Barcelona, 2018 r.
Ludzie się rozeszli, a my zostaliśmy w 'swoim' towarzystwie. Rozsiedliśmy się w salonie i śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy. Na jednej kanapie siedzieli Rafael i Jonathan, a ja pomiędzy nimi, oparta o Alacantarę plecami, a nogi wyłożyłam na nogi Dosa. Tuż obok, na fotelu rozłożył się De Gea, któremu już naprawdę się nudziło, bo wziął do ręki kamerę i nas filmował, a na następnym fotelu siedział Thiago... Dalej, na dużej pufie w kształcie piłki siedzieli wtuleni w siebie Cristian z Loreną, a następnie na kanapie Blanca przytulona do Isco oraz tak samo Maite z Martinem, a Bartra siedział na puchatym dywanie, opierając się o jedną z kanap i przytulał do siebie Dulce. Brakowało mi tu tylko Alby, ale on się wymknął wcześniej. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, a nie było... Ja też nie potrafiłabym udawać, że wszystko gra, na jego miejscu. Pokłócił się z dziewczyną, z którą, o ile wiem - był szczęśliwy.
- Przyszłe mamusie się uśmiechną - mówił bramkarz, kamerując Blancę i Maite. - Proszę wyszczerzyć ząbki!
- David, jak ja ci zaraz coś wyszczerzę to sobie popamiętasz - prychnęła żartobliwie Sanchez i wtuliła się mocniej w ramię Isco.
- No co wy chcecie? De Gea trenuje przed swoim 'z kamerą wśród zwierząt', bo jak go wyślemy w końcu na jakieś safari w skrzyni z napisem 'nie przyjmujemy zwrotu' to mu się przyda - palnął wyszczerzony Bartra, a chłopak od razu zmierzył go wzrokiem.
- To może od razu zarezerwujmy role szympansów dla Jony i Rafinhi? - zaśmiałam się.
- A Isco będzie kaczusią! - rzuciła automatycznie Blanca.
- Ale że kaczką? Przepraszam bardzo, dlaczego kaczką, skarbie? - zdziwiony Alarcon spojrzał na swoją kobietę.
- Spokojnie, Francisco... Wrócimy do hotelu to ci to na spokojnie wytłumaczę - ucałowała go w policzek.
- Jakie szympansy? Jakie kaczusie? - zaśmiała się Maite. - Każdy facet to świnia - dodała i mocniej przytuliła do Montoyi, a ten spojrzał na nią zdziwiony. - No co? - wzruszyła ramionami i delikatnie go pocałowała, a Martin pokręcił głową.
- Ej, nie! - wtrąciłam nagle. - Nie każdy facet to świnia! - wyszczerzyłam się.
- No, jedyna! - powiedział dumnie Rafael i zamknął mnie w stalowym uścisku.
- Są jeszcze osły i barany - dorzuciłam, a ten od razu zabrał rękę i udał obrażonego, a dziewczyny zaczęły zachodzić się ze śmiechu.
- To było wredne! - jęknął Isco.
- Taki już wasz los, musicie wytrzymywać z nami. Tymi wrednymi - odezwała się Dulce.
- No to teraz to najgorzej będą mieć Martin i Isco. - wyszczerzyła się Lorena. - Nie dość, że będą wredne to będą od was mnóstwo wymagać - popatrzyła na obrońcę i pomocnika. - Pamiętam to po sobie!
- E, nie było aż tak źle - odparł Cristian.
- Tello, wygodnie ci się siedzi pod pantofelkiem, że się tak podlizujesz żonie? - Jonathan ryknął śmiechem.
- Co ty chcesz? Chłopak pewnie zapomniał jak to było - śmiała się Blanca.
- No to może czas na kolejnego potomka? - Thiago spojrzał na skrzydłowego.
- Jak na razie jedna córka mi wystarczy - zaśmiał się Cristian.
- Myśli, bo zawsze to lepiej podrzucić dziadkom jednego wnuka niż całą gromadkę, gdyby chcieli się zabawić - odezwał się Bartra.
- Mamy to szczęście, że Sabadell jest blisko, a moi rodzice też praktycznie są na miejscu - uśmiechnęła się Lopez.
- No to z nami niestety tak dobrze nie będzie, moi rodzice są w Andaluzji, a Blanci w Anglii - Isco lekko się uśmiechnął.
- Tak, więc Isco koniec z wylegiwaniem się ile można i byczeniem przed telewizorem po treningach. - wyszczerzył się Marc. - Teraz będziesz miał na głowie Blancę i za jakiś czas małego krzykacza - śmiał się.
- Ale zawsze może mu się spodobać wstawanie kilka razy w nocy, że zaraz po narodzinach pierwszego dziecka, mogą sobie zmajstrować kolejne, nie? - Dulce spojrzała na Blacnę, a ta rzuciła w nią poduszką.
- I chyba ty mu je urodzisz - pokręciła głową.
- Ej! Jeżeli Dulce będzie rodzić jakiekolwiek dzieci, to tylko i wyłącznie moje! - oburzył się obrońca.
- A czy ktokolwiek w to wątpi, Marc? - zaśmiał się Thiago.
- Ale serio, ojcostwo to coś wspaniałego i każdemu z was życzę dziecka - powiedział dumnie Cristian i spojrzał kolejno na każdego przedstawiciela płci męskiej.
- Ja tam sobie jeszcze poczekam - Rafa machnął ręką.
- Racja, bo jak na razie to widzę, że żadna się nie kwapi by ci to dziecko urodzić - wyśmiał go jego starszy brat.
