środa, 26 marca 2014

catorce: te deseo

Barcelona, 2018 r. 
   Siedziałam od rana z Ikerem, ponieważ Nuria od rana musiała siedzieć w redakcji, a Xavi był w klubie, gdzie właśnie dziś Carles miał podpisywać umowę. Wszyscy, którzy o tym wiedzieli bardzo cieszyli się z powrotu naszego Tarzana na Camp Nou, no może nie żeby grać, ale trenować.
  Razem z Ikerem, który okazał się wspaniałym pomocnikiem, podlaliśmy kwiatki w ogrodzie, trochę posprzątaliśmy i nawet ugotowaliśmy razem obiad.
   Od rana SMS-owałam z Thiago, który miał dla mnie jakąś niespodziankę. Chciałam wyciągnąć od niego co to takiego, ale ten uparcie trzymał przy swoim. Wczoraj po tym spotkaniu przed domem nie mogłam się odpędzić od dogryzek braci, szczególnie Alexa! A najbardziej rozwaliło mnie jego hasło: Ej, to wy będziecie mieć ładne dzieci, takie kolorowe! Xavi dosłownie zachodził się ze śmiechu, a ja siedziałam i mierzyłam wzrokiem najstarszego brata. Jak dobrze, że Thiago nie musiał tego wysłuchiwać!
  Xavi wrócił pierwszy i oczywiście musiał mi zdać całą relację. Cieszyłam się, że obaj będą trenować, ale on to już w ogóle był w euforii. Xavi oglądał wiadomości sportowe, a ja siedziałam z Ikerem na ziemi przy stoliku i układaliśmy puzzle z podobizną Pluto i Goofy'ego. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc mój starszy brat wstał, zabierając do kosza ogryzek z jabłka i ruszył do wejścia.
   - O cześć! Wchodź - usłyszałam Hernandeza.
   - Cześć, jest Ariadna? - to był Thiago, a na dźwięk jego głosu od razu się uśmiechnęłam.
   - Pewnie. Jest z Ikerem w salonie. Chodź, chodź - zapraszał go, a po chwili obaj stanęli w progu salonu. Thiago miał na sobie jeansy i ciemnoszarą koszulę z podwiniętymi rękawami, w dłoni trzymał kluczyki od swojego samochodu, a z twarzy nie schodził lekki uśmiech. Podszedł do nas i usiadł na skraju kanapy, całując mnie w czubek głowy, a Ikerowi zmierzwił włosy, przez co mały zaczął się śmiać.
   - Mogę porwać twoją ciocię? - zaśmiał się do małego Hernandeza, a ten od razu zrobił poważną minę.
   - A oddasz mi ją?
   - No oczywiście, że ci ją oddam - odparł mu piłkarz, również całkowicie poważnie.
   - Bo to jest moja ciocia, a nie twoja - drążył nadal Iker.
   - Bez dwóch zdań - powiedział od razu. - To jak? Zgadzasz się?
   - Tak - pokiwał główką.
   - No wiesz? - spojrzałam na bratanka. - Ja bym się targowała. - zaśmiałam się, a ten wzruszył ramionami.
   - Dobra, dobra Kopciuszku. Nie musisz wracać przed północą - wyszczerzył się Xavi, a ja wstając, pokazałam mu język.
   - Pójdę się przebrać - zakomunikowałam i ruszyłam na górę.
     Thiago najpierw zabrał mnie do kina, a później na spacer. Chodziliśmy uliczkami Barcelony, ciągle o czymś rozmawiając, śmiejąc się i ściskając swoje dłonie. Po raz pierwszy wyszliśmy razem, tak, że ktoś mógł nas zobaczyć i uznać za prawdziwą parę. Teraz już wiem, że wtedy zawsze spotykaliśmy się u niego, nie tylko przez to, żeby Xavi się nie dowiedziała, ale i Julia także... Lecz nie chcę już tego rozpamiętywać. Ważna jest teraźniejszość.
Gdy znów wsiedliśmy do jego samochodu, wyjął ze schowka zwiniętą, czarną bandamkę.
   - Chcesz mnie porwać? - zaśmiałam się.
   - Obiecałem niespodziankę, prawda? - uśmiechał się.
   - Myślałam, że jest nią sam fakt, że po mnie przyjedziesz i wyjdziemy razem.
   - A jednak nie - skradł mi całusa i zawiązał chustkę na oczach, upewnił się, że faktycznie nic nie widzę i ruszył. Przez całą drogę starałam się wymyślać, gdzie Thiago mnie zabiera, ale tych pomysłów było mnóstwo i nie mogłam wycelować w żaden konkretny. Po jakichś 15 minutach byliśmy już na miejscu, bo chłopak zgasił samochód. - Poczekaj - powiedział i usłyszałam jak wychodził z samochodu, a po chwili otwiera moje drzwi. Podał mi dłoń i pomógł wysiąść, po czym zamknął drzwi i wziął mnie na ręce.
   - Mam się bać? - zaśmiałam się, obejmując rękami jego szyję.
   - Nie masz czego - roześmiał się i poczułam, że wyszedł po kilku schodkach. Otworzył drzwi i gdzieś weszliśmy. Postawił mnie na ziemi i stanął za mną, zdejmując bandamkę z moich oczu, a ja wtedy zobaczyłam ścianę, która była oszklona i przez nią widziałam niedaleko wybrzeże z plażą. To było cudowne. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były białe, a na środku stały dwie kanapy, niski stolik i na ścianie wisiał telewizor, a w kącie stał nowoczesny kominek z oszklonym paleniskiem, prócz tego było po prostu pusto. Odwróciłam się i spojrzałam na Thiago.
   - Co to za miejsce? - zapytałam.
   - Kupiłem go jeszcze zanim zdecydowałem się na Bayern - objął mnie w pasie. - Ojciec mi pomógł, dokładając się. Co prawda o tym miejscu wiedziałem tylko ja i on, nawet Rafa nic nie wiedział.
   - Ale wyjechałeś. On stał pusty przez te pięć lat? - zmarszczyłam brew.
   - Jak widać - sam się rozejrzał. - Ojciec się tu czasem zatrzymywał gdy bywał w Barcelonie. Wiesz dlaczego go kupiłem? - zapytał, a ja pokręciłam głową. - Bo chciałem tu z tobą zamieszkać - powiedział i założył moje włosy za ucho, lekko się uśmiechając, a ja po prostu się do niego mocno przytuliłam. Zaczął gładzić moje włosy.
   - Czyli mieszkasz tu teraz?
   - Tak. Odkąd wróciłem z mistrzostw, a w przyszłym tygodniu mam spotkanie z kupcem na mieszkanie.
   - Jeżeli chcesz, mogę ci pomóc tutaj urządzić - zaproponowałam, zaczepnie się uśmiechając.
   - Wolałbym gdybyś określiła, że nam - westchnął teatralnie. - Zamieszkaj tu ze mną - powiedział pewnie, a mnie to zaskoczyło, z resztą tak samo gdy powiedział, że kupił go z myślą 'o nas'.
   - Daj mi trochę czasu, dobrze? - pogłaskałam go po policzku.
   - Jasne - ucałował tą dłoń. - Chodź, pokażę ci najpiękniejszy zachód słońca - złapał moją rękę i pociągnął za sobą do wyjścia przez taras. Przeszliśmy kawałek i znaleźliśmy się już na plaży. Usiedliśmy razem na piasku, a ja się do niego przytuliłam. 
   - Masz rację, to najpiękniejszy zachód jaki kiedykolwiek widziałam - uśmiechnęłam się, gdy słońce już zniknęło za horyzontem.
   - Mówiłem - zaśmiał się.
   - Ale dlatego, że oglądany wspólnie z tobą - wyszczerzyłam się i delikatnie go pocałowałam, a on pogładził mój policzek.
   - Nie wiem czym sobie zasłużyłem na to, by znów tak z tobą siedzieć i cię całować.
   - Tym, że jesteś bardzo uparty - pokazałam mu język. - I tym, że walczyłeś - mocniej go przytuliłam. - I nie odpuszczałeś, gdy cię ignorowałam. Sprawiasz, że się uśmiecham...
   - I bardzo cię kocham - pocałował mnie w czubek głowy.
   Gdy już całkiem się ściemniło, postanowiliśmy wrócić do środka. Weszliśmy przez taras, trzymając się za dłonie.
   - Jesteś głodna? Możemy coś zamówić - powiedział Thiago i spojrzał na mnie. Podeszłam bliżej do niego i się przytuliłam.
   - Tylko wiesz, ja wcale nie jestem głodna - szepnęłam mu wprost do ucha, przygryzając dolną wargę, a moje dłonie powędrowały do guziczków jego koszuli.
   - A masz jakiś pomysł jak spędzić ten czas? - zamruczał.
   - Coś na to zaradzimy - szepnęłam i pozbyłam się jego koszuli, pchając go do ściany. Zaczęliśmy się całować, a po chwili Thiago odwrócił nas tak, że to teraz ja byłam przyparta do ściany. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową, a on obdarowywał pocałunkami moją szyję. Jego dłoń powędrowała na moje udo i lekko je uniósł.
   - Mogę cię gdzieś jeszcze zabrać? - zamruczał.
   - Mam tylko nadzieję, że niedaleko - zaśmiałam się cicho.
   - Spodoba ci się - puścił do mnie oczko i znów mnie wziął na ręce. Skierował się na górę po schodach i po chwili skręcił w jedne z drzwi. Tu ściany miały kolor beżowy, a drzwi były białe. Prócz tych wejściowych, znajdowały się dwoje następnych, oba uchylone. Jedne prowadziły do garderoby, a drugie zaś do łazienki. Na środku pokoju stało duże, zasłane łóżko. Ułożył mnie delikatnie na nim i zawisnął nade mną, a ja ujęłam jego twarz w dłoniach i pocałowałam. Nie chciałam już z niego rezygnować... Tęskniłam za nim. Thiago był moim pierwszym facetem, wtedy, pięć lat temu, chciałam żeby był i ostatnim. Nadal tego chcę. 

