piątek, 18 kwietnia 2014

epílogo: eres mi tesoro

Barcelona, 2020 r. 
A gdy nasze wargi się zetknęły, wiedziałem, że gdybym nawet dożył setki i zwiedził wszystkie kraje świata, nic nie da się porównać z tą jedną chwilą, gdy po raz pierwszy pocałowałem dziewczynę moich marzeń, i byłem pewny, że moja miłość będzie trwała wiecznie.” - Nicholas Sparks. 
 Cytat idealny, ale... Ja zdałem sobie sprawę, że tak było gdy moje kłamstwo wyszło na jaw, gdy wyjeżdżałem by grać w Bayernie. Wiedziałem, że tracę najważniejszą dla mnie osobę. Przez długi czas nawet nie mogłam spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, nie mówiąc, że jestem ostatnim kretynem i palantem. By być jakoś zrzucić z siebie winę, zaraz później powiedziałem o wszystkim Julii i się rozstaliśmy. Nie poczułam się lepiej, bo wiedziałem, że gdzieś tam jest jeszcze osoba, której muszę wszystko wyjaśnić - Ariadna. 
 Pamiętam dzień kiedy w Monachium odwiedził mnie Xavi. Byłem zaskoczony, ale mile. Jeszcze bardziej gdy zdradził mi, że wraca do klubu, ale jako trener i chce mnie widzieć w swoim składzie, a gdy wspomniał, że jego siostra wróciła do kraju, tak bardzo chciałem by sezon się już kończył i mógłbym ją zobaczyć, porozmawiać. 
  Na finałowym meczu Ligii Mistrzów, gdy tylko ją zobaczyłem, nie mogłem później przestać o niej myśleć. Miałem ją nawet w głowie i przed oczami gdy strzeliłem tego gola. Tak, był dla niej, pomimo tego, że nie chciała mnie znać i gardziła mną. 
  Będąc już Barcelonie zrozumiałem, że jeżeli chcę do czegoś dotrzeć to nie mogę przestać walczyć. I tak było. Nie przestałem walczyć o Arię, choć ciągle mnie odtrącała. Udało się. W pewnym momencie przyznała, że mnie kocha, a ja wtedy mogłam skakać z radości do samego nieba. Nie było lepszego dnia w moim życiu, a raczej wieczoru. Stała się dla mnie cholernie ważna w 2013 roku, ale to samo czułem w 2018 czy teraz. 
  Rozmowę z jej bratem, po tym gdy dowiedział się o wszystkim, pamiętam doskonale do dziś. Kazał sobie wszystko opowiedzieć i tak zrobiłem. Był moim nowym trenerem, ale i przyjacielem, który we mnie wierzył, który był i jest moim piłkarskim idolem, zaraz po moim ojcu. Ufam ci Thiago, bo ufa ci Ariadna. Będzie tak jak było, ale skrzywdź ją po raz drugi, a obiecuję ci, że dopilnuję byś więcej jej nie zobaczył. Te słowa przypominają mi o danej szansie przez Arię i jej brata, ale nie boję się tego, bo wiem, że nie mógłbym popełnić drugi raz tego samego błędu - stracić tak wspaniałą dziewczynę. Słów Xaviera użyłem też przy rozmowie z Jonathanem, gdy ten zaczął spotykać się z moją młodszą siostrą. Przyjaźniliśmy się od zawsze, ale co? Niech się boi! 
  Powrót do klubu muszę uznać za udany, bo jestem tu już od dwóch i pół sezonu, a Xavi stawia na mnie w pierwszych jedenastkach. Rozgrywam, asystuję i nawet strzelam gole. Ostatni ustrzeliłem z najważniejszą dedykacją, do których właśnie pędzę z ostatniego treningu przed świętami Bożonarodzeniowymi. 
  Wchodzę do środka i czuję zapach pysznego obiadu, który roznosi się po całym domu. Odkładam torbę w kąt, ściągam kurtkę, szalik i zdejmuję zimowe buty. W tym roku mamy już tu śnieg, więc będziemy mieć piękne, białe święta. Wchodzę dalej, do kuchni. Podchodzę do mojej żony, którą jest Ari już od prawie półtora roku, witam się i całuję w policzek, po czym podchodzę do stołu, na którym stoi małe nosidełko, a w nim śpiąca trzytygodniowa Olaya Alcantara Hernandez. Mój mały skarb. Wszyscy od razu stwierdzili, że jest podobna do swojej mamusi, gdy była niemowlakiem, ale o tym, że to moja córka mówią jej oczy i ciemna karnacja. Rozpiera mnie duma. Pochyliłem się i delikatnie ucałowałem czoło córki, tak by ją nie zbudzić. Wtedy poczułem jak Ari przytula się do moich pleców. 
   - Rafa przedtem dzwonił, że przyjdą wieczorem z Amelią - powiedziała. Właśnie, mój brat! Pamiętam jak narzekał, że nikogo nie ma na weselu Martina, a tu jednak pare miesięcy później przedstawił nam naprawę ładną dziewczynę, studiującą jeszcze dziennikarstwo Brazylijkę, którą poznał na jednym ze zgrupowań reprezentacji. 
   - Teraz będzie ciągle przychodził - zaśmiałem się. 
   - Co ja poradzę na to, że od razu zakochał się w swojej chrześnicy? - uśmiechnęła się słodko, a ja wtedy skradłem jej całusa. Jedynym moim marzeniem jest teraz to, by tak wyglądało nasze całe życie.

***
Koniec, koniec, koniec! I dopiero teraz do mnie to dotarło ;c 
Będę baardzo tęsknić za tym opowiadaniem, bo go pokochałam! Pamiętam jak nie mogłam nic sensowego wymyślić o Thiago, a bardzo chciałam napisać o nim jakieś opowiadanie i nagle... Bum! Czarujący Thiago, ale z grzeszkiem! Bardzo miło mi się to pisało :) 
Można mnie jeszcze znaleźć tu - SI PROCHE, tutaj - DARTE UN BESO, tutaj - LOVE STONED, od niedawna tu: SONRISA DE ESPERANZA, a od jutra także tutaj - QUE HAGO YO :)
Dziękuję za wszystkie komentarze oraz wyświetlenia!
Wasza Coppernicana ;* 
 Tak skarbie, chcę Cię w starych barwach!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

