piątek, 18 kwietnia 2014

epílogo: eres mi tesoro

Barcelona, 2020 r. 
A gdy nasze wargi się zetknęły, wiedziałem, że gdybym nawet dożył setki i zwiedził wszystkie kraje świata, nic nie da się porównać z tą jedną chwilą, gdy po raz pierwszy pocałowałem dziewczynę moich marzeń, i byłem pewny, że moja miłość będzie trwała wiecznie.” - Nicholas Sparks. 
 Cytat idealny, ale... Ja zdałem sobie sprawę, że tak było gdy moje kłamstwo wyszło na jaw, gdy wyjeżdżałem by grać w Bayernie. Wiedziałem, że tracę najważniejszą dla mnie osobę. Przez długi czas nawet nie mogłam spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie mówiąc, że jestem ostatnim kretynem i palantem. By być jakoś zrzucić z siebie winę, zaraz później powiedziałem o wszystkim Julii i się rozstaliśmy. Nie poczułam się lepiej, bo wiedziałem, że gdzieś tam jest jeszcze osoba, której muszę wszystko wyjaśnić - Ariadna. 
 Pamiętam dzień kiedy w Monachium odwiedził mnie Xavi. Byłem zaskoczony, ale mile. Jeszcze bardziej gdy zdradził mi, że wraca do klubu, ale jako trener i chce mnie widzieć w swoim składzie, a gdy wspomniał, że jego siostra wróciła do kraju, tak bardzo chciałem by sezon się już kończył i mógłbym ją zobaczyć, porozmawiać. 
  Na finałowym meczu Ligii Mistrzów, gdy tylko ją zobaczyłem, nie mogłem później przestać o niej myśleć. Miałem ją nawet w głowie i przed oczami gdy strzeliłem tego gola. Tak, był dla niej, pomimo tego, że nie chciała mnie znać i gardziła mną. 
  Będąc już Barcelonie zrozumiałem, że jeżeli chcę do czegoś dotrzeć to nie mogę przestać walczyć. I tak było. Nie przestałem walczyć o Arię, choć ciągle mnie odtrącała. Udało się. W pewnym momencie przyznała, że mnie kocha, a ja wtedy mogłam skakać z radości do samego nieba. Nie było lepszego dnia w moim życiu, a raczej wieczoru. Stała się dla mnie cholernie ważna w 2013 roku, ale to samo czułem w 2018 czy teraz. 
  Rozmowę z jej bratem, po tym gdy dowiedział się o wszystkim, pamiętam doskonale do dziś. Kazał sobie wszystko opowiedzieć i tak zrobiłem. Był moim nowym trenerem, ale i przyjacielem, który we mnie wierzył, który był i jest moim piłkarskim idolem, zaraz po moim ojcu. Ufam ci Thiago, bo ufa ci Ariadna. Będzie tak jak było, ale skrzywdź ją po raz drugi, a obiecuję ci, że dopilnuję byś więcej jej nie zobaczył. Te słowa przypominają mi o danej szansie przez Arię i jej brata, ale nie boję się tego, bo wiem, że nie mógłbym popełnić drugi raz tego samego błędu - stracić tak wspaniałą dziewczynę. Słów Xaviera użyłem też przy rozmowie z Jonathanem, gdy ten zaczął spotykać się z moją młodszą siostrą. Przyjaźniliśmy się od zawsze, ale co? Niech się boi! 
  Powrót do klubu muszę uznać za udany, bo jestem tu już od dwóch i pół sezonu, a Xavi stawia na mnie w pierwszych jedenastkach. Rozgrywam, asystuję i nawet strzelam gole. Ostatni ustrzeliłem z najważniejszą dedykacją, do których właśnie pędzę z ostatniego treningu przed świętami Bożonarodzeniowymi. 
  Wchodzę do środka i czuję zapach pysznego obiadu, który roznosi się po całym domu. Odkładam torbę w kąt, ściągam kurtkę, szalik i zdejmuję zimowe buty. W tym roku mamy już tu śnieg, więc będziemy mieć piękne, białe święta. Wchodzę dalej, do kuchni. Podchodzę do mojej żony, którą jest Ari już od prawie półtora roku, witam się i całuję w policzek, po czym podchodzę do stołu, na którym stoi małe nosidełko, a w nim śpiąca trzytygodniowa Olaya Alcantara Hernandez. Mój mały skarb. Wszyscy od razu stwierdzili, że jest podobna do swojej mamusi, gdy była niemowlakiem, ale o tym, że to moja córka mówią jej oczy i ciemna karnacja. Rozpiera mnie duma. Pochyliłem się i delikatnie ucałowałem czoło córki, tak by ją nie zbudzić. Wtedy poczułem jak Ari przytula się do moich pleców. 
   - Rafa przedtem dzwonił, że przyjdą wieczorem z Amelią - powiedziała. Właśnie, mój brat! Pamiętam jak narzekał, że nikogo nie ma na weselu Martina, a tu jednak pare miesięcy później przedstawił nam naprawę ładną dziewczynę, studiującą jeszcze dziennikarstwo Brazylijkę, którą poznał na jednym ze zgrupowań reprezentacji. 
   - Teraz będzie ciągle przychodził - zaśmiałem się. 
   - Co ja poradzę na to, że od razu zakochał się w swojej chrześnicy? - uśmiechnęła się słodko, a ja wtedy skradłem jej całusa. Jedynym moim marzeniem jest teraz to, by tak wyglądało nasze całe życie.

***
Koniec, koniec, koniec! I dopiero teraz do mnie to dotarło ;c 
Będę baardzo tęsknić za tym opowiadaniem, bo go pokochałam! Pamiętam jak nie mogłam nic sensowego wymyślić o Thiago, a bardzo chciałam napisać o nim jakieś opowiadanie i nagle... Bum! Czarujący Thiago, ale z grzeszkiem! Bardzo miło mi się to pisało :) 
Można mnie jeszcze znaleźć tu - SI PROCHE, tutaj - DARTE UN BESO, tutaj - LOVE STONED, od niedawna tu: SONRISA DE ESPERANZA, a od jutra także tutaj - QUE HAGO YO :)
Dziękuję za wszystkie komentarze oraz wyświetlenia!
Wasza Coppernicana ;* 
 Tak skarbie, chcę Cię w starych barwach!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

