Barcelona, 2013 r.
Czerwiec się kończył, a z Brazylii dochodziły wspaniałe informacja, a dokładniej, La Furia Roja wywalczyła sobie miejsce w finale Pucharu Konfederacji, w którym mieli zagrać przeciwko gospodarzom - Brazylijczykom.
Nie mogłam odpuścić sobie nie zobaczenia tego, a w szczególności ciągnął mnie tam fakt, że hiszpańscy Barceloniści mieli zagrać przeciwko nowemu nabytkowi Barcelony - Neymarowi. Jakoś osobiście nie przemawiał do mnie ten transfer, ale niby nic do chłopaka nie miałam. Należę do ciekawskich ludzi i chciałam zobaczyć co na tym finale nawywija. Sprawa da Silvy, szczerze to była błaha. Po prostu musiałam tam być, by wspierać brata i resztę Hiszpanów.
Chciałam namówić na ten wyjazd też Thiago, by był tam ze mną, ale odmówił. Podobno już był umówiony z ojcem, Rafinhą i kumplami na wspólny wieczór w pubie i oglądanie tego meczu na ekranie. Niby go rozumiałam, ale i tak czułam pewne rozczarowanie. On jeden kibicował Hiszpanii, kiedy Mazinho i Rafa mieli dopingować Brazylię. Już mu tam współczuję!
W Rio de Jeneiro byłam już dzień przed finałem, ulokowałam się w swoim pokoju, który wynajął mi brat w hotelu, w którym sami już przebywali. Mieścił się tuż obok pokoju Nurii, co mnie cieszyło. Gdy już trochę odpoczęłam po locie, przyszła po mnie Cunillera i razem zeszłyśmy na kolację. W restauracji kobieta od razu zajęła miejsce obok mojego brata, a ja się tylko przywitałam z Ikerem, Sarą, Andresem, Aną i Valerią, którzy już tam siedzieli wspólnie z nim. Ja jednak wybrałam inne miejsce. Ruszyłam do stolika gdzie zauważyłam Jordiego. Gdy mnie zobaczył od razu wstał z szerokim uśmiechem i się ze mną przywitał. Razem z obrońcą siedział tam również Pedro ze swoją narzeczoną i synkiem oraz Mata. Usiadłam pomiędzy Jordim, a Carol, która trzymała na rękach zasypiającego Bryana.
- Jak się panowie czują przed jutrem? - zaśmiała się blondynka i włożyła synka do wózka.
- A no może być, chociaż to finał, a to już nie przelewki - odparł zawodnik Chelsea.
- Nie oszukujmy się, bo Brazylia jest dobra - Jordi skinął głową.
- Ale moja ukochana Hiszpania da sobie radę - uśmiechnęłam się i cmoknęłam przyjaciela w policzek.
- Jak każdy dostanie taką zaliczkę to na pewno wygramy - śmiał się Rodriguez.
- Ty już nie filozofuj, co? - zaśmiała się Carolina, a on uniósł dłonie w geście kapitulacji. Zaczęliśmy się śmiać.
Gdy zjedliśmy, chłopcy poszli z trenerem do konferencyjnej, gdzie pewnie pokazywał im jakieś filmiki z grą przeciwnika czy po prostu dawał dobre rady przed jutrzejszym meczem. Wróciłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa, a na ekranie od razu pojawiło mi się połączenie z Hiszpanii. Odebrałam.
- Thiago? Ty nie powinieneś już spać? - zdziwiłam się. - O ile się nie mylę, to jest już u was po pierwszej.
- Chciałem cię jeszcze zobaczyć i usłyszeć - uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- To miłe - stwierdziłam. - Dzieje się coś ciekawego? - zapytałam.
- Nic, same nudy - pokręcił głową. - A jak chłopaki? Martwią się jutrem?
- Troszeczkę - odparłam. Siedzieliśmy tak jeszcze jakieś pół godziny i rozmawialiśmy, ale później już wygoniłam go do łóżka, bo ziewał i prawie zasypiał.
Cały mecz obejrzałam, siedząc na trybunie razem z Nurią, Shakirą oraz rodzicami Gerarda. Nie było dobrze... Praktycznie ze łzami w oczach patrzyło się na bezradną Hiszpanię. Pierwszą bramkę, w drugiej minucie meczu zdobył Fred, później pod koniec pierwszej połowy strzelił Neymar i zaraz na początku drugiej, znów Fred, a do tego wszystkiego później Pique zarobił czerwoną kartkę za podcięcie, już barcelońskiego napastnika.
Isabel wtedy wpadła w jakiś szał, chciała iść z pięściami na tego sędziego, ale Nuria i pani Montserrat ją uspokoiły.
Po meczu zeszłam do już przebranych piłkarzy. Każdy żałował, że wyszło właśnie tak jak wyszło, ale to futbol - raz ktoś jest lepszy, a następnym razem ktoś inny. Dla mnie i tak na zawsze pozostaną mistrzami!
Stałam tam z nimi chwilę, kiedy zawitała trójka brazylijskich gości. Alves, Marcelo i Neymar weszli do szatni i po raz drugi zaczęli gratulować chłopakom gry, a gdy Dani mnie zauważył, od razu mnie wyściskał i przedstawił Neyowi oraz zawodnikowi Realu.
- Słuchaj Ney, dziś wpakowałeś piłkę do bramki Ikera - obrońca objął ramieniem przyjaciela i wskazał na Casillasa. - Nie odzwyczajaj się, w klubie też tak będzie. - wyszczerzył się, a bramkarz pokazał Alvesowi język. Po raz pierwszy wszyscy chyba tutaj, od pewnego czasu szczerze się zaśmiali.
