czwartek, 30 stycznia 2014

seis: te perdiste mi amor

Barcelona, 2013 r.
   Leżałam oparta o ramię Thiago, a on mnie obejmował. Oglądaliśmy jakąś komedię romantyczną, która właśnie dobiegała do końca. Główna para, w deszczu, właśnie spotkała się w połowie mostu. Wpadli sobie w ramiona i zaczęli całować. 'Henry, kocham cię' - wychrypiała dziewczyna, a on się uśmiechnął i ujął jej twarz w dłonie i delikatnie musnął jej usta. Koniec, napisy i muzyka, a mnie w jednym momencie ogarnęło miliony dziwnych myśli. Jedne chciały bym w końcu coś wyrzuciła z siebie, a drugie bym się zamknęła i nic nie mówiła.
   - Thiago... - zaczęłam.
   - Yhmm? - mruknął, bawiąc się kosmykami moich włosów. Poprawiłam się i spojrzałam na niego, prosto w oczy. Uśmiechnął się, dodając mi tym otuchy. Nabrałam powietrza w płuca i...
   - Kocham cię - powiedziałam pewnie, nie zmieniając ani na trochę wyrazu twarzy. On tak samo. Jedynie zbliżył się do mnie i pogłaskał mój policzek, po czym delikatnie musnął moje wargi. Przysunął mnie do siebie i odgarnął moje włosy z czoła.
   - Ari, chcę żebyś zapamiętała jedno - uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło. - Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym, bo jesteś wyjątkową osobą i nigdy o tym nie zapominaj, dobrze? - głaskał mój policzek, a ja uśmiechnęłam i oparłam swoje czoło o jego. Wierzyłam mu. Wierzyłam w to, że spotkałam odpowiednią osobę.


Barcelona, 2018 r.
   Po finale Ligi Mistrzów, wszystko się uspokoiło. Każdy wrócił do siebie. Każdy do swojego życia, pracy, obowiązków... Minęło kilka dni, a ja spokojnie pracowałam w klubie. To był ostatni dzień maja, a dziś miał się odbyć ostatni trening klubowy w sezonie. Pojutrze chłopcy jadą już na zgrupowania przed Mistrzostwami Świata, wczoraj zagrali ostatni mecz w lidze hiszpańskiej, a dzisiejszy trening był po prostu fikcją. Xavi kazał im trochę pobiegać, trochę pokopali na bramkę, a dalej grali w dziada, a to i tak nie było to typowym dziadkiem. Xavi wiedział co robi. Sam przecież miał takie ostatnie treningi i wiedział jak to wygląda. Mój brat rozmawiał sobie ze sztabem, a ja chodziłam na luzie pomiędzy chłopakami i robiłam im zdjęcia, a nawet z nimi... Oni po prostu tam świrowali!
   - Ari, będę miał do ciebie interes - obok mnie pojawił się młody Vilanova i oparł się o moje ramię.
   - Ej młody, dla ciebie pani Ariadna - zwrócił mu uwagę Pique, który razem z Fabregasem stali ze mną. Dziś za bardzo udzielał się im dobry humor.
   - Bardzo zabawne - pokręciłam głową i pokazałam obrońcy język. - Słucham cię bardzo, Adria - zwróciłam się do chłopaka.
   - Chodzi o moją dziewczynę - odparł.
   - Fiuuu - zagwizdał obrońca. - Mister będzie miał za niedługo synową?
   - Ty się dzisiaj dobrze czujesz? - zaśmiałam się. - Cesc, weź go gdzieś i ogarnij, co?
   - Z wielką chęcią mu dokopie! - wyszczerzył się, a Geri się naburmuszył. Najważniejsze było to, że odeszli kawałek.
   - I co z tą dziewczyną? - wróciłam do rozmowy z Adrią.
   - To może najpierw zapytam tak... Jedziesz z chłopakami na mistrzostwa czy zostajesz na ten czas w Hiszpanii? - zapytał.
   - Zostaję. Będę albo tu, w Barcelonie albo u rodziców w Terrassie. - skinęłam głową.
   - Chodzi o to, że w lipcu, dzień po finale, moja dziewczyna obchodzi osiemnastkę. Wynajęty klub, mnóstwo znajomych i te sprawy. No i chciała wynająć dobrego fotografa, a i pomyślałem o tobie.
   - Myślę, że nie ma sprawy - uśmiechnęłam się. - Z chęcią się tym zajmę.
   - No to się cieszę. Podałbym jej namiary na ciebie, okej?
   - Jasne - pokiwałam głową.
   - W takim razie dzięki. Wracam do chłopaków. - uśmiechnął się i pobiegł go grupki. Zdjęłam osłonkę z obiektywu i zaczęłam robić zdjęcia. Zauważyłam, że nie było nigdzie Xaviego, a Rafa dziwnie się zachowywał... Jakby skradając się, podchodził od tyłu do Jonathana... Wiedziałam, że coś wykombinuje, więc przyłożyłam aparat do oka i czekałam co nastąpi, a ten kretyn po prostu zsunął Meksykaninowi spodenki i zaczął uciekać. Wkurzony Dos, naciągnął je z powrotem i zaczął ścigać przyjaciela, a my wszyscy zachodziliśmy się ze śmiechu.
   - Aria, masz to?! - krzyczał Alcantara, uciekając przed kolegą, a ja roześmiana pokiwałam głową.
   - Usuń to, słyszysz? - przede mną  stanął Dos Santos.
   - No chyba nie! - zawołałam i podniosłam aparat do góry, a on zaczął się ze mną siłować.
   - Nie! Ja się nie będę siłował z dziewczyną, ja to załatwię po swojemu! - oburzył się i pochylił, łapiąc mnie w pasie. Przewiesił mnie przez ramię i paradował tak przez pół boiska.
   - Jonathanie Dos Santos Ramirez! Proszę w tej chwili mnie postawić na ziemię! - krzyczałam, śmiejąc się.
   - Usuniesz te zdjęcia?! - zapytał, nadal się przechadzając w te i wew te.
   - A wiesz... Jednak mi tu u ciebie wygodnie - wyszczerzyłam się, a wtedy za nim pojawił się Rafael. Szedł i śmiał się do mnie. - A tobie co? - zapytałam.
   - Nic - pokręcił głową. - Dziwnie tak wyglądacie. - zaśmiał się i spojrzał za nas, a wtedy Jona również się zatrzymał.
   - A wam co? - rozłożyłam ręce i wtedy zauważyłam, że inni też patrzyli w tamtą stronę. - Halo? - skrzywiłam się, bo nie reagowali.
   - Jona, odstaw moją siostrę! - usłyszałam roześmiany głos mojego brata i wtedy zobaczyłam jak Rafa automatycznie zaczyna się szczerzyć i ruszył tam. Dos mnie odstawił i zmierzwił włosy.
   - Zaraz oberwiesz - pogroziłam mu, a ten pokazał mi język.
   - Dalej chcesz go unikać? - zapytał pomocnik, a ja nie wiedziałam o co chodzi. Wskazał w stronę skąd wcześniej dobiegał głos Xaviego. Odwróciłam się i zobaczyłam tam już połowę składu, a pomiędzy nimi jego...
   - Teraz nie będę miała nawet jak - mruknęłam. - Nie martw się, to zdjęcie nie zobaczy światła dziennego - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
   - Mam taką nadzieję! - zrobił poważną minę. - Pójdę się przywitać, a ty?
   - Też chyba powinnam przynajmniej podejść, bo Xavier zaraz zacznie dochodzenie, a tego nie chcę - westchnęłam i skierowałam się do brata, a Jona za mną. Stanęłam obok Xaviego, a on uśmiechnięty objął mnie ramieniem i ucałował w czubek głowy. Spojrzałam na Brazylijczyka w nieodpowiednim momencie, bo właśnie on zrobił to samo. Uśmiechnął się do mnie, a ja nie wiedziałam czy mam uciekać czy chować się pod ziemie.
  To już miała być końcówka treningu, na do widzenia mój braciszek wpakował im jeszcze kółeczka do biegania, a ja ruszyłam w stronę budynków. Gdy weszłam do długiego korytarza, usłyszałam że ktoś za mną idzie.
   - Aria! - zawołał, a ja automatycznie przyśpieszyłam kroku. Nie chciałam już na niego patrzeć, a o rozmowie już nie wspomnę. Chciałam po prostu by zniknął. W jednym momencie do mnie podbiegł i złapał za nadgarstek, spanikowałam. Zamachnęłam się, a moja dłoń wylądowała ciężko na jego policzku.
   - Alcantara, odpieprz się raz na zawsze - syknęłam i odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie, zostawiając go tam.