- On odstrasza te biedne dziewczyny swoją głupotą - dopowiedziałam.
- Halo! Wcale, że nie! Jak na razie to trzy kobiety ze mną wytrzymują - wyszczerzył się zadowolony.
- Kto niby? - wybuchnął śmiechem Martin.
- No siostra, mama... - zaciął się. - I babunia!
- Boże Rafael, ty to jednak kretynem jesteś! - Jona uderzył się w czoło.
- A za tobą to pewnie się panny sznurem ustawiają! - odgryzł się ironicznie przyjacielowi.
- Moja była nie zasługiwała na to bym spędził z nią resztę życia - Meksykanin pokręcił głową z uśmiechem.
- Ale zauważcie, że każdy ma jakieś wspomnienia o swoich byłych, nie? - zarzuciła Cunillera.
- A właśnie! - wypalił De Gea i aż poprawił się na fotelu. - Ari, jesteś już na tyle pijana, by wyjść na stoli... - mówił podniecony tym wszystkim bramkarz, a ja zaczęłam mierzyć go wzrokiem. Przerwał i się wyszczerzył.
- Przymknij się, David! Rafa, błagam! Trzepnij go tam raz, a porządnie! - warknęłam, a Alcantara to po prostu zrobił!
- Auć! Jakby kazała ci skoczyć z mostu to też byś skoczył?! - jękną.
- Nie, ale z przyjemnością wykonałem tę jej prośbę - pokazał mu język.
- Miałeś na myśli, to o czym teraz może pomyślałam? - wtrąciła rozbawiona Blanca, a były piłkarz Czerwonych Diabłów pokiwał twierdząco głową.
- Ej, ale my też chcemy wiedzieć o co chodzi! - powiedział Isco i spojrzał na swoją dziewczynę.
- Ani mi się ważcie, oboje! - pogroziłam palcem Davidowi i Blance.
- No więc była na tyle pijana, by wdrapać się na bar i zacząć wyzywać każdego swojego byłego - powiedziała Blanca z wielce zadowolonym wyrazem twarzy. - Ale więcej nic nie powiem, bo ona mnie zaraz chyba zabije! - wyszczerzyła się i przesłała mi całusa w powietrzu.
- Dzięki! - jęknęłam i udałam obrażoną.
- To musiało być ciekawe - Dos Santos poruszył brwiami. - David, zamiast teraz, trzeba było to wtedy nagrać! - zwrócił się do kolegi.
- No nie pomyślałem wtedy, no! - mruknął zrezygnowany.
- Zacznijmy od tego, że ty w ogóle nie myślisz! - mruknęłam pod nosem, kręcąc głową.
- A ten James to nadal cię prześladuje? - zapytał David.
- Jak mu się przypomni to tak - pokiwałam.
- Jaki James? - zdziwiła się Dulce.
- Kręcił się taki jeden przy niej, nawet przystojny był, ale na drugiej randce zapomniał zdjąć obrączki - Blanca pokręciła głową.
- No i tak średnio co dwa miesiące dzwoni i jajczy pijany, żebym dała mu szansę... I tak już od niecałych dwóch lat. - dopowiedziałam.
- Żałosny typ - skomentowała Maite. Na szczęście obecni tu nie drążyli tematu i to mnie ucieszyło. Ale oczywiście coś musiało mnie skorcić i spojrzałam na drugi fotel, gdzie siedział starszy Alcantara. Miał skupioną minę i słuchał jak to właśnie Cristian zaczął opowiadać kompromitującą historyjkę z Marciem jako głównym bohaterem.
Ludzie się rozeszli, a my zostaliśmy w 'swoim' towarzystwie. Rozsiedliśmy się w salonie i śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy. Na jednej kanapie siedzieli Rafael i Jonathan, a ja pomiędzy nimi, oparta o Alacantarę plecami, a nogi wyłożyłam na nogi Dosa. Tuż obok, na fotelu rozłożył się De Gea, któremu już naprawdę się nudziło, bo wziął do ręki kamerę i nas filmował, a na następnym fotelu siedział Thiago... Dalej, na dużej pufie w kształcie piłki siedzieli wtuleni w siebie Cristian z Loreną, a następnie na kanapie Blanca przytulona do Isco oraz tak samo Maite z Martinem, a Bartra siedział na puchatym dywanie, opierając się o jedną z kanap i przytulał do siebie Dulce. Brakowało mi tu tylko Alby, ale on się wymknął wcześniej. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, a nie było... Ja też nie potrafiłabym udawać, że wszystko gra, na jego miejscu. Pokłócił się z dziewczyną, z którą, o ile wiem - był szczęśliwy.
- Przyszłe mamusie się uśmiechną - mówił bramkarz, kamerując Blancę i Maite. - Proszę wyszczerzyć ząbki!
- David, jak ja ci zaraz coś wyszczerzę to sobie popamiętasz - prychnęła żartobliwie Sanchez i wtuliła się mocniej w ramię Isco.
- No co wy chcecie? De Gea trenuje przed swoim 'z kamerą wśród zwierząt', bo jak go wyślemy w końcu na jakieś safari w skrzyni z napisem 'nie przyjmujemy zwrotu' to mu się przyda - palnął wyszczerzony Bartra, a chłopak od razu zmierzył go wzrokiem.
- To może od razu zarezerwujmy role szympansów dla Jony i Rafinhi? - zaśmiałam się.
- A Isco będzie kaczusią! - rzuciła automatycznie Blanca.
- Ale że kaczką? Przepraszam bardzo, dlaczego kaczką, skarbie? - zdziwiony Alarcon spojrzał na swoją kobietę.