diecisiete: darte un beso

Barcelona, 2018 r.
  Xavi pytał mnie co się stało i co z Thiago. Drżącym głosem odpowiedziałam mu, że on był w tym autobusie i tu jechał. Spróbowałam zadzwonić na jego telefon, ale automatyczna sekretarka mówiła, że abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon. Poprosiłam go byśmy pojechali do tego szpitala. Tak bardzo bałam się o Alcantarę. To wszystko musiało być tak nagle. Xavi dowiedział się, że cierpiałam przez Thiago i teraz to... Wszystko w jednym czasie.
  W progu wyminęliśmy się z Nurią, więc nie musieliśmy już prosić sąsiadki by została ze śpiącym Ikerem. Xavi obiecał, że jak tylko wrócimy to wszystko jej wyjaśni.
  Wsiedliśmy do samochodu. Xavi ruszył, a ja ciągle się denerwowałam. Czułam jak trzęsą mi się dłonie.
   - Ari, na pewno nic mu nie jest - usłyszałam głos brata, który chwycił moją dłoń.
   - Boję się. Gdyby nic się nie stało, odebrałby - powiedziałam. Cisza, ale brat nadal ściskał moją dłoń, dając mi znak, że nie jestem sama. - Nie wiem co usłyszałeś na tej siłowni, ale chcę żebyś wiedział, że naprawdę go pokochałam. Nie zapomniałam o tym, ale mu wybaczyłam - spojrzałam niepewnie na Xaviego. On zrobił to samo, ale tylko przez chwilę, w końcu prowadził samochód. Kolejny wypadek był niepotrzebny. Nie odezwał się do momentu, gdy już biegliśmy z parkingu do szpitala.
   - Przepraszam, gdzie przywieziono ludzi z tego wypadku autobusu? - Xavi zaczepił jedną z pielęgniarek zaraz przy wejściu.
   - Ostry dyżur, druga strona budynku - powiedziała, a my od razu ruszyliśmy korytarzami, mijając ludzi, oczekujących na lekarzy. W końcu przed nami pojawiły się duże, przeźroczyste drzwi z nazwą oddziału, którego szukaliśmy. Na korytarzu było mnóstwo ludzi, starsi i młodsi. Oboje rozglądaliśmy się dookoła. W pewnym momencie dojrzałam chłopaka wychodzącego z jednego pomieszczenia. Miał usztywniony lewy nadgarstek, owinięty białym bandażem.
   - Jest - szarpnęłam lekko brata za rękaw, po czym szybkim krokiem ruszyłam w kierunku Thiago. Zauważył mnie gdy byłam już blisko. Uśmiechnął się lekko, a ja uwiesiłam mu się na szyi, mocno go przytulając. - Jak dobrze, że jesteś - szepnęłam. - Bałam się, że stało ci się coś - spojrzałam mu w oczy, a on ucałował mnie w czoło. - Co z ręką? - zrobiłam krok w tył i wtedy pojawił się obok Xavi.
   - Upadłem na nią. Na szczęście jest tylko zbita. Mam robić okłady i za kilka dni będzie jak nowa - uśmiechnął się lekko.
   - Nie odbierałeś telefonu - powiedziałam.
   - To z niego zostało - wyjął z kieszeni telefon, ale w czterech częściach... Wtedy obok przeszła pielęgniarka. - Przepraszam, ja już mogę wyjść? - zapytał Thiago.
   - Pan? A tak, tak - odparła od razu. - Tylko samego nie puszczę, ktoś musi podpisać, że pana zabiera.
   - Ja to zrobię - odezwał się Xavi i ruszył za nią do dyżurki.
   - Thiago... - przygryzłam dolną wargę i przytuliłam się do niego. - Xavi słyszał rozmowę Rafy i Jonathana... Mówili o tym sprzed pięciu lat. Był wściekły - skrzywiłam się. Spojrzał na mnie.
   - Będzie dobrze - pogładził mnie po włosach. Xavi wrócił i powiedział, że już możemy wracać. Xavi na ten temat nie powiedział nic przez całą drogę, więc i my nic nie zaczynaliśmy. Podwiózł nas pod dom Thiago, a sam raczej wrócił do domu. Przekraczałam próg domu Alcantary i w tym momencie zdałam sobie sprawę z jednego. Że naprawdę chcę z nim być. Cholernie przestraszyłam się, że mogłam go stracić po tym gdy znów odzyskałam. Xavi ma prawo być zły na mnie, że nic mu nie powiedziałam i zły na Thiago, za to co wtedy zrobił, ale... To moje życie i to ja chcę zadecydować, a reszta niech to zaakceptuje i się z tym zgodzi.
  Siedziałam z Thiago na patio. W ciszy. Wystarczała nam swoja obecność.
   - Przemyślałam jedną rzecz - powiedziałam nagle, a on spojrzał na mnie pytająco. - Teraz, gdy będziesz udawał kalkę - zaśmiałam się, wskazując na jego nadgarstek. - Nie będzie ci potrzebna czasem pomoc? - uśmiechnęłam się do niego.
   - Mam rozumieć, że akceptuje pani moją propozycję mieszkalną? - zapytał, uwodzicielskim tonem.
   - Yhmmm - zamruczałam i musnęłam delikatnie jego usta.

   Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam w stronę domu. Było późne popołudnie. Z Thiago zadecydowaliśmy, że dziś wrócę do domu, a jutro zacznę się pakować. Ja weszłam, a chwilę po mnie, mój brat wyszedł. Chciałam z nim porozmawiać o tym wszystkim, ale będę musiała zaczekać aż wróci. 
   - Wiesz może gdzie pojechał? - zapytałam jego żonę, siadając obok niej. Iker siedział przy stoliku i mazał flamastrem po białej kartce. 
   - Nie mówił - pokręciła głową. - Ale gdy wrócił, wytłumaczył gdzie was tak wybyło. Z Thiago wszystko w porządku? 
   - Tak, na szczęście - skinęłam głową. - Ma zbity nadgarstek, nic poważnego. A powiedział ci... - zacięłam. 
   - O tym co usłyszał? Tak. Ma żal, że nic nie wiedział o tym - skrzywiła się. - Ale porozmawiacie i będzie wszystko okej, wierzę w to - uśmiechnęła się. - Nie widziałam nigdy tak zgodnego rodzeństwa jak ty i Xavi, naprawdę! Pomimo takiej różnicy wieku to jesteście przyjaciółmi. 
   - Masz rację - zachichotałam. - Od małego dzieliłam z nim pokój, no a później rodzice przenieśli go do chłopaków - wspomniałam. Później Iker zawołał mnie bym malowała razem z nim. Tak zleciał cały wieczór i kolacja. Siedziałam na patio, kiedy Nuria poszła położyć jej synka. Wtedy do domu także wrócił mój brat. Od razu zajrzał na taras, gdzie miałam zapaloną małą lampkę. Spojrzałam na niego i przesunęłam się, robiąc mu miejsce. 
   - Byłem u Thiago - powiedział i usiadł. - Nie martw się, tylko rozmawialiśmy - skinął głową. - Opowiedział mi o wszystkim i nie ukrywam, że chciałbym też poznać twoją wersję. 
   - Od początku? - westchnęłam, a on znów skinął głową. I tak po raz już enty zaczęłam to wszystko opowiadać. - Ale nie żałuję tego, że byłam z nim wtedy. Żałuję tylko tego, że ukrywałam to przed tobą. Oboje się zmieniliśmy, ja i on. Chyba do tego dorośliśmy - zakończyłam to tymi słowami i popatrzyłam na niego, wcześniej wpatrywałam się po prostu w ogród. 
   - Wiesz, że podobne słowa o dorastaniu usłyszałem od niego? - zapytał, a ja lekko się uśmiechnęłam. 
   - Nie wiem co usłyszałeś od tamtej dwójki, ale to jest prawda, cała historia. 
   - Tam tylko usłyszałem, że wtedy Thiago był równo z tobą i Julią, że obie was okłamywał. Później już nie słuchałem i od razu wróciłem do domu. Wiesz jak to jest, milion domysłów i tak dalej. I przepraszam, że tak wtedy wyskoczyłem, krzyczałem. 
   - Nic się nie stało - oparłam głowę o jego ramię. - Dowiedziałbyś się, ale na pewno nie w taki sposób. Chciałam ci powiedzieć, ale na spokojnie, bez nerwów. I mam nadzieję, że tak samo wyglądała twoja rozmowa z Thiago. Właściwie... Jak to wyglądało? 
   - Nasza rozmowa? Siostra, powiem tak: rozmowa z Thiago pozostanie pomiędzy mną i nim - ucałował mnie w czoło. - I nie martw się. Wszystko mamy wyjaśnione. I wspominał coś, że chciałabyś się do niego wprowadzić? 
   - Racja. Jutro zacznę się pakować. 
   - Wiesz... Pomimo wszystkiego, jestem dumny ze swojej małej siostrzyczki - objął mnie mocniej ramieniem. Zaśmiałam się cicho. Brakowało mi takich właśnie rozmów z nim. Pamiętam, że jak byliśmy mali, jak składaliśmy przeróżne naklejki czy żetony. Mieliśmy tego pełno. Później właśnie spędzaliśmy mnóstwo czasu na rozmowy. Xavi czasami sam przyznawał, że wie więcej o moich koleżankach niż o swoich kolegach, których ma na co dzień.