Barcelona, 2013 r.
  Ślub mojego brata zbliżał się wielkimi krokami, a wszystkim już udzielał się dobry humor. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, tylko Nuria musiała jechać jeszcze po swoją sukienkę. Umówiła się ze swoją mamą oraz Andresową Aną i pojechały we trzy. W tym czasie umówiliśmy się ze znajomymi na obiad. Razem z Xavim pojechaliśmy do dobrej knajpki, gdzie piłkarze byli często widywani. Na miejscu, przy stoliku siedzieli już Dani, Andres oraz Jordi. Usiedliśmy z nimi i zaczęliśmy rozmawiać, oczekując na resztę. W pewnym momencie próg przekroczył uśmiechnięty Jonathan. Podszedł do stolika i przywitał się z każdym.
   - A gdzie zgubiłeś Thiago? - zaśmiał się Andres.
   - Chyba nie przyjdzie - mruknął, drapiąc się po karku i usiadł naprzeciw mnie.
   - Dlaczego? - zmarszczyłam brew, a Jona spojrzał na mnie lekko zmieszany, a zaraz na Jordiego.
   - Jak dorwał dziewczynę po czterech miesiącach wymiany, to oj to uwierz... Szybko jej nie wypuści - śmiał się Alves, a ja spojrzałam na niego pytająco.
   - Julia wróciła? - zapytał Xavi.
   - Podobno wczoraj wieczorem - mruknął cicho Dos Santos. Unikał mojego spojrzenia. Co tu się działo? I jaka Julia?!
   - Rano rozmawiałem z Rafą to mi mówił - dodał Daniel. - Ej, głodny jestem. - wtrącił jeszcze. - Chodźmy zamówić, bo David z Jose i Leo, znając życie przyjdą spóźnieni. - przewrócił oczami i wstał. To samo zrobił mój brat oraz Iniesta. Poszli zamówić, a nasza pozostała trójka stwierdziła, że się jeszcze wstrzyma. I raczej to było zamierzone.
   - Chcecie mi może coś powiedzieć? - spojrzałam na dwójkę przyjaciół i przełknęłam ciężko ślinę. - I kim jest ta dziewczyna?
   - To dziewczyna Thiago - mruknął cicho Jordi, a ja otworzyłam szeroko oczy. Wcięło mnie. Jak to on miał dziewczynę?!
   - Dlaczego ja nic nie wiedziałam? - wydukałam, a pod moimi powiekami zaczęły się gromadzić łzy.
   - Chcieliśmy, ale... - zaczął Jonathan, ale ja mu przerwałam.
   - Chcieliście, ale mnie i tak okłamywaliście? - jęknęłam. - Z resztą, nieważne - machnęłam ręką, zabrałam swoją torbę i wstałam. Ruszyłam do wyjścia, nawet się nie oglądając. Naprzeciw lokalu znajdował się park i to tam się skierowałam. Znalazłam wolną ławkę i usiadłam. Pochyliłam się i zakryłam twarz dłońmi. Czułam się bezsilna. Byłam łatwą idiotką. Głupia w to wszystko uwierzyłam, a wyznałam mu swoje uczucie. On powiedział, że jestem dla niego ważna. Właśnie widziałam! Miał mnie sobie na boku, bo nie było jego dziewczyny!
   - Aria... - usłyszałam i uniosłam głowę. Przede mną kucał Jordi, patrzący z przejęciem. - Proszę cię, nie płacz - szepnął.
   - Chcę być sama - mruknęłam, a on tylko pokręcił głową i usiadł obok, mocno mnie przytulając. - Jestem kretynką - szlochałam, chowając twarz w ramię obrońcy.
   - Nie mów tak. Nie jesteś. To on nie jest wart tego wszystkiego, twoich łez - odparł Alba, głaszcząc moje ramię. - I rozumiem, że masz żal do nas wszystkich, ale... - westchnął ciężko. - My mu mówiliśmy, żeby się zdecydował, a on obiecał, że wszystko załatwi, a sam Rafael myślał, że zerwie z Julką, ale jak widać... My też mu uwierzyliśmy. Thiago to naprawdę w porządku facet, przyjaciel i nie wiem dlaczego tak postąpił wobec ciebie. Nie mam na to wytłumaczenia...
   - Jordi, nie mam do was żalu, do żadnego, chociaż to była moja pierwsza myśl, ale nie - westchnęłam. - Największy żal mam do siebie, że nic wcześniej nie zauważyłam. Byłam po prostu jego zabawką.
   - A ty jesteś naszą przyjaciółką i on już nie raz dostał od nas pogadankę. Następna już nie będzie taka milusia. - pokręcił głową.
   - Przestań. Nie chcę żeby tak było, rozumiesz? - spojrzałam na niego. - Gracie razem w klubie, w reprezentacji i nie chcę żebyście się kłócili. Obiecajcie mi to. Ja i on to całkowicie inna sprawa. - mówiłam, a on po chwili skinął głową i pocałował mnie w czubek głowy. Znów się do niego przytuliłam. Siedzieliśmy tak w ciszy dłużą chwilę. Pozbyłam się już łez, chociaż nadal było mi źle, to wiedziałam, że dobrze jest mieć takiego przyjaciela jak Jordi.
   - Cholera - mruknął w pewnym momencie, a ja z lekkim zdziwieniem, najpierw spojrzałam na Albę, a później w kierunku gdzie on patrzył. Coś we mnie zamarło na ten widok. Równoległą do nas alejką, objęci i szczęśliwi spacerowali Thiago z jakąś blondynką. Patrzyłam na nich i coś we mnie pękało. Zauważyłam, że wtedy dziewczyna spojrzała w naszym kierunki i zaczęła mówić coś do Alcantary, a on też tu spojrzał. Nie zdążył nijak zareagować, bo blondynka zaczęła go ciągnąć do nas. Wstrzymałam oddech i czekałam na konfrontacje z nimi.
   - Jordi! - uśmiechnęła się szeroko do obrońcy. Alba wstał i jakby nigdy nic się z nią przywitał, po czym uścisnął dłoń Thiago. Wtedy również wstałam i jakby nakrywając na siebie maskę, uśmiechnęłam się. - Nie wiedziałam, że masz taką uroczą koleżankę - spojrzała na Jordiego. - Thiago mi nic nie mówił - szturchnęła go lekko w żebro. Kątem oka spojrzałam na niego, a on bez wyrazu patrzył w dół. - Jestem Julia - wyciągnęła do mnie swoją dłoń, a ja ją uścisnęłam.
   - Ariadna, bardzo miło mi cię w końcu poznać - kiwnęłam głową. - Tyle o tobie słyszałam - uśmiechnęłam się i spojrzałam trochę pewniej na Alcantarę. Również na mnie patrzył, ale teraz widziałam w jego oczach żal, wstyd i smutek. - Ale powinnam się już zbierać. 
   - Odwiozę cię, co? - zapytał Jordi. 
   - Nie, nie musisz. Przejdę się - spojrzałam na Julię i Thiago. - No to cześć - uśmiechnęłam się lekko i po prostu odeszłam. Ciągle podnosiłam oczy do góry, by nie pozwolić łzom się puścić. Zobaczyłam go z jego dziewczyną i czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Chciało mi się ryczeć. Chciałam wymazać wszystkie wspomnienia, w których gościł Brazylijczyk, ale tak się nie dało. Łzy same popłynęły mi po policzkach, a ja czułam się taka bezsilna i głupia. Przystanęłam przy samym wyjściu z parku, opuściłam głowę i po prostu się rozpłakałam. 
   - Jednak cię odwiozę - usłyszałam po chwili. Jordi pojawił się obok i objął mnie ramieniem, prowadząc do swojego samochodu. Miał rację, nie chciałam teraz wracać sama. 

***
Wasza zagadka rozwiązana! Już wiecie co się pomiędzy nimi wydarzyło! 
Niedobry Thiago! 
Niedobry, ale za to jaki utalentowany ♥
Mój MISZCZ! Nie wierzyłam długo w to co wczoraj zobaczyłam, a jednak! 
Był pisk i długie szczerzenie się do ekranu!

 Rafa oczywiście też oglądał braciszka ♥

I wczorajszy mecz Barcelony ♥ Ukochana moja! 5:1 ♥
Wczorajszy wieczór i noc były bardzo emocjonujące, cud że w ogóle zasnęłam :D

poniedziałek, 27 stycznia 2014

cinco: recuérdame

Barcelona, 2013 r.
   Czerwiec się kończył,  a z Brazylii dochodziły wspaniałe informacja, a dokładniej, La Furia Roja wywalczyła sobie miejsce w finale Pucharu Konfederacji, w którym mieli zagrać przeciwko gospodarzom - Brazylijczykom.
Nie mogłam odpuścić sobie nie zobaczenia tego, a w szczególności ciągnął mnie tam fakt, że hiszpańscy Barceloniści mieli zagrać przeciwko nowemu nabytkowi Barcelony - Neymarowi. Jakoś osobiście nie przemawiał do mnie ten transfer, ale niby nic do chłopaka nie miałam. Należę do ciekawskich ludzi i chciałam zobaczyć co na tym finale nawywija. Sprawa da Silvy, szczerze to była błaha. Po prostu musiałam tam być, by wspierać brata i resztę Hiszpanów.
  Chciałam namówić na ten wyjazd też Thiago, by był tam ze mną, ale odmówił. Podobno już był umówiony z ojcem, Rafinhą i kumplami na wspólny wieczór w pubie i oglądanie tego meczu na ekranie. Niby go rozumiałam, ale i tak czułam pewne rozczarowanie. On jeden kibicował Hiszpanii, kiedy Mazinho i Rafa mieli dopingować Brazylię. Już mu tam współczuję!
  W Rio de Jeneiro byłam już dzień przed finałem, ulokowałam się w swoim pokoju, który wynajął mi brat w hotelu, w którym sami już przebywali. Mieścił się tuż obok pokoju Nurii, co mnie cieszyło. Gdy już trochę odpoczęłam po locie, przyszła po mnie Cunillera i razem zeszłyśmy na kolację. W restauracji kobieta od razu zajęła miejsce obok mojego brata, a ja się tylko przywitałam z Ikerem, Sarą, Andresem, Aną i Valerią, którzy już tam siedzieli wspólnie z nim. Ja jednak wybrałam inne miejsce. Ruszyłam do stolika gdzie zauważyłam Jordiego. Gdy mnie zobaczył od razu wstał z szerokim uśmiechem i się ze mną przywitał. Razem z obrońcą siedział tam również Pedro ze swoją narzeczoną i synkiem oraz Mata. Usiadłam pomiędzy Jordim, a Carol, która trzymała na rękach zasypiającego Bryana.
   - Jak się panowie czują przed jutrem? - zaśmiała się blondynka i włożyła synka do wózka.
   - A no może być, chociaż to finał, a to już nie przelewki - odparł zawodnik Chelsea.
   - Nie oszukujmy się, bo Brazylia jest dobra - Jordi skinął głową.
   - Ale moja ukochana Hiszpania da sobie radę - uśmiechnęłam się i cmoknęłam przyjaciela w policzek.
   - Jak każdy dostanie taką zaliczkę to na pewno wygramy - śmiał się Rodriguez.
   - Ty już nie filozofuj, co? - zaśmiała się Carolina, a on uniósł dłonie w geście kapitulacji. Zaczęliśmy się śmiać.
   Gdy zjedliśmy, chłopcy poszli z trenerem do konferencyjnej, gdzie pewnie pokazywał im jakieś filmiki z grą przeciwnika czy po prostu dawał dobre rady przed jutrzejszym meczem. Wróciłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa, a na ekranie od razu pojawiło mi się połączenie z Hiszpanii. Odebrałam.
   - Thiago? Ty nie powinieneś już spać? - zdziwiłam się. - O ile się nie mylę, to jest już u was po pierwszej.
   - Chciałem cię jeszcze zobaczyć i usłyszeć - uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się pod nosem.
   - To miłe - stwierdziłam. - Dzieje się coś ciekawego? - zapytałam.
   - Nic, same nudy - pokręcił głową. - A jak chłopaki? Martwią się jutrem?
   - Troszeczkę - odparłam. Siedzieliśmy tak jeszcze jakieś pół godziny i rozmawialiśmy, ale później już wygoniłam go do łóżka, bo ziewał i prawie zasypiał.
  Cały mecz obejrzałam, siedząc na trybunie razem z Nurią, Shakirą oraz rodzicami Gerarda. Nie było dobrze... Praktycznie ze łzami w oczach patrzyło się na bezradną Hiszpanię. Pierwszą bramkę, w drugiej minucie meczu zdobył Fred, później pod koniec pierwszej połowy strzelił Neymar i zaraz na początku drugiej, znów Fred, a do tego wszystkiego później Pique zarobił czerwoną kartkę za podcięcie, już barcelońskiego napastnika.
Isabel wtedy wpadła w jakiś szał, chciała iść z pięściami na tego sędziego, ale Nuria i pani Montserrat ją uspokoiły.
  Po meczu zeszłam do już przebranych piłkarzy. Każdy żałował, że wyszło właśnie tak jak wyszło, ale to futbol - raz ktoś jest lepszy, a następnym razem ktoś inny. Dla mnie i tak na zawsze pozostaną mistrzami!
Stałam tam z nimi chwilę, kiedy zawitała trójka brazylijskich gości. Alves, Marcelo i Neymar weszli do szatni i po raz drugi zaczęli gratulować chłopakom gry, a gdy Dani mnie zauważył, od razu mnie wyściskał i przedstawił Neyowi oraz zawodnikowi Realu.
   - Słuchaj Ney, dziś wpakowałeś piłkę do bramki Ikera - obrońca objął ramieniem przyjaciela i wskazał na Casillasa. - Nie odzwyczajaj się, w klubie też tak będzie. - wyszczerzył się, a bramkarz pokazał Alvesowi język. Po raz pierwszy wszyscy chyba tutaj, od pewnego czasu szczerze się zaśmiali.
   - A ty co? Nie śmiej się, bo twoim zadaniem będzie do tego nie dopuścić! - El Santo zawołał do Marcelo.