diecisiete: darte un beso

Barcelona, 2018 r.
  Xavi pytał mnie co się stało i co z Thiago. Drżącym głosem odpowiedziałam mu, że on był w tym autobusie i tu jechał. Spróbowałam zadzwonić na jego telefon, ale automatyczna sekretarka mówiła, że abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon. Poprosiłam go byśmy pojechali do tego szpitala. Tak bardzo bałam się o Alcantarę. To wszystko musiało być tak nagle. Xavi dowiedział się, że cierpiałam przez Thiago i teraz to... Wszystko w jednym czasie.
  W progu wyminęliśmy się z Nurią, więc nie musieliśmy już prosić sąsiadki by została ze śpiącym Ikerem. Xavi obiecał, że jak tylko wrócimy to wszystko jej wyjaśni.
  Wsiedliśmy do samochodu. Xavi ruszył, a ja ciągle się denerwowałam. Czułam jak trzęsą mi się dłonie.
   - Ari, na pewno nic mu nie jest - usłyszałam głos brata, który chwycił moją dłoń.
   - Boję się. Gdyby nic się nie stało, odebrałby - powiedziałam. Cisza, ale brat nadal ściskał moją dłoń, dając mi znak, że nie jestem sama. - Nie wiem co usłyszałeś na tej siłowni, ale chcę żebyś wiedział, że naprawdę go pokochałam. Nie zapomniałam o tym, ale mu wybaczyłam - spojrzałam niepewnie na Xaviego. On zrobił to samo, ale tylko przez chwilę, w końcu prowadził samochód. Kolejny wypadek był niepotrzebny. Nie odezwał się do momentu, gdy już biegliśmy z parkingu do szpitala.
   - Przepraszam, gdzie przywieziono ludzi z tego wypadku autobusu? - Xavi zaczepił jedną z pielęgniarek zaraz przy wejściu.
   - Ostry dyżur, druga strona budynku - powiedziała, a my od razu ruszyliśmy korytarzami, mijając ludzi, oczekujących na lekarzy. W końcu przed nami pojawiły się duże, przeźroczyste drzwi z nazwą oddziału, którego szukaliśmy. Na korytarzu było mnóstwo ludzi, starsi i młodsi. Oboje rozglądaliśmy się dookoła. W pewnym momencie dojrzałam chłopaka wychodzącego z jednego pomieszczenia. Miał usztywniony lewy nadgarstek, owinięty białym bandażem.
   - Jest - szarpnęłam lekko brata za rękaw, po czym szybkim krokiem ruszyłam w kierunku Thiago. Zauważył mnie gdy byłam już blisko. Uśmiechnął się lekko, a ja uwiesiłam mu się na szyi, mocno go przytulając. - Jak dobrze, że jesteś - szepnęłam. - Bałam się, że stało ci się coś - spojrzałam mu w oczy, a on ucałował mnie w czoło. - Co z ręką? - zrobiłam krok w tył i wtedy pojawił się obok Xavi.
   - Upadłem na nią. Na szczęście jest tylko zbita. Mam robić okłady i za kilka dni będzie jak nowa - uśmiechnął się lekko.
   - Nie odbierałeś telefonu - powiedziałam.
   - To z niego zostało - wyjął z kieszeni telefon, ale w czterech częściach... Wtedy obok przeszła pielęgniarka. - Przepraszam, ja już mogę wyjść? - zapytał Thiago.
   - Pan? A tak, tak - odparła od razu. - Tylko samego nie puszczę, ktoś musi podpisać, że pana zabiera.
   - Ja to zrobię - odezwał się Xavi i ruszył za nią do dyżurki.
   - Thiago... - przygryzłam dolną wargę i przytuliłam się do niego. - Xavi słyszał rozmowę Rafy i Jonathana... Mówili o tym sprzed pięciu lat. Był wściekły - skrzywiłam się. Spojrzał na mnie.
   - Będzie dobrze - pogładził mnie po włosach. Xavi wrócił i powiedział, że już możemy wracać. Xavi na ten temat nie powiedział nic przez całą drogę, więc i my nic nie zaczynaliśmy. Podwiózł nas pod dom Thiago, a sam raczej wrócił do domu. Przekraczałam próg domu Alcantary i w tym momencie zdałam sobie sprawę z jednego. Że naprawdę chcę z nim być. Cholernie przestraszyłam się, że mogłam go stracić po tym gdy znów odzyskałam. Xavi ma prawo być zły na mnie, że nic mu nie powiedziałam i zły na Thiago, za to co wtedy zrobił, ale... To moje życie i to ja chcę zadecydować, a reszta niech to zaakceptuje i się z tym zgodzi.
  Siedziałam z Thiago na patio. W ciszy. Wystarczała nam swoja obecność.
   - Przemyślałam jedną rzecz - powiedziałam nagle, a on spojrzał na mnie pytająco. - Teraz, gdy będziesz udawał kalkę - zaśmiałam się, wskazując na jego nadgarstek. - Nie będzie ci potrzebna czasem pomoc? - uśmiechnęłam się do niego.
   - Mam rozumieć, że akceptuje pani moją propozycję mieszkalną? - zapytał, uwodzicielskim tonem.
   - Yhmmm - zamruczałam i musnęłam delikatnie jego usta.

   Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam w stronę domu. Było późne popołudnie. Z Thiago zadecydowaliśmy, że dziś wrócę do domu, a jutro zacznę się pakować. Ja weszłam, a chwilę po mnie, mój brat wyszedł. Chciałam z nim porozmawiać o tym wszystkim, ale będę musiała zaczekać aż wróci. 
   - Wiesz może gdzie pojechał? - zapytałam jego żonę, siadając obok niej. Iker siedział przy stoliku i mazał flamastrem po białej kartce. 
   - Nie mówił - pokręciła głową. - Ale gdy wrócił, wytłumaczył gdzie was tak wybyło. Z Thiago wszystko w porządku? 
   - Tak, na szczęście - skinęłam głową. - Ma zbity nadgarstek, nic poważnego. A powiedział ci... - zacięłam. 
   - O tym co usłyszał? Tak. Ma żal, że nic nie wiedział o tym - skrzywiła się. - Ale porozmawiacie i będzie wszystko okej, wierzę w to - uśmiechnęła się. - Nie widziałam nigdy tak zgodnego rodzeństwa jak ty i Xavi, naprawdę! Pomimo takiej różnicy wieku to jesteście przyjaciółmi. 
   - Masz rację - zachichotałam. - Od małego dzieliłam z nim pokój, no a później rodzice przenieśli go do chłopaków - wspomniałam. Później Iker zawołał mnie bym malowała razem z nim. Tak zleciał cały wieczór i kolacja. Siedziałam na patio, kiedy Nuria poszła położyć jej synka. Wtedy do domu także wrócił mój brat. Od razu zajrzał na taras, gdzie miałam zapaloną małą lampkę. Spojrzałam na niego i przesunęłam się, robiąc mu miejsce. 
   - Byłem u Thiago - powiedział i usiadł. - Nie martw się, tylko rozmawialiśmy - skinął głową. - Opowiedział mi o wszystkim i nie ukrywam, że chciałbym też poznać twoją wersję. 
   - Od początku? - westchnęłam, a on znów skinął głową. I tak po raz już enty zaczęłam to wszystko opowiadać. - Ale nie żałuję tego, że byłam z nim wtedy. Żałuję tylko tego, że ukrywałam to przed tobą. Oboje się zmieniliśmy, ja i on. Chyba do tego dorośliśmy - zakończyłam to tymi słowami i popatrzyłam na niego, wcześniej wpatrywałam się po prostu w ogród. 
   - Wiesz, że podobne słowa o dorastaniu usłyszałem od niego? - zapytał, a ja lekko się uśmiechnęłam. 
   - Nie wiem co usłyszałeś od tamtej dwójki, ale to jest prawda, cała historia. 
   - Tam tylko usłyszałem, że wtedy Thiago był równo z tobą i Julią, że obie was okłamywał. Później już nie słuchałem i od razu wróciłem do domu. Wiesz jak to jest, milion domysłów i tak dalej. I przepraszam, że tak wtedy wyskoczyłem, krzyczałem. 
   - Nic się nie stało - oparłam głowę o jego ramię. - Dowiedziałbyś się, ale na pewno nie w taki sposób. Chciałam ci powiedzieć, ale na spokojnie, bez nerwów. I mam nadzieję, że tak samo wyglądała twoja rozmowa z Thiago. Właściwie... Jak to wyglądało? 
   - Nasza rozmowa? Siostra, powiem tak: rozmowa z Thiago pozostanie pomiędzy mną i nim - ucałował mnie w czoło. - I nie martw się. Wszystko mamy wyjaśnione. I wspominał coś, że chciałabyś się do niego wprowadzić? 
   - Racja. Jutro zacznę się pakować. 
   - Wiesz... Pomimo wszystkiego, jestem dumny ze swojej małej siostrzyczki - objął mnie mocniej ramieniem. Zaśmiałam się cicho. Brakowało mi takich właśnie rozmów z nim. Pamiętam, że jak byliśmy mali, jak składaliśmy przeróżne naklejki czy żetony. Mieliśmy tego pełno. Później właśnie spędzaliśmy mnóstwo czasu na rozmowy. Xavi czasami sam przyznawał, że wie więcej o moich koleżankach niż o swoich kolegach, których ma na co dzień.

