czwartek, 3 kwietnia 2014

quince: la vida es bella

Barcelona, 2018 r.
   - Lecisz ze mną - zaśmiał się chłopak, wparowując do mojej sypialni.
   - Cześć, Thiago. Tak, miło cię widzieć - powiedziałam, odkładając laptop na bok. Alcantara usiadł obok mnie na łóżku i pocałował na powitanie. - Lecę, gdzie? - zmarszczyłam brew.
   - Masz już pozwolenie swojego brata - zaśmiał się, przytulając do mnie mocno. - Lecimy do Vigo - mruknął, kładąc głowę na moje ramię. - Stęskniłem się - szepnął.
  - Widzieliśmy się wczoraj - zachichotałam. - A poza tym, od kiedy ty się o cokolwiek pytasz mojego brata względem mnie? - spojrzałam na niego.
   - Właśnie zacząłem - cmoknął mnie w czubek nosa. - To jak? Mamy jeszcze trochę wolnego czasu.
   - Czyli wyjdzie na to, że poznam twoją mamę? - uśmiechnęłam się.
   - Wyjdzie na to, że tak, ale nie bój się, polubi cię! Rafa cię już tam zapowiada - wyszczerzył się.
   - To jest już tam?
   - Norma. On tylko kursuje w te i wewte - wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.
  Tak oto właśnie siedzę w samolocie na fotelu obok Thiago, który trzymał moją dłoń.
   - Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania - usłyszeliśmy z głośników damski głos. Szarpnęłam za pas, ale ten ani drgnął. Znów szarpnęłam i to samo. Dopiero Thiago spokojnie do tego podszedł i mi go zapiął.
   - Nie denerwuj się - powiedział, po czym chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch. Westchnęłam. To było dziwne uczucie. Jego brata poznałam przez tą całą farsą z zakochiwaniem się, Thaise i ich ojca wtedy gdy byłam wielce wkurzona na Thiago, a teraz gdy z nim jestem, mam poznać jego rodzicielkę... - Będę tam z tobą cały czas - uśmiechał się, szepcząc mi to wprost do ucha. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i czekałam na moment lądowania.
  W gmachu lotniska czekał na nas wyszczerzony Rafael. Podeszliśmy do niego i przywitaliśmy się, a ten zabrał moją niewielką torbę. Thiago chciał mu jeszcze wpakować w ręce swoją, ale ten kazał mu się popukać w czoło, co z jego poważną miną było przezabawne.
   - Bardzo się cieszę, że już jesteście! - klasnął w dłonie, prowadząc nas na parking.
   - Jaki entuzjazm - zaśmiałam się.
   - Na pewno nie bezinteresowny - dorzucił Thiago, patrząc podejrzanie na młodszego brata.
   - No jak ty mnie dobrze znasz - pokręcił głową, śmiejąc się. - Ojciec nie chce mi dać kasy - dodał.
   - A co my mamy do tego? - zapytałam, a oni zaczęli wpakowywać rzeczy do bagażnika terenowego samochodu, który prawdopodobnie należał do Mazinho.
   - Pamiętacie zakład? Nie wierzy mi, ale to się stanie gdy mu was sprezentuje - wyszczerzył się, pakując na miejsce kierowcy. Wtedy Thiago otworzył mi tylne drzwi, a po chwili sam usiadł z przodu, obok Rafy. Ruszyliśmy. Najpierw Rafa zawiózł nas do mieszkania ich ojca, gdzie była także Thaisa. Widząc ich wszystkich wspólnie, słysząc ich rozmowy, stwierdziłam, że ich relacje to nie tylko ojciec-dzieci, ale również byli przyjaciółmi. Ja sama usłyszałam od Iomara kilka ciepłych słów, w tym trochę ponarzekał na swojego pierworodnego. Na końcu stwierdził, że obojgu nam to wszystko zrobiło dobrze, bo jakby nie patrzeć, pomimo kłótni i długiej rozłąki, jesteśmy razem. Thaisa to w ogóle dopiero dowiedziała się o nas sprzed pięciu lat, co było dla niej niemałym zaskoczeniem.
  Wieczorem we czwórkę, bo jeszcze z Thaisą pojechaliśmy do domu ich matki, jej męża i najmłodszego z rodzeństwa Alcantara - dziesięcioletnim Bruno, który okazał się bardzo kochanym dzieciakiem. Gdy powiedziałam o tym Thiago, od razu stwierdził, że ma to po nim. Mój strach przed poznaniem pani Alcantara był naprawdę niepotrzebny, bo była bardzo miłą i ciepłą osobą. Zjedliśmy wspólną kolację, a później Valeria, mama Thiago, zaproponowała wspólne oglądanie starych albumów. Przystanęłam na to, bo przecież kochałam zdjęcia.
   - Mamo, musisz? - mruknął Thiago, gdy ta przyniosła trzy wielkie albumy. No tak, a który chłopak lubi sytuacje kiedy jego mama opowiada o jego dzieciństwie? Razem z Thaisą śmiałam się, gdy jej starsi bracia przewracali oczami.
   - Mam dla was inne zajęcie, możecie iść i pozmywać po kolacji zanim Joan z Bruno wrócą z cukierni z deserem - machnęła na nich ręką i usiadła na kanapie pomiędzy mną i swoją córką. Ze skwaszonymi minami, niczym męczennicy powędrowali do kuchni, a Valeria otworzyła najstarszy album. Na pierwszym zdjęciu zobaczyłam maleńkie zawiniątko, które właśnie ziewało. Automatycznie się uśmiechnęłam.
   - Tak, to właśnie Thiago - odezwała się dwudziestolatka.
   Następne zdjęcia przedstawiały już rodzinne sesje, Thiago z mamą, Thiago z tatą, z dziadkami i tak dalej. Gdy Rafa z Thiago do nas dołączyli, akurat kobieta przewróciła na zdjęcie, gdzie półtoraroczny Thiago całuje już duży brzuch swojej mamy, która siedzi na fotelu obok pięknie przybranej choinki.
   - No widzicie? To były piękne czasy, kiedy mój braciszek wyczekiwał na mnie z niecierpliwością, a co teraz? Czyha tylko na okazję by się mnie pozbyć! - zauważył napastnik, co rozbawiło nas wszystkich. Dalej Valeria specjalnie dłużej przystawała na zdjęciach, którym chłopaki nadali miano kompromitujących ich osoby, ale to właśnie te fotografie były najlepsze.
 