Barcelona, 2018 r.
  Xavi namawiał mnie na wyjazd z nimi na finał Ligi Mistrzów. Mojego brata trochę dziwił fakt, że kręciłam nosem, ale miałam powód. Gdyby przeciwnikiem Barcelony był ktoś inny, byłabym tam pierwsza, ale tak to cholernie się bałam... Katalończycy w rewanżowym meczu z Borussią, wygrali 3:1, a bramki dla nas ustrzelił Neymar, Rafa oraz Cristian. Czyli wynikało, że w dwumeczu rozgromiliśmy niemiecką drużynę 5:2! Druga dwójka miała podobnie, ale 4:3 dla drugiego finalisty...
Stałam z aparatem, przewieszonym na szyi w tunelu areny Wembley i czekałam na piłkarzy obu drużyn, którzy mieli wyjść na przedmeczową rozgrzewkę, ale zamiast ich, zobaczyłam wyłaniających się zza zakrętu trójkę mężczyzn w czarnych, okrojonych i dopasowanych garniturach. Uśmiechnęłam się i zaczęłam robić im zdjęcia. Gdy byli już blisko, podeszłam.
   - Ariadna, jak miło cię widzieć - Pep szeroko się uśmiechnął i mnie uścisnął.
   - Ja również się cieszę - odparłam i z uśmiechem spojrzałam na swojego brata oraz nowego prezesa FC Barcelony, człowieka który już ostatecznie wygrał ze swoją chorobą, a kilka dni temu większość głosów wskazywała na jego nową posadę w klubie. Praktycznie to dzięki Tito tu jestem, bo poprosił mnie żebym to ja jednak jechała jako klubowy fotograf. Szczerze? Genialnie wyglądali tak we trójkę! Dwaj byli, wielcy trenerzy Blaugrany oraz obecny, który dopiero zaczyna. Wtedy wyminęło nas kilkoro zawodników w treningowych koszulkach Bayernu, a Guardiola odprowadził ich wzrokiem do wyjścia z tunelu.
   - Aria!! - usłyszałam radosny krzyk i zza Pepa wyłonił się sam Javi Martinez.
   - Javi! - wyszczerzyłam się i przytuliłam go. - Co słychać?
   - Jak na razie to słychać tłumy na trybunach - zaśmiał się, a ja pokazałam mu język.
   - Javi, jest jeszcze ktoś w szatni czy już wszyscy? - zapytał jego szkoleniowiec.
   - Jeszcze chłopaki zaraz dojdą - skinął głową i wtedy zauważyliśmy jeszcze kilkoro chłopaków w oddali, a za nimi wszyscy z Barcelony. Nie miałam zamiaru przyglądać się tym z Monachium, bo domyślałam się kto tam z nimi będzie.
   - To ja już może wyjdę - uśmiechnęłam się do nich lekko i by nie ryzykować konfrontacji, odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z tunelu. Wyszłam jeszcze na trybunę do Nurii i innych partnerek piłkarzy. Stałam obok dziewczyn i trzymałam na rękach Ikera. W jednym momencie spojrzałam w dół i zobaczyłam stojących razem Javiera i właśnie jego. Martinez coś do niego mówił, a ten odwrócił głowę do trybun i zaczął błądzić po nich wzrokiem. Zatrzymał go na mnie, a ja poczułam w gardle jakby narosła mi tam wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Patrzył tak na mnie, a ja odwróciłam głowę do dziewczyn. Dziwnie się poczułam. Nieokreślone i dziwne uczucie mnie ogarnęło. Pocałowałam bratanka w główkę i zaczęłam słuchać o czym rozmawia Nuria z Antonellą i Shakirą.
  Gdy skończyła się rozgrzewka, piłkarze wrócili jeszcze do szatni, a ja zeszłam na dół. Musiałam już zacząć pracować. Stałam przy linii boiska i robiłam zdjęcia trybunom. Nie liczyłam, ale wydawało mi się, że widziałam większą ilość szalików czy koszulek Barcelony. To dobrze, że będziemy mieć taki doping, bo to dodaje naszym chłopakom skrzydeł.
  Widziałam już, że Tito zajmował miejsce po jednej stronie prezydenta FIFA, a po drugiej stronie siedział już prezes Bayernu. Zauważyłam też, że już wszyscy zaczęli się zbierać w tunelu, więc tam ruszyłam. Marc z Cristianem, gdy mnie tylko zobaczyli od razu ustawili się do zdjęcia, a ja roześmiana im je zrobiłam. Widziałam, że na środku tunelu stali Rafinha oraz Jonathan i wspólnie z Thiago, z czegoś się śmiali. Automatycznie odbiłam w stronę, gdzie stał Jordi.
   - Może fotka? - zaśmiałam się i nie czekając, zrobiłam mu zdjęcie.
   - Głupek - pokazał mi język, a ja to uchwyciłam. - I jak? - zapytał po chwili.
   - Jakoś - mruknęłam, wzdychając, a on spojrzał w kierunku Brazylijczyka.
   - Wiesz, że co chwila na ciebie zerka?
   - Jordi, nie interesuje mnie to - pokręciłam głową. - Dobrze wiesz, że by mnie tu pewnie nie było.
   - Przestań - objął mnie ramieniem. - Jesteś tu dla nas - uśmiechnął się.
   - A jak z ojcem Victorii? - zapytałam.
   - Już lepiej, ale została w domu jeszcze z rodzicami - odparł.
   - Nie martw się - puściłam do niego oczko. - Będzie ci kibicować sprzed telewizora, a poza tym masz tu jeszcze mnie, prawda?
   - Ty mądralo - zmierzwił moje włosy i wtedy zauważyłam, że przed piłkarzami ustawiają się arbitrzy.
   - Idę - zaśmiałam się i ruszyłam, ale tyłem, ciągle patrząc na obrońcę. - Będę trzymać kciuki. - dorzuciłam i po chwili poczułam, że na kimś się zatrzymałam, na kogoś wpadłam. - Przepraszam! - odwróciłam się i automatycznie zatrzymałam oddech.
   - Cześć - rzucił niepewnie, patrząc na mnie. Patrzył na mnie tak samo jak wtedy, w ten nieszczęsny dzień... Ze skruchą i wstydem. Ranił mnie tym. Ktoś krzyknął, a ja spuściłam głowę i wyminęłam piłkarza. Pewnym krokiem wyszłam i skierowałam się na miejsce obok mojego brata.
   - I jak emocje? - uśmiechnęłam się nerwowo, bo nadal czułam się jakby przede mną stał starzy Alcantara.
   - Jest dobrze - skinął głową. - Chociaż chłopaki już wiedzą, że w razie czego mają mnie hamować - zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Ariadna, wszystko dobrze?
   - No tak, a jak miałoby być? - zdziwiłam się. 
   - Nie wiem, tak jakoś, zdawało mi się... Nieważne - uśmiechnął się do mnie i poklepał po ramieniu. Wtedy rozbrzmiały pierwsze nuty początku hymnu Ligi Mistrzów, a z tunelu zaczęli wychodzić najpierw sędziowie, a później dwa rzędy piłkarzy. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy na piłkarzy. Za nimi, na środku było rozciągnięte duże płótno w kształcie piłki Champions League, a po dwóch jej stronach, dwa osobne płótna i kształcie herbów obu klubów. Hymn dobiegł końca, a na trybunach rozległy się bite brawa dla graczy. Andres wymienił się proporczykiem z kapitanem Bayernu, później wylosowali połowy i mogli zaczynać mecz.
  Obie drużyny były dobre, ale zawsze trzeba powiedzieć, która była lepsza i lepiej jej szło. Każdy miał swojego faworyta na tytuł Mistrza.
  Przez pierwsze pół godziny piłka ciągle latała po boisku i co chwila zmieniała właściciela, nie mogąc odnaleźć drogi do bramki. Co prawda, czasem odbijała się od rąk bramkarzy, ale to były dla nich proste strzały. Po chwili zawrzało w polu karnym, a Xavi obserwował to ze skrawka swojego obszaru. Sfaulowano Neymara, który biegł z piłką. Sędzia chwile tam stał i zaraz wyciągnął żółty kartonik w stronę zawodnika z Monachium. Odgwizdano jedenastkę, do której jak zwykle podszedł, nie kto inny jak Leo Messi. Zaczekał na gwizdek i pięknie wpakował futbolówkę do bramki. Krzyki, wiwaty, a na ławce każdy się zaczął przytulać. Mnie najbardziej tulił Daniel, na którego wszyscy nadają, że powinien już skończyć, ale on twierdzi, że pomimo tych swoich 35 lat, czuje się z piłką wyśmienicie. Cały Alves! Do końca pierwszej połowy utrzymywał się właśnie taki wynik. Gdy schodzili do szatni, czułam na sobie wzrok starszego Alcantary. Nie patrzyłam nawet w jego stronę, dopiero wtedy gdy zauważyłam, że Xavi tuż przed wejściem do tunelu coś mówi do niego uśmiechnięty.
  W drugiej połowie wydarzyło się coś, co wprowadziło kibiców Barcelony w stan euforii. Padł gol za golem. Pierwszemu asystował Jordi, który pięknie i czysto podał do Rafinhi, który po celebracji pokazał język swojemu bratu. Następnego gola wpakował Jordi, a asystował mu Dani, który jeszcze chwilę temu siedział obok mnie, a teraz biega po boisku za Martina. 3:0, taki wynik utrzymywał się do 90 minuty. Sędzia doliczył jeszcze dwie dodatkowe. Właśnie w tych dwóch dominował Bayern. Akcja pomocników. Martinez do Götze, ten z powrotem do Hiszpana, a Javi prostopadle do Alcantary, który akurat wbiegł w pole karne i wykiwał Davida De Geę, swojego przyjaciela z reprezentacji i wpakował mu piłkę do bramki. Cieszyli się. Kibice skakali i krzyczeli. Gol nie dający im zwycięstwa, ale honor owszem.
Gwizdek i koniec meczu. Puchar miał powędrować do Katalończyków. Wyszłam na murawę razem z chłopakami z ławki i zaczęłam robić im zdjęcia. Przytulali się i skakali, a po chwili ustawili się w dwóch rządkach przed schodami i z oklaskami przepuścili Bawarczyków po swoje medale.
Po tym całym już szaleństwie, po odebraniu medali i pucharu przez Barcelonistów, stanęłam przy linii końcowej i robiłam zdjęcia jak piłkarze wołają swoje rodziny na boisko by świętowały razem z nimi.
   - Thiago, można na chwilkę? - usłyszałam za sobą i z lekkim przerażeniem się odwróciłam. Niedaleko za mną stał właśnie on, tak jakby kroczył w moją stronę, ale zatrzymała go dziennikarka, która okazała się moim wybawieniem. Patrzył na mnie chwilę, a ja na niego. Kobieta o coś go pytała, a on dopiero odwrócił ode mnie wzrok gdy zaczął jej odpowiadać. Ciężko przełknęłam ślinę. Coś dziwnego mnie tam trzymało i nie pozwalało odejść. Dziennikarka zeszła na temat jego zdobytego gola, a wtedy od tyłu wyskoczył na niego Javi. Zaczęli się śmiać.
   - Thiago strzelił tego gola na pożegnanie - zawołał głośno, uśmiechnięty Nawarrczyk. Mnie wmurowało w podłoże. Czyli to jednak prawda, że mój brat dopiął swego?
   - Masz zamiar opuścić Bayern Monachium? - zapytała kobieta, a ja nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi Alcantary, bo ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął do tyłu. Pisnęłam i po chwili zauważyłam, że był to Jordi.
   - Wygraliśmy Ligę Mistrzów, mała! - zawołał radośnie.
   - Wiem - zaśmiałam się i go przytuliłam. - Piękna bramka! - pocałowałam go w policzek. - Victoria tam pewnie skacze z radości za to "V". - dodałam.
   - Myślisz? - uśmiechnął się.
   - Jordi, ja to wiem - pokiwałam głową. Wtedy poczułam jak ktoś wiesza mi się na ramieniu. To był Martinez.
   - Gratuluję wygranej, Jordi - uśmiechnął się do obrońcy i uścisnęli sobie dłonie. - A ty tylko latasz z tym aparatem za swoimi! - zwrócił się do mnie. - Nam też mogłabyś porobić. - ciągnął, a ja wzięłam aparat i szybko zrobiłam mu zdjęcie, śmiejąc się. - O nie! To był faceshot! Takiego zdjęcia to ja nie chcę.
   - Sam się prosiłeś! - dźgnęłam go łokciem w żebro.
   - No, ale mogłabyś ze mną pójść, zapoznałbym cię z chłopakami, porobiłabyś nam zdjęcia, mi i Thiago na przykład. - mówił, patrząc na mnie. Na pewno wiedział i umyślnie wspomniał o Alcantarze. Dziwne by było gdyby nie wiedział, bo dzięki mediom wszyscy zdążyli zauważyć, że stali się nierozłączni. Jak na początku Javi wprowadzał Thiago pomiędzy towarzystwo, jak razem spędzali czas, jak później robili sobie na wzajem psikusy, wstawiając upokarzające siebie zdjęcia.
   - Może jednak nie - poklepałam go po ramieniu, lekko się uśmiechając. - Macie swoich fotografów - pokazałam mu język.
   - No właśnie, nam też ktoś powinien zrobić zdjęcie z pucharem! - zaśmiał się Jordi. - Porywam ją - puścił do kolegi oczko i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę reszty. - Dobrze? - zapytał niepewnie.
   - Tak, myślę, że jest dobrze, Jordi - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam na ręce Ikera, który właśnie do nas podbiegł. - A z tobą smyku, to ja chcę sobie zrobić zdjęcie z pucharem - zaśmiałam się i pocałowałam małego Hernandeza w czoło.
  Pomimo tego, że do hotelu wróciliśmy bardzo, ale to bardzo późno, nie chciało mi się spać. Usiadłam na łóżku z laptopem i zaczęłam zrzucać zdjęcia na dysk. Przeglądałam je i sama uśmiechałam się do siebie. Zaczęłam też przeszukiwać Internet i czytać to, co już było napisane o tym finale. Przez przypadek natchnęłam się na filmik z wywiadem Thiago. Pomyślałam chwilę, ale jednak go odtworzyłam. Najpierw mówili o samym meczu, a potem pojawił się Javi.
   - Masz zamiar opuścić Bayern Monachium?
   - Prawdopodobnie tak - skinął głową. - Wiele się tu nauczyłem i przeżyłem, ale zmieniam klub.
   - To pierwsza, oficjalna informacja o tym - odparła dziennikarka.
   - Prawda - odpowiedział, a Martinez nadal wisiał na jego ramieniu.
   - A gol? Komuś dedykowany?
   - Tak - powiedział i skinął głową, ja wtedy poprawiłam za sobą poduszkę i wsłuchałam się w to co mówił dalej. - Dedykuję go pewnej osobie, przez którą bardzo się ucieszyłem, gdy ją tu zobaczyłem - uśmiechnął się lekko i wtedy obejrzał się dokładnie tam, gdzie wtedy stałam ja z Albą. Na szczęście kamera nas nie uchwyciła.
   - Kto to taki? Dziewczyna? - zaśmiała się kobieta.
   - Słodka tajemnica - odparł Javier i pociągnął Alcantarę w stronę innych zawodników Bayernu. W jednej chwili poczułam się bardzo dziwnie... Dobrze zrozumiałam? Gol miał być niby dla mnie? Zamknęłam klapkę laptopa i odłożyłam go na bok. Położyłam się. Nie rozumiałam go wcale. Stało się to co stało, minęło pięć lat, a on wyjeżdża z czymś takim. Był skończonym dupkiem, a mi chciało się teraz płakać.