 Skończyłam już pakować swoje ubrania do toreb i walizek. Teraz tylko musiałam sprzątnąć resztę swoich rzeczy do kartonów. Musiałam je też przesortować, co zabieram i co nie jest mi już potrzebne, co mogę wyrzucić. Usiadłam na rogu łóżka i zaczęłam przeglądać zawartość swojej szafki nocnej. Jakieś papiery, zeszyt i inne duperele. W końcu dokopałam się do swojej starej szkatułki, do której tak rzadko zaglądałam. Mając świadomość co jest na jej spodzie, uśmiechnęłam się sama do siebie. Wtedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. 
   - Proszę - zawołałam i odwróciłam głowę. W progu stanął uśmiechnięty Thiago. Na ręce nie miał już bandaża, a ciemną opaskę usztywniającą. Na pewno wygodniejszą.
   - Przyszedłem pomóc w pakowaniu, a tu widzę, że jesteś już na finiszu pracy - zaśmiał się i podszedł. Pocałował mnie w policzek i usiadł obok. 
   - Wiesz, że przyszedłeś w samą porę? - uśmiechnęłam się szeroko. - Ostatni raz tą szkatułkę otwierałam w styczniu, gdy tutaj przyjechałam. Wtedy to było trudne, ale teraz to jest przyjemne. 
   - Co tam takiego jest? - zapytał zdziwiony, a ja po prostu ja otworzyłam. Wyjęłam starą biżuterię i odłożyłam na bok. To samo zrobiłam z kopertą z dokumentami jeszcze ze szkoły. Na końcu było pamiętne zdjęcie, odwrócone do góry nogami. 
   - Wspomnienie - szepnęłam i wyjęłam je, odwracając. Zdjęcie które sprawiło mi tyle bólu, gdy wyjęłam je pół roku temu. Teraz siedzę tu z tym samym mężczyzną, w którym wtedy się zakochałam. Ufam mu i jestem szczęśliwa. Thiago na widok tego zdjęcia również się uśmiechnął. 
   - Trafi w ramkę i znajdziemy dla niego wyjątkowe miejsce w naszym domu - powiedział, przytulając mnie. 
  Razem z Thiago końcówka pakowania poszła raz dwa i zaczęliśmy znosić rzeczy na dół, by było bliżej później do samochodu. Jednak na dole, przy samych schodach czekał na nas Iker. Stał z rękami na biodrach i mierzył nas wzrokiem. 
   - Znów mi ją zabierasz! - wycelował do Alcantary. Popatrzyliśmy po sobie i uśmiechnęliśmy się. Odłożyłam niewielki karton na podłogę i zabrałam bratanka na ręce. 
   - A będziesz za mną tęsknił? - zapytałam, a ten pokiwał główką. - Ale będę cię często odwiedzać, a ty mnie, zgoda? 
   - Ale i tak będę zazdrosny! - mruknął, a ja i Thiago zaczęliśmy się śmiać. 
   - Zazdrosny? A kto cię tego nauczył? 
   - Tata! - zawołał od razu. 
   - Ej! - usłyszeliśmy krzyk Xaviego z salonu, a po chwili zjawił się też i przy nas. - Mały zdrajca! - wskazał na swojego synka. 
   - Iker, to ja może wyjawię ci tajemnicę, co? - spojrzałam na chłopca, a ten pokiwał główką. - I twój tata i Thiago są dla mnie bardzo ważni, ale ty jesteś najważniejszy - pocałowałam go w policzek i zaczęłam łaskotać. To dziecko było naprawdę kochane. Czasami potrafiło nieźle zaskoczyć tak jak właśnie teraz, ale jego tatuś w młodości był taki sam. I czemu tu się dziwić? 

  Zbliżała się północ, a mężczyzna, który prowadził zespół muzyczny przywołał na środek młodą parę. Maite w swojej długiej, białej sukience wyglądała przepięknie. Martin w swoim czarnym smokingu prezentował się również niczego sobie. Odśpiewaliśmy im jeszcze sto lat i później poproszono na środek wszystkie panny. Maite stanęła do nas tyłem i rozpoczęło się odliczanie. Panowie specjalnie opóźniali lub powtarzali cyfry, by zrobić nam na złość. A oczywiście królował w tym wszystkim sam Marc Bartra. W końcu udało się pani młodej wyrzucić bukiet za siebie. Widziałam go tylko chwilę w górze i... Złapała go Dulce. Nigdy nie zapomnę miny jej chłopaka. Najpierw szok, a później szeroki uśmiech. Oczywiście zaczął szarpać za rękaw Martina. Mogę założyć się, że chciał by specjalnie rzucił za chwilę krawat w jego stronę.
 No i tak też było. Gdy tylko Martin wyrzucił za siebie krawat, ten niczym gepard wbił się w powietrze i go złapał. Cieszył się jak małe dziecko. Stałam wtedy w grupce razem z Maite, Dulce, Loreną i Blancą, śmiejąc się z głupiutkiego Marca. Miał te swoje lata, ale nadal był taki sam jaki był gdy go poznałam. 
  Gdy tą dwójkę poproszono na środek do tańca, ja wyszłam się przewietrzyć. Usiadłam na jednej z ławek w ogrodzie za budynkiem, w którym odbywało się przyjęcie. Cieszyło mnie szczęście ich wszystkich, bo każdy jakoś układa sobie to życie. W pewnym momencie usłyszałam jakieś rozmowy, jakiś cichy chichot. Odwróciłam się i na ławce nieopodal zobaczyłam dwie osoby. Siedzieli i ciągle uśmiechali się do siebie, a mi aż fajnie się na nich patrzyło. Musieli mnie nie zauważyć. Ale... Tyle się znają, Rafa i Thiago w ostatnim momencie dopiero zaakceptowali, że Jona zabiera ich siostrę na to wesele, a dopiero teraz siedzą tam sobie i gruchają do siebie. 
   - Co tam takiego zobaczyłaś? - nagle obok mnie pojawili się obaj bracia Alcantara. Usiedli na ławce po obu moich stronach. 
   - Spójrzcie tam - szepnęłam i wskazałam na tamtych. Rafa od razu chciał się zerwać, ale w ostatnim momencie złapałam go za ramię. - Przestańcie. Fajnie razem wyglądają! - powiedziałam i oparłam głowę o ramię mojego chłopaka. Wtedy jakby Thaisa i Jonathan się do siebie zbliżyli i cyk! Buziak! Normalnie czułam jak tym dwóm złośnikom skacze ciśnienie. 
   - Wiecie co mnie najbardziej w tym irytuje? - mruknął nagle Rafael, a my oboje spojrzeliśmy na niego. - Że nawet moja młodsza siostra teraz mizia się z moim przyjacielem, nie mówiąc już o was, a ja nie mam nikogo! - jęknął i skrzyżował ręce na piersiach. 
   - Biedny Rafa - zrobiłam smutną minkę i pocałowałam go w policzek. - Trzeba będzie ci znaleźć odpowiednią dziewczynę - zaśmiałam się i kątem oka spojrzałam na ławkę, gdzie wcześniej siedział Dos i siostra chłopaków. Nie było ich i nagle pojawili się obok nas, dopiero teraz zauważając, że tutaj siedzimy. Ich miny w tym momencie były wprost boskie. Oboje wystraszeni naszą obecnością. - Możecie mi dziękować. Trzymałam ich tu z całej siły byle do was nie polecieli - puściłam oczko do dziewczyny. 
   - Ale to nie zmienia faktu, że znów będziemy musieli poważnie, po męsku porozmawiać - powiedział poważnie Thiago, patrząc na starszego o rok kolegę. Thaisa tylko spojrzała na brata z politowaniem, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Tak to już będzie z nimi. Wieczna radość. 