 Skończyłam już pakować swoje ubrania do toreb i walizek. Teraz tylko musiałam sprzątnąć resztę swoich rzeczy do kartonów. Musiałam je też przesortować, co zabieram i co nie jest mi już potrzebne, co mogę wyrzucić. Usiadłam na rogu łóżka i zaczęłam przeglądać zawartość swojej szafki nocnej. Jakieś papiery, zeszyt i inne duperele. W końcu dokopałam się do swojej starej szkatułki, do której tak rzadko zaglądałam. Mając świadomość co jest na jej spodzie, uśmiechnęłam się sama do siebie. Wtedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. 
   - Proszę - zawołałam i odwróciłam głowę. W progu stanął uśmiechnięty Thiago. Na ręce nie miał już bandaża, a ciemną opaskę usztywniającą. Na pewno wygodniejszą.
   - Przyszedłem pomóc w pakowaniu, a tu widzę, że jesteś już na finiszu pracy - zaśmiał się i podszedł. Pocałował mnie w policzek i usiadł obok. 
   - Wiesz, że przyszedłeś w samą porę? - uśmiechnęłam się szeroko. - Ostatni raz tą szkatułkę otwierałam w styczniu, gdy tutaj przyjechałam. Wtedy to było trudne, ale teraz to jest przyjemne. 
   - Co tam takiego jest? - zapytał zdziwiony, a ja po prostu ja otworzyłam. Wyjęłam starą biżuterię i odłożyłam na bok. To samo zrobiłam z kopertą z dokumentami jeszcze ze szkoły. Na końcu było pamiętne zdjęcie, odwrócone do góry nogami. 
   - Wspomnienie - szepnęłam i wyjęłam je, odwracając. Zdjęcie które sprawiło mi tyle bólu, gdy wyjęłam je pół roku temu. Teraz siedzę tu z tym samym mężczyzną, w którym wtedy się zakochałam. Ufam mu i jestem szczęśliwa. Thiago na widok tego zdjęcia również się uśmiechnął. 
   - Trafi w ramkę i znajdziemy dla niego wyjątkowe miejsce w naszym domu - powiedział, przytulając mnie. 
  Razem z Thiago końcówka pakowania poszła raz dwa i zaczęliśmy znosić rzeczy na dół, by było bliżej później do samochodu. Jednak na dole, przy samych schodach czekał na nas Iker. Stał z rękami na biodrach i mierzył nas wzrokiem. 
   - Znów mi ją zabierasz! - wycelował do Alcantary. Popatrzyliśmy po sobie i uśmiechnęliśmy się. Odłożyłam niewielki karton na podłogę i zabrałam bratanka na ręce. 
   - A będziesz za mną tęsknił? - zapytałam, a ten pokiwał główką. - Ale będę cię często odwiedzać, a ty mnie, zgoda? 
   - Ale i tak będę zazdrosny! - mruknął, a ja i Thiago zaczęliśmy się śmiać. 
   - Zazdrosny? A kto cię tego nauczył? 
   - Tata! - zawołał od razu. 
   - Ej! - usłyszeliśmy krzyk Xaviego z salonu, a po chwili zjawił się też i przy nas. - Mały zdrajca! - wskazał na swojego synka. 
   - Iker, to ja może wyjawię ci tajemnicę, co? - spojrzałam na chłopca, a ten pokiwał główką. - I twój tata i Thiago są dla mnie bardzo ważni, ale ty jesteś najważniejszy - pocałowałam go w policzek i zaczęłam łaskotać. To dziecko było naprawdę kochane. Czasami potrafiło nieźle zaskoczyć tak jak właśnie teraz, ale jego tatuś w młodości był taki sam. I czemu tu się dziwić? 

  Zbliżała się północ, a mężczyzna, który prowadził zespół muzyczny przywołał na środek młodą parę. Maite w swojej długiej, białej sukience wyglądała przepięknie. Martin w swoim czarnym smokingu prezentował się również niczego sobie. Odśpiewaliśmy im jeszcze sto lat i później poproszono na środek wszystkie panny. Maite stanęła do nas tyłem i rozpoczęło się odliczanie. Panowie specjalnie opóźniali lub powtarzali cyfry, by zrobić nam na złość. A oczywiście królował w tym wszystkim sam Marc Bartra. W końcu udało się pani młodej wyrzucić bukiet za siebie. Widziałam go tylko chwilę w górze i... Złapała go Dulce. Nigdy nie zapomnę miny jej chłopaka. Najpierw szok, a później szeroki uśmiech. Oczywiście zaczął szarpać za rękaw Martina. Mogę założyć się, że chciał by specjalnie rzucił za chwilę krawat w jego stronę.
 No i tak też było. Gdy tylko Martin wyrzucił za siebie krawat, ten niczym gepard wbił się w powietrze i go złapał. Cieszył się jak małe dziecko. Stałam wtedy w grupce razem z Maite, Dulce, Loreną i Blancą, śmiejąc się z głupiutkiego Marca. Miał te swoje lata, ale nadal był taki sam jaki był gdy go poznałam. 
  Gdy tą dwójkę poproszono na środek do tańca, ja wyszłam się przewietrzyć. Usiadłam na jednej z ławek w ogrodzie za budynkiem, w którym odbywało się przyjęcie. Cieszyło mnie szczęście ich wszystkich, bo każdy jakoś układa sobie to życie. W pewnym momencie usłyszałam jakieś rozmowy, jakiś cichy chichot. Odwróciłam się i na ławce nieopodal zobaczyłam dwie osoby. Siedzieli i ciągle uśmiechali się do siebie, a mi aż fajnie się na nich patrzyło. Musieli mnie nie zauważyć. Ale... Tyle się znają, Rafa i Thiago w ostatnim momencie dopiero zaakceptowali, że Jona zabiera ich siostrę na to wesele, a dopiero teraz siedzą tam sobie i gruchają do siebie. 
   - Co tam takiego zobaczyłaś? - nagle obok mnie pojawili się obaj bracia Alcantara. Usiedli na ławce po obu moich stronach. 
   - Spójrzcie tam - szepnęłam i wskazałam na tamtych. Rafa od razu chciał się zerwać, ale w ostatnim momencie złapałam go za ramię. - Przestańcie. Fajnie razem wyglądają! - powiedziałam i oparłam głowę o ramię mojego chłopaka. Wtedy jakby Thaisa i Jonathan się do siebie zbliżyli i cyk! Buziak! Normalnie czułam jak tym dwóm złośnikom skacze ciśnienie. 
   - Wiecie co mnie najbardziej w tym irytuje? - mruknął nagle Rafael, a my oboje spojrzeliśmy na niego. - Że nawet moja młodsza siostra teraz mizia się z moim przyjacielem, nie mówiąc już o was, a ja nie mam nikogo! - jęknął i skrzyżował ręce na piersiach. 
   - Biedny Rafa - zrobiłam smutną minkę i pocałowałam go w policzek. - Trzeba będzie ci znaleźć odpowiednią dziewczynę - zaśmiałam się i kątem oka spojrzałam na ławkę, gdzie wcześniej siedział Dos i siostra chłopaków. Nie było ich i nagle pojawili się obok nas, dopiero teraz zauważając, że tutaj siedzimy. Ich miny w tym momencie były wprost boskie. Oboje wystraszeni naszą obecnością. - Możecie mi dziękować. Trzymałam ich tu z całej siły byle do was nie polecieli - puściłam oczko do dziewczyny. 
   - Ale to nie zmienia faktu, że znów będziemy musieli poważnie, po męsku porozmawiać - powiedział poważnie Thiago, patrząc na starszego o rok kolegę. Thaisa tylko spojrzała na brata z politowaniem, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Tak to już będzie z nimi. Wieczna radość. 