- A ty co? Nie śmiej się, bo twoim zadaniem będzie do tego nie dopuścić! - El Santo zawołał do Marcelo.
Czerwiec się kończył, a z Brazylii dochodziły wspaniałe informacja, a dokładniej, La Furia Roja wywalczyła sobie miejsce w finale Pucharu Konfederacji, w którym mieli zagrać przeciwko gospodarzom - Brazylijczykom.
Nie mogłam odpuścić sobie nie zobaczenia tego, a w szczególności ciągnął mnie tam fakt, że hiszpańscy Barceloniści mieli zagrać przeciwko nowemu nabytkowi Barcelony - Neymarowi. Jakoś osobiście nie przemawiał do mnie ten transfer, ale niby nic do chłopaka nie miałam. Należę do ciekawskich ludzi i chciałam zobaczyć co na tym finale nawywija. Sprawa da Silvy, szczerze to była błaha. Po prostu musiałam tam być, by wspierać brata i resztę Hiszpanów.
Chciałam namówić na ten wyjazd też Thiago, by był tam ze mną, ale odmówił. Podobno już był umówiony z ojcem, Rafinhą i kumplami na wspólny wieczór w pubie i oglądanie tego meczu na ekranie. Niby go rozumiałam, ale i tak czułam pewne rozczarowanie. On jeden kibicował Hiszpanii, kiedy Mazinho i Rafa mieli dopingować Brazylię. Już mu tam współczuję!
W Rio de Jeneiro byłam już dzień przed finałem, ulokowałam się w swoim pokoju, który wynajął mi brat w hotelu, w którym sami już przebywali. Mieścił się tuż obok pokoju Nurii, co mnie cieszyło. Gdy już trochę odpoczęłam po locie, przyszła po mnie Cunillera i razem zeszłyśmy na kolację. W restauracji kobieta od razu zajęła miejsce obok mojego brata, a ja się tylko przywitałam z Ikerem, Sarą, Andresem, Aną i Valerią, którzy już tam siedzieli wspólnie z nim. Ja jednak wybrałam inne miejsce. Ruszyłam do stolika gdzie zauważyłam Jordiego. Gdy mnie zobaczył od razu wstał z szerokim uśmiechem i się ze mną przywitał. Razem z obrońcą siedział tam również Pedro ze swoją narzeczoną i synkiem oraz Mata. Usiadłam pomiędzy Jordim, a Carol, która trzymała na rękach zasypiającego Bryana.
- Jak się panowie czują przed jutrem? - zaśmiała się blondynka i włożyła synka do wózka.
- A no może być, chociaż to finał, a to już nie przelewki - odparł zawodnik Chelsea.
- Nie oszukujmy się, bo Brazylia jest dobra - Jordi skinął głową.
- Ale moja ukochana Hiszpania da sobie radę - uśmiechnęłam się i cmoknęłam przyjaciela w policzek.
- Jak każdy dostanie taką zaliczkę to na pewno wygramy - śmiał się Rodriguez.
- Ty już nie filozofuj, co? - zaśmiała się Carolina, a on uniósł dłonie w geście kapitulacji. Zaczęliśmy się śmiać.
Gdy zjedliśmy, chłopcy poszli z trenerem do konferencyjnej, gdzie pewnie pokazywał im jakieś filmiki z grą przeciwnika czy po prostu dawał dobre rady przed jutrzejszym meczem. Wróciłam do swojego pokoju i włączyłam laptopa, a na ekranie od razu pojawiło mi się połączenie z Hiszpanii. Odebrałam.
- Thiago? Ty nie powinieneś już spać? - zdziwiłam się. - O ile się nie mylę, to jest już u was po pierwszej.
- Chciałem cię jeszcze zobaczyć i usłyszeć - uśmiechnął się, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- To miłe - stwierdziłam. - Dzieje się coś ciekawego? - zapytałam.
- Nic, same nudy - pokręcił głową. - A jak chłopaki? Martwią się jutrem?
- Troszeczkę - odparłam. Siedzieliśmy tak jeszcze jakieś pół godziny i rozmawialiśmy, ale później już wygoniłam go do łóżka, bo ziewał i prawie zasypiał.
Cały mecz obejrzałam, siedząc na trybunie razem z Nurią, Shakirą oraz rodzicami Gerarda. Nie było dobrze... Praktycznie ze łzami w oczach patrzyło się na bezradną Hiszpanię. Pierwszą bramkę, w drugiej minucie meczu zdobył Fred, później pod koniec pierwszej połowy strzelił Neymar i zaraz na początku drugiej, znów Fred, a do tego wszystkiego później Pique zarobił czerwoną kartkę za podcięcie, już barcelońskiego napastnika.
Isabel wtedy wpadła w jakiś szał, chciała iść z pięściami na tego sędziego, ale Nuria i pani Montserrat ją uspokoiły.
Po meczu zeszłam do już przebranych piłkarzy. Każdy żałował, że wyszło właśnie tak jak wyszło, ale to futbol - raz ktoś jest lepszy, a następnym razem ktoś inny. Dla mnie i tak na zawsze pozostaną mistrzami!
Stałam tam z nimi chwilę, kiedy zawitała trójka brazylijskich gości. Alves, Marcelo i Neymar weszli do szatni i po raz drugi zaczęli gratulować chłopakom gry, a gdy Dani mnie zauważył, od razu mnie wyściskał i przedstawił Neyowi oraz zawodnikowi Realu.
- Słuchaj Ney, dziś wpakowałeś piłkę do bramki Ikera - obrońca objął ramieniem przyjaciela i wskazał na Casillasa. - Nie odzwyczajaj się, w klubie też tak będzie. - wyszczerzył się, a bramkarz pokazał Alvesowi język. Po raz pierwszy wszyscy chyba tutaj, od pewnego czasu szczerze się zaśmiali.