***
Haa, jest Thiago ♥ 
To najdłuższy rozdział ze wszystkich, a zarazem mój ulubiony! Dlaczego? Sama nie wiem, ale pamiętam, że dobrze mi się go pisało :) 

To tak żebym była zazdrosna o Toniego? o.O
Również nowy rozdział na darte un beso!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

cuatro: tu angelito

Barcelona, 2018 r.
  To miał być pierwszy mecz chłopaków po tym jak objął ich Xavi, ale dziś jeszcze siedział na trybunach, tak jakby ich nie znał, nie wiedział jak grają i co potrafią...
 Szóstka na koszulce w tym sezonie została nadal wolna, jakby specjalnie na kogoś czekała. Na mecz półfinału Ligi Mistrzów, odbywający się w stolicy Katalonii, poszliśmy wszyscy. Siedzieliśmy na vipowskiej trybunie razem z moim bratem, Nurią, ich synkiem oraz Dulce. Widziałam, że kawałek dalej siedziało kilka partnerek naszych piłkarzy, między innymi Victoria Jordiego. Dziś odbywał się pierwszy mecz półfinału, tu, na Camp Nou. Barcelona vs. Borussia. Jutro w Londynie miał się odbyć pojedynek pomiędzy The Blues, a Bayernem. Nikt nie wiedział jak jeszcze będzie wyglądał finał, bo wszystkie te cztery drużyny były fenomenalne w tej edycji rozgrywek i gromiły swoich rywali.
  Mały Iker miał na sobie klubową koszulkę, tak samo ja - z szóstką i naszymi imionami. Ta cyfra zostanie dla mnie wyjątkowa. Z szóstką grał mój brat w klubie przez wiele lat, z szóstką gra Andres w naszej reprezentacji, dwaj magicy futbolu.
 Usłyszeliśmy hymn i automatycznie się podnieśliśmy, a po minie Xaviego wnioskowałam, że bardzo chciał być tam ba dole. Wraz z pierwszym gwizdkiem, rozpoczął się zawzięty bój, a Xavi zachowywał się jakby zaraz tam miał wlecieć. Już wyobrażam sobie jak będzie się chciał wyrywać z obszaru dla trenera, wybiec na boisko i pomóc chłopakom, a cały Twitter będzie huczał 'wpuśćcie Xaviego!'. Będzie się musiał powstrzymywać, ale to w końcu Xavi Hernandez, z piłką urodzony!
 Pierwszy gol padł w doliczonej minucie pierwszej połowy i to była bramka ze strony niemieckiej drużyny. Widać było jak Xavi marszczy czoło, gdy chłopcy schodzili do szatni. Andres, kapitan Blaugrany, mówił coś ciągle do kolegów.
   - Xavi - spojrzałam na brata, który trzymał na kolanach swojego syna, bo siostry Cunillery wyszły do łazienki. - Myślałeś już o swoim sztabie trenerskim? - zapytałam.
   - Do końca tego sezonu zostaje taki jaki jest - zapewnił.
   - A od nowego? Kto będzie twoim asystentem? - drążyłam, a on tylko lekko się uśmiechnął. - No już nie rób takiej tajemnicy z tego! - udałam oburzenie. - No mi przynajmniej mógłbyś powiedzieć!
   - No dobra! - uśmiechnął się i poprawił sobie Ikera na kolanach. - Rozmawiałem już o tym z Carlesem. - spojrzał na mnie.
   - Serio?! - prawie krzyknęłam. - To świetnie, że Carles wraca! - powiedziałam już ciszej.
   - Ale na razie cicho sza, dobra?
   - Jasne. Ja ci mówię, z tobą i Puyim, Barcelona będzie niepokonana - uśmiechnęłam się.
   - Bardzo mnie cieszy to, że tak uważasz.
   - A co myślisz o chłopakach? - spojrzałam na murawę, która właśnie była traktowana zraszaczem.
   - Dobrze grają, ale w pierwszej połowie nie mogli wykorzystać sytuacji. Zdjąłbym zmęczonego Pedro, bo go dziś za bardzo nie widać i wprowadził kogoś z ławki. 
   - Fakt! - uśmiechnęłam się. - No to na co ty czekasz, trenerze? - wyszczerzyłam się.
   - Masz rację! Zaraz wracam! - podał mi trzylatka i zmył się.
   - No widzisz, mały - zaśmiałam się. - Ty też będziesz miał takiego bzika na punkcie piłki? - zapytałam Ikera, a on spojrzał na mnie i chwilę pomyślał.
   - Tak! - pokiwał główką, a po chwili obok nas pojawiły się Dulce i Nuria.
   - Gdzie zgubiliście Xaviego? - zapytała moja bratowa.
   - A gdzie mógłby być? - przewróciłam oczami. - Pewnie próbuje się dopchać do szatni chłopaków. - zaśmiałam się.
  Równo z tym, gdy gospodarze wyszli już na murawę, mój brat do nas wrócił. Nawet o nic nie pytaliśmy, bo i tak nie odpowiedziałby jasno. Na pewno im coś przekazał i zapewne zaraz zobaczymy tego skutki. I faktycznie, chwilę później wprowadzono dwóch nowych zawodników do drużyny z Katalonii. Grali żywiej i już nie dawali sobie łatwo odebrać piłki. W 70 minucie zrobiło się tłoczno przy bramce Niemców, bo Sergi wykonywał rzut rożny. Ustawił się i wykopał wprost w tłum bordowo-granatowych koszulek, a dokładniej na głowę Marca, który wbił futbolówkę do siatki. Rozległ się huk i okrzyki radości, szczególnie ze strony siostry Nurii. Ja nie wiem co tam pomiędzy nimi się zrodziło...
 Wszyscy mocno trzymali kciuki za Blaugranę i to zapewne, między innymi coś dało, bo dwadzieścia minut później Leo Messi pokonał bramkarza Borussi. Xavi na końcu był zadowolony i oczywiście pobiegł do ich szatni. Teraz czekał chłopców drugi mecz, w Dortmundzie.

