzelał.

  Następnego dnia, tak jak byłam umówiona - miałam robić zdjęcia na imprezie urodzinowej dziewczyny Adrii. Ubrałam jeansy, cekiniasty top i zabrałam czarną, skórzaną kurtkę. Zabrałam swoją torbę z całym osprzętem i wyszłam, zamykając dom na klucz. Wracając z finału, mój brat z rodziną jeszcze zahaczyli o Włochy, gdzie postanowili spędzić dwa kolejne dni.
 Pod klubem pojawiłam się równo o 20. Ochroniarz sprawdził moje nazwisko na liście i weszłam do środka, a tam od razu znalazłam Adrię i jego dziewczynę. Porozmawiałam chwilę z nimi i później rozeszliśmy się. Każdy się bawił, a ja krążyłam po lokalu i zajmowałam się swoją pracą.
  Było już po 23, kiedy oparłam się o jedną ze ścian, by chwilę odsapnąć, a obok mnie po chwili oparła się młoda dziewczyna ze szklanką w dłoni. Skrzywiła się i zaczęła luzować zapięcie swoich sandałków.
   - Gryzą? - uśmiechnęłam się lekko do niej.
   - Niestety - spojrzała na mnie i wtedy zdałam sobie sprawę, że dziewczyna wydawała mi się znajoma. - Ale na szczęście nie będę wracać do mieszkania na piechotę. - zaśmiała się.
   - Chłopak? - spojrzałam na nią z uśmiechem.
   - Nie - pokręciła głową. - Brat obiecał, że po mnie podjedzie. I tylko błagam, nie wydaj mnie! - wskazała na swoją szklankę. - Moi dwaj starsi bracia są gorsi niż rodzice, a na tej dziś zaprzestaje, żeby nie wyczuł! Mam dwadzieścia lat, a traktują mnie jakbym nadal miała piętnaście! - zaśmiała się.
   - Czemu miałabym cię wydać? - spojrzałam na nią pytająco.
   - Bo ich dobrze znasz - uśmiechnęła się do mnie, a ja zmarszczyłam czoło. Ponownie na nią spojrzałam i już chyba wiedziałam, skąd wydawała mi się znajoma.
   - Jesteś... - zaczęłam, a ona od razu mi przerwała.
   - Thaisa Alcantara - wyciągnęła dłoń w moim kierunku, a ja ją uścisnęłam. - Te dwa głupki dużo o tobie opowiadały. - wyszczerzyła się.
   - Serio? - zapytałam lekko zdziwiona. - Co takiego?
   - Że jesteś w porządku. - skinęła głową. - I z tego co wiem to potem obaj żałowali, że wyjechałaś.
   - Tylko, że zaraz po mnie obaj też się zmyli - uśmiechnęłam się lekko do niej. - Monachium i Vigo. - dorzuciłam.
   - Ale obaj wrócili! Rafa wcześniej, a ten starszy głupek nieco później. - zaśmiała się. - Ale mniejsza o to... - machnęła ręką. - Cieszę się, że mogłam cię poznać, Ari i wiesz co... Chłopak przy barze, ciągle na ciebie zerka. - wskazała przed nas, a ja tam spojrzałam. Faktycznie, przy barze stał przystojny brunet, który co chwila patrzył w naszą stronę.
   - On tu może być? To nie jest impreza dla rówieśników? Wydaje się być starszy. - spojrzałam na Brazylijkę.
   - To chyba kuzyn naszej solenizantki. - wzruszyła ramionami. - Coś wspominała, że będzie. O, idzie tu - wyszczerzyła się i kątem oka spojrzała na mnie. - Powodzenia - szepnęła do mnie jeszcze. Już chciałam jej coś jeszcze odpowiedzieć, kiedy przed nami pojawił się właśnie ten chłopak.
   - No cześć. Czemu taka ładna dziewczyna nie bawi się z rówieśniczkami tylko podpiera ścianę i biega z aparatem? - uśmiechnął się do mnie. 
   - Bo tu pracuję - podniosłam aparat do góry. - A rówieśniczką byłam wieki temu - uśmiechnęłam się. 
   - Niemożliwe! Nigdy bym nie powiedział! - wyszczerzył się. - A może dasz się namówić na taniec? - zrobił słodką minkę. 