- A ty co? Nie śmiej się, bo twoim zadaniem będzie do tego nie dopuścić! - El Santo zawołał do Marcelo.
Barcelona, 2018 r.
Xavi namawiał mnie na wyjazd z nimi na finał Ligi Mistrzów. Mojego brata trochę dziwił fakt, że kręciłam nosem, ale miałam powód. Gdyby przeciwnikiem Barcelony był ktoś inny, byłabym tam pierwsza, ale tak to cholernie się bałam... Katalończycy w rewanżowym meczu z Borussią, wygrali 3:1, a bramki dla nas ustrzelił Neymar, Rafa oraz Cristian. Czyli wynikało, że w dwumeczu rozgromiliśmy niemiecką drużynę 5:2! Druga dwójka miała podobnie, ale 4:3 dla drugiego finalisty...
Stałam z aparatem, przewieszonym na szyi w tunelu areny Wembley i czekałam na piłkarzy obu drużyn, którzy mieli wyjść na przedmeczową rozgrzewkę, ale zamiast ich, zobaczyłam wyłaniających się zza zakrętu trójkę mężczyzn w czarnych, okrojonych i dopasowanych garniturach. Uśmiechnęłam się i zaczęłam robić im zdjęcia. Gdy byli już blisko, podeszłam.
- Ariadna, jak miło cię widzieć - Pep szeroko się uśmiechnął i mnie uścisnął.
- Ja również się cieszę - odparłam i z uśmiechem spojrzałam na swojego brata oraz nowego prezesa FC Barcelony, człowieka który już ostatecznie wygrał ze swoją chorobą, a kilka dni temu większość głosów wskazywała na jego nową posadę w klubie. Praktycznie to dzięki Tito tu jestem, bo poprosił mnie żebym to ja jednak jechała jako klubowy fotograf. Szczerze? Genialnie wyglądali tak we trójkę! Dwaj byli, wielcy trenerzy Blaugrany oraz obecny, który dopiero zaczyna. Wtedy wyminęło nas kilkoro zawodników w treningowych koszulkach Bayernu, a Guardiola odprowadził ich wzrokiem do wyjścia z tunelu.
- Aria!! - usłyszałam radosny krzyk i zza Pepa wyłonił się sam Javi Martinez.
- Javi! - wyszczerzyłam się i przytuliłam go. - Co słychać?
- Jak na razie to słychać tłumy na trybunach - zaśmiał się, a ja pokazałam mu język.
- Javi, jest jeszcze ktoś w szatni czy już wszyscy? - zapytał jego szkoleniowiec.
- Jeszcze chłopaki zaraz dojdą - skinął głową i wtedy zauważyliśmy jeszcze kilkoro chłopaków w oddali, a za nimi wszyscy z Barcelony. Nie miałam zamiaru przyglądać się tym z Monachium, bo domyślałam się kto tam z nimi będzie.
- To ja już może wyjdę - uśmiechnęłam się do nich lekko i by nie ryzykować konfrontacji, odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z tunelu. Wyszłam jeszcze na trybunę do Nurii i innych partnerek piłkarzy. Stałam obok dziewczyn i trzymałam na rękach Ikera. W jednym momencie spojrzałam w dół i zobaczyłam stojących razem Javiera i właśnie jego. Martinez coś do niego mówił, a ten odwrócił głowę do trybun i zaczął błądzić po nich wzrokiem. Zatrzymał go na mnie, a ja poczułam w gardle jakby narosła mi tam wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Patrzył tak na mnie, a ja odwróciłam głowę do dziewczyn. Dziwnie się poczułam. Nieokreślone i dziwne uczucie mnie ogarnęło. Pocałowałam bratanka w główkę i zaczęłam słuchać o czym rozmawia Nuria z Antonellą i Shakirą.
Gdy skończyła się rozgrzewka, piłkarze wrócili jeszcze do szatni, a ja zeszłam na dół. Musiałam już zacząć pracować. Stałam przy linii boiska i robiłam zdjęcia trybunom. Nie liczyłam, ale wydawało mi się, że widziałam większą ilość szalików czy koszulek Barcelony. To dobrze, że będziemy mieć taki doping, bo to dodaje naszym chłopakom skrzydeł.
Widziałam już, że Tito zajmował miejsce po jednej stronie prezydenta FIFA, a po drugiej stronie siedział już prezes Bayernu. Zauważyłam też, że już wszyscy zaczęli się zbierać w tunelu, więc tam ruszyłam. Marc z Cristianem, gdy mnie tylko zobaczyli od razu ustawili się do zdjęcia, a ja roześmiana im je zrobiłam. Widziałam, że na środku tunelu stali Rafinha oraz Jonathan i wspólnie z Thiago, z czegoś się śmiali. Automatycznie odbiłam w stronę, gdzie stał Jordi.
- Może fotka? - zaśmiałam się i nie czekając, zrobiłam mu zdjęcie.
- Głupek - pokazał mi język, a ja to uchwyciłam. - I jak? - zapytał po chwili.
- Jakoś - mruknęłam, wzdychając, a on spojrzał w kierunku Brazylijczyka.
- Wiesz, że co chwila na ciebie zerka?
- Jordi, nie interesuje mnie to - pokręciłam głową. - Dobrze wiesz, że by mnie tu pewnie nie było.
- Przestań - objął mnie ramieniem. - Jesteś tu dla nas - uśmiechnął się.
- A jak z ojcem Victorii? - zapytałam.
- Już lepiej, ale została w domu jeszcze z rodzicami - odparł.