- Spokojnie, Francisco... Wrócimy do hotelu to ci to na spokojnie wytłumaczę - ucałowała go w policzek.
- Jakie szympansy? Jakie kaczusie? - zaśmiała się Maite. - Każdy facet to świnia - dodała i mocniej przytuliła do Montoyi, a ten spojrzał na nią zdziwiony. - No co? - wzruszyła ramionami i delikatnie go pocałowała, a Martin pokręcił głową.
- Ej, nie! - wtrąciłam nagle. - Nie każdy facet to świnia! - wyszczerzyłam się.
- No, jedyna! - powiedział dumnie Rafael i zamknął mnie w stalowym uścisku.
- Są jeszcze osły i barany - dorzuciłam, a ten od razu zabrał rękę i udał obrażonego, a dziewczyny zaczęły zachodzić się ze śmiechu.
- To było wredne! - jęknął Isco.
- Taki już wasz los, musicie wytrzymywać z nami. Tymi wrednymi - odezwała się Dulce.
- No to teraz to najgorzej będą mieć Martin i Isco. - wyszczerzyła się Lorena. - Nie dość, że będą wredne to będą od was mnóstwo wymagać - popatrzyła na obrońcę i pomocnika. - Pamiętam to po sobie!
- E, nie było aż tak źle - odparł Cristian.
- Tello, wygodnie ci się siedzi pod pantofelkiem, że się tak podlizujesz żonie? - Jonathan ryknął śmiechem.
- Co ty chcesz? Chłopak pewnie zapomniał jak to było - śmiała się Blanca.
- No to może czas na kolejnego potomka? - Thiago spojrzał na skrzydłowego.
- Jak na razie jedna córka mi wystarczy - zaśmiał się Cristian.
- Myśli, bo zawsze to lepiej podrzucić dziadkom jednego wnuka niż całą gromadkę, gdyby chcieli się zabawić - odezwał się Bartra.
- Mamy to szczęście, że Sabadell jest blisko, a moi rodzice też praktycznie są na miejscu - uśmiechnęła się Lopez.
- No to z nami niestety tak dobrze nie będzie, moi rodzice są w Andaluzji, a Blanci w Anglii - Isco lekko się uśmiechnął.
- Tak, więc Isco koniec z wylegiwaniem się ile można i byczeniem przed telewizorem po treningach. - wyszczerzył się Marc. - Teraz będziesz miał na głowie Blancę i za jakiś czas małego krzykacza - śmiał się.
- Ale zawsze może mu się spodobać wstawanie kilka razy w nocy, że zaraz po narodzinach pierwszego dziecka, mogą sobie zmajstrować kolejne, nie? - Dulce spojrzała na Blacnę, a ta rzuciła w nią poduszką.
- I chyba ty mu je urodzisz - pokręciła głową.
- Ej! Jeżeli Dulce będzie rodzić jakiekolwiek dzieci, to tylko i wyłącznie moje! - oburzył się obrońca.
- A czy ktokolwiek w to wątpi, Marc? - zaśmiał się Thiago.
- Ale serio, ojcostwo to coś wspaniałego i każdemu z was życzę dziecka - powiedział dumnie Cristian i spojrzał kolejno na każdego przedstawiciela płci męskiej.
- Ja tam sobie jeszcze poczekam - Rafa machnął ręką.
- Racja, bo jak na razie to widzę, że żadna się nie kwapi by ci to dziecko urodzić - wyśmiał go jego starszy brat.
- On odstrasza te biedne dziewczyny swoją głupotą - dopowiedziałam.
- Halo! Wcale, że nie! Jak na razie to trzy kobiety ze mną wytrzymują - wyszczerzył się zadowolony.
- Kto niby? - wybuchnął śmiechem Martin.
- No siostra, mama... - zaciął się. - I babunia!
- Boże Rafael, ty to jednak kretynem jesteś! - Jona uderzył się w czoło.
- A za tobą to pewnie się panny sznurem ustawiają! - odgryzł się ironicznie przyjacielowi.
- Moja była nie zasługiwała na to bym spędził z nią resztę życia - Meksykanin pokręcił głową z uśmiechem.
- Ale zauważcie, że każdy ma jakieś wspomnienia o swoich byłych, nie? - zarzuciła Cunillera.
- A właśnie! - wypalił De Gea i aż poprawił się na fotelu. - Ari, jesteś już na tyle pijana, by wyjść na stoli... - mówił podniecony tym wszystkim bramkarz, a ja zaczęłam mierzyć go wzrokiem. Przerwał i się wyszczerzył.
- Przymknij się, David! Rafa, błagam! Trzepnij go tam raz, a porządnie! - warknęłam, a Alcantara to po prostu zrobił!
- Auć! Jakby kazała ci skoczyć z mostu to też byś skoczył?! - jękną.
- Nie, ale z przyjemnością wykonałem tę jej prośbę - pokazał mu język.
- Miałeś na myśli, to o czym teraz może pomyślałam? - wtrąciła rozbawiona Blanca, a były piłkarz Czerwonych Diabłów pokiwał twierdząco głową.
- Ej, ale my też chcemy wiedzieć o co chodzi! - powiedział Isco i spojrzał na swoją dziewczynę.
- Ani mi się ważcie, oboje! - pogroziłam palcem Davidowi i Blance.
- No więc była na tyle pijana, by wdrapać się na bar i zacząć wyzywać każdego swojego byłego - powiedziała Blanca z wielce zadowolonym wyrazem twarzy. - Ale więcej nic nie powiem, bo ona mnie zaraz chyba zabije! - wyszczerzyła się i przesłała mi całusa w powietrzu.