***
Sama nie wierzę, że to już jest ostatni rozdział, nooo ;c
A tak było milusio! 
I miałam ubaw z waszych obaw co do Thiago! No przecież bym go nie uśmierciła! :D Smażyłabym się wtedy w piekle! 
Napisałam o ślubie Martina i dodaję to w jego urodziny ♥
Feliz Cumpleañs Montoya!

piątek, 11 kwietnia 2014

dieciséis: tu y yo

Barcelona, 2018 r.
  Gdy rano Xavi pojechał na większe zakupy, zabrałam się razem z nim. Pomogłam mu, a później poprosiłam, by mnie gdzieś podrzucił. Zgodził się, a ja podałam mu adres.
   - To tu? - zapytał lekko zdziwiony, gdy zaparkował pod ślicznym domkiem, za którym rozpościerał się morze. Był niski, ale duży. Z zewnątrz nie widać było jakby miało być tam jeszcze piętro. Byłam tu dwa razy. Pierwszy, gdy przywiózł mnie tu Thiago i drugi zaraz na następny dzień. Wtedy przez moje roztargnienie zapomniałam telefonu i musiałam się wracać.
   - Tak, to tu - zaśmiałam się cicho. - Dziękuję - cmoknęłam brata w policzek.
   - Muszę przyznać, że ładnie tu - popatrzył jeszcze przez szybę.
   - Masz całkowitą rację, braciszku - uśmiechnęłam się. - Przyjadę później z Thiago - skinęłam głową. Wysiadłam z samochodu i pomachałam, gdy odjeżdżał. Miałam swoje klucze, które podarował mi Thiago. Miał nadzieję, że zgodzę się tu z nim zamieszkać. Otworzyłam sobie furtkę i przeszłam chodniczkiem. Drzwi do domu były zamknięte, ale samochód stał na podjeździe, więc musiał być domu. Pewnie jeszcze spał. Sama sobie otworzyłam i weszłam do środka. Wyjęłam z torby mały pakunek ze świeżym pieczywem i położyłam go na komodzie, a obok torbę i klucze. Po cichu skierowałam się na górę. Drzwi do sypialni były uchylone, więc je tylko lekko pchnęłam. Tak jak się spodziewałam, Thiago spał w najlepsze, okryty do pasa kołdrą, bez koszulki i wtulony w drugą poduszkę. Automatycznie się uśmiechnęłam na ten widok. Usiadłam na skraju łóżka i tak chwilę mu się przyglądałam. Odwrócił się na plecy, nadal śpiąc. Wtedy zauważyłam marker, który leżał na stoliku nocnym. Wzięłam go do ręki i pomyślałam chwilę, przygryzając dolną wargę. Po chwili przysunęłam się do niego, zaczynając pisać po jego torsie. Moja własność - Ari ♡. Zamknęłam pisak i zadowolona, już chciałam go odłożyć, kiedy Thiago mocno mnie złapał i przyciągnął do siebie. Zachichotałam, a on wpił się w moje usta.
   - Jaka niespodzianka - zamruczał, delikatnie przesuwając czubkiem swojego nosa po moim policzku.
   - Nie podoba się? - zaśmiałam się cicho.
   - Bardzo się podoba - zacieśnił uścisk i znów mnie pocałował.
   - Wstajemy i idziemy na śniadanie. Jestem piekielnie głodna - wetknęłam mu palec w tors.
   - Więc powinienem iść do sklepu po jakieś pieczywo.
   - O to nie musisz się martwić, śpiący królewiczu - cmoknęłam go w czubek nosa. - Jest już na dole.
   - Mój ideał - wyszczerzył się.
   - Już teraz to stwierdzasz? - zachichotałam.
   - Zawsze nim byłaś i będziesz - pokazał mi język i zabrał się za wstawanie. Zeszliśmy na dół i przygotowaliśmy śniadanie. Zjedliśmy wspólnie, później ja zaproponowałam, że posprzątam, a on pójdzie pod prysznic i się przebrać.
  Piętnaście minut później Thiago właśnie schodził z góry. Miał na sobie jeansy i szarą koszulę z podwiniętymi rękawami. Czekałam na niego w salonie, opierając się o sofę. Podszedł i objął mnie w pasie. Był świeżo ogolony i pachniał najlepszą wodą kolońską. Trafiłam na niezwykle przystojnego chłopaka, który potrafił o siebie zadbać. Objęłam jego szyję rękami i delikatnie musnęłam jego wargi.
   - Wiesz co... - mruknęłam, przygryzając dolną wargę. - Chyba możemy się odrobinkę spóźnić - zaśmiałam się, patrząc mu głęboko w oczy, a on wtedy przeważył nas i opadliśmy na kanapę.