    Następnego dnia, gdy Valeria i jej mąż poszli do pracy, my postanowiliśmy skorzystać z przepięknej pogody i spędzaliśmy południe w ogrodzie. Rafa właśnie podbijał sobie piłkę, rozmawiając z jakimś kolegą przez telefon, Thaisa leżała na leżaku w okularach przeciwsłonecznych, a my z Thiago leżeliśmy razem na hamaku obok. Wtedy przez tarasowe drzwi wybiegł Bruno i stanął centralnie obok hamaka, dziwnie nam się przyglądając.
   - Stało się coś? - zapytał Thiago.
   - Ja na razie nie chcę być wujkiem - spojrzał na nas srogo. Jego siostra zdjęła okulary i spojrzała na niego, a nawet Rafinha zastygł, pozwalając by piłka zleciała na zieloną trawę.
   - Wujkiem? - spytaliśmy oboje jednocześnie.
   - No tak, wujkiem! Fermin mówił, że to nic fajnego. Takie małe dziecko tylko krzyczy...
   - A ty pewnie byłeś aniołkiem? - zaśmiała się dziewczyna.
   - Tak właściwie, to kto to jest ten Fermin? - zdziwił się Thiago.
   - To jego kolega ze szkółki - wytłumaczyła Thaisa. - Ma starszą siostrę, która niedawno urodziła córeczkę.
   - No i ciągle ją podrzuca do ich domu, a Fermin musi ją pilnować. To okropne! - skrzywił się.
   - Nie martw się, Bruno. Na razie wujkiem nie zostaniesz - zaśmiałam się.
   - A nawet jeżeli, to my mieszkamy w Barcelonie, a ty tu z rodzicami, więc to trochę za daleko, by wam je podrzucać - dorzucił mój chłopak.
   - A co wy z nim tak dyskutujecie? Zabierajcie się do roboty od razu, najlepiej bliźniaki! - dołączył się Rafa. - Ja też coś zmajstruje, Thaisa pomyśli i później wszystkie podrzucimy niańce Bruno - śmiał się.
   - Jesteście straszni - chłopak otworzył szeroko oczy i ruszył z powrotem w stronę domu.
   - To ty jesteś dla niego straszny - zaśmiałam się i bardziej przytuliłam do Thiago.
   - Nie oszukujmy się, już dawno się do tego przyzwyczaił - odparł bardzo poważnie napastnik.
   - No widzisz, tak to już z nami jest - powiedział roześmiany Thiago.
   - Czy będziesz chciała czy nie, z nami się nie zanudzisz - dodała Thaisa.
   - Właśnie widzę - uśmiechnęłam się szeroko.