- Dzięki! - jęknęłam i udałam obrażoną.
- To musiało być ciekawe - Dos Santos poruszył brwiami. - David, zamiast teraz, trzeba było to wtedy nagrać! - zwrócił się do kolegi.
- No nie pomyślałem wtedy, no! - mruknął zrezygnowany.
- Zacznijmy od tego, że ty w ogóle nie myślisz! - mruknęłam pod nosem, kręcąc głową.
- A ten James to nadal cię prześladuje? - zapytał David.
- Jak mu się przypomni to tak - pokiwałam.
- Jaki James? - zdziwiła się Dulce.
- Kręcił się taki jeden przy niej, nawet przystojny był, ale na drugiej randce zapomniał zdjąć obrączki - Blanca pokręciła głową.
- No i tak średnio co dwa miesiące dzwoni i jajczy pijany, żebym dała mu szansę... I tak już od niecałych dwóch lat. - dopowiedziałam.
- Żałosny typ - skomentowała Maite. Na szczęście obecni tu nie drążyli tematu i to mnie ucieszyło. Ale oczywiście coś musiało mnie skorcić i spojrzałam na drugi fotel, gdzie siedział starszy Alcantara. Miał skupioną minę i słuchał jak to właśnie Cristian zaczął opowiadać kompromitującą historyjkę z Marciem jako głównym bohaterem.
Manchester, 2016 r.
Było wczesne popołudnie, a ja ze skwaszoną miną weszłam do klubu. Wiedziałam, że jest tam Blanca, więc o tej porze nikt mnie stamtąd nie wyprosi. Podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krześle.
- Hej - mruknęłam do Blanci, wycierającej wysokie szklanki. Oparłam łokcie na blacie i podparłam głowę na dłoniach. - Nalej mi coś mocniejszego - wymamrotałam.
- Gorszy dzień? - zapytała i postawiła przede mną kieliszek po czym napełniła go czystą wódką.
- Taaa - przeciągnęłam. - Ja nie mam szczęścia do facetów... Kolejny okazał się dupkiem. - jęknęłam. - Co jest ze mną nie tak? - mruknęłam i przysunęłam pusty już kieliszek w jej stronę, a ona go napełniła.
- Przestań tak mówić - pokręciła głową. - Wszystko z tobą jest w porządku. To oni są dupkami! Co tym razem?
- Umówiłam się z nim w kawiarence, przyszedł nawet z kwiatami i zauważyłam, że na palcu ma obrączkę.
- Nieźle - zacmokała Sanchez. - Jak się tłumaczył?
- Że był z bratem kupić obrączki na jego ślub i przymierzając, zapomniał ją zdjąć - powiedziałam, a tamta wybuchnęła śmiechem. - Tak wiem, żałosny... Po prostu wyszłam i dalej już go nie słuchałam - machnęłam ręką i wypiłam alkohol. - Nalej jeszcze kolejkę - wskazałam na szkło.
- Ariadna, nie powinnaś - zmarszczyła brew.
- Blanca, daj spokój! Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać... A teraz chcę się upić! - powiedziałam pewnie.
Siedziałam tam już pewien czas i po prostu piłam. Szumiało mi już w głowie, byłam pijana. Wtedy obok mnie pojawił się David, usiadł i wbił we mnie wzrok. Zacmokał i pokręcił głową.
- I na co to? - zapytał. - Trzeba było się jakoś na nim wyżyć, a nie topić smutki w butelce wódki - filozofował. - Dużo już wypiła? - zwrócił się do Blanci, która nadal stała za ladą.
- Sporo... A gdy już nie chciałam jej polać, kupiła całą butelkę - odparła dziewczyna.
- Dzwoniłaś po niego? - zapytałam.
- Ktoś musi cię odholować do mieszkania, a ja jestem w pracy - odparła pewnie.
- Nikt nie musi mnie odprowadzać, dam radę sama! Z resztą zawsze jakoś sobie radzę! - machnęłam ręką i zaczęłam się śmiać pod nosem sama do siebie.
- Widzę właśnie. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, a ja pokręciłam głową i zsunęłam buty ze stóp. Najpierw wgramoliłam się na krzesło, a potem stałam już boso na barze.
- Bo faceci to idioci! - zawołałam.
- No dzięki, skarbie - jęknął bramkarz.
- Ty, De Gea jesteś jednym z niewielu wyjątków w moim życiu, bo się na tobie jeszcze nie zawiodłam - pokiwałam głową. - Ale reszta to skończone barany! - krzyknęłam, a z zaplecza aż się wyłonił starszy brat naszej przyjaciółki. Spojrzał na mnie i po chwili na Blancę, ta odparła, że wszystko jest okej, a on zaczął śmiać się pod nosem. Pomachałam mu, a on odpowiedział mi tym samym i wrócił do siebie.
- Wiele doświadczeń? - zaśmiał się Hiszpan.
- A żebyś wiedział, że tak - odparłam śmiertelnie poważnie. - W zerówce zaczęłam chodzić z takim Manuelem, mówił że jestem najładniejszą dziewczynką w całej grupie, a w pierwszej klasie już zaczął się uganiać za taką jedną blondynką z przeciwnej klasy, która podobno chodziła z chłopcami do łazienki by pokazać im jakie dziś ma na sobie majteczki. Dziwkarz! - mówiłam, a tamci zaczęli zachodzić się ze śmiechu.
- Kto był następny? - zapytała rozbawiona Sanchez.