***
Sama nie wierzę, że to już jest ostatni rozdział, nooo ;c
A tak było milusio! 
I miałam ubaw z waszych obaw co do Thiago! No przecież bym go nie uśmierciła! :D Smażyłabym się wtedy w piekle! 
Napisałam o ślubie Martina i dodaję to w jego urodziny ♥
Feliz Cumpleañs Montoya!

piątek, 11 kwietnia 2014

dieciséis: tu y yo

Barcelona, 2018 r.
  Gdy rano Xavi pojechał na większe zakupy, zabrałam się razem z nim. Pomogłam mu, a później poprosiłam, by mnie gdzieś podrzucił. Zgodził się, a ja podałam mu adres.
   - To tu? - zapytał lekko zdziwiony, gdy zaparkował pod ślicznym domkiem, za którym rozpościerał się morze. Był niski, ale duży. Z zewnątrz nie widać było jakby miało być tam jeszcze piętro. Byłam tu dwa razy. Pierwszy, gdy przywiózł mnie tu Thiago i drugi zaraz na następny dzień. Wtedy przez moje roztargnienie zapomniałam telefonu i musiałam się wracać.
   - Tak, to tu - zaśmiałam się cicho. - Dziękuję - cmoknęłam brata w policzek.
   - Muszę przyznać, że ładnie tu - popatrzył jeszcze przez szybę.
   - Masz całkowitą rację, braciszku - uśmiechnęłam się. - Przyjadę później z Thiago - skinęłam głową. Wysiadłam z samochodu i pomachałam, gdy odjeżdżał. Miałam swoje klucze, które podarował mi Thiago. Miał nadzieję, że zgodzę się tu z nim zamieszkać. Otworzyłam sobie furtkę i przeszłam chodniczkiem. Drzwi do domu były zamknięte, ale samochód stał na podjeździe, więc musiał być domu. Pewnie jeszcze spał. Sama sobie otworzyłam i weszłam do środka. Wyjęłam z torby mały pakunek ze świeżym pieczywem i położyłam go na komodzie, a obok torbę i klucze. Po cichu skierowałam się na górę. Drzwi do sypialni były uchylone, więc je tylko lekko pchnęłam. Tak jak się spodziewałam, Thiago spał w najlepsze, okryty do pasa kołdrą, bez koszulki i wtulony w drugą poduszkę. Automatycznie się uśmiechnęłam na ten widok. Usiadłam na skraju łóżka i tak chwilę mu się przyglądałam. Odwrócił się na plecy, nadal śpiąc. Wtedy zauważyłam marker, który leżał na stoliku nocnym. Wzięłam go do ręki i pomyślałam chwilę, przygryzając dolną wargę. Po chwili przysunęłam się do niego, zaczynając pisać po jego torsie. Moja własność - Ari ♡. Zamknęłam pisak i zadowolona, już chciałam go odłożyć, kiedy Thiago mocno mnie złapał i przyciągnął do siebie. Zachichotałam, a on wpił się w moje usta.
   - Jaka niespodzianka - zamruczał, delikatnie przesuwając czubkiem swojego nosa po moim policzku.
   - Nie podoba się? - zaśmiałam się cicho.
   - Bardzo się podoba - zacieśnił uścisk i znów mnie pocałował.
   - Wstajemy i idziemy na śniadanie. Jestem piekielnie głodna - wetknęłam mu palec w tors.
   - Więc powinienem iść do sklepu po jakieś pieczywo.
   - O to nie musisz się martwić, śpiący królewiczu - cmoknęłam go w czubek nosa. - Jest już na dole.
   - Mój ideał - wyszczerzył się.
   - Już teraz to stwierdzasz? - zachichotałam.
   - Zawsze nim byłaś i będziesz - pokazał mi język i zabrał się za wstawanie. Zeszliśmy na dół i przygotowaliśmy śniadanie. Zjedliśmy wspólnie, później ja zaproponowałam, że posprzątam, a on pójdzie pod prysznic i się przebrać.
  Piętnaście minut później Thiago właśnie schodził z góry. Miał na sobie jeansy i szarą koszulę z podwiniętymi rękawami. Czekałam na niego w salonie, opierając się o sofę. Podszedł i objął mnie w pasie. Był świeżo ogolony i pachniał najlepszą wodą kolońską. Trafiłam na niezwykle przystojnego chłopaka, który potrafił o siebie zadbać. Objęłam jego szyję rękami i delikatnie musnęłam jego wargi.
   - Wiesz co... - mruknęłam, przygryzając dolną wargę. - Chyba możemy się odrobinkę spóźnić - zaśmiałam się, patrząc mu głęboko w oczy, a on wtedy przeważył nas i opadliśmy na kanapę.