   Leżałam na brzuchu z głową skierowaną do Thiago, który leżał na plechach i również na mnie patrzył, a opuszkami palców przesuwał po moich odsłoniętych plecach. W pokoju tliła się tylko mała lampka, która oświetlała nasze twarze.
   - Te quiero - szepnęłam, a on się uśmiechnął.
   - Te amo - wyszczerzył się, a ja przysunęłam do niego i oparłam brodę o jego klatkę piersiową i spojrzałam na jego twarz.
   - I love you - cmoknęłam go w mostek.
   - Ich liebe dich - zaśmiał się, a ja wtedy wdrapałam się na niego i przytrzymałam nadgarstki.
   - No Alcantara, co jeszcze wymyślisz? - zapytałam zaczepnie, przygryzając dolną wargę.
   - Ti amo - powiedział i posłał mi całusa w powietrzu, a ja przysunęłam swoją twarz do jego i przesunęłam czubkiem nosa po jego policzku. - Hernandez, mało ci? - roześmiał się, a ja cicho zamruczałam. Od razu nas przeturlał i zaczął łaskotać. Zaczęłam się śmiać i zwijać pod nim.
   - Przestań, Thiago! - ciągle się śmiałam i nie mogłam już złapać oddechu. - Proszę! - automatycznie przestał i wpił się w moje usta. Takie tortury wolałam o wiele bardziej. 

 Otworzyłam oczy i zobaczyłam śpiącego Thiago. Uśmiechał się lekko przez sen, przez co wyglądał niezwykle słodko. Leżałam tak z dziesięć minut i ciągle go obserwowałam. W końcu stwierdziłam, że trzeba wstać i rozprostować kości. Wygramoliłam się po cichu by go nie obudzić. Weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Owinięta w ręcznik, wróciłam do pokoju. Thiago nadal spał, a ja tylko pokręciłam głową. Odnalazłam swoją bieliznę, a jako górną część stroju zabrałam jego koszulę. Zeszłam po cichu na dół i zaczęłam się tam rozglądać. Odnalazłam kuchnię, gdzie napiłam się wody. Ze szklanką weszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie, na której leżał zwinięty w kostkę koc, a na nim laptop Brazylijczyka. Otworzyłam go. Mam nadzieję, że Thiago nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli go użyję, w oczekiwaniu na jego pobudkę. Weszłam na portal z wiadomościami, poczytałam trochę, ale nie było tam nic ciekawego. Chciałam już go zamknąć, kiedy u dołu ekranu zobaczyłam ikonkę powiadomień ze skype. Isco właśnie stał stał się dostępny, a z tego co wiedziałam to razem z Blancą są jeszcze w Manchesterze. Jakoś wcześniej nie miałam okazji do niej na spokojnie zadzwonić i pogadać o tym, że wybaczyłam Thiago. Zadzwoniłam, a na ekranie pojawiła mi się przyjaciółka. Wprost o to mi chodziło!
   - Cześć - uśmiechnęłam się szeroko, a jej mina... Była po prostu zdziwiona.
   - Kochana, dlaczego masz na sobie męską koszulę i dzwonisz z konta Alcantary? CZY JA O CZYMŚ NIE WIEM?!
   - No właśnie dzwonię by ci powiedzieć - zaśmiałam się. - Pogodziliśmy się.
   - To dlatego paradujesz w jego koszuli - wyszczerzyła się. - Ale mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie będziesz żałować, bo wiesz, że trzymamy tu wszyscy za ciebie kciuki. Ja, Isco i nasz Junior!
   - A co ja? - usłyszałam w tle głos Alarcona i po chwili pojawił się w kamerce. - O, cześć Ari!
   - Cześć, kaczko!
   - Zabawne! Raz Blanca mnie tak nazwała to teraz każdy mnie tak nazywa! - udał obrażonego. - A co z tymi kciukami?
   - Bo trzymamy je za Ariadnę i Thiago, prawda? - ucałowała go w zarośnięty policzek.
   - A no tak, tak... Zaraz! To oni już są razem? - zmarszczył brew. - Tak właściwie to dopiero kilka dni temu moja kobieta uświadomiła mnie o tym co się działo z wami te pięć lat temu!
   - Myślałam, że już wcześniej to zrobiła - uśmiechnęłam się.
   - Nie, nie - Blanca pokręciła głową. - Pożył sobie trochę w niewiedzy.
   - Ale wy mówcie, jak tam z przyszłymi dziadkami? Jak reakcje?    
   - Moi, w przenośni, skakali ze szczęścia - wyszczerzył się piłkarz.
   - Moi byli lekko zaskoczeni i nawet już zaczęli nam ślub planować, ale zdecydowaliśmy, że pobierzemy się po narodzinach - Blanca pogłaskała się po brzuszku i po chwili wtuliła w ramię pomocnika. - Jutro wracamy do Madrytu, a potem przyjedziemy na ten ślub Maite i Martina - uśmiechnęła się. 
   - Nie mogę się doczekać! - uśmiechnęłam się i usłyszałam kroki z góry. Spojrzałam w kierunku schodów. Thiago schodził, ubierając T-shirt. Uśmiechnął się i usiadł obok, całując mnie w czubek głowy. - Witam śpiocha - zaśmiałam się.
   - Nie jestem żadnym śpiochem - pokazał mi język. - Cześć - uśmiechnął się do do Blanci i Isco.
   - Siemka stary, widać, że oboje promieniejecie - wyszczerzył się Alarcon. - Teraz żadne z was w swoim towarzystwie nie będzie przymulać, a wręcz przeciwnie - poruszył brwiami, a siedząca obok niego moja przyjaciółka, zdzieliła go porządnie po głowie. - No co, dorośli chyba wszyscy jesteśmy, nie? - zajęczał, pocierając bolące miejsce. 
   - Szczególnie ty Alarcon, leżąc od rana w łóżku i grając w jakieś durnowate gry na telefonie - odgryzła się Blanca. - A poza tym, twoje dziecko zaczyna się robić głodne - dodała, patrząc na niego. 
   - Czytaj: Isco, idź do kuchni - westchnął teatralnie, kręcąc głową. - To idę, pa i do zobaczenia - uśmiechnął się i zniknął z ekranu. 
   - A ja chyba pójdę popatrzeć jak obcina sobie nożem palce, nie mogłabym tego przegapić! - wyszczerzyła się brunetka. - Buziaki i do zobaczenia - puściła do nas oczko. 
   - Jasne, pa - zaśmiałam się. Dziewczyna się rozłączyła i zapewne pobiegła za swoim facetem. Wtedy odwróciłam się do Thiago i przywitałam go soczystym buziakiem. 
   - Słodko - zamruczał. - Złodziejko koszul - pokazał mi język.
   - Ja nie jestem żadną złodziejką - zaśmiałam się i wtuliłam w jego ramię, a on znów ucałował mnie w czubek głowy. 

***
Visca el Barca!  
To naprawdę były pełne emocji derby! 
A... Zapomniałabym! Ten rozdział wcaaale nie jest dedykowany S. Tak tylko... :D Tej złej, niedobrej Madridistce ;*