   - Idź, ja popilnuję sprzętu - Thaisa puściła do mnie oczko. 
   - No dobrze - skinęłam głową i podałam dziewczynie torbę i aparat. Chłopak przez cały taniec strzelał jakimiś żartami. Miał na imię Nathan i faktycznie był kuzynem dziewczyny młodego Vilanovy, Sandry. Podziękowałam i wróciłam do koleżanki, wzięłam lustrzankę i wróciłam do robienia zdjęć. Ciągle miałam wrażenie, że czuję na sobie wzrok Nathana, a z czasem to zaczęło się robić uciążliwe.
  Minęła pierwsza i na sali zaczęło się przerzedzać. Wtedy do narożnika, w którym sobie przycupnęłam dosiadł się Nathan z dwiema szklaneczkami, w których były kolorowe drinki. 
   - Zmęczona? - uśmiechnął się, podając mi jedną. 
   - Już trochę - skinęłam głową i objęłam dłońmi szklankę. Szczerze powiedziawszy to miałam już dosyć tej głośnej muzyki, dymu i tłoku. 
   - Możesz się lekko odprężyć - puścił do mnie oczko i wskazał na drinka. - Nie wydam cię, spokojnie - zaśmiał się, a ja lekko uśmiechnęłam i upiłam mały łyk. - Może opowiesz coś o sobie? - ciągle mi się przyglądał. 
   - Nie wiem co - wzruszyłam ramionami. - Przez cztery i pół roku mieszkałam w Manchesterze - rzuciłam i znów się napiłam. Tym razem spory łyk. Poczułam jakby zaczęło mi szumieć w głowie, a przecież wcześniej nie piłam tu nic alkoholowego. - Nie powinnam - skrzywiłam się i chciałam odłożyć szkło na stolik, ale on z uśmiechem zaprotestował. 
   - Jest już późno, powinnaś odpocząć, a to pomoże ci się odprężyć, zaufaj mi - mówił, a ja upiłam jeszcze jeden łyk, obiecałam sobie, że będzie on ostatnim i się zmywam do domu. Teraz zaczęło mi się kręcić w głowie. Spojrzałam w kierunki baru i myślałam, że mam teraz jakieś omamy, bo widziałam jego... Stał przy barze ze swoją siostrą, Adrią oraz Sandrą. Rozmawiali o czymś, a po chwili spojrzał w moim kierunku. Automatycznie poczułam się jeszcze gorzej, a obraz zaczął mi się zamazywać. Złapałam się za głowę, a szklanka sama wyślizgnęła mi się z drugiej dłoni na ziemię. Poczułam jak opadam na Nathana, a on objął mnie silnie ramieniem. Dalej już nie wiem co się mogło dziać, ogarnęła mnie nagle taka dziwna pustka. 

  Po woli podnosiłam powieki i zobaczyłam beżową ścianę z oknem i rozsuniętymi roletami. Przekręciłam się na plecy i zamrugałam kilka razy powiekami. Rozejrzałam się. Na krześle przy łóżku wisiała moja kurtka i torba, a buty stały przy łóżku, na w którym się obudziłam. Przełknęłam ciężko ślinę, bo wiedziałam gdzie jestem, ale nie wiedziałam dlaczego... 
 Usłyszałam kroki i spojrzałam w kierunku drzwi, które po chwili się otworzyły, a w progu stanął Brazylijczyk. Spojrzał na mnie z troską, a ja od razu wstałam z łóżka. 
   - Co ja tutaj robię? - przymrużyłam powieki i wtedy zaczęłam sobie przypominać Nathana i ostatnie urywki, jak zaczęłam się gorzej czuć. - Ale właściwie to co tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz w Madrycie z resztą?! - zapytałam podniesionym tonem, patrząc na niego. 
   - Musiałem coś tu załatwić - odparł. 
   - No chyba nie przyjechałeś tu specjalnie po siostrę? 
   - W klubie mieli małe zamieszanie i zapomnieli mi dać przed wyjazdem jednych papierów, które już powinny być odesłane do Monachium, więc musiałem je podpisać. Za dwie i pół godziny mam samolot do stolicy. - mówił, a ja na chwilę zamilkłam. 