 Weszliśmy do domu, trzymając się za ręce. Przywitaliśmy się, zostawiłam Thiago na dole z Xavim, którzy rozstawiali stół i krzesła na tarasie. Pobiegłam na górę by się przygotować przed zjazdem całej rodziny. Najpierw wzięłam szybki prysznic, a później z mokrymi włosami, w czystej bieliźnie i w puchowym szlafroku stałam przed otwartą szafą, szukając odpowiednich ubrań. Dziesięć minut i nic. Z chęcią ubrałabym się tak jak zwykle, czyli na luzie, ale zaraz mama będzie narzekać, że jestem dziewczyną, a wcale tego nie pokazuję i z tym wcale nie znajdę chłop... Zaraz! Ja już mam chłopaka!
 Sama zaśmiałam się do siebie. Ktoś zapukał do drzwi, a ja się odwróciłam. Do pokoju zajrzała uśmiechnięta Dulce.
   - Hej, jak tam? - wyszczerzyła się.
   - Cześć - uśmiechnęłam się i ucałowałam ją w policzek, gdy podeszła. - Mam problem... - jęknęłam.
   - Będzie mały Alcantara?
   - Bardzo zabawne! - zmierzyłam ją wzrokiem. - Nie mam się w co ubrać, po prostu!
   - A już myślałam - westchnęła i usiadła na rogu łóżka.
   - Żebym ja ci nie musiała zaraz małego Bartry wróżyć - pokazałam jej język.
   - Śpieszyć się nikt nie każe! - pokręciła głową. - Pokaż, co tu masz? - podeszła do mnie i uwiesiła się na ramieniu. Sama miała na sobie czerwoną, zwiewną sukienkę. - Byle nie za elegancko, no i... - zamyśliła się.
   - No i? - zapytałam.
   - Żeby też Thiago cały czas nie ślinił się na twój widok, bo nie wiem czy rodzicom się to spodoba - mruknęła, wyciągając z dna szafy stringi, które kiedyś tam dostałam od De Gei i Blanci na któreś urodziny. Oczywiście dostali po głowie, tak samo jak teraz moja przyjaciółka. Zabrałam swój stary prezent, który znów wylądował na dnie szafy i ponownie, na szybko przejrzałam to co miałam na wieszakach. Zabrałam luźną, białą koszulę i czarne rurki z półki. Dulce wtedy przeglądała moją szkatułkę z bransoletkami, a ja się ubrałam i dokończyłam suszyć włosy. Byłam już prawie gotowa, przyjaciółka podała mi właśnie jedną bransoletkę, która według niej pasowała mi najbardziej i wtedy usłyszałyśmy, że ktoś już się pojawił.
   - Jak myślisz? Kto pierwszy? - zapytałam, poprawiając jeszcze włosy.
   - Obstawiam Oscara, zawsze najbardziej punktualny, pomimo żony i dwóch córek - zaśmiała się. Ubrałam swoje czarne szpilki i po woli zeszłyśmy na dół. Na tarasie właśnie Xavi rozmawiał z rodzicami Nurii i Dulce. Czyli to jednak oni okazali się pierwsi. Kawałek za nim stał Thiago, który lekko uśmiechnął się na mój widok, a za nim, najbardziej schowany Bartra. Już przestraszył się przyszłych teściów?
   - O, jest i młodsza córeczka - jej rodzice powstali ze swoich miejsc, przytulając ją.
   - I poznaliśmy już twojego chłopaka - ojciec puścił do niej oczko, a wtedy Thiago lekko popchnął do przodu klubowego kolegę. Sama przysunęłam się do Thiago, robiąc obok Dulce miejsce Marcowi. Nie minęło sporo czasu, kiedy przyjechał właśnie Oscar z rodziną, a po chwili pod dom zajechali nasi rodzice z Alexem. Przywitali się ze wszystkimi, a na końcu podeszłam do nich ja i Thiago. Alex już miał okazję się z nim widzieć, ale rodzice jeszcze o niczym nie wiedzieli.
   - Mamo, tato, poznajcie Thiago, mojego chłopaka - powiedziałam do nich, spoglądając na Alcantarę, który stał obok mnie. Mama wtedy popatrzyła na nas z dumą i podała dłoń Thiago, który ją ucałował, po czym uścisnął dłoń ojcu.
   - Bardzo się z tego powodu cieszymy - uśmiechnęła się moja rodzicielka.
   - Ale wy się nie cieszcie, mama już w głowie widzi was przed ołtarzem - skomentował Alex, po czym usiadł przy stole pomiędzy Oscarem, a panem Cunillera. Matka tylko zmierzyła go wzrokiem, po czym posłała nam uśmiech.
   - To ja już zapraszam wszystkich do stołu - odezwał się Xavi, wskazując na wolne miejsca.
  Musiałam przyznać, że to popołudnie było udane dla każdego. Moi rodzice chyba polubili Thiago, a drudzy polubili Marca. Ojciec Dulce i Nurii śmiał się, że kobiety w jego rodzinie mają słabość do piłkarzy, bo on też grał w szkolnej drużynie, kiedy poznał się z ich matką. Marc i Thiago też się rozkręcili, rozmawiali z wszystkimi. Iker bawił się ze swoimi starszymi kuzynkami - Sol i Mariną.

  Wieczorem, gdy już wszyscy się rozjechali i było wysprzątane, ja, Dulce, Thiago i Marc zostaliśmy na zewnątrz. Chłopaki namówili nas, byśmy we czwórkę pokopali piłkę. W sumie to dawno tego nie robiłam, a pamiętam, że to było na porządku dziennym, gdy byłam młodsza. Obie z Dulce zostawiłyśmy nasze szpilki na tarasie i biegałyśmy z chłopakami za piłką boso po trawie. Bawiliśmy się przy tym niczym małe dzieci. Xavi oczywiście raz wyszedł, śmiejąc się z nas. Bartra wtedy stanął jak na musztrze.
   - Posłusznie melduję, panie trenerze, że to po to żeby nie stracić formy przed treningami - pokiwał, a mój brat jedynie pokręcił głową i wrócił do środka.
  Później udało mi się odebrać piłkę Thiago spod nóg. Bartra od razu zaczął wyśmiewać, że dziewczyna ograła jego kolegę i tak dalej. Alcantara wtedy złapał mnie mocno w pasie od tyłu, przyciągnął do siebie i zaczął się ze mną kręcić. Zaczęłam się głośno śmiać. Dulce z Marciem odeszli na taras, napić się soku, a Thiago wtedy postawił mnie na ziemię. Odwróciłam się do niego przodem i uwiesiłam na szyi, patrząc mu w oczy.
   - Kocham cię, wiesz? Nawet gdy mnie ogrywasz! - zaśmiał się, odgarniając kosmyk moich włosów z policzka.
   - Przyzwyczaj się! Miałam najlepszego nauczyciela - wyszczerzyłam się, wskazując na dom. Oczywiście miałam na myśli Xaviera. - Teraz tak będzie zawsze - dorzuciłam, śmiejąc się.
   - Zawsze?
   - No chyba, że nagle wróci jakaś twoja dziewczyna z wymiany - poruszyłam brwiami.
   - No ej! - oburzył się. - Przez ten czas zdążyłem zmądrzeć - uśmiechnął się lekko.
   - Wiem, Thiago - uniosłam się na palcach i pocałowałam go. - Chodźmy do nich - uśmiechnęłam się i złapałam za jego dłoń. Razem ruszyliśmy w stronę tamtej dwójki. Bartra trzymał w ręce telefon i się szczerzył.
   - Marc, co ty robisz z moim telefonem? - zapytał Thiago, siadając obok niego.
   - Sprawdzam ilość polubień - nadal się szczerzył. - Wylogowuj się czasem.
   - Nie robiłem tego, bo skąd wiedziałem, że go dorwiesz i będziesz coś dodawał - zabrał mu swoją komórkę.
   - Swoją drogą... Masz dobre statystki, nie minęły dwie minuty, a ty już masz dwa tysiące serduszek - zaśmiał się. Wtedy spojrzeliśmy z Thiago na ekran jego telefonu. Nasze zdjęcie, gdy stoimy, tak jak wcześniej, przytulając się na tle zachodzącego słońca. Podobało mi się. Muszę przyznać, że mu się udało, ale nie musiał od razu go wrzucać. W opisie walnął cytat o czasie, który dla niektórych staje w miejscu, który zapewne podrzuciła mu Dulce i mnie oznaczył.
   - To dlatego, żeby zwariowane i nastoletnie fanki Thiago nie myślały sobie, że jest wolny - zaśmiała się młodsza Cunillera, a ja wtedy położyłam głowę na ramieniu Thiago. Siedzieliśmy tam we czwórkę, patrząc na zachodzące słońce.

