Barcelona, 2018 r.
Razem z Dulce posprzątałyśmy
doniczkę i później usiadłam z nimi w salonie i musiałam wszystko
opowiedzieć, bo nie dałyby mi spokoju... Ciężko było mi znów
przez to wszystko przechodzić, opowiadając dziewczynom o tym, że
był czas kiedy byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem,
a zaraz to wszystko się posypało, bo okazało się, że Thiago mnie
okłamywał. Najgorsze było w tym wszystkim to, że nadal coś do
niego czułam. Z jednej strony nadal go kochałam, a z drugiej
nienawidziłam za to wszystko. To było po prostu śmieszne.
Wyjechałam do Manchesteru żeby zapomnieć, ale to nic nie dało.
Nadal to wszystko kotłowało się we mnie, a teraz gdy wiem, że
jest w tym samym mieście, nasiliło się, ale muszę się z tym
pogodzić.
- Nie powiedziałam wam o
tym, bo nie chciałam żeby przez jakikolwiek przypadek Xavi się o
tym dowiedział. - mruknęłam, patrząc na nie.
- Nic nie szkodzi, Ari -
Nuria lekko się uśmiechnęła i przysunęła się do mnie,
przytulając. - I rozumiem dlaczego... Niby mój mąż uchodzi za
spokojnego, a gdy coś się dzieje komuś bliskiemu, on zamienia się
w lwa.
- A wtedy z Alcantary
zostałby wiór i raczej nie namawiałby go do powrotu tu. -
dopowiedziała Dulce.
- Dokładnie. Niech to się
kręci jak ma się kręcić, a ja sobie dam radę. - powiedziałam,
chyba bardziej dlatego by przekonać samą siebie do tych słów. - I
chyba nie muszę wam mówić, żebyście nie wygadały się przed
Xavim, prawda? - skrzywiłam się.
- No jasne. Masz to jak w
banku - Nuria skinęła głową i wtedy usłyszeliśmy, zajeżdżający
pod dom samochód. To był właśnie mój brat, który wrócił od
naszych rodziców. Widziałyśmy przez okno jak wysiada i po chwili
wyjmuje Ikera z siodełka z tylnego siedzenia. Weszli do domu, a my
jakby nigdy nic przywitałyśmy się z chłopakami i zaczęłyśmy
przygotowywać kolację.
Podniosłam senne powieki i spojrzałam
na elektroniczny zegarek przy moim łóżku. Wskazywał kilka minut
po ósmej, więc trzeba było wstawać, chociaż wcale nie miałam na
to najmniejszej ochoty.
Zwlekłam się z łóżka i
pomaszerowałam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic.
Podeszłam do swojej szafy i wyjęłam z niej jeansy oraz top z
logiem Barcelony. Ubrałam trampki, sprawdziłam czy wszystko, to co
potrzebne jest w mojej torbie. Zeszłam na dół, odstawiłam ją na
komodę i weszłam do kuchni, gdzie przy stole siedział Xavi z
kubkiem kawy i gazetą.
- Cześć, braciszku -
uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek.
- Cześć - również się
uśmiechnął. - Jedziesz ze mną do klubu? - zapytał.
- Jeżeli na mnie
poczekasz to tak, zabiorę się z tobą.
- No dobra, to i tak
jeszcze jest czas. - skinął głową, a ja podeszłam do lodówki.
Zjadłam śniadanie i
przywitałam się z małym oraz Nurią, którzy byli od rana już w
ogrodzie. Później wsiadłam do samochodu brata i razem pojechaliśmy
na stadion.
Xavi zaparkował na podziemnym
parkingu i razem ruszyliśmy do windy, która miała nas podwieźć
na piętro z biurami. Wtedy na parking wjechał samochód. Xavi od
razu się uśmiechnął i powiedział, że poczeka na niego... Tak,
ja też rozpoznałam do kogo należał. Ja wsiadłam do windy, a Xavi
został. Już się dziś dosyć na niego napatrzę, ale nie muszę
zaczynać już w tym momencie... Wyjechałam na piętro z biurami.
Zahaczyłam jeszcze o swoje i zabrałam dodatkowy obiektyw. Szłam
korytarzem, kiedy zobaczyłam przed sobą, na kanapie trzy osoby.
Młody chłopak gdy mnie tylko zobaczył, szeroko się uśmiechnął
i wstał.
- Jest nasza kochana pani
fotograf - zatrzymał mnie i objął ramieniem. - Może was sobie
przedstawię - mówił i wtedy z kanapy wstał starszy mężczyzna i
lekko się do mnie uśmiechnął. - To jest mój tata, Iomar do
Nascimiento, albo jak kto woli Mazinho, a to Ariadna, siostra Xaviego
- mówił i wtedy uścisnęłam dłoń z Brazylijczykiem.
- Bardzo mi jest miło
pana poznać - skinęłam lekko.
- Mi też jest miło –
odparł z uśmiechem, ciągle na mnie patrząc i wtedy z kanapy
podniosła się i trzecie osoba, uśmiechnięta Thaisa.