   - Zabrałeś mnie stamtąd? - zapytałam cicho. 
   - Ten gnój dosypał ci coś co drinka - odpowiedział.
   - Poradziłabym sobie - odburknęłam i usiadłam na skraju łóżka, ubierając swoje buty. 
   - Nie Ari, nie poradziłabyś sobie - powiedział poważnie. - Nie kontaktowałaś! 
   - Nie powinno cię to interesować, wiesz? - syknęłam i zarzuciłam na siebie swoją kurtkę. 
   - Jednak interesuje, bo ten palant chciał cię stamtąd zabrać! Musiał dopiero dostać, żeby się odczepić! - zawołał zdenerwowany, a mnie lekko zamurowało. Nie chciałam dać tego po sobie poznać, więc spuściłam wzrok i zabrałam torbę, przewieszając ją przez ramię. Dostać? Ale w sensie, że Thiago go uderzył żeby ochronić przed nim mnie?
   - Nie wtrącaj się już w nic - mruknęłam i ruszyłam, chciałam go wyminąć i po prostu wyjść, a ten złapał mnie za nadgarstek, zmuszając bym na niego spojrzała. 
   - Posłuchaj mnie - zaczął i spojrzał mi prosto w oczy, a mnie nagle ogarnęło dziwne uczucie. - Nie wybaczyłbym sobie nigdy, gdybym cię tam z nim zostawił, a on zrobił ci krzywdę. - mówił spokojnie. - Nigdy, rozumiesz? - dodał, a ja poczułam narastającą gulę w moim gardle. - Nie chcę żebyś cierpiała...
   - Naprawdę? - zapytałam z podniesionym głosem. - Tylko szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej! - spojrzałam z wyrzutem na niego i wyrwałam się z jego uścisku. Ruszyłam do wyjścia z mieszkania. 
   - Ariadna! - usłyszałam jeszcze, gdy zamykałam za sobą drzwi, ale nie zatrzymałam się. Zbiegłam po schodach na dół. Ruszyłam po prostu przed siebie, krążąc uliczkami Barcelony. Trafiłam w końcu do parku, ten sam, w którym po raz pierwszy zobaczyłam Julię i Thiago razem, ten sam gdzie wypłakiwałam się Jordiemu na ramieniu. Odnalazłam wolną ławkę i usiadłam, kładąc obok torbę. Westchnęłam i przymknęłam oczy, odchylając lekko głowę do tyłu. Miał rację, że ten Nathan mógł mi coś zrobić, ale nie potrafiłam inaczej zareagować na jego słowa... Byłam po prostu zdenerwowana tym, że to był właśnie on, że zabrał mnie do swojego mieszkania i przenocował, dając mi bezpieczeństwo. To nie tak, że nie byłam mu za to wdzięczna, bo byłam, ale nie potrafiłam mu tego powiedzieć. Nie mogłoby mi teraz przejść przez gardło słowo 'dziękuję'. Gdy spojrzałam w jego oczy, tak naprawdę nie chciałam na niego warczeć i podnosić głosu. Widziałam w nich tego troskliwego chłopaka, kochanego i wtedy mojego, który jednak okazał się kłamcą i draniem. W pewnym momencie chciałam się przytulić, ale od razu skarciłam się w myślach. 
 Spojrzałam na swój telefon, a tam widniały dwa nieodebrane połączenia. Oczywiście od mojego brata. Odpisałam mu, że wszystko w porządku i nocowałam u znajomej, którą spotkałam i że za niedługo będę. Znów musiałam okłamać Xaviego... Znów przez Alcantarę... 

***
Walentynki, walentynki, wszędzie walentynki! 
Piłkarze wstawiają zdjęcia ze swoimi ukochanymi i nawet zły, niedobry dla swoich fanek, raniący ich kochające serduszka, piękny, seksowny i słodki Alvaro ujawnił swoja tajemniczą dziewczynę! 
Zmotywował mnie tym tylko do opowiadania, które od dłuższego czasu mam zamiar o nim napisać! 

piątek, 7 lutego 2014

siete: cuando me enamoro

Barcelona, 12 lipiec 2013 r.