poniedziałek, 17 marca 2014

trece: la boda

Barcelona, 2018 r.
 Wstałam z szerokim uśmiechem na ustach. Tak po prostu. Wzięłam prysznic i się przebrałam. Zeszłam na dół, kierując się od razu do kuchni, gdzie zastałam resztę domowników. Siedzieli przy stole, na którym było już gotowe śniadanie.
   - Cześć - uśmiechnęłam się do nich ucałowałam w policzek Ikera, Nurię i na końcu mojego brata, obok którego było miejsce z wolnym talerzykiem i kubkiem na poranną kawę.
   - A co ty taka od rana uradowana, co? - zaśmiała się Nuria i wytarła buźkę swojego synka, która była cała w owsiance.
   - Bo wczoraj spotkała się ze swoim Romeo - zaśmiał się Xavi pod nosem, a ja szturchnęłam go łokciem w żebro i nalałam sobie kawy do kubka.
   - To faktycznie dlatego tak wczoraj wyleciała? - śmiała się moja bratowa.
   - Wyszłam tylko porozmawiać! - obruszyłam się.
   - Tak to się teraz nazywa? - wyszczerzył się mężczyzna, a ja miałam ochotę go uderzyć, serio!
   - Ej, no! Jednak jesteś typowym starszym bratem! - pokręciłam głową. - Będę się zaraz zbierać, bo umówiłam się z dziewczynami. Maite ma iść na przymiarkę sukni. - powiedziałam, po czym wzięłam się za smarowanie kromki chleba białym serkiem.
   - No fakt, bo to już niedługo - pokiwała Nuria. - Teraz polecicie każda po kolei, zobaczycie - zaśmiała się Hiszpanka.
   - Jak na razie to i Tello i Montoyę i jeszcze Isco, ale z ich ślubem jeszcze nic nie wiadomo przycisnęła akcja z brzuszkiem - zaśmiałam się i upiłam trochę kawy.
   - Ciebie może też przyciśnie kiedyś - nagle usłyszeliśmy głos naszego najstarszego brata, który przekroczył próg kuchni. - O, jak ja zawsze fajnie trafiam! Śniadanko! - Alex klasnął w dłonie, a wtedy Xavi wstał i przywitał się z nim z uśmiechem na ustach.
   - A co ty tu robisz? - zaśmiał się, ale nagle spoważniał. - I wiesz, puka się jak wchodzi się do czyjegoś domu. - powiedział na żarty, bo przecież dobra znaliśmy nawyki Alexa.
   - No tak, ty to dla mnie gówniarz jesteś i mógłbyś mi po zapałki do kiosku latać, a tu mnie jeszcze upomina - śmiał się. Przywitał się ze mną, później z Nurią i na końcu z naszym bratankiem. - Jestem, bo znudziła mi się paplanina naszej kochanej mamy, że na stare lata też można sobie kogoś znaleźć - wzruszył ramionami. - Wziąłem sobie wolne w pracy i postanowiłem odwiedzić rodzinkę w Barcelonie - wyszczerzył się.
   - Bo mama ma rację, ale i tak na ciebie nic już nie znajdzie. Zawziąłeś się - Xavi dostawił krzesło do stołu, czysty talerz i kubek, zapraszając Alexa do stołu.
   - No dokładnie! Mnie tam do szczęścia nie jest kobieta potrzebna, a jak się chce coś... - przerwał, bo napotkał karcące spojrzenie Nurii, która po chwili wskazała na swojego trzyletniego synka. - No co? I tak na razie nie rozumie - zaśmiał się. - Aria, a ty? - spojrzał na mnie. - Kiedy poznamy twego księcia z bajki? Bo mama o tym też czasem wspomina.
   - Nie ma żadnego księcia z bajki - mruknęłam znudzona.
   - Jak to nie? To z kim się wczoraj całowałaś pod bramką? - wypalił specjalnie Xavi, Nuria zaśmiała się pod nosem, Alex zakrztusił się kawą, Ikerowi upadła akurat łyżeczka na podłogę, a ja z tego wszystkiego strzeliłam buraka!
   - Ty, to dobra jest - wyszczerzył się najstarszy.
   - Wiecie co? - jęknęłam. - Czuję się jakbym nie miała tych swoich dwudziestu sześciu, a sześć lat, siedzę przy stole i słucham dogryzek starszych braci... Tylko Oscara brakuje! - pokręciłam głową i dopiłam swoją kawę. - Idę, bo spóźnię się na to spotkanie z dziewczynami! - ucałowałam każdego kolejno w policzek.
   - To ty Xavi chyba okularów potrzebujesz, to w końcu była wczoraj księżniczka czy książę? - wyszczerzył się Alex, a ja tylko uderzyłam się w czoło i pokręciłam głową, pytając za jakie grzechy los obdarował mnie takim rodzeństwem? No chociaż Xavi chyba z całej trójki chłopaków był najnormalniejszy! Ubrałam buty i zabrałam swoją torbę. Włożyłam słuchawki do uszu i wyszłam z domu, kierując się w stronę centrum.
  Kuzynka Maite miała swój salon sukien ślubnych, gdzie na dodatek na miejscu szyli je na zamówienie. Otwierany był później, ale dziewczyna dla kuzynki przyszła wcześniej by ta przymierzyła swoją sukienkę ślubną.
 Przez całą drogę myślałam o wczorajszym wieczorze. O Thiago, o sobie, o nas... Nie wiedziałam czy dobrze robię, ale zawsze wpajano mi, a w szczególności robił to Xavi, że każdy zasługuje na drugą szansę... I Thiago właśnie taką dostał. W jednej chwili jakby zapragnęłam mu ją dać i spróbować znów być szczęśliwa.
  Gdy tylko dotarłam pod salon, akurat obok parkowała swój samochód Lorena. Zaczekałam na nią i razem weszłyśmy do środka, a tam przywitałyśmy się już z Niną, kuzynką Dominguez, obecną Dulce, której obecność nas nieźle zaskoczyła, bo przecież miała być nadal z Marciem na wakacjach!
   - Wróciliśmy nad ranem, więc stwierdziłam, że nie opuszczę takiego wydarzenia jak przymiarka sukni ślubnej przez Maite - wyszczerzyła się.
   - No, ale dlaczego wcześniej wróciliście? - Lorena zmarszczyła brew.
   - Wyobraźcie sobie, że wczoraj popołudniu zadzwonił bliźniak Marca, stękał, że miał wypadek i jest w szpitalu. Oboje się przestraszyliśmy i jednogłośnie stwierdziliśmy, że wracamy. Na miejscu Marc zadzwonił do swoich rodziców i pyta co z Ericiem, a tu się okazuje, że tamten już od razu był w domu, z jedynie skręconą kostką, a dlatego, że zleciał z kilku szczebli drabiny. W tamtym momencie myślałam, że Marc się tam przeteleportuje i przyłoży Ericowi - dokończyła się Cunillera, a my wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem i wtedy zza jednych z drzwi wyszła Maite w długiej, białej sukience z gorsetem zdobionym maleńkimi, przeźroczystymi kamyczkami i prostą suknią, sięgającą do samej ziemi.
   - Wow - zawołałam z wrażenia. - Wyglądasz w niej prześlicznie! - wyszczerzyłam się.
   - Chyba zaczynam ci zazdrościć - westchnęła Dulce.
   - No to Bartre za fraki i pod ołtarz - zaśmiała się Lopez.
   - Z nim to raczej nie byłoby problemu, bo jest w ciebie zapatrzony - dorzuciła przyszła panna młoda.
   - To czyli na następny ślub idziemy do Bartry i Dulce? - wyszczerzyłam się. - Jestem za!
   - Hola, hola! - zaśmiała się dziewczyna. - Ja tu jestem i nic nie wiem jak na razie o swoim ślubie!
   - Ale to co do sukienki to wiesz gdzie się zgłosić - Nina puściła do niej oczko. - A tak właściwie - zamyśliła się. - Dziewczyny, jeżeli chcecie to też możecie przymierzyć sobie suknie, co? Jest jeszcze sporo do otwarcia to możemy się pobawić - zaśmiała się.
   - O właśnie! To świetny pomysł! - Maite klasnęła w dłonie. - Wybieracie i wskakujecie w sukienki! Wszystkie sobie chwilę w nich poparadujemy!
   - No dobra, ale ja już raz taką na sobie miałam - uśmiechnęła się Lorena.
   - A to nie szkodzi, możesz ubrać jeszcze raz i przypomnieć sobie jak to jest - powiedziała Nina i pociągnęła nas za sobą na zaplecze. 

   Z pomieszczenia wyszłam ostatnia, tuż za Loreną. We trzy stanęłyśmy w rzędzie bok Maite, która na nas cierpliwie czekała. Każda z nas miała inną sukienkę; Maite swoją, a Lorena miała bogato zdobioną, z maleńkimi bufkami i szerokim rondem spódnicy. Wyglądała troszeczkę jak z innej epoki, no ale to miała być przecież tylko zabawa, bo stwierdziła, że w takiej nigdy by nie stanęła przed ołtarzem. Dulce miała całkowicie prostą, ale prześliczną. Moja miała prostą górę na szerokich ramiączkach i szerszą spódnicę, chociaż nie aż tak jak w sukience Lopez. Chciałyśmy namówić też Ninę do przebrania się, ale wybroniła się faktem, że nie zdążyłaby się przebrać z powrotem przed otwarciem.
   - To która następna? Dulce czy Ariadna? - zaśmiała się Lorena.
   - Blanca! - powiedziałyśmy równo z Cunillerą po czym wybuchnęłyśmy we dwie śmiechem.
   - Tak, wystawiajcie nieobecną - odparła Maite. - Chociaż macie rację - wyszczerzyła się po chwili.
   - No chyba, że zdecydują się nie żenić - zauważyła Dulce.
   - Poznałam jej rodziców, bez ślubu się nie obejdzie - pokręciłam głową, cicho się śmiejąc i wtedy usłyszałyśmy dzwoneczek, który informował, że ktoś wchodzi do sklepu. Jak na zawołanie, wszystkie spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Przed nami pojawiło się trzech mężczyzn.
   - Witam drogie panie - wyszczerzył się Bartra. - Ale to w końcu, która pani wychodzi za mąż? - zażartował.
   - Wszystkie cztery, a co? Nie pasuje coś? - zachichotała Dulce, a on szybko podbiegł do niej i objął ramieniem.
   - Ale wiesz, kochana - wyszczerzył się. - Potrzebujesz do tego pana młodego - cmoknął ją w policzek.
   - Myślę, że jakiś się kiedyś znajdzie - pokazała mu język, a ten się zaśmiał.
   - A gdzie zgubiliście Martina? Kupiliście z nim ten garnitur? - zaciekawiła się Maite.
   - Tak, tak - pokiwał głową Rafael, po woli się do nas zbliżając. - Wszystko kupione, a Tello go pilnuje w samochodzie, bo w końcu jak to mówią, miałby pecha gdyby zobaczył Maite w sukience przed ślubem, nie? - zaśmiał się, a ja wtedy spojrzałam na trzeciego, który był tuż za swoim młodszym bratem. Uśmiechnęłam się lekko do niego, a on tak jak zamierzał, stanął za mną i objął mnie delikatnie w pasie.
   - Wyglądasz cudownie, wiesz? - szepnął mi do ucha po czym oparł swoją głowę na moim ramieniu, a ja skradłam mu szybkiego całusa. Spojrzałam w lustro. Byliśmy tam my, razem. Thiago też wtedy patrzył w tym kierunku z lekkim uśmiechem. Usłyszeliśmy odchrząknięcie młodszego Alcantary i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie byliśmy tu przecież sami, tylko wśród naszych przyjaciół, którzy nie wiedzieli o naszej wczorajszej rozmowie.
   - Tak, że ten... - mruknął zdezorientowany Rafa. - Braciszku, ja o czymś czasem aby nie wiem? - przymrużył powieki. - Chociaż... E tam, ważne że zakład wygrałem! - machnął ręką.
   - Jaki zakład? - zdziwiłam się i najpierw spojrzałam na Rafinhę, a później na Thiago.
   - Ja nic nie wiem - bronił się pomocnik. - Właśnie Rafa, jaki zakład? - wszyscy spojrzeli na niego.
   - A takie tam... - wyszczerzył się. - Założyłem się z ojcem, że zejdziecie się jeszcze przed ślubem Martina i Maite, on obstawiał dłuższy okres czasu - śmiał się, a ja znów spojrzałam na starszego, bo nie miałam pojęcia, że Mazinho wiedział o nas.
   - Potem porozmawiamy - szepnął i pocałował mnie w czoło.
   - Ale tak szczerze, gdyby chłopaki nam później nie powiedzieli o was to bym nie uwierzyła, że byliście kiedyś razem - uśmiechnęła się Dominguez.
   - Thiago narozrabiał, ale to chyba dobrze, że się zeszliście z powrotem - dopowiedziała Lorena.
   - W końcu na legalu będę do niej mógł mówić 'bratowa' - Rafa poruszył brwiami.
   - Dobra, dobra - uśmiechnęła się Lorena. - Chodźmy się już może przebrać - wskazała na drzwi do pomieszczenia, gdzie były nasze ubrania. Skierowałyśmy się tam we czwórkę, ale Thiago nie chciał puścić mojej dłoni. Zaśmiałam się jedynie pod nosem i spojrzałam na niego, a ten dopiero wtedy puścił. Weszłam za dziewczynami i zaczęłam się przebierać. 
   - Opowiadaj wszystko, co i jak! - wyszczerzyła się od razu Dulce. - Przecież gdy was ostatnio razem widziałam to tak jakby on dla ciebie nie istniał - dorzuciła przejęta. 
   - Ale wczoraj wieczorem się z nim spotkałam - uśmiechnęłam się lekko. 
   - I? - ciągnęła Maite. 
   - Zaczął mnie przepraszać, a ja go wyzywać od idiotów i dupków oraz mówić, że go nienawidzę - śmiałam się. - A późnej tak się potoczyło, że postanowiłam mu wybaczyć - powiedziałam ciszej. - Nadal go kocham - uśmiechnęłam się. 
   - Jesteście przykładem, że na tym świecie istnieje taka miłość, która przetrwa wiele - zauważyła Lorena. 
   - Ale to dobrze - dodała Maite. - Przynajmniej nie będziecie sobie skakać do gardeł na naszym ślubie, ale wręcz przeciwnie - pokazała mi język, a my się zaczęłyśmy się śmiać. 
   