  Następnego dnia od rana wrzało na takich stronkach jak Twitter czy portalach plotkarskich o tym, że Thiago Alcantara poderwał siostrę swojego dawnego kolegi z klubu, a teraz trenera. A kto taki ciągle mi to podsyłał? Marc oraz Rafinha. Ci to się idealnie po prostu zgrywają. Obaj mają troszeczkę nie po kolei w główkach, ale chyba za to między innymi, wszyscy ich kochamy. Z samego rana dzwoniła też do mnie mama z pytaniami, od kiedy, jak i tak dalej... Cieszyła się, że kogoś mam i że sama jestem szczęśliwa.
 Jeszcze kolejnego dnia, od rana siedziałam z Ikerem w domu, robiąc mu kolejną sesję pt. "Iker w piaskownicy" albo "Iker z piłką", bo Nuria była w pracy, a Xavi jak zwykle musiał po coś "na chwilę" jechać do klubu. Umówiłam się z Thiago, by spędzić z nim popołudnie. Jeszcze tylko przez kilka dni mamy wakacje, bo zaraz po ślubie Maite i Martina, wszyscy wracają do treningów, więc trzeba było jeszcze z tego korzystać.
 Było po czternastej, kiedy mały zjadł swój obiad i położyłam go do drzemki. ja sama usiadłam na dole w salonie i włączyłam telewizor. Chwilę skakałam po kanałach, po czym zdecydowałam się na stary serial, który i tak znałam już na pamięć, bo emitują go w kółko. Wtedy rozdzwonił się mój telefon. Był to Thiago. Okazało się, że zepsuł mu się samochód, stoi pod mechanikiem i jak na złość nie może się dodzwonić ani do Rafy, ani Jony, by po niego przyjechali. Po chwili zauważył, że jedzie autobus 12, czyli nim dojedzie prawie pod samo osiedle, na którym mieszkam z bratem. Odpowiedziałam, że będę na niego cierpliwie czekać, po czym się rozłączyliśmy.
  Chwilę później do domu wrócił Xavi. Uśmiechnęłam się na jego widok, ale od razu zmieniłam wyraz twarzy, gdy zobaczyłam, że jest czymś podenerwowany. 
   - Musimy porozmawiać - powiedział w miarę spokojnie, stojąc obok kanapy, na której siedziałam.
   - Stało się coś? - zmarszczyłam brew. 
   - Już wiem o wszystkim - patrzył na mnie. 
   - Wiesz, ale o czym? - wstałam. 
   - O tobie i Thiago, ale sprzed pięciu lat. Niech się tylko tu pojawi, a nie będzie z nim już tak dobrze! - warknął. 
   - Co? - szepnęłam. - Ale... Ale skąd? - zająknęłam się. 
   - Przez przypadek podsłuchałem rozmowę Rafy i Jonathana, byli na siłowni. Zabawił się wtedy tobą i tak po prostu zostawił! Gdybyś mi wtedy powiedziała... Przecież każdy wiedział, że on wtedy był z Julią! - zaczął chodzić dookoła salonu. 
   - Xavi, uspokój się... Nie wiesz wszystkiego! - krzyknęłam za nim. 
   - Jak mam się uspokoić?! Nigdy go za takiego nie miałem. Cieszyłem się, że jesteście razem, ale teraz nie wiem co mam o tym myśleć! Znów się tobą zabawi? Że ja nic wcześniej nie zauważyłem...
   - Nie, nie martw się o to! - warknęłam. W tym momencie miałam ochotę zabić Dos Santosa i Alcantarę, że rozmawiają o takich rzeczach w miejscu, gdzie każdy z klubu może usłyszeć. Poza tym, Xavi pewnie nie usłyszał wszystkiego i powybierał co najciekawsze! 
   - Jeszcze mi powiedz, że wszyscy wiedzieli, tylko nie ja! - wbił we mnie wzrok, a ja zamilkłam, spuszczając wzrok. - No pięknie! Ja go zabije! - zawołał. 
   - A zanim to zrobisz, będziesz w stanie mnie wysłuchać?! - wrzasnęłam i wtedy po napisach końcowych serialu. pojawiły się wiadomości. Jedyne co wychwyciłam poprzez to wszystko to: wypadek, autobus, dwanaście, kierowca w ciężkim stanie, wszyscy pasażerowie przewożeni do szpitala św. Piotra. Skierowałam wzrok na ekran telewizora, gdzie dziennikarka czytała o tym wszystkim z kartki, o miejscu, niedaleko, gdzie Alcantara zostawił samochód u mechanika, a w prawym, górnym rogu widać było obraz z helikoptera. Ulica, a wokół niej pełno karetek, policji, straży... Usiadłam na rogu kanapy, bez wyrazu, ciągle patrząc w ekran. 
   - Ari... - usłyszałam cichy głos brata. - Co jest? - usiadł obok, a ja po woli przeniosłam na niego wzrok. Z jednej strony miałam ochotę się rozpłakać, a z drugiej chciałam być silna. 
   - Thiago... - szepnęłam, ciężko przełykając ślinę. Moje serce stanęło. 

***
Tak, wiem - mistrzowska końcówka! Jakoś musiałam zakończyć ten przedostatni rozdział opowiadania!
A tak poza tym, Thiago, wszystkiego najlepszego ♥