 Od tych trzech nieszczęsnych dni, mało co wychodziłam z domu, a Xavi ciągle pytał co mi jest. Zbywałam go, że źle się czuję i tak dalej, chociaż chciałam się mu wypłakać na ramieniu i wszystko powiedzieć, tylko nie chciałam z drugiej strony, żeby relacje pomiędzy nim i Thiago, na boisku się pogorszyły. Więc siedziałam cicho.
 To był piątkowy wieczór, a do mojego brata przyszło kilku kumpli, siedziałam u siebie i nawet nie wiedziałam kto tam był. Co prawda, chłopaki zrobili kiedyś wieczór kawalerski Hernandezowi, ale i tak dziś wpadli. Dziesięć minut po tym jak usłyszałam dzwonek do drzwi z dołu, ktoś do mnie zapukał.
   - Proszę - odparłam cicho, a wtedy w progu pojawił się uśmiechnięty Jordi. 
   - Cześć - wszedł i wpakował się na łóżko obok mnie, a z kieszeni jeansów wyjął dwa czekoladowe batoniki, akurat te, które okazały się ulubione naszej dwójki. Podał mi jednego i zabrał się za rozpakowywanie swojego. - I jak? - spojrzał na mnie.
   - Jak ma być? - mruknęłam. - Ciągle dzwoni i pisze SMSy, że chce się ze mną spotkać i porozmawiać, a ja odrzucam. - wzruszyłam ramionami. - Nie chcę go widzieć.
   - Nie będzie go jutro. Jest w Grecji. - powiedział Jordi.
   - No i dobrze! - warknęłam. - Niech się dobrze bawi z Julią. Przynajmniej nie będę musiała go oglądać.
   - Xavi nadal nic nie wie?
   - I nie chcę żeby wiedział. Mówiłam ci już o tym. - spojrzałam na niego.
   - Okej - skinął głową. - Zejdziesz na dół?
   - Nie mam ochoty Jordi na większe towarzystwo - skrzywiła się. - A w kwestii towarzystwa... Właśnie! Napis 'z osobą towarzyszącą' u ciebie nadal jest tylko fikcją, by kogoś do tego czasu zdążyłeś wyrwać? - wyszczerzyłam się.
   - Sam na pewno bawił się nie będę - pokazał mi język.
   - O, to zabrzmiało interesująco! - usiadłam po turecku, nie odrywając od niego wzroku i ugryzłam kawałek batonika.
   - No wiesz, ja samotny, a tobie na pewno nie dam siedzieć samej przy stoliku z wszystkimi starymi ciotkami. - zaśmiał się.
   - Czyli przez to proponujesz, żebyśmy udali się tam razem? - uśmiechnęłam się, przymrużając powieki.
   - Tak, dokładnie - skinął głową, a ja rzuciłam w niego papierkiem. - Co to było? - udał oburzenie.
   - To była zgoda, więc masz jedną noc na to, by przygotować się by nie deptać mi po palcach - pokazałam mu język.
   - Oj, bardzo zabawne! - pokręcił głową. - Dobrze zrobiłem, przynosząc czekoladę! To faktycznie uszczęśliwia! - żartował, a ja rzuciłam w niego pilotem do wieży, który miałam pod ręką.

Barcelona, 2018 r.
  Chłopcy wyjechali do Rosji na mistrzostwa, a ja miałam czas dla siebie, by w spokoju poukładać sobie wszystko w głowie. Przyzwyczaić się do myśli, że znów będę przebywać z Thiago w jednym mieście, a nawet pracować w jednym klubie.
 Wyjechałam na tydzień do Terrassy, do rodziców, a klucze, które podrzucił mi De Gea, bym zajmowała się jego świnką morską, powierzyłam Dulce, która została w Barcelonie. Wystarczyło tylko gryzonia nakarmić i uzupełnić poidełko.
 W domu pomagałam mamie, ale również musiałam posłuchać trochę jej kazań, że od Oscara i Xaviego doczekała się wnuków, od Alexa to ona nawet nie ma na co liczyć, bo to stary kawaler, nadal mieszkający z nimi, a ja jestem jeszcze młoda, powinnam znaleźć sobie już przynajmniej chłopaka i później myśleć o dzieciach. Pamiętam, że zawsze powtarzała, że chce mieć gromadkę wnuków, bo dorobiła się w końcu tej czwórki dzieci. Tata wtedy tylko siedział cicho i uśmiechał się pod nosem, a Alex musiał dogadywać! Później odwiedziłam też Oscara i jego rodzinę i dopiero wtedy wróciłam do Barcelony.