 Weszliśmy do domu, trzymając się za ręce. Przywitaliśmy się, zostawiłam Thiago na dole z Xavim, którzy rozstawiali stół i krzesła na tarasie. Pobiegłam na górę by się przygotować przed zjazdem całej rodziny. Najpierw wzięłam szybki prysznic, a później z mokrymi włosami, w czystej bieliźnie i w puchowym szlafroku stałam przed otwartą szafą, szukając odpowiednich ubrań. Dziesięć minut i nic. Z chęcią ubrałabym się tak jak zwykle, czyli na luzie, ale zaraz mama będzie narzekać, że jestem dziewczyną, a wcale tego nie pokazuję i z tym wcale nie znajdę chłop... Zaraz! Ja już mam chłopaka!
 Sama zaśmiałam się do siebie. Ktoś zapukał do drzwi, a ja się odwróciłam. Do pokoju zajrzała uśmiechnięta Dulce.
   - Hej, jak tam? - wyszczerzyła się.
   - Cześć - uśmiechnęłam się i ucałowałam ją w policzek, gdy podeszła. - Mam problem... - jęknęłam.
   - Będzie mały Alcantara?
   - Bardzo zabawne! - zmierzyłam ją wzrokiem. - Nie mam się w co ubrać, po prostu!
   - A już myślałam - westchnęła i usiadła na rogu łóżka.
   - Żebym ja ci nie musiała zaraz małego Bartry wróżyć - pokazałam jej język.
   - Śpieszyć się nikt nie każe! - pokręciła głową. - Pokaż, co tu masz? - podeszła do mnie i uwiesiła się na ramieniu. Sama miała na sobie czerwoną, zwiewną sukienkę. - Byle nie za elegancko, no i... - zamyśliła się.
   - No i? - zapytałam.
   - Żeby też Thiago cały czas nie ślinił się na twój widok, bo nie wiem czy rodzicom się to spodoba - mruknęła, wyciągając z dna szafy stringi, które kiedyś tam dostałam od De Gei i Blanci na któreś urodziny. Oczywiście dostali po głowie, tak samo jak teraz moja przyjaciółka. Zabrałam swój stary prezent, który znów wylądował na dnie szafy i ponownie, na szybko przejrzałam to co miałam na wieszakach. Zabrałam luźną, białą koszulę i czarne rurki z półki. Dulce wtedy przeglądała moją szkatułkę z bransoletkami, a ja się ubrałam i dokończyłam suszyć włosy. Byłam już prawie gotowa, przyjaciółka podała mi właśnie jedną bransoletkę, która według niej pasowała mi najbardziej i wtedy usłyszałyśmy, że ktoś już się pojawił.
   - Jak myślisz? Kto pierwszy? - zapytałam, poprawiając jeszcze włosy.
   - Obstawiam Oscara, zawsze najbardziej punktualny, pomimo żony i dwóch córek - zaśmiała się. Ubrałam swoje czarne szpilki i po woli zeszłyśmy na dół. Na tarasie właśnie Xavi rozmawiał z rodzicami Nurii i Dulce. Czyli to jednak oni okazali się pierwsi. Kawałek za nim stał Thiago, który lekko uśmiechnął się na mój widok, a za nim, najbardziej schowany Bartra. Już przestraszył się przyszłych teściów?
   - O, jest i młodsza córeczka - jej rodzice powstali ze swoich miejsc, przytulając ją.
   - I poznaliśmy już twojego chłopaka - ojciec puścił do niej oczko, a wtedy Thiago lekko popchnął do przodu klubowego kolegę. Sama przysunęłam się do Thiago, robiąc obok Dulce miejsce Marcowi. Nie minęło sporo czasu, kiedy przyjechał właśnie Oscar z rodziną, a po chwili pod dom zajechali nasi rodzice z Alexem. Przywitali się ze wszystkimi, a na końcu podeszłam do nich ja i Thiago. Alex już miał okazję się z nim widzieć, ale rodzice jeszcze o niczym nie wiedzieli.
   - Mamo, tato, poznajcie Thiago, mojego chłopaka - powiedziałam do nich, spoglądając na Alcantarę, który stał obok mnie. Mama wtedy popatrzyła na nas z dumą i podała dłoń Thiago, który ją ucałował, po czym uścisnął dłoń ojcu.
   - Bardzo się z tego powodu cieszymy - uśmiechnęła się moja rodzicielka.
   - Ale wy się nie cieszcie, mama już w głowie widzi was przed ołtarzem - skomentował Alex, po czym usiadł przy stole pomiędzy Oscarem, a panem Cunillera. Matka tylko zmierzyła go wzrokiem, po czym posłała nam uśmiech.
   - To ja już zapraszam wszystkich do stołu - odezwał się Xavi, wskazując na wolne miejsca.
  Musiałam przyznać, że to popołudnie było udane dla każdego. Moi rodzice chyba polubili Thiago, a drudzy polubili Marca. Ojciec Dulce i Nurii śmiał się, że kobiety w jego rodzinie mają słabość do piłkarzy, bo on też grał w szkolnej drużynie, kiedy poznał się z ich matką. Marc i Thiago też się rozkręcili, rozmawiali z wszystkimi. Iker bawił się ze swoimi starszymi kuzynkami - Sol i Mariną.

  Wieczorem, gdy już wszyscy się rozjechali i było wysprzątane, ja, Dulce, Thiago i Marc zostaliśmy na zewnątrz. Chłopaki namówili nas, byśmy we czwórkę pokopali piłkę. W sumie to dawno tego nie robiłam, a pamiętam, że to było na porządku dziennym, gdy byłam młodsza. Obie z Dulce zostawiłyśmy nasze szpilki na tarasie i biegałyśmy z chłopakami za piłką boso po trawie. Bawiliśmy się przy tym niczym małe dzieci. Xavi oczywiście raz wyszedł, śmiejąc się z nas. Bartra wtedy stanął jak na musztrze.
   - Posłusznie melduję, panie trenerze, że to po to żeby nie stracić formy przed treningami - pokiwał, a mój brat jedynie pokręcił głową i wrócił do środka.
  Później udało mi się odebrać piłkę Thiago spod nóg. Bartra od razu zaczął wyśmiewać, że dziewczyna ograła jego kolegę i tak dalej. Alcantara wtedy złapał mnie mocno w pasie od tyłu, przyciągnął do siebie i zaczął się ze mną kręcić. Zaczęłam się głośno śmiać. Dulce z Marciem odeszli na taras, napić się soku, a Thiago wtedy postawił mnie na ziemię. Odwróciłam się do niego przodem i uwiesiłam na szyi, patrząc mu w oczy.
   - Kocham cię, wiesz? Nawet gdy mnie ogrywasz! - zaśmiał się, odgarniając kosmyk moich włosów z policzka.
   - Przyzwyczaj się! Miałam najlepszego nauczyciela - wyszczerzyłam się, wskazując na dom. Oczywiście miałam na myśli Xaviera. - Teraz tak będzie zawsze - dorzuciłam, śmiejąc się.
   - Zawsze?
   - No chyba, że nagle wróci jakaś twoja dziewczyna z wymiany - poruszyłam brwiami.
   - No ej! - oburzył się. - Przez ten czas zdążyłem zmądrzeć - uśmiechnął się lekko.
   - Wiem, Thiago - uniosłam się na palcach i pocałowałam go. - Chodźmy do nich - uśmiechnęłam się i złapałam za jego dłoń. Razem ruszyliśmy w stronę tamtej dwójki. Bartra trzymał w ręce telefon i się szczerzył.
   - Marc, co ty robisz z moim telefonem? - zapytał Thiago, siadając obok niego.
   - Sprawdzam ilość polubień - nadal się szczerzył. - Wylogowuj się czasem.
   - Nie robiłem tego, bo skąd wiedziałem, że go dorwiesz i będziesz coś dodawał - zabrał mu swoją komórkę.
   - Swoją drogą... Masz dobre statystki, nie minęły dwie minuty, a ty już masz dwa tysiące serduszek - zaśmiał się. Wtedy spojrzeliśmy z Thiago na ekran jego telefonu. Nasze zdjęcie, gdy stoimy, tak jak wcześniej, przytulając się na tle zachodzącego słońca. Podobało mi się. Muszę przyznać, że mu się udało, ale nie musiał od razu go wrzucać. W opisie walnął cytat o czasie, który dla niektórych staje w miejscu, który zapewne podrzuciła mu Dulce i mnie oznaczył.
   - To dlatego, żeby zwariowane i nastoletnie fanki Thiago nie myślały sobie, że jest wolny - zaśmiała się młodsza Cunillera, a ja wtedy położyłam głowę na ramieniu Thiago. Siedzieliśmy tam we czwórkę, patrząc na zachodzące słońce.