- Później był Alvaro! Uganiał się za mną, bo chciał przychodzić na weekendach i grać w drużynie z Xavim, bo dowiedział się, że przyjęli go do La Masi! Interesowny to on był! Dalej, dalej... Kto był dalej? - zapytałam sama siebie. - A wiem! W gimnazjum byłam z takim Stefano z wymiany, z Włoch! Pieprzony makaroniarz założył się z kolegami, że przeleci mnie w męskiej toalecie! Jak się dowiedziałam to myślałam, że go zabiję! - wymachiwałam rękami. - W średniej szkole miałam dwóch, jeden okazał się gejem, a drugi donosił matce nauczycielce, że kradniemy jej odpowiedzi na sprawdzian - pokręciłam głową. - Maminsynek, no!
- Ari, to straszne! - nabijał się chłopak.
- Żebyś wiedział! - otworzyłam szeroko oczy. - Potem... Tak! Po pewnej przerwie od facetów poznałam tych świrów z Barcelony! - zaśmiałam się. - I Thiago! - mruknęłam. - Znacie tę historię, więc nie będę się rozdrabniać... Ale zranił mnie najbardziej... - zamilkłam na chwilę. - No nic... Nie interesuje mnie wcale, że miesiąc po wyjeździe do Monachium rozstał się z Julią, że później przez chwile pokazywał się z jakąś laską z Vigo, którą podsunął mu Rafael z ich ojcem, a ostatnio paparrazzi robi mu zdjęcia z jakąś brzydką Niemką! - mówiłam podenerwowana, a Blanca z Davidem wymienili się spojrzeniami. - Niech się wali! - warknęłam po chwili. - Niech się każdy wali... Niech się wali ten Javier z hotelu wujka, który robił do mnie maślane oczka, niech spada Matt, który myślał, że zostanę jego lalką do dmuchania i teraz żonaty James. - skończyłam i usiadłam sobie na barze, spuściłam głowę. - Ale ja go nadal kocham... - jęknęłam, a tamci mocno się zdziwili.
- Ale, że Jamesa? - Blanca otworzyła szeroko oczy.
- Nie - szepnął David. - Mówi o Alcantarze.
Było wczesne popołudnie, a ja ze skwaszoną miną weszłam do klubu. Wiedziałam, że jest tam Blanca, więc o tej porze nikt mnie stamtąd nie wyprosi. Podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krześle.
- Hej - mruknęłam do Blanci, wycierającej wysokie szklanki. Oparłam łokcie na blacie i podparłam głowę na dłoniach. - Nalej mi coś mocniejszego - wymamrotałam.
- Gorszy dzień? - zapytała i postawiła przede mną kieliszek po czym napełniła go czystą wódką.
- Taaa - przeciągnęłam. - Ja nie mam szczęścia do facetów... Kolejny okazał się dupkiem. - jęknęłam. - Co jest ze mną nie tak? - mruknęłam i przysunęłam pusty już kieliszek w jej stronę, a ona go napełniła.
- Przestań tak mówić - pokręciła głową. - Wszystko z tobą jest w porządku. To oni są dupkami! Co tym razem?
- Umówiłam się z nim w kawiarence, przyszedł nawet z kwiatami i zauważyłam, że na palcu ma obrączkę.
- Nieźle - zacmokała Sanchez. - Jak się tłumaczył?
- Że był z bratem kupić obrączki na jego ślub i przymierzając, zapomniał ją zdjąć - powiedziałam, a tamta wybuchnęła śmiechem. - Tak wiem, żałosny... Po prostu wyszłam i dalej już go nie słuchałam - machnęłam ręką i wypiłam alkohol. - Nalej jeszcze kolejkę - wskazałam na szkło.
- Ariadna, nie powinnaś - zmarszczyła brew.
- Blanca, daj spokój! Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać... A teraz chcę się upić! - powiedziałam pewnie.
Siedziałam tam już pewien czas i po prostu piłam. Szumiało mi już w głowie, byłam pijana. Wtedy obok mnie pojawił się David, usiadł i wbił we mnie wzrok. Zacmokał i pokręcił głową.
- I na co to? - zapytał. - Trzeba było się jakoś na nim wyżyć, a nie topić smutki w butelce wódki - filozofował. - Dużo już wypiła? - zwrócił się do Blanci, która nadal stała za ladą.
- Sporo... A gdy już nie chciałam jej polać, kupiła całą butelkę - odparła dziewczyna.
- Dzwoniłaś po niego? - zapytałam.
- Ktoś musi cię odholować do mieszkania, a ja jestem w pracy - odparła pewnie.
- Nikt nie musi mnie odprowadzać, dam radę sama! Z resztą zawsze jakoś sobie radzę! - machnęłam ręką i zaczęłam się śmiać pod nosem sama do siebie.
- Widzę właśnie. Chodź - wyciągnął do mnie rękę, a ja pokręciłam głową i zsunęłam buty ze stóp. Najpierw wgramoliłam się na krzesło, a potem stałam już boso na barze.
- Bo faceci to idioci! - zawołałam.
- No dzięki, skarbie - jęknął bramkarz.
- Ty, De Gea jesteś jednym z niewielu wyjątków w moim życiu, bo się na tobie jeszcze nie zawiodłam - pokiwałam głową. - Ale reszta to skończone barany! - krzyknęłam, a z zaplecza aż się wyłonił starszy brat naszej przyjaciółki. Spojrzał na mnie i po chwili na Blancę, ta odparła, że wszystko jest okej, a on zaczął śmiać się pod nosem. Pomachałam mu, a on odpowiedział mi tym samym i wrócił do siebie.
- Wiele doświadczeń? - zaśmiał się Hiszpan.