 Często zabierałam małego Ikera i razem z Dulce chodziłyśmy na spacer, albo po prostu zająć się zwierzątkiem mojego przyjaciela.
 Pewnego dnia musiałam udać się tam sama, bo Iker złapał jakieś przeziębienie, a Dulce musiała zostać w pracy za chorą koleżankę.
 Weszłam do mieszkania Davida i od razu skierowałam się do jego sypialni, gdzie znajdowała się klatka.
   - Cześć mały gryzoniu - zaśmiałam się o otworzyłam mały właz, wyjmując maleńką miseczkę. Nasypałam do niej karmę i odstawiłam. Napełniłam poidełko i podlałam kwiatka, który stał sobie w przedpokoju, którego na siłę wcisnęła mu mama. Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, bo kto by nie wiedział, że De Gea jest teraz w Rosji. Otworzyłam drzwi i nie wierzyłam. W progu stała nasza przyjaciółka z Manchesteru z torbą na ramieniu. - Blanca, co ty tutaj robisz? - zdziwiłam się, zapraszając ją do środka. - I dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś, że przyjeżdżasz?! - przytuliłam ją.
   - Bo to było nagłe, Ari - uśmiechnęła się nagle. - Telefon mi padł jeszcze w samolocie, więc nie miałam jak do ciebie zadzwonić, a znałam tylko adres Davida. Wiedziałam, że go nie ma, ale liczyłam na łut szczęścia, że ktoś tu będzie. Inaczej jakoś ciebie bym szukała - westchnęła, stawiając torbę na ziemi.
   - Stało się coś? - zmarszczyłam brew. - Nie rzuciłabyś wszystkiego i tu przyjechała tak od siebie... - mruknęłam.
   - Ariadna, potrzebuję o czymś pogadać! - jęknęła, a ja od razu pociągnęłam ją do kuchni. Usadziłam ją na jednym z krzeseł, znalazłam w szafce bramkarza malinową herbatę i ją zaparzyłam. Dziewczyna siedziała z oparta głową na łokciu. Miała długie, brązowe włosy. Urodę odziedziczyła po ojcu, który jest Hiszpanem. Jej matka jest rodowitą Brytyjką, a nawet podobno miała coś z jakiejś rodziny hrabiów... Ja, Blanca oraz David mieszkaliśmy w jednym apartamentowcu, w jednej klatce, na jednym piętrze. De Gea trenował sobie w United, ja pracowałam dorywczo jako fotograf i pomagałam w hotelu przyjaciela mojego ojca, którego i tak nazywaliśmy wszyscy wujkiem. Blanca pomagała w rodzinnej firmie ojca, a na co dzień stała za barem w klubie jej starszego brata. W ostatnim sezonie, jaki bramkarz spędził w Anglii, po meczu Manchester United z Realem Madryt, David porwał swoich reprezentacyjnych kolegów na jakiś czas i wtedy Sanchez poznała Alarcona. Tak się to wszystko potoczyło, że rozmawiali ze sobą przez Internet, SMSowali i wyszło na to, że oboje się sobie spodobali. Spotykali się sporadycznie, tylko gdy któreś z nich miało czas. Jedno w Madrycie, drugie w Machesterze. Związek na odległość, ale jakoś funkcjonował.
   - Mów, co się dzieje - postawiłam przed nią kolorowy kubek i spojrzałam badawczo na szatynkę. Widziałam po niej, że coś jest nie tak.
   - Ari, bo ja jestem w ciąży - spojrzała na mnie. Widziałam, że się bała tego.
   - Kochana, ale powinnaś się z tego powodu cieszyć, przecież.
   - Nie wiem jak Isco zareaguje. - wzruszyła ramionami.
   - Ja ci powiem jak Isco zareaguje! - zaczęłam z podniesionym tonem. - Ucieszy się, po czym zrobi to co już wcześniej powinien zrobić! Teraz nie masz wyjścia, musisz z nim zamieszkać, tu w Hiszpanii. - powiedziałam pewnie.
   - No, ale Manchester... - jęknęła.