- Nie martw się - puściłam do niego oczko. - Będzie ci kibicować sprzed telewizora, a poza tym masz tu jeszcze mnie, prawda?
- Ty mądralo - zmierzwił moje włosy i wtedy zauważyłam, że przed piłkarzami ustawiają się arbitrzy.
- Idę - zaśmiałam się i ruszyłam, ale tyłem, ciągle patrząc na obrońcę. - Będę trzymać kciuki. - dorzuciłam i po chwili poczułam, że na kimś się zatrzymałam, na kogoś wpadłam. - Przepraszam! - odwróciłam się i automatycznie zatrzymałam oddech.
- Cześć - rzucił niepewnie, patrząc na mnie. Patrzył na mnie tak samo jak wtedy, w ten nieszczęsny dzień... Ze skruchą i wstydem. Ranił mnie tym. Ktoś krzyknął, a ja spuściłam głowę i wyminęłam piłkarza. Pewnym krokiem wyszłam i skierowałam się na miejsce obok mojego brata.
- I jak emocje? - uśmiechnęłam się nerwowo, bo nadal czułam się jakby przede mną stał starzy Alcantara.
- Jest dobrze - skinął głową. - Chociaż chłopaki już wiedzą, że w razie czego mają mnie hamować - zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Ariadna, wszystko dobrze?
- No tak, a jak miałoby być? - zdziwiłam się.
- Nie wiem, tak jakoś, zdawało mi się... Nieważne - uśmiechnął się do mnie i poklepał po ramieniu. Wtedy rozbrzmiały pierwsze nuty początku hymnu Ligi Mistrzów, a z tunelu zaczęli wychodzić najpierw sędziowie, a później dwa rzędy piłkarzy. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy na piłkarzy. Za nimi, na środku było rozciągnięte duże płótno w kształcie piłki Champions League, a po dwóch jej stronach, dwa osobne płótna i kształcie herbów obu klubów. Hymn dobiegł końca, a na trybunach rozległy się bite brawa dla graczy. Andres wymienił się proporczykiem z kapitanem Bayernu, później wylosowali połowy i mogli zaczynać mecz.
Obie drużyny były dobre, ale zawsze trzeba powiedzieć, która była lepsza i lepiej jej szło. Każdy miał swojego faworyta na tytuł Mistrza.
Przez pierwsze pół godziny piłka ciągle latała po boisku i co chwila zmieniała właściciela, nie mogąc odnaleźć drogi do bramki. Co prawda, czasem odbijała się od rąk bramkarzy, ale to były dla nich proste strzały. Po chwili zawrzało w polu karnym, a Xavi obserwował to ze skrawka swojego obszaru. Sfaulowano Neymara, który biegł z piłką. Sędzia chwile tam stał i zaraz wyciągnął żółty kartonik w stronę zawodnika z Monachium. Odgwizdano jedenastkę, do której jak zwykle podszedł, nie kto inny jak Leo Messi. Zaczekał na gwizdek i pięknie wpakował futbolówkę do bramki. Krzyki, wiwaty, a na ławce każdy się zaczął przytulać. Mnie najbardziej tulił Daniel, na którego wszyscy nadają, że powinien już skończyć, ale on twierdzi, że pomimo tych swoich 35 lat, czuje się z piłką wyśmienicie. Cały Alves! Do końca pierwszej połowy utrzymywał się właśnie taki wynik. Gdy schodzili do szatni, czułam na sobie wzrok starszego Alcantary. Nie patrzyłam nawet w jego stronę, dopiero wtedy gdy zauważyłam, że Xavi tuż przed wejściem do tunelu coś mówi do niego uśmiechnięty.
W drugiej połowie wydarzyło się coś, co wprowadziło kibiców Barcelony w stan euforii. Padł gol za golem. Pierwszemu asystował Jordi, który pięknie i czysto podał do Rafinhi, który po celebracji pokazał język swojemu bratu. Następnego gola wpakował Jordi, a asystował mu Dani, który jeszcze chwilę temu siedział obok mnie, a teraz biega po boisku za Martina. 3:0, taki wynik utrzymywał się do 90 minuty. Sędzia doliczył jeszcze dwie dodatkowe. Właśnie w tych dwóch dominował Bayern. Akcja pomocników. Martinez do Götze, ten z powrotem do Hiszpana, a Javi prostopadle do Alcantary, który akurat wbiegł w pole karne i wykiwał Davida De Geę, swojego przyjaciela z reprezentacji i wpakował mu piłkę do bramki. Cieszyli się. Kibice skakali i krzyczeli. Gol nie dający im zwycięstwa, ale honor owszem.
Gwizdek i koniec meczu. Puchar miał powędrować do Katalończyków. Wyszłam na murawę razem z chłopakami z ławki i zaczęłam robić im zdjęcia. Przytulali się i skakali, a po chwili ustawili się w dwóch rządkach przed schodami i z oklaskami przepuścili Bawarczyków po swoje medale.
Po tym całym już szaleństwie, po odebraniu medali i pucharu przez Barcelonistów, stanęłam przy linii końcowej i robiłam zdjęcia jak piłkarze wołają swoje rodziny na boisko by świętowały razem z nimi.
- Thiago, można na chwilkę? - usłyszałam za sobą i z lekkim przerażeniem się odwróciłam. Niedaleko za mną stał właśnie on, tak jakby kroczył w moją stronę, ale zatrzymała go dziennikarka, która okazała się moim wybawieniem. Patrzył na mnie chwilę, a ja na niego. Kobieta o coś go pytała, a on dopiero odwrócił ode mnie wzrok gdy zaczął jej odpowiadać. Ciężko przełknęłam ślinę. Coś dziwnego mnie tam trzymało i nie pozwalało odejść. Dziennikarka zeszła na temat jego zdobytego gola, a wtedy od tyłu wyskoczył na niego Javi. Zaczęli się śmiać.