- A żebyś wiedział, że tak - odparłam śmiertelnie poważnie. - W zerówce zaczęłam chodzić z takim Manuelem, mówił że jestem najładniejszą dziewczynką w całej grupie, a w pierwszej klasie już zaczął się uganiać za taką jedną blondynką z przeciwnej klasy, która podobno chodziła z chłopcami do łazienki by pokazać im jakie dziś ma na sobie majteczki. Dziwkarz! - mówiłam, a tamci zaczęli zachodzić się ze śmiechu.
- Kto był następny? - zapytała rozbawiona Sanchez.
- Później był Alvaro! Uganiał się za mną, bo chciał przychodzić na weekendach i grać w drużynie z Xavim, bo dowiedział się, że przyjęli go do La Masi! Interesowny to on był! Dalej, dalej... Kto był dalej? - zapytałam sama siebie. - A wiem! W gimnazjum byłam z takim Stefano z wymiany, z Włoch! Pieprzony makaroniarz założył się z kolegami, że przeleci mnie w męskiej toalecie! Jak się dowiedziałam to myślałam, że go zabiję! - wymachiwałam rękami. - W średniej szkole miałam dwóch, jeden okazał się gejem, a drugi donosił matce nauczycielce, że kradniemy jej odpowiedzi na sprawdzian - pokręciłam głową. - Maminsynek, no!
- Ari, to straszne! - nabijał się chłopak.
- Żebyś wiedział! - otworzyłam szeroko oczy. - Potem... Tak! Po pewnej przerwie od facetów poznałam tych świrów z Barcelony! - zaśmiałam się. - I Thiago! - mruknęłam. - Znacie tę historię, więc nie będę się rozdrabniać... Ale zranił mnie najbardziej... - zamilkłam na chwilę. - No nic... Nie interesuje mnie wcale, że miesiąc po wyjeździe do Monachium rozstał się z Julią, że później przez chwile pokazywał się z jakąś laską z Vigo, którą podsunął mu Rafael z ich ojcem, a ostatnio paparrazzi robi mu zdjęcia z jakąś brzydką Niemką! - mówiłam podenerwowana, a Blanca z Davidem wymienili się spojrzeniami. - Niech się wali! - warknęłam po chwili. - Niech się każdy wali... Niech się wali ten Javier z hotelu wujka, który robił do mnie maślane oczka, niech spada Matt, który myślał, że zostanę jego lalką do dmuchania i teraz żonaty James. - skończyłam i usiadłam sobie na barze, spuściłam głowę. - Ale ja go nadal kocham... - jęknęłam, a tamci mocno się zdziwili.
- Ale, że Jamesa? - Blanca otworzyła szeroko oczy.
- Nie - szepnął David. - Mówi o Alcantarze.
- Nienawidzę go, ale i
nadal kocham. Chciałabym się do niego przytulić... - użalałam
się, a David westchnął i podniósł z podłogi moje buty. Nasunął
mi je na nogi i zabrał moją torbę.
- Takim Alcantarą to ja nie jestem, ale na dzień dzisiejszy to muszę ci wystarczyć - powiedział i przewiesił mnie sobie przez ramię. Powiedział coś jeszcze do Blanci i ruszył ze mną do swojego samochodu, gdzie zasnęłam, a pamiętam, że obudziłam się dopiero następnego dnia rano, a przy łóżku leżała butelka wody i tabletki.
- Takim Alcantarą to ja nie jestem, ale na dzień dzisiejszy to muszę ci wystarczyć - powiedział i przewiesił mnie sobie przez ramię. Powiedział coś jeszcze do Blanci i ruszył ze mną do swojego samochodu, gdzie zasnęłam, a pamiętam, że obudziłam się dopiero następnego dnia rano, a przy łóżku leżała butelka wody i tabletki.
Barcelona, 2018 r.
Było późno, a połowa z nas już opuściła dom Tello. W pewnym momencie zaczęłam się zbierać i ja. Jona, który jeszcze tam był, oferował się, że mnie odprowadzi, ale to raczej jego trzeba było odprowadzać. Stałam w korytarzu i ubierałam buty, a obok mnie Cris i Lorena.
- A może przynajmniej ja cię kawałek odprowadzę, co? - zaproponowała dziewczyna, a ja pokręciłam głową.
- Nie musisz, ale dzięki - uśmiechnęłam się lekko do niej. - Poza tym macie jeszcze gości.
- Ale Cristian jeszcze zostaje - odpowiedziała Lopez.
- Nie trzeba, naprawdę, przejdę się.
- Też już pójdę to cię odprowadzę - wtedy obok gospodarzy pojawił się starszy Alcantara. Spojrzałam na niego.
- Nie musisz - warknęłam i przewiesiłam przez głowę swoją torbę.
- Ale chcę - odparł, a ja przewróciłam oczami. Byłam zmęczona i już nie miałam nawet siły na kłótnię z nim, przede wszystkim przy naszych przyjaciołach. Pożegnałam się z małżeństwem i wyszłam. - Ariadna, zaczekaj! - zawołał za mną, gdy szybkim krokiem zmierzałam przez posesję napastnika. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- To ciebie naszła ochota na odprowadzanie, więc dopasuj się do mojego tempa - powiedziałam i znów szłam przed siebie. Thiago mnie dogonił i pierwszą przepuścił przez furtkę. Szliśmy w ciszy. I dobrze... Było chłodno, a ja zaczęłam wyklinać w myślach samą siebie, że nie wzięłam ze sobą czegoś na wierzch, a byłam w samej bokserce. Splotłam ręce, pocierając dłońmi o przedramiona. Po chwili poczułam, że Thiago kładzie na moich ramionach swoją bluzę. Spojrzałam na niego. - Zabierz ją - szepnęłam.