czwartek, 3 kwietnia 2014

quince: la vida es bella

Barcelona, 2018 r.
   - Lecisz ze mną - zaśmiał się chłopak, wparowując do mojej sypialni.
   - Cześć, Thiago. Tak, miło cię widzieć - powiedziałam, odkładając laptop na bok. Alcantara usiadł obok mnie na łóżku i pocałował na powitanie. - Lecę, gdzie? - zmarszczyłam brew.
   - Masz już pozwolenie swojego brata - zaśmiał się, przytulając do mnie mocno. - Lecimy do Vigo - mruknął, kładąc głowę na moje ramię. - Stęskniłem się - szepnął.
  - Widzieliśmy się wczoraj - zachichotałam. - A poza tym, od kiedy ty się o cokolwiek pytasz mojego brata względem mnie? - spojrzałam na niego.
   - Właśnie zacząłem - cmoknął mnie w czubek nosa. - To jak? Mamy jeszcze trochę wolnego czasu.
   - Czyli wyjdzie na to, że poznam twoją mamę? - uśmiechnęłam się.
   - Wyjdzie na to, że tak, ale nie bój się, polubi cię! Rafa cię już tam zapowiada - wyszczerzył się.
   - To jest już tam?
   - Norma. On tylko kursuje w te i wewte - wzruszył ramionami, a ja się zaśmiałam.
  Tak oto właśnie siedzę w samolocie na fotelu obok Thiago, który trzymał moją dłoń.
   - Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania - usłyszeliśmy z głośników damski głos. Szarpnęłam za pas, ale ten ani drgnął. Znów szarpnęłam i to samo. Dopiero Thiago spokojnie do tego podszedł i mi go zapiął.
   - Nie denerwuj się - powiedział, po czym chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch. Westchnęłam. To było dziwne uczucie. Jego brata poznałam przez tą całą farsą z zakochiwaniem się, Thaise i ich ojca wtedy gdy byłam wielce wkurzona na Thiago, a teraz gdy z nim jestem, mam poznać jego rodzicielkę... - Będę tam z tobą cały czas - uśmiechał się, szepcząc mi to wprost do ucha. Ułożyłam głowę na jego ramieniu i czekałam na moment lądowania.
  W gmachu lotniska czekał na nas wyszczerzony Rafael. Podeszliśmy do niego i przywitaliśmy się, a ten zabrał moją niewielką torbę. Thiago chciał mu jeszcze wpakować w ręce swoją, ale ten kazał mu się popukać w czoło, co z jego poważną miną było przezabawne.
   - Bardzo się cieszę, że już jesteście! - klasnął w dłonie, prowadząc nas na parking.
   - Jaki entuzjazm - zaśmiałam się.
   - Na pewno nie bezinteresowny - dorzucił Thiago, patrząc podejrzanie na młodszego brata.
   - No jak ty mnie dobrze znasz - pokręcił głową, śmiejąc się. - Ojciec nie chce mi dać kasy - dodał.
   - A co my mamy do tego? - zapytałam, a oni zaczęli wpakowywać rzeczy do bagażnika terenowego samochodu, który prawdopodobnie należał do Mazinho.
   - Pamiętacie zakład? Nie wierzy mi, ale to się stanie gdy mu was sprezentuje - wyszczerzył się, pakując na miejsce kierowcy. Wtedy Thiago otworzył mi tylne drzwi, a po chwili sam usiadł z przodu, obok Rafy. Ruszyliśmy. Najpierw Rafa zawiózł nas do mieszkania ich ojca, gdzie była także Thaisa. Widząc ich wszystkich wspólnie, słysząc ich rozmowy, stwierdziłam, że ich relacje to nie tylko ojciec-dzieci, ale również byli przyjaciółmi. Ja sama usłyszałam od Iomara kilka ciepłych słów, w tym trochę ponarzekał na swojego pierworodnego. Na końcu stwierdził, że obojgu nam to wszystko zrobiło dobrze, bo jakby nie patrzeć, pomimo kłótni i długiej rozłąki, jesteśmy razem. Thaisa to w ogóle dopiero dowiedziała się o nas sprzed pięciu lat, co było dla niej niemałym zaskoczeniem.
  Wieczorem we czwórkę, bo jeszcze z Thaisą pojechaliśmy do domu ich matki, jej męża i najmłodszego z rodzeństwa Alcantara - dziesięcioletnim Bruno, który okazał się bardzo kochanym dzieciakiem. Gdy powiedziałam o tym Thiago, od razu stwierdził, że ma to po nim. Mój strach przed poznaniem pani Alcantara był naprawdę niepotrzebny, bo była bardzo miłą i ciepłą osobą. Zjedliśmy wspólną kolację, a później Valeria, mama Thiago, zaproponowała wspólne oglądanie starych albumów. Przystanęłam na to, bo przecież kochałam zdjęcia.
   - Mamo, musisz? - mruknął Thiago, gdy ta przyniosła trzy wielkie albumy. No tak, a który chłopak lubi sytuacje kiedy jego mama opowiada o jego dzieciństwie? Razem z Thaisą śmiałam się, gdy jej starsi bracia przewracali oczami.
   - Mam dla was inne zajęcie, możecie iść i pozmywać po kolacji zanim Joan z Bruno wrócą z cukierni z deserem - machnęła na nich ręką i usiadła na kanapie pomiędzy mną i swoją córką. Ze skwaszonymi minami, niczym męczennicy powędrowali do kuchni, a Valeria otworzyła najstarszy album. Na pierwszym zdjęciu zobaczyłam maleńkie zawiniątko, które właśnie ziewało. Automatycznie się uśmiechnęłam.
   - Tak, to właśnie Thiago - odezwała się dwudziestolatka.
   Następne zdjęcia przedstawiały już rodzinne sesje, Thiago z mamą, Thiago z tatą, z dziadkami i tak dalej. Gdy Rafa z Thiago do nas dołączyli, akurat kobieta przewróciła na zdjęcie, gdzie półtoraroczny Thiago całuje już duży brzuch swojej mamy, która siedzi na fotelu obok pięknie przybranej choinki.
   - No widzicie? To były piękne czasy, kiedy mój braciszek wyczekiwał na mnie z niecierpliwością, a co teraz? Czyha tylko na okazję by się mnie pozbyć! - zauważył napastnik, co rozbawiło nas wszystkich. Dalej Valeria specjalnie dłużej przystawała na zdjęciach, którym chłopaki nadali miano kompromitujących ich osoby, ale to właśnie te fotografie były najlepsze.
 
    Następnego dnia, gdy Valeria i jej mąż poszli do pracy, my postanowiliśmy skorzystać z przepięknej pogody i spędzaliśmy południe w ogrodzie. Rafa właśnie podbijał sobie piłkę, rozmawiając z jakimś kolegą przez telefon, Thaisa leżała na leżaku w okularach przeciwsłonecznych, a my z Thiago leżeliśmy razem na hamaku obok. Wtedy przez tarasowe drzwi wybiegł Bruno i stanął centralnie obok hamaka, dziwnie nam się przyglądając.
   - Stało się coś? - zapytał Thiago.
   - Ja na razie nie chcę być wujkiem - spojrzał na nas srogo. Jego siostra zdjęła okulary i spojrzała na niego, a nawet Rafinha zastygł, pozwalając by piłka zleciała na zieloną trawę.
   - Wujkiem? - spytaliśmy oboje jednocześnie.
   - No tak, wujkiem! Fermin mówił, że to nic fajnego. Takie małe dziecko tylko krzyczy...
   - A ty pewnie byłeś aniołkiem? - zaśmiała się dziewczyna.
   - Tak właściwie, to kto to jest ten Fermin? - zdziwił się Thiago.
   - To jego kolega ze szkółki - wytłumaczyła Thaisa. - Ma starszą siostrę, która niedawno urodziła córeczkę.
   - No i ciągle ją podrzuca do ich domu, a Fermin musi ją pilnować. To okropne! - skrzywił się.
   - Nie martw się, Bruno. Na razie wujkiem nie zostaniesz - zaśmiałam się.
   - A nawet jeżeli, to my mieszkamy w Barcelonie, a ty tu z rodzicami, więc to trochę za daleko, by wam je podrzucać - dorzucił mój chłopak.
   - A co wy z nim tak dyskutujecie? Zabierajcie się do roboty od razu, najlepiej bliźniaki! - dołączył się Rafa. - Ja też coś zmajstruje, Thaisa pomyśli i później wszystkie podrzucimy niańce Bruno - śmiał się.
   - Jesteście straszni - chłopak otworzył szeroko oczy i ruszył z powrotem w stronę domu.
   - To ty jesteś dla niego straszny - zaśmiałam się i bardziej przytuliłam do Thiago.
   - Nie oszukujmy się, już dawno się do tego przyzwyczaił - odparł bardzo poważnie napastnik.
   - No widzisz, tak to już z nami jest - powiedział roześmiany Thiago.
   - Czy będziesz chciała czy nie, z nami się nie zanudzisz - dodała Thaisa.
   - Właśnie widzę - uśmiechnęłam się szeroko.