- Thiago strzelił tego gola na pożegnanie - zawołał głośno, uśmiechnięty Nawarrczyk. Mnie wmurowało w podłoże. Czyli to jednak prawda, że mój brat dopiął swego?
- Masz zamiar opuścić Bayern Monachium? - zapytała kobieta, a ja nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi Alcantary, bo ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął do tyłu. Pisnęłam i po chwili zauważyłam, że był to Jordi.
- Wygraliśmy Ligę Mistrzów, mała! - zawołał radośnie.
- Wiem - zaśmiałam się i go przytuliłam. - Piękna bramka! - pocałowałam go w policzek. - Victoria tam pewnie skacze z radości za to "V". - dodałam.
- Myślisz? - uśmiechnął się.
- Jordi, ja to wiem - pokiwałam głową. Wtedy poczułam jak ktoś wiesza mi się na ramieniu. To był Martinez.
- Gratuluję wygranej, Jordi - uśmiechnął się do obrońcy i uścisnęli sobie dłonie. - A ty tylko latasz z tym aparatem za swoimi! - zwrócił się do mnie. - Nam też mogłabyś porobić. - ciągnął, a ja wzięłam aparat i szybko zrobiłam mu zdjęcie, śmiejąc się. - O nie! To był faceshot! Takiego zdjęcia to ja nie chcę.
- Sam się prosiłeś! - dźgnęłam go łokciem w żebro.
- No, ale mogłabyś ze mną pójść, zapoznałbym cię z chłopakami, porobiłabyś nam zdjęcia, mi i Thiago na przykład. - mówił, patrząc na mnie. Na pewno wiedział i umyślnie wspomniał o Alcantarze. Dziwne by było gdyby nie wiedział, bo dzięki mediom wszyscy zdążyli zauważyć, że stali się nierozłączni. Jak na początku Javi wprowadzał Thiago pomiędzy towarzystwo, jak razem spędzali czas, jak później robili sobie na wzajem psikusy, wstawiając upokarzające siebie zdjęcia.
- Może jednak nie - poklepałam go po ramieniu, lekko się uśmiechając. - Macie swoich fotografów - pokazałam mu język.
- No właśnie, nam też ktoś powinien zrobić zdjęcie z pucharem! - zaśmiał się Jordi. - Porywam ją - puścił do kolegi oczko i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę reszty. - Dobrze? - zapytał niepewnie.
- Tak, myślę, że jest dobrze, Jordi - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam na ręce Ikera, który właśnie do nas podbiegł. - A z tobą smyku, to ja chcę sobie zrobić zdjęcie z pucharem - zaśmiałam się i pocałowałam małego Hernandeza w czoło.
Pomimo tego, że do hotelu wróciliśmy bardzo, ale to bardzo późno, nie chciało mi się spać. Usiadłam na łóżku z laptopem i zaczęłam zrzucać zdjęcia na dysk. Przeglądałam je i sama uśmiechałam się do siebie. Zaczęłam też przeszukiwać Internet i czytać to, co już było napisane o tym finale. Przez przypadek natchnęłam się na filmik z wywiadem Thiago. Pomyślałam chwilę, ale jednak go odtworzyłam. Najpierw mówili o samym meczu, a potem pojawił się Javi.
- Masz zamiar opuścić Bayern Monachium?
- Prawdopodobnie tak - skinął głową. - Wiele się tu nauczyłem i przeżyłem, ale zmieniam klub.
- To pierwsza, oficjalna informacja o tym - odparła dziennikarka.
- Prawda - odpowiedział, a Martinez nadal wisiał na jego ramieniu.
- A gol? Komuś dedykowany?
- Tak - powiedział i skinął głową, ja wtedy poprawiłam za sobą poduszkę i wsłuchałam się w to co mówił dalej. - Dedykuję go pewnej osobie, przez którą bardzo się ucieszyłem, gdy ją tu zobaczyłem - uśmiechnął się lekko i wtedy obejrzał się dokładnie tam, gdzie wtedy stałam ja z Albą. Na szczęście kamera nas nie uchwyciła.
- Kto to taki? Dziewczyna? - zaśmiała się kobieta.
- Słodka tajemnica - odparł Javier i pociągnął Alcantarę w stronę innych zawodników Bayernu. W jednej chwili poczułam się bardzo dziwnie... Dobrze zrozumiałam? Gol miał być niby dla mnie? Zamknęłam klapkę laptopa i odłożyłam go na bok. Położyłam się. Nie rozumiałam go wcale. Stało się to co stało, minęło pięć lat, a on wyjeżdża z czymś takim. Był skończonym dupkiem, a mi chciało się teraz płakać.
Xavi namawiał mnie na wyjazd z nimi na finał Ligi Mistrzów. Mojego brata trochę dziwił fakt, że kręciłam nosem, ale miałam powód. Gdyby przeciwnikiem Barcelony był ktoś inny, byłabym tam pierwsza, ale tak to cholernie się bałam... Katalończycy w rewanżowym meczu z Borussią, wygrali 3:1, a bramki dla nas ustrzelił Neymar, Rafa oraz Cristian. Czyli wynikało, że w dwumeczu rozgromiliśmy niemiecką drużynę 5:2! Druga dwójka miała podobnie, ale 4:3 dla drugiego finalisty...
Stałam z aparatem, przewieszonym na szyi w tunelu areny Wembley i czekałam na piłkarzy obu drużyn, którzy mieli wyjść na przedmeczową rozgrzewkę, ale zamiast ich, zobaczyłam wyłaniających się zza zakrętu trójkę mężczyzn w czarnych, okrojonych i dopasowanych garniturach. Uśmiechnęłam się i zaczęłam robić im zdjęcia. Gdy byli już blisko, podeszłam.
- Ariadna, jak miło cię widzieć - Pep szeroko się uśmiechnął i mnie uścisnął.
- Ja również się cieszę - odparłam i z uśmiechem spojrzałam na swojego brata oraz nowego prezesa FC Barcelony, człowieka który już ostatecznie wygrał ze swoją chorobą, a kilka dni temu większość głosów wskazywała na jego nową posadę w klubie. Praktycznie to dzięki Tito tu jestem, bo poprosił mnie żebym to ja jednak jechała jako klubowy fotograf. Szczerze? Genialnie wyglądali tak we trójkę! Dwaj byli, wielcy trenerzy Blaugrany oraz obecny, który dopiero zaczyna. Wtedy wyminęło nas kilkoro zawodników w treningowych koszulkach Bayernu, a Guardiola odprowadził ich wzrokiem do wyjścia z tunelu.
- Aria!! - usłyszałam radosny krzyk i zza Pepa wyłonił się sam Javi Martinez.
- Javi! - wyszczerzyłam się i przytuliłam go. - Co słychać?
- Jak na razie to słychać tłumy na trybunach - zaśmiał się, a ja pokazałam mu język.
- Javi, jest jeszcze ktoś w szatni czy już wszyscy? - zapytał jego szkoleniowiec.
- Jeszcze chłopaki zaraz dojdą - skinął głową i wtedy zauważyliśmy jeszcze kilkoro chłopaków w oddali, a za nimi wszyscy z Barcelony. Nie miałam zamiaru przyglądać się tym z Monachium, bo domyślałam się kto tam z nimi będzie.
- To ja już może wyjdę - uśmiechnęłam się do nich lekko i by nie ryzykować konfrontacji, odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia z tunelu. Wyszłam jeszcze na trybunę do Nurii i innych partnerek piłkarzy. Stałam obok dziewczyn i trzymałam na rękach Ikera. W jednym momencie spojrzałam w dół i zobaczyłam stojących razem Javiera i właśnie jego. Martinez coś do niego mówił, a ten odwrócił głowę do trybun i zaczął błądzić po nich wzrokiem. Zatrzymał go na mnie, a ja poczułam w gardle jakby narosła mi tam wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Patrzył tak na mnie, a ja odwróciłam głowę do dziewczyn. Dziwnie się poczułam. Nieokreślone i dziwne uczucie mnie ogarnęło. Pocałowałam bratanka w główkę i zaczęłam słuchać o czym rozmawia Nuria z Antonellą i Shakirą.
Gdy skończyła się rozgrzewka, piłkarze wrócili jeszcze do szatni, a ja zeszłam na dół. Musiałam już zacząć pracować. Stałam przy linii boiska i robiłam zdjęcia trybunom. Nie liczyłam, ale wydawało mi się, że widziałam większą ilość szalików czy koszulek Barcelony. To dobrze, że będziemy mieć taki doping, bo to dodaje naszym chłopakom skrzydeł.
Widziałam już, że Tito zajmował miejsce po jednej stronie prezydenta FIFA, a po drugiej stronie siedział już prezes Bayernu. Zauważyłam też, że już wszyscy zaczęli się zbierać w tunelu, więc tam ruszyłam. Marc z Cristianem, gdy mnie tylko zobaczyli od razu ustawili się do zdjęcia, a ja roześmiana im je zrobiłam. Widziałam, że na środku tunelu stali Rafinha oraz Jonathan i wspólnie z Thiago, z czegoś się śmiali. Automatycznie odbiłam w stronę, gdzie stał Jordi.
- Może fotka? - zaśmiałam się i nie czekając, zrobiłam mu zdjęcie.
- Głupek - pokazał mi język, a ja to uchwyciłam. - I jak? - zapytał po chwili.
- Jakoś - mruknęłam, wzdychając, a on spojrzał w kierunku Brazylijczyka.
- Wiesz, że co chwila na ciebie zerka?
- Jordi, nie interesuje mnie to - pokręciłam głową. - Dobrze wiesz, że by mnie tu pewnie nie było.
- Przestań - objął mnie ramieniem. - Jesteś tu dla nas - uśmiechnął się.
- A jak z ojcem Victorii? - zapytałam.
- Już lepiej, ale została w domu jeszcze z rodzicami - odparł.
- Nie martw się - puściłam do niego oczko. - Będzie ci kibicować sprzed telewizora, a poza tym masz tu jeszcze mnie, prawda?
- Ty mądralo - zmierzwił moje włosy i wtedy zauważyłam, że przed piłkarzami ustawiają się arbitrzy.
- Idę - zaśmiałam się i ruszyłam, ale tyłem, ciągle patrząc na obrońcę. - Będę trzymać kciuki. - dorzuciłam i po chwili poczułam, że na kimś się zatrzymałam, na kogoś wpadłam. - Przepraszam! - odwróciłam się i automatycznie zatrzymałam oddech.
- Cześć - rzucił niepewnie, patrząc na mnie. Patrzył na mnie tak samo jak wtedy, w ten nieszczęsny dzień... Ze skruchą i wstydem. Ranił mnie tym. Ktoś krzyknął, a ja spuściłam głowę i wyminęłam piłkarza. Pewnym krokiem wyszłam i skierowałam się na miejsce obok mojego brata.
- I jak emocje? - uśmiechnęłam się nerwowo, bo nadal czułam się jakby przede mną stał starzy Alcantara.
- Jest dobrze - skinął głową. - Chociaż chłopaki już wiedzą, że w razie czego mają mnie hamować - zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Ariadna, wszystko dobrze?
- No tak, a jak miałoby być? - zdziwiłam się.
- Nie wiem, tak jakoś, zdawało mi się... Nieważne - uśmiechnął się do mnie i poklepał po ramieniu. Wtedy rozbrzmiały pierwsze nuty początku hymnu Ligi Mistrzów, a z tunelu zaczęli wychodzić najpierw sędziowie, a później dwa rzędy piłkarzy. Wszyscy staliśmy i patrzyliśmy na piłkarzy. Za nimi, na środku było rozciągnięte duże płótno w kształcie piłki Champions League, a po dwóch jej stronach, dwa osobne płótna i kształcie herbów obu klubów. Hymn dobiegł końca, a na trybunach rozległy się bite brawa dla graczy. Andres wymienił się proporczykiem z kapitanem Bayernu, później wylosowali połowy i mogli zaczynać mecz.
Obie drużyny były dobre, ale zawsze trzeba powiedzieć, która była lepsza i lepiej jej szło. Każdy miał swojego faworyta na tytuł Mistrza.
Przez pierwsze pół godziny piłka ciągle latała po boisku i co chwila zmieniała właściciela, nie mogąc odnaleźć drogi do bramki. Co prawda, czasem odbijała się od rąk bramkarzy, ale to były dla nich proste strzały. Po chwili zawrzało w polu karnym, a Xavi obserwował to ze skrawka swojego obszaru. Sfaulowano Neymara, który biegł z piłką. Sędzia chwile tam stał i zaraz wyciągnął żółty kartonik w stronę zawodnika z Monachium. Odgwizdano jedenastkę, do której jak zwykle podszedł, nie kto inny jak Leo Messi. Zaczekał na gwizdek i pięknie wpakował futbolówkę do bramki. Krzyki, wiwaty, a na ławce każdy się zaczął przytulać. Mnie najbardziej tulił Daniel, na którego wszyscy nadają, że powinien już skończyć, ale on twierdzi, że pomimo tych swoich 35 lat, czuje się z piłką wyśmienicie. Cały Alves! Do końca pierwszej połowy utrzymywał się właśnie taki wynik. Gdy schodzili do szatni, czułam na sobie wzrok starszego Alcantary. Nie patrzyłam nawet w jego stronę, dopiero wtedy gdy zauważyłam, że Xavi tuż przed wejściem do tunelu coś mówi do niego uśmiechnięty.
W drugiej połowie wydarzyło się coś, co wprowadziło kibiców Barcelony w stan euforii. Padł gol za golem. Pierwszemu asystował Jordi, który pięknie i czysto podał do Rafinhi, który po celebracji pokazał język swojemu bratu. Następnego gola wpakował Jordi, a asystował mu Dani, który jeszcze chwilę temu siedział obok mnie, a teraz biega po boisku za Martina. 3:0, taki wynik utrzymywał się do 90 minuty. Sędzia doliczył jeszcze dwie dodatkowe. Właśnie w tych dwóch dominował Bayern. Akcja pomocników. Martinez do Götze, ten z powrotem do Hiszpana, a Javi prostopadle do Alcantary, który akurat wbiegł w pole karne i wykiwał Davida De Geę, swojego przyjaciela z reprezentacji i wpakował mu piłkę do bramki. Cieszyli się. Kibice skakali i krzyczeli. Gol nie dający im zwycięstwa, ale honor owszem.
Gwizdek i koniec meczu. Puchar miał powędrować do Katalończyków. Wyszłam na murawę razem z chłopakami z ławki i zaczęłam robić im zdjęcia. Przytulali się i skakali, a po chwili ustawili się w dwóch rządkach przed schodami i z oklaskami przepuścili Bawarczyków po swoje medale.
Po tym całym już szaleństwie, po odebraniu medali i pucharu przez Barcelonistów, stanęłam przy linii końcowej i robiłam zdjęcia jak piłkarze wołają swoje rodziny na boisko by świętowały razem z nimi.
- Thiago, można na chwilkę? - usłyszałam za sobą i z lekkim przerażeniem się odwróciłam. Niedaleko za mną stał właśnie on, tak jakby kroczył w moją stronę, ale zatrzymała go dziennikarka, która okazała się moim wybawieniem. Patrzył na mnie chwilę, a ja na niego. Kobieta o coś go pytała, a on dopiero odwrócił ode mnie wzrok gdy zaczął jej odpowiadać. Ciężko przełknęłam ślinę. Coś dziwnego mnie tam trzymało i nie pozwalało odejść. Dziennikarka zeszła na temat jego zdobytego gola, a wtedy od tyłu wyskoczył na niego Javi. Zaczęli się śmiać.
- Thiago strzelił tego gola na pożegnanie - zawołał głośno, uśmiechnięty Nawarrczyk. Mnie wmurowało w podłoże. Czyli to jednak prawda, że mój brat dopiął swego?
- Masz zamiar opuścić Bayern Monachium? - zapytała kobieta, a ja nie zdążyłam usłyszeć odpowiedzi Alcantary, bo ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął do tyłu. Pisnęłam i po chwili zauważyłam, że był to Jordi.
- Wygraliśmy Ligę Mistrzów, mała! - zawołał radośnie.
- Wiem - zaśmiałam się i go przytuliłam. - Piękna bramka! - pocałowałam go w policzek. - Victoria tam pewnie skacze z radości za to "V". - dodałam.
- Myślisz? - uśmiechnął się.
- Jordi, ja to wiem - pokiwałam głową. Wtedy poczułam jak ktoś wiesza mi się na ramieniu. To był Martinez.
- Gratuluję wygranej, Jordi - uśmiechnął się do obrońcy i uścisnęli sobie dłonie. - A ty tylko latasz z tym aparatem za swoimi! - zwrócił się do mnie. - Nam też mogłabyś porobić. - ciągnął, a ja wzięłam aparat i szybko zrobiłam mu zdjęcie, śmiejąc się. - O nie! To był faceshot! Takiego zdjęcia to ja nie chcę.
- Sam się prosiłeś! - dźgnęłam go łokciem w żebro.
- No, ale mogłabyś ze mną pójść, zapoznałbym cię z chłopakami, porobiłabyś nam zdjęcia, mi i Thiago na przykład. - mówił, patrząc na mnie. Na pewno wiedział i umyślnie wspomniał o Alcantarze. Dziwne by było gdyby nie wiedział, bo dzięki mediom wszyscy zdążyli zauważyć, że stali się nierozłączni. Jak na początku Javi wprowadzał Thiago pomiędzy towarzystwo, jak razem spędzali czas, jak później robili sobie na wzajem psikusy, wstawiając upokarzające siebie zdjęcia.
- Może jednak nie - poklepałam go po ramieniu, lekko się uśmiechając. - Macie swoich fotografów - pokazałam mu język.
- No właśnie, nam też ktoś powinien zrobić zdjęcie z pucharem! - zaśmiał się Jordi. - Porywam ją - puścił do kolegi oczko i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę reszty. - Dobrze? - zapytał niepewnie.
- Tak, myślę, że jest dobrze, Jordi - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam na ręce Ikera, który właśnie do nas podbiegł. - A z tobą smyku, to ja chcę sobie zrobić zdjęcie z pucharem - zaśmiałam się i pocałowałam małego Hernandeza w czoło.
Pomimo tego, że do hotelu wróciliśmy bardzo, ale to bardzo późno, nie chciało mi się spać. Usiadłam na łóżku z laptopem i zaczęłam zrzucać zdjęcia na dysk. Przeglądałam je i sama uśmiechałam się do siebie. Zaczęłam też przeszukiwać Internet i czytać to, co już było napisane o tym finale. Przez przypadek natchnęłam się na filmik z wywiadem Thiago. Pomyślałam chwilę, ale jednak go odtworzyłam. Najpierw mówili o samym meczu, a potem pojawił się Javi.
- Masz zamiar opuścić Bayern Monachium?
- Prawdopodobnie tak - skinął głową. - Wiele się tu nauczyłem i przeżyłem, ale zmieniam klub.
- To pierwsza, oficjalna informacja o tym - odparła dziennikarka.
- Prawda - odpowiedział, a Martinez nadal wisiał na jego ramieniu.
- A gol? Komuś dedykowany?
- Tak - powiedział i skinął głową, ja wtedy poprawiłam za sobą poduszkę i wsłuchałam się w to co mówił dalej. - Dedykuję go pewnej osobie, przez którą bardzo się ucieszyłem, gdy ją tu zobaczyłem - uśmiechnął się lekko i wtedy obejrzał się dokładnie tam, gdzie wtedy stałam ja z Albą. Na szczęście kamera nas nie uchwyciła.
- Kto to taki? Dziewczyna? - zaśmiała się kobieta.
- Słodka tajemnica - odparł Javier i pociągnął Alcantarę w stronę innych zawodników Bayernu. W jednej chwili poczułam się bardzo dziwnie... Dobrze zrozumiałam? Gol miał być niby dla mnie? Zamknęłam klapkę laptopa i odłożyłam go na bok. Położyłam się. Nie rozumiałam go wcale. Stało się to co stało, minęło pięć lat, a on wyjeżdża z czymś takim. Był skończonym dupkiem, a mi chciało się teraz płakać.
***
Haa, jest Thiago ♥
To najdłuższy rozdział ze wszystkich, a zarazem mój ulubiony! Dlaczego? Sama nie wiem, ale pamiętam, że dobrze mi się go pisało :)
To tak żebym była zazdrosna o Toniego? o.O
Również nowy rozdział na darte un beso!
Również nowy rozdział na darte un beso!
Thiago tu namieszał jej w głowie! pffffffffffffffffffffffffffffff
OdpowiedzUsuńz tym golem to sie moze wypchać xD
Czekam na nowość <3
Och... Thiago zawsze potrafi zakręcić w głowie!
OdpowiedzUsuńArii musi być silniejsza! :)
Już ją lubię:*
Czekam na więcej!
Jestem ciekawa co zaszło między Thiago, a Ari.
OdpowiedzUsuńSpotkanie na meczu, zwłaszcza finale LM, zawsze spoko :D
Czekam na następny! Pozdrawiam :*
Ja już chce wiedzieć co między nimi się stało ! Ari spotkała Thiago na jej miejscu też dziwnie bym się czuła...
OdpowiedzUsuńZdecydowanie moj ulubiony rozdzial! :D
OdpowiedzUsuńGol dla niej *...* Slodko ;D
OdpowiedzUsuńCiekawe co takiego jej zrobil..
I ta wygrana z Bayernem i Tito i Pep.. rozplywam sie <3
Masz rację! Ten rozdział jest świetny! czytam, czytam i nagle się kończy ;c Ciekawe co tam naprawdę wydarzyło się między Ari, a Thiago. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że Thiago jakos naprawi ich stosunki
45 year-old Administrative Officer Danielle Rowbrey, hailing from Vanier enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Lacemaking. Took a trip to Barcelona and drives a Mazda2. przeczytaj ten artykul
OdpowiedzUsuń