Barcelona, 2013 r.
   Zaczęłam się spotykać z Thiago w tajemnicy przed większością, a w szczególności przed moim bratem. Jordi wiedział, bo sama mu się przyznałam, a Rafa i Jona? Jak oni nie mogli wiedzieć jeżeli byli sobie we trójkę braćmi - Rafa rodzonym dla Thiago, a Dos przybranym. Cristian, Marc i Martin też musieli się czegoś domyślać, bo w końcu z nimi też spędzaliśmy czas.
 Spotkaliśmy się zawsze w mieszkaniu Thiago, żeby nie zwracać na siebie uwagi... Xaviemu musiałam wciskać kit, że spędzam czas z przyjaciółką ze szkoły, która zamieszkała w Barcelonie. Nie miałam innej opcji...
  To nie było tak, że spotykaliśmy się tylko w jednym celu... No dobra, czasem tak to się kończyło, ale to były sytuacje, kiedy już nie mogłam się mu oprzeć, bo w końcu jak można się oprzeć takiemu przystojniakowi, który na dodatek był słodki i kochany. Przeważnie po prostu siedzieliśmy wtuleni w siebie oglądając jakieś filmy, przygotowywaliśmy razem posiłki, które wspólnie spożywaliśmy, graliśmy w karty, chińczyka i twistera, przy czym było mnóstwo śmiechu. Czasem Thiago oglądał jakieś mecze, a ja specjalnie mu przeszkadzałam. Denerwował się, ale po chwili zamykał mnie w uścisku i nie pozwalał sobie na nic, wtulałam się w niego i oglądałam z nim. On też lubił mi przeszkadzać, gdy siadłam i na spokojnie chciałam czytać książkę. Kładł mi wtedy głowę na brzuchu i przekręcał kartki, albo zabierał książkę, zamykał i kładł pod siebie. Długo musiałam się z nim sprzeczać, żeby mi ją oddał!
 Jedno było pewne, uwielbiałam jego towarzystwo! Treningi, na których robiłam im zdjęcia, również były ciekawe. Co chwila Thiago puszczał do mnie oczko, a ja się uśmiechałam, ale zasłaniałam wtedy się aparatem, udając, że robię zdjęcie. Uwielbiałam jego uśmiech, jego oczy, jego ciało. Uwielbiałam jego całego. Nie miało to dla mnie znaczenia czy pokazujemy się publicznie czy przesiadujemy w ukryciu, ważne, że wiedziałam, że był mój.
 Pierwsi na swoje mistrzostwa wyjechali młodsi, ale niedługo zaraz po nich i La Roja odleciała do Ameryki. Myślałam, że zostanę samiutka jak palec i zanudzę się na śmierć, ale na początku miałam blisko swoją przyszłą bratową. Miała przenieść się już do domu Xaviego, bo w lipcu się pobierają. Pomagałam Hiszpance spakować rzeczy z mieszkania i poprzewozić do domu. Lubiłam ją i wiedziałam od początku, że pasują do siebie z Hernandezem.
  Dzielnie obserwowałam poczynania młodych, jak i starszych Hiszpanów. Szczególnie zachwycałam się grą Thiago, bo był fenomenalny.
 Gdy nadszedł finał Mistrzostw Europy do lat 21., Puchar Konfederacji się dopiero rozkręcał. Na mecz Hiszpania U21 vs. Włochy U21 umówiłam się z Rafą. Miałam wolny dom, bo Nuria już poleciała do Brazylii. Jest dziennikarką, a dostała takie polecenie, więc musiała. Ale to dobrze, bo pobędzie sobie dłużej z moim bratem.
  Rafinha przyszedł przed samą osiemnastą, zasiedliśmy przed telewizorem z paczką chipsów i z piwem w ręku. Byliśmy gotowi by obejrzeć finał mistrzostw. Wyszli, odegrano hymny, a Thiago jako kapitan, wymienił się proporczykami z kapitanem przeciwnej drużyny.
   - Jaki wynik obstawiasz? - zapytał Alcantara i upił łyk piwa.
   - Nie mam pojęcia, ale na pewno korzystny dla La Rojity! - uśmiechnęłam się do młodego napastnika.
   - Ale i tak ci mówię, jeżeli ta pokraka nic wcześniej nie ustrzeliła, to dziś też na pewno nic sobie nie zdobędzie - zaśmiał się po chwili.
   - Ej, nie mów tak! To w końcu twój starszy brat! - wyszczerzyłam się i wtedy z głośników usłyszeliśmy głośny okrzyk komentatora. Oboje wbiliśmy wzrok w ekran. - Thiago! - zapiszczałam i aż podskoczyłam z radości.
   - Kretyn strzelił! - zawołał Brazylijczyk, ale po chwili wyszczerzył się. - To w końcu mój brat! - stwierdził dumnie, a ja zaczęłam się z niego śmiać.
   - Narzekaj dalej, to strzeli kolejnego! - pokazałam mu język, a po chwil Włosi się odegrali i wyrównali wynik. Przez jakiś czas nic praktycznie się nie działo, aż do momentu gdy Thiago po raz drugi udało się pokonać włoskiego bramkarza. Siedziałam i szeroko się uśmiechałam, widząc szczęśliwą twarz swojego chłopaka. Dawał z siebie wszystko i to było widać. Minęło może pięć minut, kiedy sędzia odgwizdał faul w polu karnym na naszym Cristianie. Do rzutu karnego pewnie podszedł Thiago ze skupioną miną. Trzymałam mocno kciuki i wpatrywałam się w ekran telewizora. Rozbrzmiał gwizdek arbitra, że mógł już wykonać karniaka. Rozbiegł się i pięknie uderzył w sam środek bramki. Oboje z Rafą zerwaliśmy się na równe nogi, ja piszczałam, on krzyczał. Istne szaleństwo, ale nie tylko tu. Na boisku, wśród chłopaków także, a nawet jeszcze większe, bo nasz ukochany el capitano zdobył hattricka. Mocno uściskałam Rafaela i usiedliśmy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od uśmiechniętego starszego Alcantary. Miałam ochotę wyskoczyć tam i pogratulować mu, mocno przytulić. W końcu nie każdy zdobywa hattricka w praktycznie pół godziny!
Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla Hiszpanii. W drugiej połowie padły dwa gole. Dla Hiszpanów bramkę zdobył jeszcze Isco w 66. minucie z rzutu karnego, który wywalczył dla nas Martin, a ze strony Włoch - Borini, który pokonał De Geę strzałem sprzed pola karnego.
  Hiszpania U-21 mistrzem Europy w roku 2013! Obronili tytuł i dali radość rodakom i kibicom młodej Wściekłej Czerwieni.
Minęło dwa dni, a ja siedziałam sama w domu. Oblegałam kanapę w salonie z książką, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam lekturę i wstałam, kierując się do wyjścia. Otworzyłam drzwi i w progu zobaczyłam uśmiechniętego Thiago z torbą na ramieniu. Bez namysłu uwiesiłam mu się szczęśliwa na szyi.
   - Co ty tutaj robisz?! - wyszczerzyłam się i wciągnęłam go do środka.
   - No jak to co? - zaśmiał się i odłożył torbę w kąt korytarza. - Prosto z lotniska przyjechałem do swojej dziewczyny. - objął mnie w pasie i przyciągnął mnie do siebie, a ja oparłam dłonie o jego tors.
   - Aż tak się stęskniłeś? - przymrużyłam powieki.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo! - wymruczał.
   - A może nie jestem sama? - uśmiechnęłam się cwaniacko.
   - Xavi i Nuria są w Brazylii, więc tak, jesteś sama. - poruszył brwiami, a ja cicho się zaśmiałam. - Miałaś już jakieś plany na ten wieczór? - przysunął twarz do mojej tak, że czułam jego oddech na swoich wargach.
   - Chciałam sobie zrobić kolację i poczytać. - szepnęłam, zaciągając się jego perfumami.
   - Może uda mi się przekonać ciebie do zmiany planów? - przesunął palcami wzdłuż mojego kręgosłupa.
   - Próbuj Alcantara, próbuj - wymruczałam mu do ucha, a on wtedy wziął mnie na ręce i ruszył po schodach na piętro. Wskazałam mu drzwi do swojej sypialni, a on tam wszedł do niej i delikatnie ułożył mnie na łóżku. Zawisnął nade mną z łobuzerskim uśmieszkiem. - I co teraz? - przygryzłam dolną wargę i spojrzałam w jego cudowne, brązowe tęczówki.
   - A teraz będę bardzo niegrzeczny. - powiedział i wpił się w moje wargi. Brakowało mi tego przez te dwa tygodnie, gdy Thiago był w Izraelu. Czułam jak jego ręce przesuwają się z mojej talii do ud i z powrotem. Wsunęłam swoje dłonie pod jego koszulkę i podciągnęłam ją do góry. Po chwili jej już nie miał i mogłam nacieszyć oczy jego mięśniom i torsowi. Przeturlaliśmy się przez siebie tak, że to ja teraz byłam na górze. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową, a on swoje wsunął pod moją sukienkę.
   - Ty faktycznie planujesz być dzisiaj niegrzeczny - pochyliłam się, przesuwając czubkiem nosa po jego szyi i cicho zamruczałam.
   - A nie mówiłem? - wyszczerzył się, a ja oparłam swoje czoło o jego.
   - Thiago, stęskniłam się, wiesz? - szepnęłam, patrząc mu w oczy.
   - Ja za tobą też, Ari - uśmiechnął się lekko, gładząc delikatnie mój policzek. Uśmiechnęłam się nieśmiało, a on złożył na moich ustach lekki pocałunek, po czym znów zrobił przewrotkę i oddałam się całkowicie jego pocałunkom. 