   - Przestań - machnęłam ręką. - Twoi rodzice bardzo dobrze dają radę, a i u brata w klubie też nie musisz pracować. Na pewno nie teraz! Który to miesiąc?
   - Drugi - skinęła głową. - Isco wtedy był ostatnio w Anglii - uśmiechnęła się lekko. - I wiesz co? - popatrzyła na mnie. - Tak, chcę z nim zamieszkać i być przy nim!
   - Blanca, bardzo dobra odpowiedź! - wyszczerzyłam się.
   - Dziękuję za rozmowę, Ari! Pomogłaś mi, a teraz powinnam poszukać jakiegoś hotelu by się zatrzymać przez ten czas.
   - Zgłupiałaś? Przecież to mieszkanie jest wolne, a myślę, że David nie będzie miał nic przeciwko i będzie miał kto zająć się tą jego nienajedzoną świnką! - wyszczerzyłam się.
   - Nie mogę mu zająć mieszkania, Ari! - jęknęła.
   - Możesz, możesz - zaśmiałam się i ucałowałam ją w czoło. - Ja ci na to pozwalam, a później zadzwonię do Davida, powiem mu i przy okazji żeby się Alarconowi nie wygadał - puściłam jej oczko i położyłam na stole klucze, które wcześniej miałam w kieszeni. - Muszę już się zbierać, bo miałam posiedzieć z bratankiem. Do zobaczenia. Jakby co to dzwoń! - uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do wyjścia. Usłyszałam tylko jej głos, odpowiadający na pożegnanie.

Barcelona, 13 lipiec 2013 r.
  Wcześnie rano byłam już razem z bratem w Gironie, gdzie miała się odbyć uroczystość. Zameldowaliśmy się w hotelu, gdzie mieli być już goście. Gdy tylko odeszliśmy od recepcji, ten zaczął dzwonić do Nurii, która była w domu swoich rodziców. Jedynie pokręciłam głową, zostawiłam torbę i futerał z sukienką w pokoju i zaczęłam szukać rodziców, którzy już powinni tam być.
  Na miejscu byłam jako jedna z pierwszych i właśnie wtedy poznałam Dulce. Miała na sobie długą, zieloną sukienkę, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Okazało się, że tak samo jak ja, nie mogła usiedzieć i przyjechała tu wcześniej by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Z tym tylko, że ona dostawała szału w domu, a ja w hotelu. Siedziałyśmy na sali, gdzie miało się później odbyć przyjęcie i obserwowałyśmy kelnerów i kelnerki, którzy krzątali się przy restauracji. Śmiałyśmy się do siebie, że to jedna ma krzywe nogi, druga za duży nos, ale za to kelnera można by schrupać. Żałowałam, że nie miałam okazji jej wcześniej poznać, bo naprawdę była w porządku.
 W pewnym momencie dostaliśmy znak, że pierwsi goście już nadjeżdżają, więc wyszłyśmy na zewnątrz. Na szczęście miałyśmy farta, bo to był duży teren, z murem, a fotoreporterzy mieli zakaz wstępu, więc nie musiałam na siebie później patrzeć w Internecie. Nie lubiłam tego.
 Najpierw pojawiła się mama z Alexem, którzy od razu do nas podeszli. Zaraz po nich dołączył do nas Oscar ze swoją żoną.
   - Siostrzyczko, jak ty ślicznie wyglądasz - wyszczerzył się mój najstarszy brat. 
   - Kiedyś trzeba, nie? - zaśmiałam się. Miałam na sobie białą sukienkę na ramiączkach w czarny, kwiecisty wzór, sięgającą do kolan. I wtedy usłyszeliśmy krzyk i wrzawę sprzed bramy, a to mogło tylko oznaczać jedno - zjeżdżały się sławy. Po chwili w bramie pojawił się nasz Xavi z ojcem. Obaj do nas podeszli, a Xavi cały tryskał radością. Z resztą nikt mu się nie dziwił. 