    Gdy wyszliśmy ze sklepu każdy się rozjechał w swoją stronę, a Thiago odwiózł mnie do domu, na moją prośbę. Z chęcią spędziłabym resztę dnia z nim, tak jak proponował, ale jednak musiałam wrócić, bo w końcu Alex przyjechał do nas w odwiedziny, a poza tym muszę popilnować czy Xavi wytrzyma z naszym starszym braciszkiem, który już od rana, jak było widać, miał za dobry humorek.
  Alcantara zaparkował samochód pod domem Xaviego i kazał mi poczekać, a sam wysiał i okrążył auto. Otworzył mi drzwi i podał ręką, pomagając mi wysiąść. Oparł się o maskę i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie. 
   - Dziękuję - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta. 
   - Chciałbym żeby już tak było zawsze - rozmarzył się, a ja cicho zaśmiałam. 
   - A tak właściwie... - przypomniałam sobie. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na Thiago. - Nie wiedziałam, ze twój ojciec wiedział o nas. 
   - Bo to było tak, że mój ukochany braciszek na samym początku wyśpiewał wszyściutko ojcu, a ten to nawet się ucieszył, bo zawsze jako jedyny jakoś nie trawił Julii, czego nikt nie rozumiał - wzruszył ramionami. 
   - To teraz wiem dlaczego mi się tak przyglądał wtedy przed twoją prezentacją na Camp Nou - objęłam rękami jego szyję, bawiąc się palcami jego włosami. 
   - Potem stwierdził, że jestem kretynem, bo cię skrzywdziłem - zaśmiał się. 
   - Bo jesteś - pokazałam mu język, a ten wtedy zaczął mnie całować. Wtedy usłyszałam okrzyk radości, który należał do mojego bratanka. Odwróciłam głowę i zobaczyłam swoich braci, bratową oraz Ikera, którzy wracali ze spaceru. Poczułam, że się czerwienię i zrobiłam krok w tył od Brazylijczyka lekko zmieszana, a wyszczerzeni Xavi z Alexem tak po prostu przywitali się z Thiago, a Nuria puściła do mnie dyskretnie oczko. 

***
 Piękna wczorajsza wygrana Barcelony ^^

niedziela, 9 marca 2014

doce: mi chica ideal

Barcelona, 2018 r.
  Stałam przy kuchennym blacie i zasypywałam dwie kawy, dla siebie i Jordiego. Miałam na sobie swoje szorty i koszulkę, którą pożyczyłam od piłkarza. Nastawiłam czajnik z wodą i oparłam się o szafkę, ziewając.
   - Dzień dobry - do kuchni właśnie wkroczył obrońca, mocno się wyciągając. - Matko, mój kręgosłup - skrzywił się od razu i usiadł na krześle.
   - A mówiłam, że ja zostanę na kanapie, a ty idziesz do swojego łóżka? To ty nie! - zaśmiałam się.
   - Daj spokój, jesteś moim gościem, więc nie było nawet dyskusji - machnął ręką. - Robisz może kawę?
   - A no robię - pokiwałam głową.
   - Jesteś skarbem - wyszczerzył się. - A co do tej kanapy... To myśląc przyszłościowo, muszę ją wymienić - mruknął i zaczął rozmasowywać sobie kark.
   - No tak, w razie kolejnej kłótni z Victorią, gdzieś będziesz musiał spać - zaśmiałam się.
   - Jeszcze nawet nie rozmawialiśmy, a ty już nam wróżysz kolejną kłótnie? Fajnie nam życzysz! - oburzył się zabawnie.
   - Tobie Jordi, zawsze - pokazałam mu język i wtedy usłyszałam, że woda się gotuje. Odwróciłam się i zalałam wrzątek do kubków. Postawiłam oba na stole i usiadłam na drugim krześle. Alba objął rękami kubek, a ja podparłam głowę na ręce.
   - I co teraz? - zapytał cicho, a ja spojrzałam na niego. Jordi był i jest moim przyjacielem. Nie wiedziałam czy dobrze robię, całując go wczoraj... Ale tym mu pomogłam. Byłam już przeszłością. Powiedział, że nic nie poczuł. W pierwszej chwili nie wiedziałam czy powiedział prawdę, czy tylko dlatego bym nie poczuła się niezręcznie. Uwierzyłam mu, bo stwierdził, że musi porozmawiać z Victorią, pogodzić się.
   - Zadzwonisz do niej i poprosisz o spotkanie. - odparłam pewnie.
   - A jeżeli nie będzie chciała rozmawiać? - mruknął i upił łyk kawy.
   - Jeżeli nie spróbujesz to się nie dowiesz - uśmiechnęłam się. - Dobra, Jordi - westchnęłam. - Idę się przebrać - wskazałam na jego koszulkę, którą miałam na sobie. - I wracam do domu, bo znając mojego braciszka to zaraz będzie snuł wyobrażenia o moim ślubie, bo nie wróciłam na noc - zaśmiałam się i cmoknęłam go w policzek, udając się do jego pokoju, gdzie była reszta moich rzeczy. Przebrałam koszulkę, wzięłam torbę i wróciłam do kuchni by dopić swoją kawę.
   - Ari, porozmawiam z Vici, jeżeli ty też mi coś obiecasz. - mruknął niepewnie obrońca.
   - O co chodzi? Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na swoim krześle.
   - Jeżeli ja mam sobie ułożyć życie, to ty też.
   - Chyba nie rozumiem... - spojrzałam na niego pytająco. - Jordi, jeżeli w przyszłości kogoś poznam to być może sobie ułożę to życie. Nie będę przecież szukać kogoś na siłę i zakochiwać się. - wzruszyłam ramionami.
   - Tylko, że ty już nie musisz się zakochiwać, Ari - zaśmiał się pod nosem. - Przecież nadal kochasz i oboje wiemy kogo. - powiedział pewnie. - Porozmawiaj z nim. - mruknął, a ja ciągle patrzyłam na przyjaciela i trawiłam to co mówił, czy czasem się nie przesłyszałam.
   - Skąd nagle taka postawa co do Thiago? - zapytałam.
   - Bo przecież wszyscy nadal się przyjaźnimy - westchnął. - Stało się to co się stało i nic go nie usprawiedliwia, ale minęło sporo czasu, oboje dojrzeliście i wydorośleliście, ale wasze uczucia raczej się nie zmieniły - kręcił głową. - Ostatnio to nawet Rafa was wyklinał, że patrzycie na siebie, a normalnie porozmawiać i wyjaśnić wszystkiego to już sobie nie możecie! - mówił ironicznie. - Daj mu szansę.
   - Szansę? - zakpiłam.
   - Źle się wysłowiłem... - podrapał się po karku. - Nie żebyście od razu byli ze sobą czy coś, ale porozmawiajcie i przecież możecie się przyjaźnić, bo przebywacie zawsze w tym samym towarzystwie.
   - Jordi, nie wiem - spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Z jednej strony miał rację, że powinno to się jakoś uspokoić, bo mamy wspólnych przyjaciół, ale... Z drugiej strony jakoś nie potrafiłam. 