***
Dos Santos złożył wizytę Thiago w Monachium. Jak widać, była to wielka niespodzianka dla Alcantary ♥ To chyba dobry powód by dziś dodać kolejny rozdział :)
Thiago i Jona zrobili mój dzisiejszy dzień ♥

poniedziałek, 13 stycznia 2014

tres: sexy movimiento

Barcelona, 2013 r.
Stałam przed lustrem i kończyłam poprawiać rzęsy, kiedy usłyszałam pukanie do swoich drzwi, odparłam, żeby wszedł, a po chwili mój brat już był w środku.
   - Hej, wybierasz się gdzieś? - zdziwił się.
   - No tak, idę z chłopkami do klubu, no bo w końcu wy w przyszłym tygodniu jedziecie do Stanów, a reszta do Izraela, nie?
   - Ale z tego co wiem to Jordi pojechał dzisiaj do rodziców. - przymrużył powieki.
   - Wiem, dziesięć minut temu skończyłam z nim rozmawiać i podobno mam gorące pozdrowienia od Davida. - zaśmiałam się.
   - Fakt, pamiętam, że na finale w zeszłym roku starszy Alba trochę ci się przyglądał.
   - Potem się pytał czy kręcę z Jordim. - odparłam roześmiana. - I ja się zastanawiam dlaczego jesteś taki uprzedzony do chłopaków. Przecież gracie w jednej drużynie, przyjaźnicie się.
   - No wiem, ale to wiadomo co takim strzeli do łba jak się napiją na przykład? Sama z bandą takich głupków?
   - Ty jesteś głupi, Xavi! - zaśmiałam się. - Ufasz im na boisku, więc wobec mnie też zaufaj, dobrze? - podeszłam do niego. - Ja im ufam i dobrze się z nimi bawię. Stali się moimi przyjaciółmi tutaj.
   - Ale... - mruknął i po chwili się zamyślił. - No dobra. Wygrałaś. - westchnął.
   - Idealnie! - wyszczerzyłam się i mocno go przytuliłam. - To nie czekaj na mnie! - zawołałam i wzięłam swoją torebkę, wybiegając z domu. Wsiadłam do taksówki, która już na mnie czekała i podjechałam pod klub, gdzie byłam umówiona  z Thiago, Rafaelem, Jonathanem, Marciem, Cristianem i Martinem. Weszłam do środka i od razu znalazłam boks, gdzie się rozłożyli.
   - Witam panów. - zaśmiałam się, a ci z szerokimi uśmiechami zrobili mi miejsce na samym środku, pomiędzy dwoma braćmi Alcantara.
   - A witamy, witamy. Na co nasza ulubiona koleżanka ma ochotę? - zaśmiał się Marc.
   - Na coś dobrego. - zaśmiałam się.
   - Kochanie, wiele rzeczy na świecie jest dobre. - wyszczerzył się Rafinha, kręcąc głową. 
   - Głupek! - zawołałam i roześmiałam się.
   - To może zechcesz zatańczyć z bratem tego głupka? - usłyszałam po swojej drugiej stronie.
   - Czemu nie? - uśmiechnęłam się. Wstał i podał mi swoją dłoń. Złapałam ją i razem skierowaliśmy się na parkiet. 
   - Xavi wie, że nie ma Jordiego? - zaśmiał się Thiago i złapał za moją dłoń po czym okręcił mnie wokół mojej własnej osi.
   - Tak się składa, że wie - uśmiechnęłam się. - Nie jestem już taką małą dziewczynką, by wszędzie chodzić z opiekunem. - przewróciłam oczami.
   - Też mam młodszą siostrę i się o nią martwię, ale ona ma dopiero piętnaście lat. Xavi powinien odpuścić - powiedział.
   - Typowy starszy brat - zaśmiałam się. Przetańczyłam z Thiago chyba dwa lub trzy kawałki i później skierowaliśmy się do reszty. W narożniku brakowało nam tylko Dosa, ale po chwili wstawił się z tacą, na której miał małe kieliszki, pełną butelkę i jeszcze coś.
   - Dobra, to teraz pokażę wam jak się bawią w Meksyku! - zawołał i postawił tacę na stoliku.
   - Tequila! - Marc aż zatarł ręce. - To mi się podoba!
   - No to zaczynamy zabawę! - zawołał Rafinha, a na jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Zaczęliśmy się bawić, pić. Chłopcy uczyli mnie jak się właśnie pije ten alkohol przy czym było mnóstwo śmiechu i zabawy.
 W pewnym momencie w boksie zostałam tylko ja, Thiago i Jonathan. Siedziałam ze wzrokiem wbitym w ekran swojego telefonu i odpisywałam na SMS swojego brata, który pytał czy wszystko w porządku, ale jednym uchem słuchałam jak Meksykanin opowiadał jak to jego starszy brat chciał wyrwać jakaś laskę na inny sposób picia tequili, a ona po wszystkim go spoliczkowała i olała.
   - Ale panowie, jaki to ten niby sposób? - spojrzałam na nich pytająco, chowając komórkę do swojej torby. Jona tylko zaśmiał się pod nosem.
   - To może Thiago ci wytłumaczy, bo ja muszę za potrzebą - uśmiechnął się i wstał, kierując się w stronę łazienek.
   - Więc? - spojrzałam na Brazylijczyka.
   - Na pewno chcesz żebym ci wytłumaczył na czym polega takie inne picie tequili z dziewczyną? - spojrzał na mnie ze swoim cwaniackim uśmieszkiem.
   - Tak Thiago, chcę! - powiedziałam pewnie, patrząc na niego.
   - To będzie trudne do opisania - uśmiechał się.
   - Mogę posłużyć jako pomoc w przedstawieniu - uśmiechnęłam się do niego, nie spuszczając wzroku. Oj czułam, że ta moja pewność wiązała się z tym, że już trochę wypiłam, a poza tym Thiago mi się podobał z dnia na dzień coraz bardziej, a dziś prezentował się nadzwyczaj seksownie. Chłopak na chwilę spuścił wzrok i pomyślał, a po chwili popatrzył na mnie z uśmiechem.
   - Okej - wstał i kiwnął bym zrobiła to samo. Wstałam i czekałam na to co zrobi. Nalał alkohol do naszych kieliszków, po czym sięgnął po kawałek limonki, która leżała sobie na małej miseczce, którą wcześniej przyniósł Dos Santos. Ciągle się uśmiechał, przez co mi samej to się udzielało. Przejechał limonką po boku mojej szyi, przez co odchyliłam lekko głowę. Czułam jak sok spływa mi z szyi do obojczyka. Po chwili przyłożył limonkę do moich ust i szepnął, żebym ją wzięła. Nie spuszczając z niego wzroku, delikatnie przygryzłam cytrus, a on wziął do ręki swój napełniony kieliszek i przysunął się do mnie, kładąc dłoń na mojej talii. Pochylił się i delikatnie musnął wargami miejsce, które przedtem polał sokiem, a po chwili przejechał po nim językiem. Automatycznie poczułam jak całe moje ciało przeszywają przyjemne dreszcze. Jednym chłystem wypił tequilę i odstawił kieliszek i znów się do mnie przybliżył, delikatnie chwytając zębami za zieloną skórkę limonki. W jednym momencie poczułam delikatny dotyk jego ust na swoich, a on przechwycił owoc i odrzucił go na stolik. Spojrzał mi w oczy i lekko mu musnął moje wargi, drugą dłonią łapiąc mnie w talii. Moje ręce automatycznie powędrowały ku górze i zaplotły się na jego karku. Czułam ogarniające mnie ciepło, jego usta i język, pieszczący moje podniebienie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, cicho westchnęłam i nabrałam powietrza w płuca.
   - Jedyne co mogło się wtedy nie podobać tej dziewczynie, to był chyba tylko Giovani. - szepnęłam, patrząc mu w oczy.

Barcelona, 2018 r.
    Do klubu weszłam ramię w ramię z chłopakami, którzy po mnie przyszli. Dulce obiecała mi, że przyjdzie, ale troszeczkę się spóźni. Zaprowadzili mnie do dużego, zarezerwowanego boksu, przy którym siedzieli pozostali. Pamiętałam dokładnie to miejsce, te fotele... To tu po bawiłam się zawsze z nimi te pięć lat temu. Tam przywitali mnie uśmiechnięci przyjaciele: Cristian wraz ze swoją już żoną Loreną, Martin z Maite, którzy podobno na ten rok już planowali się pobrać, obok tej czwórki siedział jeszcze Jordi, a obok niego ładna blondynka. Trochę zdziwiłam się, bo jej nie znałam. Przytuliłam każdego po kolei, do Alby. 
   - Ariadna, chciałbym ci kogoś przedstawić - wyszczerzył się obrońca, a wtedy blondynka wstała i pojawiła się tuż obok mojego przyjaciela. - To jest Victoria, moja dziewczyna - uśmiechnął się do mnie i objął ją ramieniem. Dobra, byłam za razem szczęśliwa, że sobie kogoś znalazł, zaskoczona i za razem zła, że nic mi wcześniej nie powiedział. 
   - Hej, jestem Ariadna Hernandez - wyciągnęłam do niej swoją dłoń, a ona ją uścisnęła. 
   - Naprawdę się cieszę, że mogę cię poznać, bo Jordi dużo o tobie opowiadał - skinęła głową. 
   - Jak naopowiadał jakichś głupot, to będzie z nim źle! - pogroziłam mu na żarty, a ten jedynie pokręcił głową. - Tylko szkoda, że nic mi wcześniej nie powiedział - uśmiechnęłam się. 
   - To miała być niespodzianka! - odparł. 
   - I jest - puściłam do nich oczko. 
   - No to może na razie usiądźmy, a ja pójdę po jakieś napoje wyskokowe - zawołał Dos i pociągnął ze sobą Rafaela. Usiadłam pomiędzy Victorią i De Geą. Zaczęłam rozmawiać z dziewczyną o tym ile są już ze sobą i tak dalej. Cieszyłam się, ale miałam ochotę udusić Jordiego, że nie pisnął ani słówka! Po chwili wrócili do nas chłopcy. 
   - Popatrzcie co my tu mamy! - wyszczerzył się Alcantara i ustawił jedną tacę z drinkami, a obok niej Jona postawił drugą z tequilą! Uśmiechnęłam się szeroko razem z innymi, ale czułam coś dziwnego w środku. To samo miejsce, ten sam alkohol, a nawet większość tych samych osób... 
 Szczerze przyznam, że pomimo tego wszystkiego bawiłam naprawdę świetnie. Z każdym z panów przetańczyłam przynajmniej po dwie piosenki. Dulce gdy się pojawiła, Bartra nie odstępował jej na krok. Może mu się spodobała szwagierka Xaviego? Z klubu wyszliśmy późno, bo grubo po północy. Chłopcy mieli szczęście, bo trening mieli dopiero zaplanowany na wieczór. Wszyscy się rozeszliśmy, Marc zaopiekował się Dulce i powiedział, że ją bezpiecznie odstawi do domu. Ja wyszłam razem z Victorią, Jordim, Rafą i Jonathanem. Kroczyliśmy w piątkę oświetlonymi ulicami Barcelony, ciągle o czymś rozmawiając. Jordi szedł, obejmując swoją blondyneczkę, a ja szłam pomiędzy napastnikiem i pomocnikiem, którzy z kolei obejmowali mnie. 
   - Jak mi was brakowało! - jęknęłam i oparłam głowę o ramię Dosa.
   - Nam tak samo! Razem z twoim wyjazdem wiele się pozmieniało! - odparł Alba.
   - Transfery, wypożyczenia... - wymieniał Rafael.
   - Pamiętam! - machnęłam ręką. - Czuję się jak za dawnych lat! 
   - Ale tym razem grzecznie wracasz do domku - wyszczerzył się Rafa, a ja spojrzałam na niego karcąco i lekko dźgnęłam w żebro. - No co? - syknął. 
   - Nico! - pokazałam mu język i lekko się uśmiechnęłam, chociaż nie było mi do śmiechu. Musiałam w końcu wymazać tamte wspomnienia, żeby zrobić miejsce na nowe. 