 Z gości najpierw pojawił się Javier wraz z Fernandą, dalej Pedro z Carliną, a zaraz za nimi Andres z Aną. Później bramę przekroczył David Villa z Patricią, Jose Reina z Yolandą, Cesc z narzeczoną, Victor ze swoją żoną, Leo z Antonellą. Takiej uroczystości nie pominęli także niektórzy z byłych zawodników Blaugrany, między innymi taki Gabri, Albert Jorquera czy Santi Ezquerro z partnerkami oraz Oleguer Presas, który przyszedł sam, ale tak samo Busquets. Jordi także kroczył przed kamerami samotnie, a gdy tylko do mnie podszedł od razu się uśmiechnęłam. Wyglądał naprawdę dobrze! Teraz wystarczyło poczekać na pannę młodą!
  Thiago faktycznie nie było, ale to dobrze, bo nie musiałam się męczyć. Mogłam się dobrze bawić. Ale większości młodzików tam nie było. 
 Po ślubie, który odbył się w pięknie przyozdobionym ogrodzie, Xavi już wraz ze swoją żoną wyszli przed mur do zebranych ludzi, którzy ciągle tam stali. Wypili po łyku szampana i wrócili do nas. 
 Rozmawiałam z innymi, tańczyłam z każdym po kolei i po prostu się bawiłam. To był naprawdę wspaniały wieczór, nie tylko dla młodej pary. 
   - A ja jeszcze nie tańczyłem ze swoją ukochaną siostrą - usłyszałam za sobą głos Xaviego, gdy siedziałam przy stoliku wraz z Jordim, Davidem oraz jego żoną słuchałam o tym jak to było, gdy obaj grali jeszcze w Valencii. Uśmiechnęłam się i przeprosiłam przyjaciół, wstając do brata. - Można? - uśmiechnął się. 
   - Ależ oczywiście - skinęłam głową i razem z nim podeszłam na parkiet, gdzie tańczyło kilka par, między innymi Nuria ze swoim ojcem. 
   - Uśmiechasz się, moja droga - wyszczerzył się. 
   - To mam płakać w tak szczęśliwym dniu? - pokręciłam głową. 
   - Nie o to mi chodzi, Ari. Ostatnio coś cię męczyło i nie chciałaś mi powiedzieć co się dzieje. 
   - Bo to było trudne - westchnęłam. 
   - Może jednak potrafił bym pomóc? - uśmiechnął się. - Mów tu szybko swojemu brat co się działo. 
   - Poznałam pewnego chłopaka, myślałam, że coś z tego będzie, ale okazało się całkiem inaczej - opuściłam głowę. 
   - Czemu nic nie mówiłaś? - zapytał zawiedziony. - Wiesz, że zawsze możesz mi zaufać, prawda? Trzeba było go przyprowadzić do mnie, a ja już bym się z nim rozprawił - puścił do mnie oczko. - I mam nadzieję, że to nie... - od razu spoważniał i spojrzał w kierunku, siedzącego przy stoliku Jordiego. 
   - Nie! - uśmiechnęłam się. - Jordi to wspaniały przyjaciel i nie masz się czym martwić, ale... - opuściłam wzrok. - Trochę myślałam i stwierdziłam, że chcę pojechać na jakiś czas do Manchesteru. Rozmawiałam z wujkiem przedtem i powiedział, że z chęcią zatrudniłby mnie u siebie w hotelu. Wiesz, podszkoliłabym język i tak dalej. 
   - Myślę, że to dobry pomysł - pokiwał głową. - Jesteś młoda i dużo przed tobą. I to normalne, że jesteś ciekawa świata. Chociaż będzie smutno bez ciebie! - mówił. Od zawsze rozumiałam się z Xavim. Byliśmy tą młodszą dwójką z rodzeństwa, jest pomiędzy nami prawie dwanaście lat różnicy, ale zawsze było dobrze. Czułam, że nawet o to nie pytając, Xavier wiedział, że chciałam zmienić otoczenie przez tego chłopaka... Taka była reakcja Xaviego, jeszcze zostali mi rodzice i Jordi. Chciałabym żeby była podobna.

***
Achhh, pamiętam ten czas kiedy to się wyczekiwało przez cały dzień żeby zobaczyć pierwsze fotki czy filmiki ze ślubu Xaviego
Dziś mamy tu dużo Jordiego, więc trzeba napawać się na razie gifami z Nim <3
No i oczywiście sto lat, sto lat! Niech żyje, żyje naaaaam! A kto? A Sergi