  Weszłam do domu i położyłam torbę w korytarzu. Przekroczyłam próg kuchni i rzuciłam krótkie 'cześć' do Xaviego, który siedział przy stole i z kubkiem kawy. Tradycyjnie musiałam mu ją podkraść i upić kilka łyków. Czekałam na początek jakiegoś kazania w stylu, że mogłam zadzwonić i uprzedzić, że nie wrócę, bo w końcu mieszkam w jego domu i tak dalej, a on po prostu na mnie spojrzał i nie odzywał się przez chwilę.
   - Byłaś u Thiago? - wypalił po chwili, a ja zakrztusiłam się jego kawą. Odstawiłam kubek na stół obok Hernandeza i próbowałam się uspokoić. Najpierw Jordi, a teraz on... Co z nimi?!
   - A skąd założenie, że mogłam być właśnie u niego? - zmarszczyłam brew. Nie zaprzeczę, dosyć mocno mnie zaskoczył, bo nie wiem skąd mu się to wzięło. Dlaczego akurat u niego?!
   - No nie wiem, ale... - zamyślił się.
   - Ale? - patrzyłam ciągle na brata.
   - Bo przecież się przyjaźniliście, a teraz tak jakoś... - plątał się jak mały dzieciak. - Bo wróciłaś przedwczoraj w jego bluzie i tak sobie jakoś dziwnie pomyślałem, że może coś pomiędzy wami jest więcej? - mówił. Dobrze braciszku kombinujesz, ale chyba jakieś pięć lat po fakcie... - Ty jesteś sama i on też, więc nie widzę problemu. Gra w mojej drużynie, ale ja to bym akceptował.
   - Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz nas swatać ze sobą? - spojrzałam na niego i roześmiałam się.
   - Dobra, Ari! Zapomnij! Wygłupiłem się - wymachnął rękami. - Więc gdzie byłaś? - uśmiechnął się lekko.
   - Zasiedziałam się wczoraj po pracy u Jordiego. Nie chciał żebym wracała sama po nocy, więc zostałam - wzruszyłam ramionami.
   - No dobrze, wiesz że wcześniej myślałem, że pomiędzy wami coś będzie? - zaśmiał się i podrapał po brodzie.
   - Ty już lepiej nie myśl - zaśmiała się Nuria, która właśnie weszła do kuchni z Ikerem na rękach. Gdy mnie zobaczył, od razu stwierdził żebym to ja go jednak już teraz trzymała. - Tak ci się śpieszy żeby siostrę za mąż wydawać? - uśmiechnęła się, a Xavi pociągnął ją na swoje kolana.
   - Nie, że mi się śpieszy, ale no mogłaby już jakoś pomyśleć o ustatkowaniu się, prawda?
   - Ja sama zadecyduje kiedy przyjdzie na to pora, a teraz moim jedynym kawalerem jest mój ukochany bratanek - wyszczerzyłam się i ucałowałam policzek malca, a on się zaśmiał.
   - Jak to mówią, to pies na kobiety. Rano randkował z panią z tego spożywczaka za rogiem - śmiała się Cunillera.
   - Nadrabia za ojca - pokazałam język bratu, a ten tylko spojrzał na mnie błagalnie. 

   Siedziałam na ławce w parku z zadowoloną miną i poprzez okulary przeciwsłoneczne patrzyłam się w bezchmurne niebo. Wszystko było tak jak miało być. Jordi wyjaśnił sobie wszystko z Victorią i jest już pomiędzy nimi dobrze. Blanca z Isco wyjechali już z Katalonii, razem i bardzo szczęśliwi. Chłopak przejął się tak tym wszystkim, że już podobno wymyślił dwie opcje, jak będzie miało na imię ich dziecko. Jeżeli będzie to dziewczynka - Valeria, a chłopiec - Cesar. Blanca się z niego naśmiewa, że pewnie jak tylko znajdą się w jego mieszkaniu w Madrycie, on zacznie planować wygląd pokoiku dla dziecka.
  Marc to już chyba świata nie widzi poza Dulce. Czyli to był bardzo dobry krok, że wtedy zabrałam ją na tą imprezę! Dzięki temu leniuchują sobie od przedwczoraj na Mallorce, bo w końcu są wakacje!
  Siedziałam tak sobie i rozmyślałam o nich wszystkich, kiedy zorientowałam się, że ktoś siada obok mnie. Zdjęłam okulary i spojrzałam na tego kogoś... Thiago! Tylko co on tu robił?
   - Cześć - odezwał się pierwszy.
   - Cześć - mruknęłam cicho.
   - Ładna pogoda - powiedział jakby zakłopotany. No tak... Nie wiesz co powiedzieć? Zacznij nawijać o pogodzie... Nie odezwałam się. - Możemy pogadać? - spojrzał na mnie.
   - Naprawdę, Thiago... - przewróciłam oczami. - O czym niby chcesz rozmawiać? 
   - O nas - odpowiedział. 
   - O nas?  - zakpiłam. - Thiago, nie ma NAS -  zaakcentowałam. - I bardzo dobrze wiesz dlaczego - warknęłam i wstałam, ruszyłam przed siebie. Dogonił mnie i złapał za nadgarstek, odwrócił mnie do siebie. 
   - Posłuchaj, może ci się to wydawać niemożliwe, ale ja też czuję! - mówił, patrząc mi w oczy. - Nie chcę żeby tak to wszystko wyglądało, Ari! 
   - Nie obchodzi mnie to - udawałam twardą, a wcale tak nie było. Chciało mi się ryczeć. 
   - Nie kłam - pokręcił głową. - Przepraszam - szepnął, a ja zmarszczyłam brew. - Nie powinienem tak robić. Przepraszam cię, Ariadna. Nie chciałem żeby tak wyszło. Chciałem skończyć to co było pomiędzy mną i Julią, ale to było trudne, a później mnie zaskoczyła wcześniejszym przyjazdem. 
   - No to trochę ci nie wyszło - zauważyłam. - Bo pojechała z tobą do Monachium. 
   - A wiesz dlaczego wróciła po miesiącu? - zapytał poważnie. - Bo powiedziałem jej o tobie. Nie potrafiłem tego ukrywać, bo cię kocham. Nadal cię kocham. Nie chciałem okłamywać samego siebie. - powiedział, co mnie zaskoczyło, bo stałam i bez wyrazu na niego patrzyłam. - Powinienem ci o tym powiedzieć już wtedy, gdy usłyszałem, że mnie kochasz. Stchórzyłem, rozumiesz?
   - Szkoda, że wtedy nie byłeś ze mną taki szczery. - powiedziałam łamiącym się głosem i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku. - I tak, masz rację... Jesteś tchórzem i skończonym dupkiem! - poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
   - Wiem o tym - spojrzał na mnie smutno. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to naprawić. 
   - Idiota - rzuciłam w jego stronę, powstrzymując łzy. - Kretyn i dupek! 
   - Rozumiem cię doskonale - mówił z pokerową miną. - Coś jeszcze? - patrzył na mnie, a ja odwróciłam wzrok i chciałam odejść, ale... 
   - Tak, jeszcze coś - zacisnęłam zęby i z całej swojej siły uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. Zareagował spokojnie, odwrócił twarz i przymknął powieki. W jednym momencie zrobiło mi się go szkoda i zbliżyłam się do niego. Położyłam delikatnie dłoń na policzku, po którym przed chwilą dostał i lekko przygryzłam wargę. Spojrzał na mnie niczym mały szczeniak, a ja wspięłam się na palcach i złączyłam nasze wargi. Teraz uświadomiłam sobie jak cholernie za nimi tęskniłam... Tęskniłam za nim, tęskniłam za jego dłońmi, które właśnie ułożył na mojej talii, za językiem, który zawsze delikatnie pieścił moje podniebienie. Trwaliśmy tak przez chwilę, a ja czułam się jak w jakiejś dennej komedii romantycznej i brakowało tylko żeby lunął deszcz! Oderwałam się po chwili od niego i oboje zaczęliśmy łapać oddech. Był zaskoczony tym co zrobiłam, ale chyba ja też. I chyba tego pożałowałam, bo zmieszałam się i zrobiłam dwa kroki do tyłu. Żadne z nas się nie odezwało. Ułożyłam sobie dłonie na ramionach i lekko przygarbiona ruszyłam w stronę wyjścia z parku, a po policzku spływała mi pojedyncza łza. Nie wiedziałam co mam teraz myśleć, robić... Alba miał rację, ja nadal go kochałam...