- Was to chyba nie muszę
sobie przedstawiać, bo podobno się poznałyście - Rafa puścił do
mnie oczko.
- Tak, dokładnie -
zaśmiała się dziewczyna. - Tylko ja nie wiem nadal dlaczego ja się
zgodziłam tu przyjść już tak wcześnie, siedzieć i czekać... -
pokręciła głową.
- Jak to dlaczego? Żeby
dotrzymać towarzystwa starszemu bratu, nie? - usłyszałam za sobą
i po sekundzie tuż obok nas pojawił się Thiago w towarzystwie
mojego brata. Spojrzałam na niego. Miał na sobie ciemne jeansy i
białą koszulę. Wyglądał świetnie, tak stwierdziłam, ale po
chwili skarciłam sama siebie. Nadal, za każdym razem podobał mi
się jak cholera, ale tak nie powinno być... Nie chciałam.
- Tak, oczywiście powiedz
jeszcze, że mam cię podziwiać to padnę - zażartowała
dziewczyna.
- Przedszkole, spokój! -
zaśmiał się Mazinho.
- Tato, my już dawno z
przedszkola wyrośliśmy - westchnął teatralnie Rafael.
- Widzę właśnie -
wyszczerzyłam się i dźgnęłam go łokciem w żebro, a ten się
zgiął w pół, udając wielce poszkodowanego.
- To ja może na treningi
będę wam przynosił klocki od Ikera zamiast piłek, co? - śmiał
się Xavi.
- Tak, tak! To do nich
pasuje w sam raz! - odparła od razu dziewczyna.
- Thaisa... - jęknął
Thiago. - Faktycznie, mogłaś zostać w domu - zaśmiał się.
- Podobno miałam tu komuś
towarzystwa dotrzymywać - wyszczerzyła się.
- Xavi... - udałam
zamyśloną. - Ja, jako młodsza siostra też jestem taka wredna? -
zaczęłam się śmiać.
- Nie odpowiem, bo czasem
przydajesz się do bawienia mojego syna - wyszczerzył się.
- No dzięki! -
odpowiedziałam z ironią, a reszta zaczęła się śmiać. Ciągle
czułam na sobie wzrok starszego brata Alcantary. Strąciłam rękę
Rafy z ramienia i zrobiłam kilka kroków. - Idę pracować, bo mam
jeszcze zrobić kilka zdjęć w muzeum. - poinformowałam. - Było
miło - uśmiechnęłam się lekko do ojca Alcantarów i po chwili
spojrzałam na resztę, Thiago przemijając bardzo szybko...
- Widzimy się później -
zawołał za mną jeszcze mój brat, a ja ruszyłam przed siebie.
Czułam się dziwnie, że od tak poznawałam po kolei rodzinę
Thiago, a przede wszystkim dziwnie się czułam w jego
towarzystwie... To było chore... Chore były moje uczucia.
Chciałabym żeby był mi obojętny, ale do jasnej cholery, tak nie
jest!
Wyszłam z domu, od razu wsadzając
słuchawki do uszu. Obrałam kierunek na dom Cristiana i Loreny, u
których miała być niemała domówka. Nie zamawiałam taksówki, bo
po prostu chciałam się przejść. Miał to być łączony
'pierwszy' wieczór kawalerski i panieński dla Maite i Martina, a
przy okazji powitanie Thiago 'w domu'... Nie interesowało mnie, że
on tam będzie, bo szłam tam dla przyjaciół i żeby się
pobawić... Z resztą chyba, nie interesowało!
Rano, jak się szczęśliwym dla
mnie trafem okazało, był tam drugi fotograf, który podobno miał
pomagać Javierowi, więc na szczęście, ja nie musiałam wszędzie
chodzić za Alcantarą.
Podczas gdy wychodził już na
murawę boiska, przy czym wszyscy obecni skandowali jego imię, ja
już niestety musiałam za nim chodzić i robić mu zdjęcia.
- Przestań - mruknęłam
cicho do niego i zrobiłam mu zdjęcie, patrzącemu się wprost w
obiektyw. Uśmiechał się szeroko, a a ja miałam ochotę mu za to
przywalić, ale niestety musiałam się zahamować, bo stałam obok
niego praktycznie na środku Camp Nou.
- Ale co mam przestać?
- zapytał głupkowato, ciągle się uśmiechając do aparatu, a
praktycznie to do mnie... Po chwilce jednak spojrzał na mnie jakoś
inaczej, a ja poczułam jak miękną mi nogi. Cholera, Ariadna,
ogarnij się! - Uśmiecham się, bo wróciłem do domu, bo jestem
szczęśliwy, że znów mogę grać w bordowo-granatowej koszulce, a
przede mną stoi cudowna dziewczyna, więc czego chcieć więcej? -
patrzył się na mnie.
- To na końcu mogłeś
sobie darować - warknęłam i zrobiłam kilka kroków do tyłu, bo
właśnie kamerzysta się zbliżył wraz z dziennikarką, a po chwili
piłkarz ruszył w okrążenie wokół murawy, by wykopać piłki w
trybuny.