- Musisz być taka uparta? Przynajmniej nie marzniesz - odpowiedział.
- Co cię to interesuje czy marznę czy nie? - zaśmiałam się ironicznie.
- Zawsze interesowało, wyobraź sobie - pokręcił głową.
- Jakoś trudno - prychnęłam i spuściłam głowę. Było mi chłodno, więc włożyłam ręce w rękawy.
- A jednak - uśmiechnął się piłkarz.
- Przestań - mruknęłam zmieszana. - Po prostu jest zimno. - tłumaczyłam. - I nie mów nic więcej. - spojrzałam na niego, a on skinął głową. I tak w ciszy doszliśmy pod dom Xaviego. Przystanęłam przy furtce i położyłam dłoń na klamce. - Dzięki - mruknęłam.
- Nie ma za co. Ważne, że dotarłaś bezpiecznie do domu. - mówił z lekkim uśmiechem, a ja chciałam wejść za ogrodzenie. - Zaczekaj - mruknął niepewnie, drapiąc się po karku. - Może trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko co wtedy mówiłem było prawdą, byłaś dla mnie ważna i nadal jesteś - patrzył na mnie.
- Skończ, bo nie chcę tego słuchać.
- Ale ja chcę żebyś to wiedziała. - powiedział pewnie, ale ja pokręciłam głową i po prostu ruszyłam w kierunku domu. Weszłam do środka nawet się nie oglądając się za siebie.
Było późno, a połowa z nas już opuściła dom Tello. W pewnym momencie zaczęłam się zbierać i ja. Jona, który jeszcze tam był, oferował się, że mnie odprowadzi, ale to raczej jego trzeba było odprowadzać. Stałam w korytarzu i ubierałam buty, a obok mnie Cris i Lorena.
- A może przynajmniej ja cię kawałek odprowadzę, co? - zaproponowała dziewczyna, a ja pokręciłam głową.
- Nie musisz, ale dzięki - uśmiechnęłam się lekko do niej. - Poza tym macie jeszcze gości.
- Ale Cristian jeszcze zostaje - odpowiedziała Lopez.
- Nie trzeba, naprawdę, przejdę się.
- Też już pójdę to cię odprowadzę - wtedy obok gospodarzy pojawił się starszy Alcantara. Spojrzałam na niego.
- Nie musisz - warknęłam i przewiesiłam przez głowę swoją torbę.
- Ale chcę - odparł, a ja przewróciłam oczami. Byłam zmęczona i już nie miałam nawet siły na kłótnię z nim, przede wszystkim przy naszych przyjaciołach. Pożegnałam się z małżeństwem i wyszłam. - Ariadna, zaczekaj! - zawołał za mną, gdy szybkim krokiem zmierzałam przez posesję napastnika. Odwróciłam się i spojrzałam na niego z wyrzutem.
- To ciebie naszła ochota na odprowadzanie, więc dopasuj się do mojego tempa - powiedziałam i znów szłam przed siebie. Thiago mnie dogonił i pierwszą przepuścił przez furtkę. Szliśmy w ciszy. I dobrze... Było chłodno, a ja zaczęłam wyklinać w myślach samą siebie, że nie wzięłam ze sobą czegoś na wierzch, a byłam w samej bokserce. Splotłam ręce, pocierając dłońmi o przedramiona. Po chwili poczułam, że Thiago kładzie na moich ramionach swoją bluzę. Spojrzałam na niego. - Zabierz ją - szepnęłam.
- Musisz być taka uparta? Przynajmniej nie marzniesz - odpowiedział.
- Co cię to interesuje czy marznę czy nie? - zaśmiałam się ironicznie.
- Zawsze interesowało, wyobraź sobie - pokręcił głową.
- Jakoś trudno - prychnęłam i spuściłam głowę. Było mi chłodno, więc włożyłam ręce w rękawy.
- A jednak - uśmiechnął się piłkarz.
- Przestań - mruknęłam zmieszana. - Po prostu jest zimno. - tłumaczyłam. - I nie mów nic więcej. - spojrzałam na niego, a on skinął głową. I tak w ciszy doszliśmy pod dom Xaviego. Przystanęłam przy furtce i położyłam dłoń na klamce. - Dzięki - mruknęłam.
- Nie ma za co. Ważne, że dotarłaś bezpiecznie do domu. - mówił z lekkim uśmiechem, a ja chciałam wejść za ogrodzenie. - Zaczekaj - mruknął niepewnie, drapiąc się po karku. - Może trudno ci w to uwierzyć, ale wszystko co wtedy mówiłem było prawdą, byłaś dla mnie ważna i nadal jesteś - patrzył na mnie.
- Skończ, bo nie chcę tego słuchać.
- Ale ja chcę żebyś to wiedziała. - powiedział pewnie, ale ja pokręciłam głową i po prostu ruszyłam w kierunku domu. Weszłam do środka nawet się nie oglądając się za siebie.
Cały następny dzień spędziłam
na fotografowaniu dzieci na półkolonii. Znajoma poprosiła mnie o
to i głupio było mi odmówić. Prosto po pracy wybrałam się do
swojego przyjaciela, bo męczył mnie fakt, że Jordi pokłócił się
o coś z Victorią.
Siedzieliśmy u niego w salonie z
piwem w ręki i oglądaliśmy w telewizji powtórkę finału Ligii
Mistrzów.
- Jordi... - zaczęłam w
pewnym momencie. - Powiesz mi o co chodzi z tą waszą kłótnią? O
co poszło?