  W rodzinnym domu Alcantarów spędziliśmy jeszcze kolejne dwa dni. W związku z tym, że mieliśmy jeszcze troszeczkę czasu, nie wróciliśmy od razu do Katalonii, a zahaczyliśmy o stolicę, gdzie zwaliliśmy się na głowę Blance i Isco - ja, Thiago i Rafael. Byliśmy tam od rana. Przechadzaliśmy się w piątkę po Madrycie, później weszliśmy do restauracji, którą polecił Isco i tam zamówiliśmy nasz obiad. Alarcon ciągle siedział ze swoim telefonem i czegoś szukał.
   - A spójrz na ten - wypalił w pewnym momencie, pokazując coś Blance.
   - Isco, przestań w końcu - zaśmiała się dziewczyna.
   - A co wy tam macie? - zainteresował się Thiago.
   - Ten głupek już by urządzał pokój dla dziecka - odpowiedziała Sanchez. - Wynajduje zdjęcia i pokazuje mi jak mógłby wyglądać ten pokój - śmiała się ze swojego chłopaka.
   - Ale nie macie dużego pola do popisu, bo ten drugi pokój w waszym mieszkaniu jest malutki - zauważyłam.
   - Mam zamiar kupić dom. Już mam nawet upatrzony - zawołał pomocnik Realu.
   - No widzicie go?! - zaśmiała się Blanca. - Zaraz napisze scenariusz mojego porodu!
   - Czyli Isco zaczął w złej kolejności, najpierw spłodził syna, później dorobi się domu i na końcu posadzi drzewo? - wtrącił Rafinha, a my zaczęliśmy się śmiać. - A ty to co? - spojrzał pogardliwie na Thiago. - Ty nie lepszy! Najpierw wybudowałeś dom, o którym dowiedziałem się po pięciu latach! A ptfuuuu, taki braciszek - udał, że spluwa w stronę Thiago.
   - Bardzo zabawne, ty lepiej powiedz czy zabierasz kogoś na wesele Montoyi? - mój chłopak zmienił temat.
   - Jeżeli w kilka dni nikogo nie znajdę to pójdę sam - odpowiedział.
   - To już lepiej dobierz się z Jonathanem, stworzycie ciekawą parę - wyszczerzyłam się.
   - Albo zabierz siostrę - podrzucił Francisco.
   - Jasne! A co do Thaisy i Jony to też są dobrzy - aż się poprawił na krześle. - Wiecie, że to Dos zabiera ją na to wesele?! - spojrzał na mnie i Thiago.
   - Co?! Dlaczego ja nic nie wiem?! - starszy Alcantara otworzył szeroko oczy.
   - Bo sam dopiero się dowiedziałem, podsłuchując jak nasza siostra gada z nim przez telefon!
   - On jest od niej starszy o 8 lat! 
   - Będziemy musieli z nimi poważnie porozmawiać - stwierdził Rafael.
   - Koniecznie! - dodał Thiago, a ja, siedząca pomiędzy nimi złapałam się za głowę. Isco z Blancą zaczęli się z nas śmiać.
   - Jak chcesz, Rafa, mój brat jest jeszcze forever alone - wyszczerzył się Alarcon.
   - Zamilcz - warknął napastnik.
   - No co, chciałem tylko pomóc - pokazał mu język.
   - Jeszcze się zdziwicie, przyjdę z taką laską, że pękniecie z zazdrości!
   - Oczywiście - pogłaskałam go po policzku. - Wszyscy ci tego życzymy - dodałam i przytuliłam się do mojego Alcantary.