  Następnego dnia od rana wrzało na takich stronkach jak Twitter czy portalach plotkarskich o tym, że Thiago Alcantara poderwał siostrę swojego dawnego kolegi z klubu, a teraz trenera. A kto taki ciągle mi to podsyłał? Marc oraz Rafinha. Ci to się idealnie po prostu zgrywają. Obaj mają troszeczkę nie po kolei w główkach, ale chyba za to między innymi, wszyscy ich kochamy. Z samego rana dzwoniła też do mnie mama z pytaniami, od kiedy, jak i tak dalej... Cieszyła się, że kogoś mam i że sama jestem szczęśliwa.
 Jeszcze kolejnego dnia, od rana siedziałam z Ikerem w domu, robiąc mu kolejną sesję pt. "Iker w piaskownicy" albo "Iker z piłką", bo Nuria była w pracy, a Xavi jak zwykle musiał po coś "na chwilę" jechać do klubu. Umówiłam się z Thiago, by spędzić z nim popołudnie. Jeszcze tylko przez kilka dni mamy wakacje, bo zaraz po ślubie Maite i Martina, wszyscy wracają do treningów, więc trzeba było jeszcze z tego korzystać.
 Było po czternastej, kiedy mały zjadł swój obiad i położyłam go do drzemki. ja sama usiadłam na dole w salonie i włączyłam telewizor. Chwilę skakałam po kanałach, po czym zdecydowałam się na stary serial, który i tak znałam już na pamięć, bo emitują go w kółko. Wtedy rozdzwonił się mój telefon. Był to Thiago. Okazało się, że zepsuł mu się samochód, stoi pod mechanikiem i jak na złość nie może się dodzwonić ani do Rafy, ani Jony, by po niego przyjechali. Po chwili zauważył, że jedzie autobus 12, czyli nim dojedzie prawie pod samo osiedle, na którym mieszkam z bratem. Odpowiedziałam, że będę na niego cierpliwie czekać, po czym się rozłączyliśmy.
  Chwilę później do domu wrócił Xavi. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale od razu zmieniłam wyraz twarzy, gdy zobaczyłam, że jest czymś podenerwowany. 
   - Musimy porozmawiać - powiedział w miarę spokojnie, stojąc obok kanapy, na której siedziałam.
   - Stało się coś? - zmarszczyłam brew. 
   - Już wiem o wszystkim - patrzył na mnie. 
   - Wiesz, ale o czym? - wstałam. 
   - O tobie i Thiago, ale sprzed pięciu lat. Niech się tylko tu pojawi, a nie będzie z nim już tak dobrze! - warknął. 
   - Co? - szepnęłam. - Ale... Ale skąd? - zająknęłam się. 
   - Przez przypadek podsłuchałem rozmowę Rafy i Jonathana, byli na siłowni. Zabawił się wtedy tobą i tak po prostu zostawił! Gdybyś mi wtedy powiedziała... Przecież każdy wiedział, że on wtedy był z Julią! - zaczął chodzić dookoła salonu. 
   - Xavi, uspokój się... Nie wiesz wszystkiego! - krzyknęłam za nim. 
   - Jak mam się uspokoić?! Nigdy go za takiego nie miałem. Cieszyłem się, że jesteście razem, ale teraz nie wiem co mam o tym myśleć! Znów się tobą zabawi? Że ja nic wcześniej nie zauważyłem...
   - Nie, nie martw się o to! - warknęłam. W tym momencie miałam ochotę zabić Dos Santosa i Alcantarę, że rozmawiają o takich rzeczach w miejscu, gdzie każdy z klubu może usłyszeć. Poza tym, Xavi pewnie nie usłyszał wszystkiego i powybierał co najciekawsze! 
   - Jeszcze mi powiedz, że wszyscy wiedzieli, tylko nie ja! - wbił we mnie wzrok, a ja zamilkłam, spuszczając wzrok. - No pięknie! Ja go zabije! - zawołał. 
   - A zanim to zrobisz, będziesz w stanie mnie wysłuchać?! - wrzasnęłam i wtedy po napisach końcowych serialu. pojawiły się wiadomości. Jedyne co wychwyciłam poprzez to wszystko to: wypadek, autobus, dwanaście, kierowca w ciężkim stanie, wszyscy pasażerowie przewożeni do szpitala św. Piotra. Skierowałam wzrok na ekran telewizora, gdzie dziennikarka czytała o tym wszystkim z kartki, o miejscu, niedaleko, gdzie Alcantara zostawił samochód u mechanika, a w prawym, górnym rogu widać było obraz z helikoptera. Ulica, a wokół niej pełno karetek, policji, straży... Usiadłam na rogu kanapy, bez wyrazu, ciągle patrząc w ekran. 
   - Ari... - usłyszałam cichy głos brata. - Co jest? - usiadł obok, a ja po woli przeniosłam na niego wzrok. Z jednej strony miałam ochotę się rozpłakać, a z drugiej chciałam być silna. 
   - Thiago... - szepnęłam, ciężko przełykając ślinę. Moje serce stanęło. 

***
Tak, wiem - mistrzowska końcówka! Jakoś musiałam zakończyć ten przedostatni rozdział opowiadania!
A tak poza tym, Thiago, wszystkiego najlepszego ♥

czwartek, 3 kwietnia 2014

quince: la vida es bella

Barcelona, 2018 r.
   - Lecisz ze mną - zaśmiał się chłopak, wparowując do mojej sypialni.
   - Cześć, Thiago. Tak, miło cię widzieć - powiedziałam, odkładając laptop na bok. Alcantara usiadł obok mnie na łóżku i pocałował na powitanie. - Lecę, gdzie? - zmarszczyłam brew.
   - Masz już pozwolenie swojego brata - zaśmiał się, przytulając do mnie mocno. - Lecimy do Vigo - mruknął, kładąc głowę na moje ramię. - Stęskniłem się - szepnął.
  - Widzieliśmy się wczoraj - zachichotałam. - A poza tym, od kiedy ty się o cokolwiek pytasz mojego brata względem mnie? - spojrzałam na niego.
   - Właśnie zacząłem - cmoknął mnie w czubek nosa. - To jak? Mamy jeszcze trochę wolnego czasu.
   - Czyli wyjdzie na to, że poznam twoją mamę? - uśmiechnęłam się.
   - Wyjdzie na to, że tak, ale nie bój się, polubi cię! Rafa cię już tam zapowiada - wyszczerzył się.
   - To jest już tam?
   - Norma. On tylko kursuje w te i wewte - wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.
  Tak oto właśnie siedzę w samolocie na fotelu obok Thiago, który trzymał moją dłoń.
   - Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania - usłyszeliśmy z głośników damski głos. Szarpnęłam za pas, ale ten ani drgnął. Znów szarpnęłam i to samo. Dopiero Thiago spokojnie do tego podszedł i mi go zapiął.
   - Nie denerwuj się - powiedział, po czym chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch. Westchnęłam. To było dziwne uczucie. Jego brata poznałam przez tą całą farsą z zakochiwaniem się, Thaise i ich ojca wtedy gdy byłam wielce wkurzona na Thiago, a teraz gdy z nim jestem, mam poznać jego rodzicielkę... - Będę tam z tobą cały czas - uśmiechał się, szepcząc mi to wprost do ucha. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i czekałam na moment lądowania.
  W gmachu lotniska czekał na nas wyszczerzony Rafael. Podeszliśmy do niego i przywitaliśmy się, a ten zabrał moją niewielką torbę. Thiago chciał mu jeszcze wpakować w ręce swoją, ale ten kazał mu się popukać w czoło, co z jego poważną miną było przezabawne.
   - Bardzo się cieszę, że już jesteście! - klasnął w dłonie, prowadząc nas na parking.
   - Jaki entuzjazm - zaśmiałam się.
   - Na pewno nie bezinteresowny - dorzucił Thiago, patrząc podejrzanie na młodszego brata.
   - No jak ty mnie dobrze znasz - pokręcił głową, śmiejąc się. - Ojciec nie chce mi dać kasy - dodał.
   - A co my mamy do tego? - zapytałam, a oni zaczęli wpakowywać rzeczy do bagażnika terenowego samochodu, który prawdopodobnie należał do Mazinho.
   - Pamiętacie zakład? Nie wierzy mi, ale to się stanie gdy mu was sprezentuje - wyszczerzył się, pakując na miejsce kierowcy. Wtedy Thiago otworzył mi tylne drzwi, a po chwili sam usiadł z przodu, obok Rafy. Ruszyliśmy. Najpierw Rafa zawiózł nas do mieszkania ich ojca, gdzie była także Thaisa. Widząc ich wszystkich wspólnie, słysząc ich rozmowy, stwierdziłam, że ich relacje to nie tylko ojciec-dzieci, ale również byli przyjaciółmi. Ja sama usłyszałam od Iomara kilka ciepłych słów, w tym trochę ponarzekał na swojego pierworodnego. Na końcu stwierdził, że obojgu nam to wszystko zrobiło dobrze, bo jakby nie patrzeć, pomimo kłótni i długiej rozłąki, jesteśmy razem. Thaisa to w ogóle dopiero dowiedziała się o nas sprzed pięciu lat, co było dla niej niemałym zaskoczeniem.
  Wieczorem we czwórkę, bo jeszcze z Thaisą pojechaliśmy do domu ich matki, jej męża i najmłodszego z rodzeństwa Alcantara - dziesięcioletnim Bruno, który okazał się bardzo kochanym dzieciakiem. Gdy powiedziałam o tym Thiago, od razu stwierdził, że ma to po nim. Mój strach przed poznaniem pani Alcantara był naprawdę niepotrzebny, bo była bardzo miłą i ciepłą osobą. Zjedliśmy wspólną kolację, a później Valeria, mama Thiago, zaproponowała wspólne oglądanie starych albumów. Przystanęłam na to, bo przecież kochałam zdjęcia.
   - Mamo, musisz? - mruknął Thiago, gdy ta przyniosła trzy wielkie albumy. No tak, a który chłopak lubi sytuacje kiedy jego mama opowiada o jego dzieciństwie? Razem z Thaisą śmiałam się, gdy jej starsi bracia przewracali oczami.
   - Mam dla was inne zajęcie, możecie iść i pozmywać po kolacji zanim Joan z Bruno wrócą z cukierni z deserem - machnęła na nich ręką i usiadła na kanapie pomiędzy mną i swoją córką. Ze skwaszonymi minami, niczym męczennicy powędrowali do kuchni, a Valeria otworzyła najstarszy album. Na pierwszym zdjęciu zobaczyłam maleńkie zawiniątko, które właśnie ziewało. Automatycznie się uśmiechnęłam.
   - Tak, to właśnie Thiago - odezwała się dwudziestolatka.
   Następne zdjęcia przedstawiały już rodzinne sesje, Thiago z mamą, Thiago z tatą, z dziadkami i tak dalej. Gdy Rafa z Thiago do nas dołączyli, akurat kobieta przewróciła na zdjęcie, gdzie półtoraroczny Thiago całuje już duży brzuch swojej mamy, która siedzi na fotelu obok pięknie przybranej choinki.
   - No widzicie? To były piękne czasy, kiedy mój braciszek wyczekiwał na mnie z niecierpliwością, a co teraz? Czyha tylko na okazję by się mnie pozbyć! - zauważył napastnik, co rozbawiło nas wszystkich. Dalej Valeria specjalnie dłużej przystawała na zdjęciach, którym chłopaki nadali miano kompromitujących ich osoby, ale to właśnie te fotografie były najlepsze.
 
    Następnego dnia, gdy Valeria i jej mąż poszli do pracy, my postanowiliśmy skorzystać z przepięknej pogody i spędzaliśmy południe w ogrodzie. Rafa właśnie podbijał sobie piłkę, rozmawiając z jakimś kolegą przez telefon, Thaisa leżała na leżaku w okularach przeciwsłonecznych, a my z Thiago leżeliśmy razem na hamaku obok. Wtedy przez tarasowe drzwi wybiegł Bruno i stanął centralnie obok hamaka, dziwnie nam się przyglądając.
   - Stało się coś? - zapytał Thiago.
   - Ja na razie nie chcę być wujkiem - spojrzał na nas srogo. Jego siostra zdjęła okulary i spojrzała na niego, a nawet Rafinha zastygł, pozwalając by piłka zleciała na zieloną trawę.
   - Wujkiem? - spytaliśmy oboje jednocześnie.
   - No tak, wujkiem! Fermin mówił, że to nic fajnego. Takie małe dziecko tylko krzyczy...
   - A ty pewnie byłeś aniołkiem? - zaśmiała się dziewczyna.
   - Tak właściwie, to kto to jest ten Fermin? - zdziwił się Thiago.
   - To jego kolega ze szkółki - wytłumaczyła Thaisa. - Ma starszą siostrę, która niedawno urodziła córeczkę.
   - No i ciągle ją podrzuca do ich domu, a Fermin musi ją pilnować. To okropne! - skrzywił się.
   - Nie martw się, Bruno. Na razie wujkiem nie zostaniesz - zaśmiałam się.
   - A nawet jeżeli, to my mieszkamy w Barcelonie, a ty tu z rodzicami, więc to trochę za daleko, by wam je podrzucać - dorzucił mój chłopak.
   - A co wy z nim tak dyskutujecie? Zabierajcie się do roboty od razu, najlepiej bliźniaki! - dołączył się Rafa. - Ja też coś zmajstruje, Thaisa pomyśli i później wszystkie podrzucimy niańce Bruno - śmiał się.
   - Jesteście straszni - chłopak otworzył szeroko oczy i ruszył z powrotem w stronę domu.
   - To ty jesteś dla niego straszny - zaśmiałam się i bardziej przytuliłam do Thiago.
   - Nie oszukujmy się, już dawno się do tego przyzwyczaił - odparł bardzo poważnie napastnik.
   - No widzisz, tak to już z nami jest - powiedział roześmiany Thiago.
   - Czy będziesz chciała czy nie, z nami się nie zanudzisz - dodała Thaisa.
   - Właśnie widzę - uśmiechnęłam się szeroko.

  W rodzinnym domu Alcantarów spędziliśmy jeszcze kolejne dwa dni. W związku z tym, że mieliśmy jeszcze troszeczkę czasu, nie wróciliśmy od razu do Katalonii, a zahaczyliśmy o stolicę, gdzie zwaliliśmy się na głowę Blance i Isco - ja, Thiago i Rafael. Byliśmy tam od rana. Przechadzaliśmy się w piątkę po Madrycie, później weszliśmy do restauracji, którą polecił Isco i tam zamówiliśmy nasz obiad. Alarcon ciągle siedział ze swoim telefonem i czegoś szukał.
   - A spójrz na ten - wypalił w pewnym momencie, pokazując coś Blance.
   - Isco, przestań w końcu - zaśmiała się dziewczyna.
   - A co wy tam macie? - zainteresował się Thiago.
   - Ten głupek już by urządzał pokój dla dziecka - odpowiedziała Sanchez. - Wynajduje zdjęcia i pokazuje mi jak mógłby wyglądać ten pokój - śmiała się ze swojego chłopaka.
   - Ale nie macie dużego pola do popisu, bo ten drugi pokój w waszym mieszkaniu jest malutki - zauważyłam.
   - Mam zamiar kupić dom. Już mam nawet upatrzony - zawołał pomocnik Realu.
   - No widzicie go?! - zaśmiała się Blanca. - Zaraz napisze scenariusz mojego porodu!
   - Czyli Isco zaczął w złej kolejności, najpierw spłodził syna, później dorobi się domu i na końcu posadzi drzewo? - wtrącił Rafinha, a my zaczęliśmy się śmiać. - A ty to co? - spojrzał pogardliwie na Thiago. - Ty nie lepszy! Najpierw wybudowałeś dom, o którym dowiedziałem się po pięciu latach! A ptfuuuu, taki braciszek - udał, że spluwa w stronę Thiago.
   - Bardzo zabawne, ty lepiej powiedz czy zabierasz kogoś na wesele Montoyi? - mój chłopak zmienił temat.
   - Jeżeli w kilka dni nikogo nie znajdę to pójdę sam - odpowiedział.
   - To już lepiej dobierz się z Jonathanem, stworzycie ciekawą parę - wyszczerzyłam się.
   - Albo zabierz siostrę - podrzucił Francisco.
   - Jasne! A co do Thaisy i Jony to też są dobrzy - aż się poprawił na krześle. - Wiecie, że to Dos zabiera ją na to wesele?! - spojrzał na mnie i Thiago.
   - Co?! Dlaczego ja nic nie wiem?! - starszy Alcantara otworzył szeroko oczy.
   - Bo sam dopiero się dowiedziałem, podsłuchując jak nasza siostra gada z nim przez telefon!
   - On jest od niej starszy o 8 lat! 
   - Będziemy musieli z nimi poważnie porozmawiać - stwierdził Rafael.
   - Koniecznie! - dodał Thiago, a ja, siedząca pomiędzy nimi złapałam się za głowę. Isco z Blancą zaczęli się z nas śmiać.
   - Jak chcesz, Rafa, mój brat jest jeszcze forever alone - wyszczerzył się Alarcon.
   - Zamilcz - warknął napastnik.
   - No co, chciałem tylko pomóc - pokazał mu język.
   - Jeszcze się zdziwicie, przyjdę z taką laską, że pękniecie z zazdrości!
   - Oczywiście - pogłaskałam go po policzku. - Wszyscy ci tego życzymy - dodałam i przytuliłam się do mojego Alcantary.

  W Barcelonie byliśmy późnym wieczorem. Z lotniska pojechaliśmy dwiema taksówkami - Rafa od razu pojechał do swojego mieszkania, a ja z Thiago pojechaliśmy razem.
Pod domem Xaviego, poprosił kierowcę by zaczekał i wysiadł, by pomóc mi z torbą. Wszedł ze mną do domu, a tam w korytarzu od powitał nas mój starszy brat, który gonił jego synka, który nie chciał wejść do wanny.
   - Cześć - ucałował mnie w czoło i podał dłoń Thiago. - Pomóżcie. Ja nie wiem co dziś w niego wstąpiło!
   - A gdzie podziałeś żonę? - zaśmiałam się.
   - Umówiła się z Daniellą i Anto, a ja obiecałem, że go wykąpie i położę spać - jęknął. - Widzicie jak współpracuje dziś ze mną! - rozłożył ręce. - A poza tym, jutro wszyscy mają przyjechać - dodał, patrząc na nas. 
   - Jutro? Wszyscy? - zmarszczyłam czoło. 
   - W sensie rodzice, rodzice Nurii, Alex, Oscar no i ma przyjść Dulce z Marciem, więc ty też się nie wywiniesz - zaśmiał się do Alcantary. 
   - Nie ma sprawy - uśmiechnął się. - Ale dziś już uciekam, bo taksówka na mnie czeka - znów podał dłoń Xaviemu, a mnie pocałował delikatnie w usta. 
   - Do jutra - zawołał za nim mój brat i zniknął w salonie, szukając Ikera. Wyszłam na zewnątrz razem z chłopakiem. 
   - Naprawdę jutro przyjdziesz? - uśmiechnęłam się, gdy ten objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie. 
   - Oczywiście, gdzieżbym przegapił okazję by poznać twoją rodzinę? - uśmiechnął się szeroko. 
   - Jesteś kochany, wiesz? - wspięłam się lekko do góry na palcach i musnęłam jego wargi, a ten cicho zamruczał.
   - Bo bardzo cię kocham - zaśmiał się i sam wpił się w moje usta, po czym zrobił w tył zwrot i ruszył do taksówki. - Do zobaczenia - zawołał i jeszcze mi pomachał. Zaśmiałam się i zaczekałam dopóki taksówka nie odjedzie, po czym wróciłam do środka. Weszłam do salonu, a tam zastałam Xaviego i Ikera, siedzących razem na kanapie. Xavi prosił go, żeby poszedł z nim do łazienki. To wyglądało komicznie. 
   - Iker, idziemy do tej wanny? - zapytałam, stając obok nich. Mały na mnie spojrzał, zeskoczył ze swojego miejsca i złapał mnie za rękę. 
   - Idziemy - pokiwał głową. Xavi na mnie patrzył z niedowierzaniem, a ja pokazałam mu tylko język i ruszyłam z malcem na piętro. Dzieci zawsze mnie lubiły, a ja je. Mój bratanek to był złoty unikat. Cwaniak z niego i tyle. 

***
  Wykorzystuję resztkę siły na ten dzień i dodaję rozdział :) 
 Pół dnia spędzone na dniu otwartym na komendzie, później Młodzieżowa Akademia Bezpieczeństwa. Było genialnie, moje klimaty, ale jedynie o czym teraz marzę to łóżeczko i sen :)  
 #AnimsThiagoAlcantara
Ps. Powinnam już wspominać o tym, że jeszcze dwa rozdziały i epilog?