Barcelona, 2013 r. 
   Nie musiałam się dziś hamować i pilnować, z resztą nigdy nie musiałam... Wiedziałam, że Jordi zawsze by mnie krył pomimo tego, że Xavi każde mu mnie pilnować. Dziś bawiłam się z Thiago. Ciągle porywał mnie do tańca i co chwile skradał pocałunki. Widziałam, że chłopcy co chwile o czymś szepczą, ale dziś jakoś mnie to nie interesowało. W pewnym momencie po prostu wyszliśmy we dwoje z klubu i skierowaliśmy się w jednym kierunku. Trafiliśmy do jego mieszkania. W korytarzu podszedł do mnie blisko, położył swoje dłonie na mojej talii i spojrzał głęboko w oczy. Spuściłam wzrok i automatycznie spojrzałam na jego wargi, które albo mi się zdawało, albo coraz bardziej się do mnie przybliżały. Nie byłam pijana, kalkulowałam i to dosyć dobrze, a on działał na mnie jak magnes, więc bez namysłu sama wtopiłam się w jego usta i oplotłam szyję rękami. Odwzajemnił pocałunek i poczułam jak jego jedna ręka zsuwa się z talli na moje udo i delikatnie podnosi ją go góry. Oderwał się ode mnie i przeniósł się z pocałunkami na szyję i obojczyk. Odchyliłam głowę i po chwili poczułam jak po woli ciągnie mnie za sobą do jednych z drzwi. 

   - Dlaczego taka dziewczyna jak ty, nie miała jeszcze faceta? - szepnął mi wprost do ucha. Leżał za mną i opuszkami palców przesuwał po moim nagim ramieniu. 
   - Taka, to znaczy? - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Śliczna - odgarnął kosmyki moich włosów z szyi. - Inteligentna - musnął ją delikatnie swoimi ustami. - Z poczuciem humoru - mruknął cicho. - Świetnie całuje - szepnął, przytulając mnie. - Więc? 
   - Może czekała na faceta, który okaże się tego wart? - przewróciłam się na plecy i spojrzałam na niego. Ciągle się uśmiechał i pożerał mnie wzrokiem. - Powinnam już chyba wracać do domu, zanim Xavi rozpocznie poszukiwania - zaśmiałam się pogłaskałam go po gładkim policzku. 
   - Mogę cię odwieźć - skinął głową. 
   - Piłeś - zauważyłam, podparłam się na łokciach i delikatnie wpiłam się w jego usta. - Zamówisz mi taksówkę, dobrze? - zapytałam, a on skinął głową. - Mogę wziąć prysznic? - przygryzłam dolną wargę. 
   - Możesz - uśmiechnął się i ucałował mnie w policzek. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam szukać wzrokiem za swoimi ubraniami, a w tym momencie Thiago podsunął mi swoją koszulę. Zaśmiałam się i odgarnęłam włosy do tyłu. Narzuciłam ją na siebie i wstałam z łóżka, zbierając swoją bieliznę i ciuchy. Czułam ciągle na sobie jego wzrok. Przy samych drzwiach od sypialni jeszcze na niego spojrzałam. Leżał jeszcze w łóżku i uśmiechał się lekko do mnie, odwzajemniłam to i ruszyłam szukać łazienki w mieszkaniu Alcantary.
 Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się, zostawiając koszulę chłopaka na pralce. Wyszłam, a Thiago właśnie wychodził z dużego pokoju w samych bokserkach. Uśmiechnął się i złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie. 
   - Na pewno chcesz wracać? - szepnął, bawiąc się kosmykiem moich włosów. 
   - Znasz mojego brata - zaśmiałam się. - Jeżeli nie wróciłabym na noc do niego, postawiłby na nogi całe miasto, byle mnie znaleźć. 
   - No trudno - skinął głową. - Taksówka za niedługo powinna być. - patrzył ciągle na mnie. 
   - I nie mówmy nic Xaviemu, dobrze? Wiesz jaki jest. - spuściłam głowę. 
   - Hej, nie martw się - uśmiechnął się i uniósł kciukiem mój podbródek. - Nikt się nie dowie. To będzie taka nasza słodka tajemnica - delikatnie musnął moje wargi. 
   - Dzięki - szepnęłam. - Pójdę już. - wyminęłam go i stanęłam przy drzwiach. - Do zobaczenia - pomachałam mu, a on puścił do mnie oczko. Wyszłam z jego mieszkania i zeszłam na dół. Taksówka już stała. Wsiadłam i podałam kierowcy adres Xaviego. Musiałam wrócić tak jakby nigdy nic. 

***
KTO DZIŚ STRZELIŁ DWIE BRAMKI?! THIAGO MISZCZ ALCANTARA 


Czekałam by dodać ten rozdział po rozdaniu #BallonDeOro2013 i jest :)
Moja opinia na cały ten temat? Już w tamtym roku miałam ogromną nadzieję, że nagrodę dostanie Andres Iniesta. Teraz wiedziałam, że nagrody bankowo nie dostanie Leo Messi (za swój garnitur xd), choć dla mnie nadal jest królem. Przewidywałam bardziej Cristiano niż Franka i się opłaciło, mogłam się zakładać :) 
 Tak więc, wielkie gratulacje dla Cristiano Ronaldo, bo zasłużył. A Cristiano Junior jest uroczy - tyle ^^ 

środa, 8 stycznia 2014

dos: soy el mismo

Barcelona, kwiecień 2018 r.
 Pamiętam jak Xavi wrócił wtedy z Niemiec pełen nadziei. Mało mówił o tym wszystkim, więc nie wiadomo czy Thiago zgodził się od razu,  nikomu nie powiedział co dokładnie usłyszał od Brazylijczyka. Gdyby mu odmówił, pewnie wróciłby w innym humorze. Minęło trochę czasu, a nadal nic nie wyszło na zewnątrz, że Xavi ma być nowym trenerem Katalończyków. Ale to dobrze, bo na razie ma spokój, nikt wokół niego nie skacze.
  Wczoraj popołudniu mój brat dostał telefon z zarządu klubu. Pojechał tam i wrócił bardzo późno, więc położył się od razu, a my nic nie wiemy. Od rana siedzimy z Nurią i Dulce w kuchni, czekamy aż wstanie i nam powie o co chodzi. Szczerze przyznam, że przez ten cały czas bardziej się zaprzyjaźniłam z młodszą Cunillerą. Mamy wspólne tematy, obie lubimy piłkę, dobry film i książkę. Często wybieramy się razem na zakupy czy spacery.
 Zdążyłyśmy przygotować śniadanie, nakarmić Ikera, a dopiero wtedy zszedł zadowolony i wyspany Hernandez.
   - Hej. - powiedział i się rozciągnął.
   - Cześć. Powiesz nam gdzieś ty wczoraj tyle był? - zapytała jego żona.
   - W klubie, musieliśmy obgadać ważną sprawę.
   - Co takiego? - zdziwiłam się i dopiłam swoją kawę. Xavi wtedy spojrzał na zegarek i podszedł no swojego syna, siedzącego na krześle przy stole i wziął go na ręce.
   - Chcecie wiedzieć, no to chodźcie. - uśmiechnął się i poszłyśmy za nim do salonu. Usiedliśmy wygodnie na kanapie, a Maestro włączył telewizor i od razu przełączył na kanał sportowy, a tam rozpoczynała się transmisja z konferencji prasowej z klubu. Po chwili pojawił się tam prezydent Barcelony wraz ze swoim asystentem. Siedzieliśmy i z zainteresowaniem słuchaliśmy ich ogłoszeń. Powiedzieli, że obecny trener chciał zrezygnować ze swojej posady po końcu tego sezonu, ale jakieś pilne sprawy rodzinne zmuszają go do tego, by już teraz opuścić klub. Wtedy wśród dziennikarzy rozległ się szum z pytaniami co z zespołem i kto ich poprowadzi?
   - Czy to będzie asystent byłego trenera? - padło pytanie, a prezydent jedynie pokręcił głową.
   - Już jakiś czas wiedzieliśmy, że trener chce odejść, więc zabezpieczyliśmy się, znajdując trenera na następny sezon. Wczoraj jednak już ustaliliśmy, że zajmie się piłkarzami już teraz, a jego prezentacja odbędzie się już w poniedziałek.
   - Kto nim będzie?
   - Nowym trenerem FC Barcelony będzie Xavier Hernandez. - powiedział zastępca. - Dziękujemy. - dodała i obaj wstali, kończąc tym spotkanie.
   - Wow. - wydobyłam z siebie. - Czyli nie od lipca, a już teraz będziesz ich trenował? - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Dokładnie i od razu zagadałem wczoraj prezydentowi o wolną posadę fotografa.
   - Serio?
   - Tak. Mówiłaś coś ostatnio, że musisz poszukać sobie pracy, więc ci pomogłem. Powiedział, że co prawda pamięta, że robiłaś dosyć fajne zdjęcia, ale chce byś w poniedziałek robiła zdjęcia na mojej prezentacji. To jako dzień próbny, a potem pewnie podpiszecie umowę. - uśmiechnął się, a ja go mocno przytuliłam.
   - Dziękuję. - uśmiechnęłam się, a wtedy rozdzwonił się telefon mojego brata.
   - O! Pierwszy Andres. - zaśmiał się, patrząc na ekran.
   - To ty faktycznie nic nikomu nie powiedziałeś? - zapytała Dulce.
   - Nie. - odparł z uśmiechem i wyszedł na taras by odebrać.