  W Barcelonie byliśmy późnym wieczorem. Z lotniska pojechaliśmy dwiema taksówkami - Rafa od razu pojechał do swojego mieszkania, a ja z Thiago pojechaliśmy razem.
Pod domem Xaviego, poprosił kierowcę by zaczekał i wysiadł, by pomóc mi z torbą. Wszedł ze mną do domu, a tam w korytarzu od powitał nas mój starszy brat, który gonił jego synka, który nie chciał wejść do wanny.
   - Cześć - ucałował mnie w czoło i podał dłoń Thiago. - Pomóżcie. Ja nie wiem co dziś w niego wstąpiło!
   - A gdzie podziałeś żonę? - zaśmiałam się.
   - Umówiła się z Daniellą i Anto, a ja obiecałem, że go wykąpie i położę spać - jęknął. - Widzicie jak współpracuje dziś ze mną! - rozłożył ręce. - A poza tym, jutro wszyscy mają przyjechać - dodał, patrząc na nas. 
   - Jutro? Wszyscy? - zmarszczyłam czoło. 
   - W sensie rodzice, rodzice Nurii, Alex, Oscar no i ma przyjść Dulce z Marciem, więc ty też się nie wywiniesz - zaśmiał się do Alcantary. 
   - Nie ma sprawy - uśmiechnął się. - Ale dziś już uciekam, bo taksówka na mnie czeka - znów podał dłoń Xaviemu, a mnie pocałował delikatnie w usta. 
   - Do jutra - zawołał za nim mój brat i zniknął w salonie, szukając Ikera. Wyszłam na zewnątrz razem z chłopakiem. 
   - Naprawdę jutro przyjdziesz? - uśmiechnęłam się, gdy ten objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie. 
   - Oczywiście, gdzieżbym przegapił okazję by poznać twoją rodzinę? - uśmiechnął się szeroko. 
   - Jesteś kochany, wiesz? - wspięłam się lekko do góry na palcach i musnęłam jego wargi, a ten cicho zamruczał.
   - Bo bardzo cię kocham - zaśmiał się i sam wpił się w moje usta, po czym zrobił w tył zwrot i ruszył do taksówki. - Do zobaczenia - zawołał i jeszcze mi pomachał. Zaśmiałam się i zaczekałam dopóki taksówka nie odjedzie, po czym wróciłam do środka. Weszłam do salonu, a tam zastałam Xaviego i Ikera, siedzących razem na kanapie. Xavi prosił go, żeby poszedł z nim do łazienki. To wyglądało komicznie. 
   - Iker, idziemy do tej wanny? - zapytałam, stając obok nich. Mały na mnie spojrzał, zeskoczył ze swojego miejsca i złapał mnie za rękę. 
   - Idziemy - pokiwał głową. Xavi na mnie patrzył z niedowierzaniem, a ja pokazałam mu tylko język i ruszyłam z malcem na piętro. Dzieci zawsze mnie lubiły, a ja je. Mój bratanek to był złoty unikat. Cwaniak z niego i tyle. 

***
  Wykorzystuję resztkę siły na ten dzień i dodaję rozdział :) 
 Pół dnia spędzone na dniu otwartym na komendzie, później Młodzieżowa Akademia Bezpieczeństwa. Było genialnie, moje klimaty, ale jedynie o czym teraz marzę to łóżeczko i sen :)  
 #AnimsThiagoAlcantara
Ps. Powinnam już wspominać o tym, że jeszcze dwa rozdziały i epilog?

8 komentarzy:

  1. Rodzinka Alcantary. Fju, fju, robi się poważnie. Ale za to zabawnie trochu było :P
    Isco będzie nadopiekuńczym ojcem. I tu i pewnie w realu też. Boję się..
    A Rafa na pewno znajdzie jakąś dziewczynę. I to taką laskę, że wszystkim oczy w orbit wyjdą.
    A teraz to rodzina Ari. Też będzie ciekawie.
    Dwa rozdziały i epilog... No cóż, kiedyś musi nastąpić koniec, nie?
    No to czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nie powinnaś wspominać! :P
    Rodział genialny!
    Kocham Rafę i Thiago! *.*
    Oj słodko się tu robi! Awww :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu jest tak genialnie, że nie chce się kończyć czytać. I wgl czemu tylko dwa rozdzialy? :C

    OdpowiedzUsuń
  4. jeszcze dwa rozdziały?! i epilog?! CHYBA NA GŁOWĘ UPADŁAŚ! nie pozwalam! Masz mi napisać II serię! a ni mi się waż sprzeciwiać!
    Za bardzo lubię tu rodzinke Alcantara <3
    Czekam na nowosć :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudownie <3 Robi się poważnie, ale to dobrze. uwielbiam tutaj Thiago! Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak się zastanawiałam kiedy wypalisz z tym, że zostało mało rozdziałów do końca. Szkoda. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Twoje opowiadanie, choć nie jestem wielką fanką Thiago. Na początku na serio go nie lubiłam, bo zachował się tragicznie, ale teraz całkowicie zmieniłam zdanie o nim. Chociaż wolałabym, aby Jordi był na jego miejscu. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mm, wizyta u rodziców :D a Bruno taki cudowny, w każdym opowiadaniu o Thiago zawsze go uwielbiam :)) Uwielbiam to opowiadanie, tylko dwa rozdziały i epilog? Nie, proszę, nie.
    Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  8. tego też nie dostałam informacji ;c
    ja czytałam, tylko nie miałam jak komentowac ;c
    świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń