piątek, 7 lutego 2014

siete: cuando me enamoro

Barcelona, 12 lipiec 2013 r.
 Od tych trzech nieszczęsnych dni, mało co wychodziłam z domu, a Xavi ciągle pytał co mi jest. Zbywałam go, że źle się czuję i tak dalej, chociaż chciałam się mu wypłakać na ramieniu i wszystko powiedzieć, tylko nie chciałam z drugiej strony, żeby relacje pomiędzy nim i Thiago, na boisku się pogorszyły. Więc siedziałam cicho.
 To był piątkowy wieczór, a do mojego brata przyszło kilku kumpli, siedziałam u siebie i nawet nie wiedziałam kto tam był. Co prawda, chłopaki zrobili kiedyś wieczór kawalerski Hernandezowi, ale i tak dziś wpadli. Dziesięć minut po tym jak usłyszałam dzwonek do drzwi z dołu, ktoś do mnie zapukał.
   - Proszę - odparłam cicho, a wtedy w progu pojawił się uśmiechnięty Jordi. 
   - Cześć - wszedł i wpakował się na łóżko obok mnie, a z kieszeni jeansów wyjął dwa czekoladowe batoniki, akurat te, które okazały się ulubione naszej dwójki. Podał mi jednego i zabrał się za rozpakowywanie swojego. - I jak? - spojrzał na mnie.
   - Jak ma być? - mruknęłam. - Ciągle dzwoni i pisze SMSy, że chce się ze mną spotkać i porozmawiać, a ja odrzucam. - wzruszyłam ramionami. - Nie chcę go widzieć.
   - Nie będzie go jutro. Jest w Grecji. - powiedział Jordi.
   - No i dobrze! - warknęłam. - Niech się dobrze bawi z Julią. Przynajmniej nie będę musiała go oglądać.
   - Xavi nadal nic nie wie?
   - I nie chcę żeby wiedział. Mówiłam ci już o tym. - spojrzałam na niego.
   - Okej - skinął głową. - Zejdziesz na dół?
   - Nie mam ochoty Jordi na większe towarzystwo - skrzywiła się. - A w kwestii towarzystwa... Właśnie! Napis 'z osobą towarzyszącą' u ciebie nadal jest tylko fikcją, by kogoś do tego czasu zdążyłeś wyrwać? - wyszczerzyłam się.
   - Sam na pewno bawił się nie będę - pokazał mi język.
   - O, to zabrzmiało interesująco! - usiadłam po turecku, nie odrywając od niego wzroku i ugryzłam kawałek batonika.
   - No wiesz, ja samotny, a tobie na pewno nie dam siedzieć samej przy stoliku z wszystkimi starymi ciotkami. - zaśmiał się.
   - Czyli przez to proponujesz, żebyśmy udali się tam razem? - uśmiechnęłam się, przymrużając powieki.
   - Tak, dokładnie - skinął głową, a ja rzuciłam w niego papierkiem. - Co to było? - udał oburzenie.
   - To była zgoda, więc masz jedną noc na to, by przygotować się by nie deptać mi po palcach - pokazałam mu język.
   - Oj, bardzo zabawne! - pokręcił głową. - Dobrze zrobiłem, przynosząc czekoladę! To faktycznie uszczęśliwia! - żartował, a ja rzuciłam w niego pilotem do wieży, który miałam pod ręką.

Barcelona, 2018 r.
  Chłopcy wyjechali do Rosji na mistrzostwa, a ja miałam czas dla siebie, by w spokoju poukładać sobie wszystko w głowie. Przyzwyczaić się do myśli, że znów będę przebywać z Thiago w jednym mieście, a nawet pracować w jednym klubie.
 Wyjechałam na tydzień do Terrassy, do rodziców, a klucze, które podrzucił mi De Gea, bym zajmowała się jego świnką morską, powierzyłam Dulce, która została w Barcelonie. Wystarczyło tylko gryzonia nakarmić i uzupełnić poidełko.
 W domu pomagałam mamie, ale również musiałam posłuchać trochę jej kazań, że od Oscara i Xaviego doczekała się wnuków, od Alexa to ona nawet nie ma na co liczyć, bo to stary kawaler, nadal mieszkający z nimi, a ja jestem jeszcze młoda, powinnam znaleźć sobie już przynajmniej chłopaka i później myśleć o dzieciach. Pamiętam, że zawsze powtarzała, że chce mieć gromadkę wnuków, bo dorobiła się w końcu tej czwórki dzieci. Tata wtedy tylko siedział cicho i uśmiechał się pod nosem, a Alex musiał dogadywać! Później odwiedziłam też Oscara i jego rodzinę i dopiero wtedy wróciłam do Barcelony.
 Często zabierałam małego Ikera i razem z Dulce chodziłyśmy na spacer, albo po prostu zająć się zwierzątkiem mojego przyjaciela.
 Pewnego dnia musiałam udać się tam sama, bo Iker złapał jakieś przeziębienie, a Dulce musiała zostać w pracy za chorą koleżankę.
 Weszłam do mieszkania Davida i od razu skierowałam się do jego sypialni, gdzie znajdowała się klatka.
   - Cześć mały gryzoniu - zaśmiałam się o otworzyłam mały właz, wyjmując maleńką miseczkę. Nasypałam do niej karmę i odstawiłam. Napełniłam poidełko i podlałam kwiatka, który stał sobie w przedpokoju, którego na siłę wcisnęła mu mama. Miałam już wychodzić, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, bo kto by nie wiedział, że De Gea jest teraz w Rosji. Otworzyłam drzwi i nie wierzyłam. W progu stała nasza przyjaciółka z Manchesteru z torbą na ramieniu. - Blanca, co ty tutaj robisz? - zdziwiłam się, zapraszając ją do środka. - I dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś, że przyjeżdżasz?! - przytuliłam ją.
   - Bo to było nagłe, Ari - uśmiechnęła się nagle. - Telefon mi padł jeszcze w samolocie, więc nie miałam jak do ciebie zadzwonić, a znałam tylko adres Davida. Wiedziałam, że go nie ma, ale liczyłam na łut szczęścia, że ktoś tu będzie. Inaczej jakoś ciebie bym szukała - westchnęła, stawiając torbę na ziemi.
   - Stało się coś? - zmarszczyłam brew. - Nie rzuciłabyś wszystkiego i tu przyjechała tak od siebie... - mruknęłam.
   - Ariadna, potrzebuję o czymś pogadać! - jęknęła, a ja od razu pociągnęłam ją do kuchni. Usadziłam ją na jednym z krzeseł, znalazłam w szafce bramkarza malinową herbatę i ją zaparzyłam. Dziewczyna siedziała z oparta głową na łokciu. Miała długie, brązowe włosy. Urodę odziedziczyła po ojcu, który jest Hiszpanem. Jej matka jest rodowitą Brytyjką, a nawet podobno miała coś z jakiejś rodziny hrabiów... Ja, Blanca oraz David mieszkaliśmy w jednym apartamentowcu, w jednej klatce, na jednym piętrze. De Gea trenował sobie w United, ja pracowałam dorywczo jako fotograf i pomagałam w hotelu przyjaciela mojego ojca, którego i tak nazywaliśmy wszyscy wujkiem. Blanca pomagała w rodzinnej firmie ojca, a na co dzień stała za barem w klubie jej starszego brata. W ostatnim sezonie, jaki bramkarz spędził w Anglii, po meczu Manchester United z Realem Madryt, David porwał swoich reprezentacyjnych kolegów na jakiś czas i wtedy Sanchez poznała Alarcona. Tak się to wszystko potoczyło, że rozmawiali ze sobą przez Internet, SMSowali i wyszło na to, że oboje się sobie spodobali. Spotykali się sporadycznie, tylko gdy któreś z nich miało czas. Jedno w Madrycie, drugie w Machesterze. Związek na odległość, ale jakoś funkcjonował.
   - Mów, co się dzieje - postawiłam przed nią kolorowy kubek i spojrzałam badawczo na szatynkę. Widziałam po niej, że coś jest nie tak.
   - Ari, bo ja jestem w ciąży - spojrzała na mnie. Widziałam, że się bała tego.
   - Kochana, ale powinnaś się z tego powodu cieszyć, przecież.
   - Nie wiem jak Isco zareaguje. - wzruszyła ramionami.
   - Ja ci powiem jak Isco zareaguje! - zaczęłam z podniesionym tonem. - Ucieszy się, po czym zrobi to co już wcześniej powinien zrobić! Teraz nie masz wyjścia, musisz z nim zamieszkać, tu w Hiszpanii. - powiedziałam pewnie.
   - No, ale Manchester... - jęknęła.
   - Przestań - machnęłam ręką. - Twoi rodzice bardzo dobrze dają radę, a i u brata w klubie też nie musisz pracować. Na pewno nie teraz! Który to miesiąc?
   - Drugi - skinęła głową. - Isco wtedy był ostatnio w Anglii - uśmiechnęła się lekko. - I wiesz co? - popatrzyła na mnie. - Tak, chcę z nim zamieszkać i być przy nim!
   - Blanca, bardzo dobra odpowiedź! - wyszczerzyłam się.
   - Dziękuję za rozmowę, Ari! Pomogłaś mi, a teraz powinnam poszukać jakiegoś hotelu by się zatrzymać przez ten czas.
   - Zgłupiałaś? Przecież to mieszkanie jest wolne, a myślę, że David nie będzie miał nic przeciwko i będzie miał kto zająć się tą jego nienajedzoną świnką! - wyszczerzyłam się.
   - Nie mogę mu zająć mieszkania, Ari! - jęknęła.
   - Możesz, możesz - zaśmiałam się i ucałowałam ją w czoło. - Ja ci na to pozwalam, a później zadzwonię do Davida, powiem mu i przy okazji żeby się Alarconowi nie wygadał - puściłam jej oczko i położyłam na stole klucze, które wcześniej miałam w kieszeni. - Muszę już się zbierać, bo miałam posiedzieć z bratankiem. Do zobaczenia. Jakby co to dzwoń! - uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do wyjścia. Usłyszałam tylko jej głos, odpowiadający na pożegnanie.

Barcelona, 13 lipiec 2013 r.
  Wcześnie rano byłam już razem z bratem w Gironie, gdzie miała się odbyć uroczystość. Zameldowaliśmy się w hotelu, gdzie mieli być już goście. Gdy tylko odeszliśmy od recepcji, ten zaczął dzwonić do Nurii, która była w domu swoich rodziców. Jedynie pokręciłam głową, zostawiłam torbę i futerał z sukienką w pokoju i zaczęłam szukać rodziców, którzy już powinni tam być.
  Na miejscu byłam jako jedna z pierwszych i właśnie wtedy poznałam Dulce. Miała na sobie długą, zieloną sukienkę, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Okazało się, że tak samo jak ja, nie mogła usiedzieć i przyjechała tu wcześniej by sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Z tym tylko, że ona dostawała szału w domu, a ja w hotelu. Siedziałyśmy na sali, gdzie miało się później odbyć przyjęcie i obserwowałyśmy kelnerów i kelnerki, którzy krzątali się przy restauracji. Śmiałyśmy się do siebie, że to jedna ma krzywe nogi, druga za duży nos, ale za to kelnera można by schrupać. Żałowałam, że nie miałam okazji jej wcześniej poznać, bo naprawdę była w porządku.
 W pewnym momencie dostaliśmy znak, że pierwsi goście już nadjeżdżają, więc wyszłyśmy na zewnątrz. Na szczęście miałyśmy farta, bo to był duży teren, z murem, a fotoreporterzy mieli zakaz wstępu, więc nie musiałam na siebie później patrzeć w Internecie. Nie lubiłam tego.
 Najpierw pojawiła się mama z Alexem, którzy od razu do nas podeszli. Zaraz po nich dołączył do nas Oscar ze swoją żoną.
   - Siostrzyczko, jak ty ślicznie wyglądasz - wyszczerzył się mój najstarszy brat. 
   - Kiedyś trzeba, nie? - zaśmiałam się. Miałam na sobie białą sukienkę na ramiączkach w czarny, kwiecisty wzór, sięgającą do kolan. I wtedy usłyszeliśmy krzyk i wrzawę sprzed bramy, a to mogło tylko oznaczać jedno - zjeżdżały się sławy. Po chwili w bramie pojawił się nasz Xavi z ojcem. Obaj do nas podeszli, a Xavi cały tryskał radością. Z resztą nikt mu się nie dziwił. 
 Z gości najpierw pojawił się Javier wraz z Fernandą, dalej Pedro z Carliną, a zaraz za nimi Andres z Aną. Później bramę przekroczył David Villa z Patricią, Jose Reina z Yolandą, Cesc z narzeczoną, Victor ze swoją żoną, Leo z Antonellą. Takiej uroczystości nie pominęli także niektórzy z byłych zawodników Blaugrany, między innymi taki Gabri, Albert Jorquera czy Santi Ezquerro z partnerkami oraz Oleguer Presas, który przyszedł sam, ale tak samo Busquets. Jordi także kroczył przed kamerami samotnie, a gdy tylko do mnie podszedł od razu się uśmiechnęłam. Wyglądał naprawdę dobrze! Teraz wystarczyło poczekać na pannę młodą!
  Thiago faktycznie nie było, ale to dobrze, bo nie musiałam się męczyć. Mogłam się dobrze bawić. Ale większości młodzików tam nie było. 
 Po ślubie, który odbył się w pięknie przyozdobionym ogrodzie, Xavi już wraz ze swoją żoną wyszli przed mur do zebranych ludzi, którzy ciągle tam stali. Wypili po łyku szampana i wrócili do nas. 
 Rozmawiałam z innymi, tańczyłam z każdym po kolei i po prostu się bawiłam. To był naprawdę wspaniały wieczór, nie tylko dla młodej pary. 
   - A ja jeszcze nie tańczyłem ze swoją ukochaną siostrą - usłyszałam za sobą głos Xaviego, gdy siedziałam przy stoliku wraz z Jordim, Davidem oraz jego żoną słuchałam o tym jak to było, gdy obaj grali jeszcze w Valencii. Uśmiechnęłam się i przeprosiłam przyjaciół, wstając do brata. - Można? - uśmiechnął się. 
   - Ależ oczywiście - skinęłam głową i razem z nim podeszłam na parkiet, gdzie tańczyło kilka par, między innymi Nuria ze swoim ojcem. 
   - Uśmiechasz się, moja droga - wyszczerzył się. 
   - To mam płakać w tak szczęśliwym dniu? - pokręciłam głową. 
   - Nie o to mi chodzi, Ari. Ostatnio coś cię męczyło i nie chciałaś mi powiedzieć co się dzieje. 
   - Bo to było trudne - westchnęłam. 
   - Może jednak potrafił bym pomóc? - uśmiechnął się. - Mów tu szybko swojemu brat co się działo. 
   - Poznałam pewnego chłopaka, myślałam, że coś z tego będzie, ale okazało się całkiem inaczej - opuściłam głowę. 
   - Czemu nic nie mówiłaś? - zapytał zawiedziony. - Wiesz, że zawsze możesz mi zaufać, prawda? Trzeba było go przyprowadzić do mnie, a ja już bym się z nim rozprawił - puścił do mnie oczko. - I mam nadzieję, że to nie... - od razu spoważniał i spojrzał w kierunku, siedzącego przy stoliku Jordiego. 
   - Nie! - uśmiechnęłam się. - Jordi to wspaniały przyjaciel i nie masz się czym martwić, ale... - opuściłam wzrok. - Trochę myślałam i stwierdziłam, że chcę pojechać na jakiś czas do Manchesteru. Rozmawiałam z wujkiem przedtem i powiedział, że z chęcią zatrudniłby mnie u siebie w hotelu. Wiesz, podszkoliłabym język i tak dalej. 
   - Myślę, że to dobry pomysł - pokiwał głową. - Jesteś młoda i dużo przed tobą. I to normalne, że jesteś ciekawa świata. Chociaż będzie smutno bez ciebie! - mówił. Od zawsze rozumiałam się z Xavim. Byliśmy tą młodszą dwójką z rodzeństwa, jest pomiędzy nami prawie dwanaście lat różnicy, ale zawsze było dobrze. Czułam, że nawet o to nie pytając, Xavier wiedział, że chciałam zmienić otoczenie przez tego chłopaka... Taka była reakcja Xaviego, jeszcze zostali mi rodzice i Jordi. Chciałabym żeby była podobna.

***
Achhh, pamiętam ten czas kiedy to się wyczekiwało przez cały dzień żeby zobaczyć pierwsze fotki czy filmiki ze ślubu Xaviego
Dziś mamy tu dużo Jordiego, więc trzeba napawać się na razie gifami z Nim <3
No i oczywiście sto lat, sto lat! Niech żyje, żyje naaaaam! A kto? A Sergi

9 komentarzy:

  1. Powiem ci, że na początku nie mogłam się domyślić o co chodziło z Isco. Dopiero potem doczytałam i walnęłam się dłonią o czoło, ale to nic. ^^
    Wyjazd do Manchesteru *.*
    No i sto lat Sergi! :D
    Pozdraiwam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jordiego to uwielbiam. <3 Dobry przyjaciel z niego, zresztą ugh Thiago! ;d
    Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  3. głupi Thiago! Xavi jaki kochany i Jordi <3
    Ciekawe dlaczego, hmmmmm :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Sto lat dla Sergiego! :)
    Thiago taki niegrzeczny? Oj...! :P
    Świetny rozdział!
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki Jordi to świetny przyjaciel :)
    super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Xavi, Jordi...:) kocham ich, sama chciałabym mieć takich przyjaciół. Super rozdział, przyjemnie się czytało, czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ari ma wielkie szczęście, że może liczyć na swoją rodzinę oraz przyjaciół. Może i nie poszła na ślub brata z Thiago, ale mogła się pobawić z najlepszym przyjacielem. Ah ten Jordi! W ogóle wstawiłaś piękne gify z nim. Podoba mi się końcówka. Taniec z Xavim. Ja mam troszkę inną wizję tego wydarzenia, ale tutaj widać, jak bardzo piłkarzowi zależy na szczęściu siostrzyczki. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem ogromnie ciekawa, jak ułoży się współpraca Ari i Thiago. Przypuszczam, że Thiago będzie próbował ją odzyskać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyjazd na pewno dobrze jej zrobi :)
    No i ślub Xaviego <3 A tam mój VV z garniaku *....*
    Ciekawe kiedy Xavi dowie się o Ari i Thiago ;d
    No i już lubie Blance :)

    OdpowiedzUsuń