Przekroczyłam furtkę posesji
Tello i wyjęłam z uszu słuchawki, wyłączając muzykę. Schowałam
je do swojej niedużej torby i przywitałam się z gospodarzem,
Marciem, Isco oraz Martinem, którzy stali przed wejściem i z czegoś
się śmiali. Od razu zaprosili mnie do środka, a tam okazało się,
że jest już mnóstwo ludzi! Zarówno stąd, z Barcelony jak i z
innych zakątków, większość znajomych twarzy. Przywitałam się
ze znajomymi i schowałam się w lekko wyciszonej kuchni, a jak się
okazało, była tam już Lorena oraz Blanca.
- Cześć wam -
uśmiechnęłam się i oparłam się o blat szafki, tuż obok Loreny,
Blanca siedziała na jednym z krzeseł, przy stole.
- No w końcu panienka się
pojawiła - zaśmiała się Sanchez.
- Lepiej późno niż w
wcale - to była Dulce, która właśnie weszła do pomieszczenia
razem z Maite. Z obiema się przywitałam, po czym dziewczyny usiadły
przy Blance.
- Impreza się rozkręca,
a my nigdzie nie widzimy swoich mężczyzn - jęknęła Dominguez.
- Isco, Cristian, Martin i
Marc stoją przed wejściem i żywo o czymś dyskutują - zaśmiałam
się.
- Zapewne mój mąż daje
rady przyszłym tatusiom - wyszczerzyła się Lorena.
- A Martin i Isco uważnie
słuchają i pewnie są przerażeni wstawaniem o północy -
zażartowała Blanca.
- Do tego Bartra
przysłuchuje się na przyszłość - pokazałam język Cunillerze.
- No, a do tego brakuje
jakiegoś piątego, który przysłuchiwałby się jak to z tobą się
będzie męczył do końca życia - odgryzła się przyjaciółka.
- Ej, no! Miałyśmy ją
swatać! Pełno jest tu wolnych ciasteczek, z tego co widziałam! -
wtrąciła Blanca.
- Cześć dziewczyny, kto
tu kogo będzie swatał? - właśnie do kuchni wszedł Alvaro
Vazquez, przegryzając słone orzeszki, a my najpierw spojrzałyśmy
po sobie, a po chwili wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem.
Przypomniało mi się właśnie jak to Cunillera i Sanchez chciały
mnie właśnie swatać, między innymi z nim! Później zarzuciły
ten pomysł Lorenie i Maite! Pokręciłam głową i zrobiłam kilka
kroków. - Ale ja też chcę się pośmiać i wiedzieć z czego wy
się śmiejecie! - powiedział, pytająco na nas patrząc.
- Oj Alvaro - westchnęłam
teatralnie. - Kobiet nigdy nie zrozumiesz, przyzwyczaj się -
poklepałam go po ramieniu i wyminęłam w przejściu. Wyszłam do
dużego pokoju i nagle na kogoś wpadłam. Uniosłam głowę i po
chwili szeroko się uśmiechnęłam.
- Cześć, Ari -
powiedział radośnie mój przyjaciel.
- Hej, Jodri - uniosłam
się na palcach i ucałowałam go w policzek. - Gdzie zgubiłeś
Victorię? - rozejrzałam się.
- Przyszedłem sam -
skinął głową i lekko zmienił swój wyraz twarzy.
- Jak to? - zmarszczyłam
brew.
- Pokłóciliśmy się
troszeczkę. - mruknął. - Ale na razie nie chcę o tym gadać, może
później, bo dziś się bawimy, mam rację? - puścił do mnie
oczko, ale i tak byłam zmartwiona o Albę.
- Jak sobie życzysz -
posłałam mu lekki uśmiech i złapałam za rękę. - Jak mamy się
bawić, to chodź ze mną zatańczyć! - wyszczerzyłam się i
pociągnęłam na do miejsca, gdzie tańczyli inni. Musiałam
przyznać, że dobrze się bawiłam. Tańczyłam wiele razy z Jordim,
ignorowałam Thiago, tańczyłam z Isco, ignorowałam Thiago,
tańczyłam z Marciem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Martinem,
ignorowałam Thiago, tańczyłam z Cristianem, ignorowałam Thiago,
tańczyłam z Jonathanem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z Rafą,
ignorowałam Thiago, tańczyłam z Alvaro, ignorowałam Thiago,
tańczyłam z Davidem, ignorowałam Thiago, tańczyłam z innymi
chłopakami, obecnymi na imprezie oraz rozmawiałam i bawiłam się z
dziewczynami! IGNOROWAŁAM THIAGO, który tam był, pił, bawił się,
obserwował to co robię, a gdy już przez przypadek na niego
spojrzałam, lekko się uśmiechał!
***
Thiago zaprezentowany, a w następnym rozdziale ciąg dalszy imprezy u Tello!
22&23 Feb - Alcantara's days ♥
Wczoraj pięknym golem pochwalił się Rafinha, a dziś jego starszy braciszek!