  To był wieczór tego samego dnia. Iker już dawno spał, bo wymęczyłam go popołudniu na placu zabaw. Na jednej kanapie siedziała Nuria przytulona do mojego brata, a ja rozłożyłam się na drugiej. W telewizji akurat leciała szósta część "Szybkich i Wściekłych", film z serii, która chyba nigdy mi się nie znudzi, chociaż znam już ją na pamięć. To był praktycznie początek filmu, a mi już ktoś zaczął przeszkadzać. Usłyszałam dźwięk swojej komórki, informujący mnie, że właśnie dostałam SMS. Westchnęłam i wyjęłam telefon z kieszeni. Od Thiago. Otworzyłam ją. Możemy porozmawiać? - napisał, a ja wtedy dziwnie się poczułam. Chciał jeszcze rozmawiać... 
   - Wszystko w porządku? - zapytał mój brat, a ja wtedy zorientowałam się, że wpatrywałam się z ten ekran już chwilę, bez żadnej zewnętrznej reakcji. 
   - Tak, tak - pokiwałam głową i otworzyłam okienko odpowiedzi. Przygryzłam dolną wargę i westchnęłam. Odpisałam, że się zgadzam i położyłam telefon na swoim brzuchu, wbijając wzrok w telewizor. Po chwili przyszła kolejna odpowiedź. Za dwie minuty będę pod domem Xaviego. - przeczytałam i odłożyłam telefon. Dopiero po chwili to do mnie doszło. Zerwałam się i wybiegłam na górę, by wziąć jakąś bluzę, a Xavi z Nurią, zdziwieni ciągle mnie obserwowali. Wpadłam do pokoju i rozejrzałam się za jakimś okryciem. Na krześle, przy biurku wisiała przewieszona bluza Thiago, która nadal u mnie była. Położyłam dłoń na niej i wpatrywałam się w nią chwilę. Ubrałam ją, bo na zewnątrz nie było za ciepło, a i tak miałam mu ją oddać. Jak na złość nadal nim pachniała. Zbiegłam na dół po schodach i zaczęłam ubierać swoje adidasy w przedpokoju. 
   - Wychodzisz gdzieś? - usłyszałam głos Xaviera. 
   - Zostaw ją - skarciła go Nuria. - Umówiła się pewnie z jakimś Romeo - zaśmiała się. 
   - Dobra, dobra - pokręciłam głową. - Za niedługo powinnam być. - dorzuciłam i wyszłam z domu.
   Wtuliłam się bardziej w dres piłkarza i szłam do furtki. Wyszłam na chodnik przed domem i wtedy właśnie podszedł Alcantara, zdejmując z głowy kaptur. Skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyłam wyczekująco na niego. 
   - Chciałeś rozmawiać - mruknęłam. 
   - Może się przejdziemy? - zaproponował, a ja po chwili skinęłam głową. Szliśmy w ciszy ramię w ramię, wolnym krokiem. 
   - Thiago... - zaczęłam w pewnym momencie. 
   - Ari, ja nie odpuszczę - zatrzymał się, a ja spojrzałam na niego. - Kocham cię, rozumiesz? I obiecuję ci, że już nigdy cię nie okłamię ani nic przed tobą nie ukryję. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę żebyś wiedziała, że nadal tak jest. Nigdy nie mogłam przestać myśleć o tobie, o twoich oczach, ustach... - niepewnie uniósł dłoń i odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka. - Mówią, że nie ma ideałów, ale ja właśnie swój znalazłem i ty nim jesteś. - uśmiechnął się lekko, a ja czułam, że z sekundy na sekundę coraz bardziej się rozklejam. Zacisnęłam pięść i zrobiłam krok do Thiago. Przygryzłam wargę, mając już łzy w oczach. 
   - Nienawidzę cię - załkałam i uderzyłam go lekko w pierś, a on wyciągnął ramiona i mocno mnie przytulił, ja nadal płakałam. - Nienawidzę cię za wszystko - wydukałam, płacząc, a on po prostu gładził mnie po plecach, co o dziwo mnie uspokajało. Po chwili umiarkowałam już oddech i przyłożyłam głowę do jego lewej piersi, wsłuchując się w rytm bicia serca Thiago. Musiałam przyznać, że cholernie dobrze mi było w jego ramionach, tak bezpiecznie i błogo. - Thiago... - szepnęłam po chwili. 
   - Tak, wiem. Nienawidzisz mnie – odparł cicho, nadal głaszcząc moje plecy poprzez materiał swojej bluzy, którą miałam na sobie. 
   - Nie - pokręciłam głowę i podniosłam ją, patrząc mu prosto w oczy. - Kocham cię - powiedziałam cicho i zobaczyłam lekki zarys uśmiechu na jego ustach. Oparł swoje czoło o moje i szerzej się uśmiechnął, a ja wtedy już odpowiedziałam tym samym. To nie tak, że o wszystkim zapomniałam i będzie już pięknie i cudownie. Nie. Ponownie wyznając mu miłość, nie zapomniałam tego co mi zrobił lecz wybaczyłam. Kochałam tego głupka i nic na to nie mogłam poradzić, nie mogłam się z tego wyleczyć pomimo upływu pięciu lat. 
   - Ubrałaś moja bluzę. Wiesz, że ślicznie ci w niej? - zaśmiał się. 
   - Ubrałam ją, bo wciąż pachnie tobą - uśmiechnęłam się zawadiacko. Poczułam jak mnie unosi do góry, automatycznie pisnęłam i kurczowo złapałam się jego ramion. - Wariat - zaśmiałam się cicho i delikatnie musnęłam jego usta, a on zamruczał. Znów się zaśmiałam i dotknęłam czubkiem swojego nosa do jego. - Powiedziałam bratu, że niedługo wrócę - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam go po policzku, a on odstawił mnie na chodnik i skradł szybkiego całusa.
   - Jeżeli musisz - westchnął teatralnie. 
   - Możesz mnie odprowadzić - odparłam. 
   - Z wielką chęcią - złapał moją dłoń, a mnie się chyba to coraz bardziej podobało. Szliśmy razem, trzymając za ręce, co chwila na siebie zerkając i uśmiechając się. Zatrzymaliśmy się przed samą furką. Alcantara się uśmiechnął i wpił się w moje usta. 
   - Dobranoc - uśmiechnęłam się do niego. 
   - Miłych snów. 
   - Może ci się przyśnię - pokazałam mu język i już miałam wejść na posesję brata, kiedy Thiago złapał mnie w pasie i przysunął do siebie, znów całując. 
   - Zawsze mi się śnisz - wyszeptał, a mnie aż przeszedł przyjemny dreszcz.
   - Powinnam ci chyba oddać bluzę - zauważyłam i zaczęłam rozsuwać zamek, a ten mi przerwał.
   - Jest twoja - skinął głową. 
   - Dziękuję. Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Przeszłam przez furtkę i po chwili wchodziłam już do domu, a lekki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na parterze nigdzie się nie świeciło, myślałam że Nuria z Xavim już poszli do siebie, a kiedy przechodziłam obok wejścia do salonu, usłyszałam odkaszlnięcie. Zatrzymałam się zdziwiona i dopiero teraz zauważyłam, że przy oknie ciągle stał mój brat! Patrzył na mnie i po chwili uniósł wyciągnięty kciuk do góry. 
   - Miałem nosa co do tego - zaśmiał się, dumny z siebie, a ja tylko przewróciłam oczami i ruszyłam po schodach na piętro. Pokręciłam głową i weszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i wtedy na mój telefon znów przyszedł SMS. Thiago: Już się stęskniłem.

***
#AnimsIniesta

wtorek, 4 marca 2014

once: solo juega un corazón

 Barcelona, 2018 r.
   Ludzie się rozeszli, a my zostaliśmy w 'swoim' towarzystwie. Rozsiedliśmy się w salonie i śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy. Na jednej kanapie siedzieli Rafael i Jonathan, a ja pomiędzy nimi, oparta o Alacantarę plecami, a nogi wyłożyłam na nogi Dosa. Tuż obok, na fotelu rozłożył się De Gea, któremu już naprawdę się nudziło, bo wziął do ręki kamerę i nas filmował, a na następnym fotelu siedział Thiago... Dalej, na dużej pufie w kształcie piłki siedzieli wtuleni w siebie Cristian z Loreną, a następnie na kanapie Blanca przytulona do Isco oraz tak samo Maite z Martinem, a Bartra siedział na puchatym dywanie, opierając się o jedną z kanap i przytulał do siebie Dulce. Brakowało mi tu tylko Alby, ale on się wymknął wcześniej. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, a nie było... Ja też nie potrafiłabym udawać, że wszystko gra, na jego miejscu. Pokłócił się z dziewczyną, z którą, o ile wiem - był szczęśliwy.
   - Przyszłe mamusie się uśmiechną - mówił bramkarz, kamerując Blancę i Maite. - Proszę wyszczerzyć ząbki!
   - David, jak ja ci zaraz coś wyszczerzę to sobie popamiętasz - prychnęła żartobliwie Sanchez i wtuliła się mocniej w ramię Isco.
   - No co wy chcecie? De Gea trenuje przed swoim 'z kamerą wśród zwierząt', bo jak go wyślemy w końcu na jakieś safari w skrzyni z napisem 'nie przyjmujemy zwrotu' to mu się przyda - palnął wyszczerzony Bartra, a chłopak od razu zmierzył go wzrokiem.
   - To może od razu zarezerwujmy role szympansów dla Jony i Rafinhi? - zaśmiałam się.
   - A Isco będzie kaczusią! - rzuciła automatycznie Blanca.
   - Ale że kaczką? Przepraszam bardzo, dlaczego kaczką, skarbie? - zdziwiony Alarcon spojrzał na swoją kobietę.
   - Spokojnie, Francisco... Wrócimy do hotelu to ci to na spokojnie wytłumaczę - ucałowała go w policzek.
   - Jakie szympansy? Jakie kaczusie? - zaśmiała się Maite. - Każdy facet to świnia - dodała i mocniej przytuliła do Montoyi, a ten spojrzał na nią zdziwiony. - No co? - wzruszyła ramionami i delikatnie go pocałowała, a Martin pokręcił głową.
   - Ej, nie! - wtrąciłam nagle. - Nie każdy facet to świnia! - wyszczerzyłam się.
   - No, jedyna! - powiedział dumnie Rafael i zamknął mnie w stalowym uścisku.
   - Są jeszcze osły i barany - dorzuciłam, a ten od razu zabrał rękę i udał obrażonego, a dziewczyny zaczęły zachodzić się ze śmiechu.
   - To było wredne! - jęknął Isco.
   - Taki już wasz los, musicie wytrzymywać z nami. Tymi wrednymi - odezwała się Dulce.
   - No to teraz to najgorzej będą mieć Martin i Isco. - wyszczerzyła się Lorena. - Nie dość, że będą wredne to będą od was mnóstwo wymagać - popatrzyła na obrońcę i pomocnika. - Pamiętam to po sobie!
   - E, nie było aż tak źle - odparł Cristian.
   - Tello, wygodnie ci się siedzi pod pantofelkiem, że się tak podlizujesz żonie? - Jonathan ryknął śmiechem.
   - Co ty chcesz? Chłopak pewnie zapomniał jak to było - śmiała się Blanca.
   - No to może czas na kolejnego potomka? - Thiago spojrzał na skrzydłowego.
   - Jak na razie jedna córka mi wystarczy - zaśmiał się Cristian.
   - Myśli, bo zawsze to lepiej podrzucić dziadkom jednego wnuka niż całą gromadkę, gdyby chcieli się zabawić - odezwał się Bartra.
   - Mamy to szczęście, że Sabadell jest blisko, a moi rodzice też praktycznie są na miejscu - uśmiechnęła się Lopez.
   - No to z nami niestety tak dobrze nie będzie, moi rodzice są w Andaluzji, a Blanci w Anglii - Isco lekko się uśmiechnął.
   - Tak, więc Isco koniec z wylegiwaniem się ile można i byczeniem przed telewizorem po treningach. - wyszczerzył się Marc. - Teraz będziesz miał na głowie Blancę i za jakiś czas małego krzykacza - śmiał się.
   - Ale zawsze może mu się spodobać wstawanie kilka razy w nocy, że zaraz po narodzinach pierwszego dziecka, mogą sobie zmajstrować kolejne, nie? - Dulce spojrzała na Blacnę, a ta rzuciła w nią poduszką.
   - I chyba ty mu je urodzisz - pokręciła głową.
   - Ej! Jeżeli Dulce będzie rodzić jakiekolwiek dzieci, to tylko i wyłącznie moje! - oburzył się obrońca.
   - A czy ktokolwiek w to wątpi, Marc? - zaśmiał się Thiago.
   - Ale serio, ojcostwo to coś wspaniałego i każdemu z was życzę dziecka - powiedział dumnie Cristian i spojrzał kolejno na każdego przedstawiciela płci męskiej.
   - Ja tam sobie jeszcze poczekam - Rafa machnął ręką.
   - Racja, bo jak na razie to widzę, że żadna się nie kwapi by ci to dziecko urodzić - wyśmiał go jego starszy brat.
   - On odstrasza te biedne dziewczyny swoją głupotą - dopowiedziałam.
   - Halo! Wcale, że nie! Jak na razie to trzy kobiety ze mną wytrzymują - wyszczerzył się zadowolony.
   - Kto niby? - wybuchnął śmiechem Martin.
   - No siostra, mama... - zaciął się. - I babunia!
   - Boże Rafael, ty to jednak kretynem jesteś! - Jona uderzył się w czoło.
   - A za tobą to pewnie się panny sznurem ustawiają! - odgryzł się ironicznie przyjacielowi.
   - Moja była nie zasługiwała na to bym spędził z nią resztę życia - Meksykanin pokręcił głową z uśmiechem.
   - Ale zauważcie, że każdy ma jakieś wspomnienia o swoich byłych, nie? - zarzuciła Cunillera.
   - A właśnie! - wypalił De Gea i aż poprawił się na fotelu. - Ari, jesteś już na tyle pijana, by wyjść na stoli... - mówił podniecony tym wszystkim bramkarz, a ja zaczęłam mierzyć go wzrokiem. Przerwał i się wyszczerzył.
   - Przymknij się, David! Rafa, błagam! Trzepnij go tam raz, a porządnie! - warknęłam, a Alcantara to po prostu zrobił!
   - Auć! Jakby kazała ci skoczyć z mostu to też byś skoczył?! - jękną.
   - Nie, ale z przyjemnością wykonałem tę jej prośbę - pokazał mu język.
   - Miałeś na myśli, to o czym teraz może pomyślałam? - wtrąciła rozbawiona Blanca, a były piłkarz Czerwonych Diabłów pokiwał twierdząco głową.
   - Ej, ale my też chcemy wiedzieć o co chodzi! - powiedział Isco i spojrzał na swoją dziewczynę.
   - Ani mi się ważcie, oboje! - pogroziłam palcem Davidowi i Blance.
   - No więc była na tyle pijana, by wdrapać się na bar i zacząć wyzywać każdego swojego byłego - powiedziała Blanca z wielce zadowolonym wyrazem twarzy. - Ale więcej nic nie powiem, bo ona mnie zaraz chyba zabije! - wyszczerzyła się i przesłała mi całusa w powietrzu.
   - Dzięki! - jęknęłam i udałam obrażoną.
   - To musiało być ciekawe - Dos Santos poruszył brwiami. - David, zamiast teraz, trzeba było to wtedy nagrać! - zwrócił się do kolegi.
   - No nie pomyślałem wtedy, no! - mruknął zrezygnowany.
   - Zacznijmy od tego, że ty w ogóle nie myślisz! - mruknęłam pod nosem, kręcąc głową.
   - A ten James to nadal cię prześladuje? - zapytał David.
   - Jak mu się przypomni to tak - pokiwałam.
   - Jaki James? - zdziwiła się Dulce.
   - Kręcił się taki jeden przy niej, nawet przystojny był, ale na drugiej randce zapomniał zdjąć obrączki - Blanca pokręciła głową.
   - No i tak średnio co dwa miesiące dzwoni i jajczy pijany, żebym dała mu szansę... I tak już od niecałych dwóch lat. - dopowiedziałam.
   - Żałosny typ - skomentowała Maite. Na szczęście obecni tu nie drążyli tematu i to mnie ucieszyło. Ale oczywiście coś musiało mnie skorcić i spojrzałam na drugi fotel, gdzie siedział starszy Alcantara. Miał skupioną minę i słuchał jak to właśnie Cristian zaczął opowiadać kompromitującą historyjkę z Marciem jako głównym bohaterem.

Manchester, 2016 r.
   Było wczesne popołudnie, a ja ze skwaszoną miną weszłam do klubu. Wiedziałam, że jest tam Blanca, więc o tej porze nikt mnie stamtąd nie wyprosi. Podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krześle.
   - Hej - mruknęłam do Blanci, wycierającej wysokie szklanki. Oparłam łokcie na blacie i podparłam głowę na dłoniach. - Nalej mi coś mocniejszego - wymamrotałam.
   - Gorszy dzień? - zapytała i postawiła przede mną kieliszek po czym napełniła go czystą wódką.
   - Taaa - przeciągnęłam. - Ja nie mam szczęścia do facetów... Kolejny okazał się dupkiem. - jęknęłam. - Co jest ze mną nie tak? - mruknęłam i przysunęłam pusty już kieliszek w jej stronę, a ona go napełniła.
   - Przestań tak mówić - pokręciła głową. - Wszystko z tobą jest w porządku. To oni są dupkami! Co tym razem?
   - Umówiłam się z nim w kawiarence, przyszedł nawet z kwiatami i zauważyłam, że na palcu ma obrączkę.
   - Nieźle - zacmokała Sanchez. - Jak się tłumaczył?
   - Że był z bratem kupić obrączki na jego ślub i przymierzając, zapomniał ją zdjąć - powiedziałam, a tamta wybuchnęła śmiechem. - Tak wiem, żałosny... Po prostu wyszłam i dalej już go nie słuchałam - machnęłam ręką i wypiłam alkohol. - Nalej jeszcze kolejkę - wskazałam na szkło.
   - Ariadna, nie powinnaś - zmarszczyła brew.
   - Blanca, daj spokój! Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać... A teraz chcę się upić! - powiedziałam pewnie.
  Siedziałam tam już pewien czas i po prostu piłam. Szumiało mi już w głowie, byłam pijana. Wtedy obok mnie pojawił się David, usiadł i wbił we mnie wzrok. Zacmokał i pokręcił głową.
   - I na co to? - zapytał. - Trzeba było się jakoś na nim wyżyć, a nie topić smutki w butelce wódki - filozofował. - Dużo już wypiła? - zwrócił się do Blanci, która nadal stała za ladą.
   - Sporo... A gdy już nie chciałam jej polać, kupiła całą butelkę - odparła dziewczyna.
   - Dzwoniłaś po niego? - zapytałam.
   - Ktoś musi cię odholować do mieszkania, a ja jestem w pracy - odparła pewnie.
   - Nikt nie musi mnie odprowadzać, dam radę sama! Z resztą zawsze jakoś sobie radzę! - machnęłam ręką i zaczęłam się śmiać pod nosem sama do siebie.
   - Widzę właśnie. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, a ja pokręciłam głową i zsunęłam buty ze stóp. Najpierw wgramoliłam się na krzesło, a potem stałam już boso na barze.
   - Bo faceci to idioci! - zawołałam.
   - No dzięki, skarbie - jęknął bramkarz.
   - Ty, De Gea jesteś jednym z niewielu wyjątków w moim życiu, bo się na tobie jeszcze nie zawiodłam - pokiwałam głową. - Ale reszta to skończone barany! - krzyknęłam, a z zaplecza aż się wyłonił starszy brat naszej przyjaciółki. Spojrzał na mnie i po chwili na Blancę, ta odparła, że wszystko jest okej, a on zaczął śmiać się pod nosem. Pomachałam mu, a on odpowiedział mi tym samym i wrócił do siebie.
   - Wiele doświadczeń? - zaśmiał się Hiszpan.
   - A żebyś wiedział, że tak - odparłam śmiertelnie poważnie. - W zerówce zaczęłam chodzić z takim Manuelem, mówił że jestem najładniejszą dziewczynką w całej grupie, a w pierwszej klasie już zaczął się uganiać za taką jedną blondynką z przeciwnej klasy, która podobno chodziła z chłopcami do łazienki by pokazać im jakie dziś ma na sobie majteczki. Dziwkarz! - mówiłam, a tamci zaczęli zachodzić się ze śmiechu.
   - Kto był następny? - zapytała rozbawiona Sanchez.
   - Później był Alvaro! Uganiał się za mną, bo chciał przychodzić na weekendach i grać w drużynie z Xavim, bo dowiedział się, że przyjęli go do La Masi! Interesowny to on był! Dalej, dalej... Kto był dalej? - zapytałam sama siebie. - A wiem! W gimnazjum byłam z takim Stefano z wymiany, z Włoch! Pieprzony makaroniarz założył się z kolegami, że przeleci mnie w męskiej toalecie! Jak się dowiedziałam to myślałam, że go zabiję! - wymachiwałam rękami. - W średniej szkole miałam dwóch, jeden okazał się gejem, a drugi donosił matce nauczycielce, że kradniemy jej odpowiedzi na sprawdzian - pokręciłam głową. - Maminsynek, no!
   - Ari, to straszne! - nabijał się chłopak.
   - Żebyś wiedział! - otworzyłam szeroko oczy. - Potem... Tak! Po pewnej przerwie od facetów poznałam tych świrów z Barcelony! - zaśmiałam się. - I Thiago! - mruknęłam. - Znacie tę historię, więc nie będę się rozdrabniać... Ale zranił mnie najbardziej... - zamilkłam na chwilę. - No nic... Nie interesuje mnie wcale, że miesiąc po wyjeździe do Monachium rozstał się z Julią, że później przez chwile pokazywał się z jakąś laską z Vigo, którą podsunął mu Rafael z ich ojcem, a ostatnio paparrazzi robi mu zdjęcia z jakąś brzydką Niemką! - mówiłam podenerwowana, a Blanca z Davidem wymienili się spojrzeniami. - Niech się wali! - warknęłam po chwili. - Niech się każdy wali... Niech się wali ten Javier z hotelu wujka, który robił do mnie maślane oczka, niech spada Matt, który myślał, że zostanę jego lalką do dmuchania i teraz żonaty James. - skończyłam i usiadłam sobie na barze, spuściłam głowę. - Ale ja go nadal kocham... - jęknęłam, a tamci mocno się zdziwili.
   - Ale, że Jamesa? - Blanca otworzyła szeroko oczy.
   - Nie - szepnął David. - Mówi o Alcantarze. 
   - Nienawidzę go, ale i nadal kocham. Chciałabym się do niego przytulić... - użalałam się, a David westchnął i podniósł z podłogi moje buty. Nasunął mi je na nogi i zabrał moją torbę.
   - Takim Alcantarą to ja nie jestem, ale na dzień dzisiejszy to muszę ci wystarczyć - powiedział i przewiesił mnie sobie przez ramię. Powiedział coś jeszcze do Blanci i ruszył ze mną do swojego samochodu, gdzie zasnęłam, a pamiętam, że obudziłam się dopiero następnego dnia rano, a przy łóżku leżała butelka wody i tabletki.

Barcelona, 2018 r.
  Było późno,  a połowa z nas już opuściła dom Tello. W pewnym momencie zaczęłam się zbierać i ja. Jona, który jeszcze tam był, oferował się, że mnie odprowadzi, ale to raczej jego trzeba było odprowadzać. Stałam w korytarzu i ubierałam buty, a obok mnie Cris i Lorena.
   - A może przynajmniej ja cię kawałek odprowadzę, co? - zaproponowała dziewczyna, a ja pokręciłam głową.
   - Nie musisz, ale dzięki - uśmiechnęłam się lekko do niej. - Poza tym macie jeszcze gości.
   - Ale Cristian jeszcze zostaje - odpowiedziała Lopez.
   - Nie trzeba, naprawdę, przejdę się.
   - Też już pójdę to cię odprowadzę - wtedy obok gospodarzy pojawił się starszy Alcantara. Spojrzałam na niego.
   - Nie musisz - warknęłam i przewiesiłam przez głowę swoją torbę.
   - Ale chcę - odparł, a ja przewróciłam oczami. Byłam zmęczona i już nie miałam nawet siły na kłótnię z nim, przede wszystkim przy naszych przyjaciołach. Pożegnałam się z małżeństwem i wyszłam. - Ariadna, zaczekaj! - zawołał za mną, gdy szybkim krokiem zmierzałam przez posesję napastnika. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z wyrzutem.
   - To ciebie naszła ochota na odprowadzanie, więc dopasuj się do mojego tempa - powiedziałam i znów szłam przed siebie. Thiago mnie dogonił i pierwszą przepuścił przez furtkę. Szliśmy w ciszy. I dobrze... Było chłodno, a ja zaczęłam wyklinać w myślach samą siebie, że nie wzięłam ze sobą czegoś na wierzch, a byłam w samej bokserce. Splotłam ręce, pocierając dłońmi o przedramiona. Po chwili poczułam, że Thiago kładzie na moich ramionach swoją bluzę. Spojrzałam na niego. - Zabierz ją - szepnęłam.
   - Musisz być taka uparta? Przynajmniej nie marzniesz - odpowiedział.
   - Co cię to interesuje czy marznę czy nie? - zaśmiałam się ironicznie.
   - Zawsze interesowało, wyobraź sobie - pokręcił głową.
   - Jakoś trudno - prychnęłam i spuściłam głowę. Było mi chłodno, więc włożyłam ręce w rękawy.
   - A jednak - uśmiechnął się piłkarz.
   - Przestań - mruknęłam zmieszana. - Po prostu jest zimno. - tłumaczyłam. - I nie mów nic więcej. - spojrzałam na niego, a on skinął głową. I tak w ciszy doszliśmy pod dom Xaviego. Przystanęłam przy furtce i położyłam dłoń na klamce. - Dzięki - mruknęłam.
   - Nie ma za co. Ważne, że dotarłaś bezpiecznie do domu. - mówił z lekkim uśmiechem, a ja chciałam wejść za ogrodzenie. - Zaczekaj - mruknął niepewnie, drapiąc się po karku. - Może trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko co wtedy mówiłem było prawdą, byłaś dla mnie ważna i nadal jesteś - patrzył na mnie.
   - Skończ, bo nie chcę tego słuchać.
   - Ale ja chcę żebyś to wiedziała. - powiedział pewnie, ale ja pokręciłam głową i po prostu ruszyłam w kierunku domu. Weszłam do środka nawet się nie oglądając się za siebie.

 Cały następny dzień spędziłam na fotografowaniu dzieci na półkolonii. Znajoma poprosiła mnie o to i głupio było mi odmówić. Prosto po pracy wybrałam się do swojego przyjaciela, bo męczył mnie fakt, że Jordi pokłócił się o coś z Victorią. 
 Siedzieliśmy u niego w salonie z piwem w ręki i oglądaliśmy w telewizji powtórkę finału Ligii Mistrzów. 
   - Jordi... - zaczęłam w pewnym momencie. - Powiesz mi o co chodzi z tą waszą kłótnią? O co poszło? 
   - Głupia sprawa - skrzywił się. - Nic ważnego. - mamrotał pod nosem, a mnie to irytowało, bo ciągle patrzył w ekran. 
   - Ale spójrz na mnie i wtedy odpowiedz - odstawiłam puszkę na stolik przed nami i usadowiłam się bokiem, a przodem do lewego obrońcy Blaugrany. - Znam cię na tyle, by zorientować się kiedy kręcisz... 
   - To nic takiego, naprawdę - westchnął i spojrzał na mnie, a ja w jego oczach zobaczyłam smutek. - Mała kłótnia, takie tam... 
   - A teraz poproszę prawdę, Alba - nie odpuszczałam. 
   - To jest prawda - przewrócił oczami. 
   - Chcę ci pomóc, a nie zrobię tego jeżeli nie powiesz mi co się stało! - podniosłam głos. - O co się pokłóciliście?
   - O nic... 
   - Jordi! 
   - O ciebie! Zadowolona?! - wypalił zdenerwowany, a mnie po prostu zamurowało. Otworzyłam szeroko oczy i po prostu się na niego patrzyłam. 
   - Jak to o mnie? - szepnęłam po chwili. 
   - Tak to, Ari - westchnął. - Posłuchaj... - przejechał dłonią po twarzy i odwrócił się do mnie. - Gdy pierwszy raz Xavi mi cię przedstawił, spodobałaś mi się. Nie chciałem nic przeciwko tobie, więc się przyjaźniliśmy, a mi to odpowiadało. Później przyjechałaś do Barcelony i zostałaś chwilę. Cieszył mnie fakt, że mi ufałaś i możesz wszystko powiedzieć, ale widziałem też, że podoba ci się Thiago. To prawda, byłem o ciebie zazdrosny i gdy zobaczyłaś go wtedy z Julią, miałem ochotę go rozszarpać. 
   - Jordi, ale... Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałeś? - zmarszczyłam brew. 
   - Nie wiem, nie miałem odwagi - pokręcił głową. - Później wyjechałaś, a ja się z tym pogodziłem. Poznałem Victorię i teraz mam wielki bałagan w głowie, bo mam wrażenie, że ją kocham. I nie wiem co jest prawdziwe, nie wiem czy jestem zauroczony czy zakochany, bo do obu z was coś czuję... Zależy mi. - wypowiedział na jednym wdechu, a ja znów zamilkłam. Spuściłam głowę i pomyślałam chwilę. 
   - Więc się o tym przekonaj - powiedziałam, a ten spojrzał na mnie pytająco. Przybliżyłam się po woli i spojrzałam mu w oczy. Od początku był moim przyjacielem i nigdy nie chciałam by cierpiał. Kochałam go, ale jak brata i nie raz to ode mnie usłyszał. Chciałam się dowiedzieć i pomóc mu ze sprecyzowaniem swoich uczuć do mnie i Victorii. Położyłam swoją dłoń na jego policzku i pogładziłam lekko kciukiem po jego niewielkim zaroście. Przybliżyłam swoją twarz do jego i delikatnie musnęłam jego wargi.

***
Coppernicana nie lubi być chora, oj nie lubi :(
I nie, wcale nie rozpływam się przy zdjęciu małego Thiago w wieku dwóch lat i już biegającego za piłką! 

Ps. Jordi i Thiago na wspólnej konferencji *.*