Barcelona, 2013 r.
  Na treningu okazało się, że byli też zawodnicy z młodszej drużyny. Poznałam jeszcze kilku chłopaków, w tym młodszego brata Thiago - Rafaela.
 Trzymałam się z boku, by im nie przeszkadzać. Robiłam im zdjęcia i miałam naprawdę sporo fajnych ujęć, bo gdy tylko zauważali, że obiektyw jest w nich skierowany, robili zabawne miny. Później rozegrali mini mecz. Tito gdzieś zniknął, a oni zaczęli się wygłupiać, tylko sztab trenerski się z nich śmiał, przymykając na to oko. 
   - Ari, możemy cię gdzieś później porwać? - obok mnie pojawiło się kilku młodych piłkarzy.
   - A gdzie ty mnie chcecie porwać? - zaśmiałam się.
   - Na lody albo jakieś ciastko. - wyszczerzył się Marc.
   - Ej, co to za grupowa schadzka, co? - nagle obok pojawił się mój brat, a obok niego stanął Jordi i się uśmiechał.
   - Chcemy się zapoznać z nową koleżanką. - odparł Jonathan i szeroko się uśmiechnął razem ze stojącymi z nim Marciem, Cristianem, Martinem, Rafaelem i Thiago.
   - Mam puścić moją młodszą siostrę z waszą bandą? - spojrzał na nich kpiąco.
   - Ale przecież Jordi pójdzie z nami, nie? - Montoya uwiesił się na ramieniu Alby.
   - Odprowadzę ją później do domu. - odparł Jordi i spojrzał na mojego brata.
   - No dobra. Na boisku to ja wam tu ufam każdemu. - spojrzał na każdego z młodzików. - Ale co do mojej siostry... - westchnął i poklepał Jordiego po ramieniu. Pokręcił głową, znów spoglądając na pozostałych i odszedł w stronę grupki, gdzie stał Andres, Leo i Jose. Wiedziałam, że Xavi ufa Jordiemu, bo zauważył, że wcześniej gdy go poznałam na zgrupowaniu reprezentacji, polubiliśmy się.
   - Halo! - usłyszeliśmy głos trenera. - Nie ma mnie pięć minut, a wy już się obijacie!
   - Dobra! To jesteśmy później umówieni! - wyszczerzył się Rafinha.
   - Czekaj na nas po treningu. - uśmiechnął się Jordi i wszyscy odeszli w jednym rzędzie.
   - Chłopaki! - zawołałam i od razu przystawiłam aparat do oczu. Wszyscy automatycznie się odwrócili i takim oto sposobem miałam genialne ujęcie.
  Stałam w podziemnym parkingu i opierałam się o maskę samochodu mojego brata, kiedy w końcu zaczęli pojawiać się piłkarze.
   - Dobra Jordi, oddaję ci ją w twoje ręce. - Xavi poklepał go po ramieniu.
   - I rozumiem, że mam nie oddawać w inne? - zaśmiał się obrońca.
   - Pod żadnym względem! - spojrzał na grupkę młodzików. - Szczególnie im! 
   - I tak wiemy, że się tylko śmiejesz. - wyszczerzył się Marc. - A jakby tak nasza Aria się w którymś zakochała, co? - objął mnie ramieniem.
   - Chyba nie w tobie. - Martin szturchnął go w ramię.
   - Niby dlaczego?! Jestem młody, przystojny, pieniędzy mi nie brakuje... - wyliczał. - Prawda Ariadna? - spojrzał na mnie.
   - No oczywiście! Przecież kocham się w tobie od zawsze! - pokazałam mu język, a on się wyszczerzył.
   - No widzisz Xavi?! Coś mi się wydaje, że ci jej chyba nie puszczę na noc!
   - Bartra! - ryknął Hernandez.
   - My ci ją uratujemy. Spokojnie. - nagle jakieś dwie osoby odsunęły mnie od Marca. To byli Rafael i Thiago. Xavi miał minę jakby zaraz chciał mnie pociągnąć do samochodu i zawieźć do domu. Jest wspaniałym starszym bratem, ale czasem przesadza.
   - No przecież żartowałem! - odparł od razu Marc. - Siostra kumpla to świętość jest!
   - Cieszę się, że się rozumiemy Marc. - odparł Xavi. - Dobra, idę. - dodał i nam pomachał, wsiadając do swojego samochodu. Nasza grupka również zaczęła wsiadać do pojazdów. Raf i Jonathan wsiedli do samochodu starszego Alcantary, Marc z Cristianem, a ja i Jordi wsiedliśmy do samochody Montoyi.
  Tego dnia spędziłam z nimi praktycznie całe popołudnie. Wszyscy naprawdę byli w porządku i polubiłam ich. Minęło trochę czasu, a my bardzo często spotykaliśmy się w tym składzie. Xavi na początku tylko wypytywał czy idzie z nami Jordi i wtedy stawał się spokojniejszy, gdy to potwierdzałam. Nie wiem dlaczego taki był, ale myślę, że akceptował to, że się nimi wszystkimi przyjaźnię. 

 Im częściej się spotykaliśmy, tym lepiej rozmawiało mi się z Thiago. Podobał mi się coraz bardziej, ale próbowałam tego nie pokazywać. Jedynie Jordi dogadywał mi w tym temacie za uchem. 
   - Przyznaj się, podoba ci się starszy Alcantara. - usłyszałam od niego pewnego wieczoru, gdy odprowadzał mnie do domu brata. 
   - Mi? - udałam zdziwienie. - Nie! 
   - Aha! A mnie tu czołg jedzie... - pokazał na swoje oko. - Mnie możesz się przyznać. - wyszczerzył się. 
   - No, ale jest fajnym kolegą i to nie oznacza, że od razu ma mi się podobać. - spojrzałam na obrońce. 
   - Oj Ariadna... To widać - zaśmiał się. - Thiago jest spoko i w ogóle, ale... - mruknął, gdy zatrzymaliśmy się pod furtką do domu Xaviego. 
   - Jordi, jesteś nieznośny. Powiedziałam, że nie jest tak jak ci się wydaje. - przerwałam mu. 
   - No, ale czy ja coś mówię? Każdy stamtąd może ci się podobać, nawet i Thiago. - uśmiechnął się. 
   - Ale Thiago nie jest taki kochany jak ty. - wspięłam się na palcach i pocałowałam jego lekko zarośnięty policzek. - Idę, bo zaraz mój braciszek będzie stał w oknie. - zaśmiałam się. 
   - Dobranoc. - odparł i pomachał mi, a ja poszłam do domu.

Barcelona, 2018 r. 
 Tak jak było ustalone, w poniedziałek chodziłam i fotografowałam mojego braciszka - nowego trenera Blaugrany, który chodził cały uradowany. Z resztą nikt mu się nie dziwi. Cieszył się z faktu, że wrócił do klubu, nie już jako piłkarz, ale ich trener. Po prezentacji na stadionie, ktoś ze sztabu podszedł do Xaviego i coś mu szepnął, po czym on się szeroko uśmiechnął i podszedł do mnie, złapał za rękę i pociągnął za sobą.
   - Gdzie my idziemy? - zaśmiałam się.
   - Podobno chłopcy się zebrali w szatni i na mnie czekają, ale jeszcze większą niespodziankę będą mieli jeżeli przyjdziesz ze mną. - odparł. Ja sama cieszę się na spotkanie z nimi, bo dawno ich nie widziałam. Minutę później już byliśmy pod drzwiami.
   - Wejdę pierwszy i cię jakoś godnie zapowiem. - zaśmiał się i wszedł, zostawiając uchylone drzwi. Zanim wszedł z pomieszczenia wydobyły się głośne rozmowy. - Co to za bałagan w szatni? - zawołał dosyć poważnie, a gwar ucichł, lecz po chwili znów zrobiło się głośno, bo zaczęli się witać. Minęło może pięć minut, gdy Xavi zmienił temat. - Zaraz wejdzie tu ktoś, na kogo widok jeszcze bardziej się ucieszycie niż na mój. - powiedział.
   - Czyli kto? - usłyszałam głos Jonathana.
   - Czyli na ten przykład ja! - zawołałam, wchodząc do szatni.
   - Ariadna! - wszyscy otworzyli szeroko oczy, a pierwszy do mnie podbiegł Rafael i mocno mnie przytulił, potem Jonathan, Jordi, David, który od roku gra w Katalonii, z którym zdążyłam się dość zaprzyjaźnić, mieszając jeszcze w Anglii. Później byłam ściskana przez każdego zawodnika po kolei. Uwielbiam ich towarzystwo, bo nigdy nie można się z nimi nudzić.

  Wieczorem leżałam na łóżku i czytałam książkę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili w nich zobaczyłam swojego brata.
   - Młoda, masz gości. - uśmiechnął się i zrobił krok do tyłu. Zobaczyłam za nim cztery uśmiechnięte twarze, Dos, Raf, Marc i David.
   - Dzięki. - podniosłam się i zaprosiłam ich do środka. Cała czwórka wyglądała jakby się gdzieś wybierała.
   - Tak myśleliśmy, że siedzisz w domu i nic nie robisz. - zaśmiał się Alcantara.
   - Jak to nic nie robię? Czytam sobie. - wyszczerzyłam się.
   - Eeee, czytać to będziesz w przyszłości swoim dzieciom albo wnukom! - zaśmiał się Marc.
   - A teraz idziesz z nami! - dorzucił De Gea.
   - Gdzie? - zdziwiłam się.
   - Do klubu. Jest już tam paru chłopaków i czekają. - zawołał Jona.
   - Zbieraj się, bo wyjścia nie masz. - wyszczerzył się David.
   - No, ale ja sama z bandą piłkarzy?!
   - Będzie Cristian z Lloreną i Martin z Maite, ale jak chcesz to możesz wziąć jakąś koleżankę. - dodał Marc.
   - No dobra, niech wam będzie! Ale wyjazd mi stąd! Ale już, bo muszę się przebrać. - wygoniłam ich i najpierw napisałam wiadomość do Dulce, a później zaczęłam przeglądać zawartość swojej szafy.  

***
Jest i dwójka, tak na dobre zakończenie dnia w szkole :) 
Muszę się Wam pochwalić, że właśnie zakończyłam pisać to opowiadanie. Mi osobiście cholernie się podoba, a epilog chyba najbardziej :)
Tak, więc przed wami jeszcze 15 rozdziałów i epilog!  

Ps. Serduszko mi się kraje, gdy widzę smutnego Rafę po przedwczorajszej przegranej Celty z Realem ;c I tak byłeś najlepszy na boisku