- Głupia sprawa -
skrzywił się. - Nic ważnego. - mamrotał pod nosem, a mnie to
irytowało, bo ciągle patrzył w ekran.
- Ale spójrz na mnie i
wtedy odpowiedz - odstawiłam puszkę na stolik przed nami i
usadowiłam się bokiem, a przodem do lewego obrońcy Blaugrany. -
Znam cię na tyle, by zorientować się kiedy kręcisz...
- To nic takiego, naprawdę
- westchnął i spojrzał na mnie, a ja w jego oczach zobaczyłam
smutek. - Mała kłótnia, takie tam...
- A teraz poproszę
prawdę, Alba - nie odpuszczałam.
- To jest prawda -
przewrócił oczami.
- Chcę ci pomóc, a nie
zrobię tego jeżeli nie powiesz mi co się stało! - podniosłam
głos. - O co się pokłóciliście?
- O nic...
- Jordi!
- O ciebie! Zadowolona?! -
wypalił zdenerwowany, a mnie po prostu zamurowało. Otworzyłam
szeroko oczy i po prostu się na niego patrzyłam.
- Jak to o mnie? -
szepnęłam po chwili.
- Tak to, Ari - westchnął.
- Posłuchaj... - przejechał dłonią po twarzy i odwrócił się do
mnie. - Gdy pierwszy raz Xavi mi cię przedstawił, spodobałaś mi
się. Nie chciałem nic przeciwko tobie, więc się przyjaźniliśmy,
a mi to odpowiadało. Później przyjechałaś do Barcelony i
zostałaś chwilę. Cieszył mnie fakt, że mi ufałaś i możesz
wszystko powiedzieć, ale widziałem też, że podoba ci się Thiago.
To prawda, byłem o ciebie zazdrosny i gdy zobaczyłaś go wtedy z
Julią, miałem ochotę go rozszarpać.
- Jordi, ale... Dlaczego
nic wcześniej nie powiedziałeś? - zmarszczyłam brew.
- Nie wiem, nie miałem
odwagi - pokręcił głową. - Później wyjechałaś, a ja się z
tym pogodziłem. Poznałem Victorię i teraz mam wielki bałagan w
głowie, bo mam wrażenie, że ją kocham. I nie wiem co jest
prawdziwe, nie wiem czy jestem zauroczony czy zakochany, bo do obu z
was coś czuję... Zależy mi. - wypowiedział na jednym wdechu, a ja
znów zamilkłam. Spuściłam głowę i pomyślałam chwilę.
- Więc się o tym
przekonaj - powiedziałam, a ten spojrzał na mnie pytająco.
Przybliżyłam się po woli i spojrzałam mu w oczy. Od początku był
moim przyjacielem i nigdy nie chciałam by cierpiał. Kochałam go,
ale jak brata i nie raz to ode mnie usłyszał. Chciałam się
dowiedzieć i pomóc mu ze sprecyzowaniem swoich uczuć do mnie i
Victorii. Położyłam swoją dłoń na jego policzku i pogładziłam
lekko kciukiem po jego niewielkim zaroście. Przybliżyłam swoją
twarz do jego i delikatnie musnęłam jego wargi.
***
Coppernicana nie lubi być chora, oj nie lubi :(
I nie, wcale nie rozpływam się przy zdjęciu małego Thiago w wieku dwóch lat i już biegającego za piłką!
Ps. Jordi i Thiago na wspólnej konferencji *.*
Że Jordi czuł coś do Ari?! Ej, to mogło by wyjść. Szkoda, ze tak się nie stało.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co stanie się dalej.
Czekam na następny! Pozdrawiam z informatyki! :*
Oj, Jordi co ty kombinujesz? :)
OdpowiedzUsuńAria go pocałowała! o_O
Ja wolę Thiago z nią, więc nic tu nie zmieniaj! :P
Czekam na więcej!
Jordi i Ari? :o Tego się nie spodziewałam, ale fajnie :) Chociaż i tak wolę ją z Thiago, jakoś tak do siebie pasują ;) Po prostu uwielbiam tutaj Davida no, jeszcze Dos Santos i Rafa <3 I miło, że Alcantara odprowadził Ariadnę, mam nadzieję, że nadal tak się będzie o nią starał :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział ;>
cuando-menos-piensas.blogspot.com
Joordi, nie kombinuj nic, bo Aria ma być z Thiago i koniec kropka! Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńNiezłe zamieszanie się zrobiło, nie wiem już sama z kim powinna być Aria. Prawdziwa miłość w życiu podobno jest tylko jedna, ale może powinna dać sobie nową szansę?! Nie wiem, nie mogę się zdecydować Jordi czy Thiago. Dodaj więc szybko nowy rozdział i rozwiej moje wątpliwości! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zakończenie. Też tak czułam, że Jordi coś będzie do niej czuł. W sumie nie ma, co się dziwić. Ładna i sympatyczna to dziewczyna. Od tej pory będę im kibicowała. Jakoś bardziej wolę obrońcę niż Thiago, który zaczyna mnie drażnić. Na miejscu Ari też byłabym tak oschła w stosunku do faceta, który potraktował mnie jak lalkę. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńBożeee, mały Thiago ! <3 Słodziaczek *....*
OdpowiedzUsuńThiago taki milusi, ale cały czas mnie drażni..
A te rozmowy mnie rozbrajają :D
No i pijana Ari, stojąca na barze i wyzywająca swoich byłych - bomba! :D
Nareszcie nadrobiłam i mogę z niecierpliwością czekać na nowy ;*