  W rodzinnym domu Alcantarów spędziliśmy jeszcze kolejne dwa dni. W związku z tym, że mieliśmy jeszcze troszeczkę czasu, nie wróciliśmy od razu do Katalonii, a zahaczyliśmy o stolicę, gdzie zwaliliśmy się na głowę Blance i Isco - ja, Thiago i Rafael. Byliśmy tam od rana. Przechadzaliśmy się w piątkę po Madrycie, później weszliśmy do restauracji, którą polecił Isco i tam zamówiliśmy nasz obiad. Alarcon ciągle siedział ze swoim telefonem i czegoś szukał.
   - A spójrz na ten - wypalił w pewnym momencie, pokazując coś Blance.
   - Isco, przestań w końcu - zaśmiała się dziewczyna.
   - A co wy tam macie? - zainteresował się Thiago.
   - Ten głupek już by urządzał pokój dla dziecka - odpowiedziała Sanchez. - Wynajduje zdjęcia i pokazuje mi jak mógłby wyglądać ten pokój - śmiała się ze swojego chłopaka.
   - Ale nie macie dużego pola do popisu, bo ten drugi pokój w waszym mieszkaniu jest malutki - zauważyłam.
   - Mam zamiar kupić dom. Już mam nawet upatrzony - zawołał pomocnik Realu.
   - No widzicie go?! - zaśmiała się Blanca. - Zaraz napisze scenariusz mojego porodu!
   - Czyli Isco zaczął w złej kolejności, najpierw spłodził syna, później dorobi się domu i na końcu posadzi drzewo? - wtrącił Rafinha, a my zaczęliśmy się śmiać. - A ty to co? - spojrzał pogardliwie na Thiago. - Ty nie lepszy! Najpierw wybudowałeś dom, o którym dowiedziałem się po pięciu latach! A ptfuuuu, taki braciszek - udał, że spluwa w stronę Thiago.
   - Bardzo zabawne, ty lepiej powiedz czy zabierasz kogoś na wesele Montoyi? - mój chłopak zmienił temat.
   - Jeżeli w kilka dni nikogo nie znajdę to pójdę sam - odpowiedział.
   - To już lepiej dobierz się z Jonathanem, stworzycie ciekawą parę - wyszczerzyłam się.
   - Albo zabierz siostrę - podrzucił Francisco.
   - Jasne! A co do Thaisy i Jony to też są dobrzy - aż się poprawił na krześle. - Wiecie, że to Dos zabiera ją na to wesele?! - spojrzał na mnie i Thiago.
   - Co?! Dlaczego ja nic nie wiem?! - starszy Alcantara otworzył szeroko oczy.
   - Bo sam dopiero się dowiedziałem, podsłuchując jak nasza siostra gada z nim przez telefon!
   - On jest od niej starszy o 8 lat! 
   - Będziemy musieli z nimi poważnie porozmawiać - stwierdził Rafael.
   - Koniecznie! - dodał Thiago, a ja, siedząca pomiędzy nimi złapałam się za głowę. Isco z Blancą zaczęli się z nas śmiać.
   - Jak chcesz, Rafa, mój brat jest jeszcze forever alone - wyszczerzył się Alarcon.
   - Zamilcz - warknął napastnik.
   - No co, chciałem tylko pomóc - pokazał mu język.
   - Jeszcze się zdziwicie, przyjdę z taką laską, że pękniecie z zazdrości!
   - Oczywiście - pogłaskałam go po policzku. - Wszyscy ci tego życzymy - dodałam i przytuliłam się do mojego Alcantary.

  W Barcelonie byliśmy późnym wieczorem. Z lotniska pojechaliśmy dwiema taksówkami - Rafa od razu pojechał do swojego mieszkania, a ja z Thiago pojechaliśmy razem.
Pod domem Xaviego, poprosił kierowcę by zaczekał i wysiadł, by pomóc mi z torbą. Wszedł ze mną do domu, a tam w korytarzu od powitał nas mój starszy brat, który gonił jego synka, który nie chciał wejść do wanny.
   - Cześć - ucałował mnie w czoło i podał dłoń Thiago. - Pomóżcie. Ja nie wiem co dziś w niego wstąpiło!
   - A gdzie podziałeś żonę? - zaśmiałam się.
   - Umówiła się z Daniellą i Anto, a ja obiecałem, że go wykąpie i położę spać - jęknął. - Widzicie jak współpracuje dziś ze mną! - rozłożył ręce. - A poza tym, jutro wszyscy mają przyjechać - dodał, patrząc na nas. 
   - Jutro? Wszyscy? - zmarszczyłam czoło. 
   - W sensie rodzice, rodzice Nurii, Alex, Oscar no i ma przyjść Dulce z Marciem, więc ty też się nie wywiniesz - zaśmiał się do Alcantary. 
   - Nie ma sprawy - uśmiechnął się. - Ale dziś już uciekam, bo taksówka na mnie czeka - znów podał dłoń Xaviemu, a mnie pocałował delikatnie w usta. 
   - Do jutra - zawołał za nim mój brat i zniknął w salonie, szukając Ikera. Wyszłam na zewnątrz razem z chłopakiem. 
   - Naprawdę jutro przyjdziesz? - uśmiechnęłam się, gdy ten objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie. 
   - Oczywiście, gdzieżbym przegapił okazję by poznać twoją rodzinę? - uśmiechnął się szeroko. 
   - Jesteś kochany, wiesz? - wspięłam się lekko do góry na palcach i musnęłam jego wargi, a ten cicho zamruczał.
   - Bo bardzo cię kocham - zaśmiał się i sam wpił się w moje usta, po czym zrobił w tył zwrot i ruszył do taksówki. - Do zobaczenia - zawołał i jeszcze mi pomachał. Zaśmiałam się i zaczekałam dopóki taksówka nie odjedzie, po czym wróciłam do środka. Weszłam do salonu, a tam zastałam Xaviego i Ikera, siedzących razem na kanapie. Xavi prosił go, żeby poszedł z nim do łazienki. To wyglądało komicznie. 
   - Iker, idziemy do tej wanny? - zapytałam, stając obok nich. Mały na mnie spojrzał, zeskoczył ze swojego miejsca i złapał mnie za rękę. 
   - Idziemy - pokiwał głową. Xavi na mnie patrzył z niedowierzaniem, a ja pokazałam mu tylko język i ruszyłam z malcem na piętro. Dzieci zawsze mnie lubiły, a ja je. Mój bratanek to był złoty unikat. Cwaniak z niego i tyle. 

***
  Wykorzystuję resztkę siły na ten dzień i dodaję rozdział :) 
 Pół dnia spędzone na dniu otwartym na komendzie, później Młodzieżowa Akademia Bezpieczeństwa. Było genialnie, moje klimaty, ale jedynie o czym teraz marzę to łóżeczko i sen :)  
 #AnimsThiagoAlcantara
Ps. Powinnam już wspominać o tym, że jeszcze dwa rozdziały i epilog?

środa, 26 marca 2014

catorce: te deseo

Barcelona, 2018 r. 
   Siedziałam od rana z Ikerem, ponieważ Nuria od rana musiała siedzieć w redakcji, a Xavi był w klubie, gdzie właśnie dziś Carles miał podpisywać umowę. Wszyscy, którzy o tym wiedzieli bardzo cieszyli się z powrotu naszego Tarzana na Camp Nou, no może nie żeby grać, ale trenować.
  Razem z Ikerem, który okazał się wspaniałym pomocnikiem, podlaliśmy kwiatki w ogrodzie, trochę posprzątaliśmy i nawet ugotowaliśmy razem obiad.
   Od rana SMS-owałam z Thiago, który miał dla mnie jakąś niespodziankę. Chciałam wyciągnąć od niego co to takiego, ale ten uparcie trzymał przy swoim. Wczoraj po tym spotkaniu przed domem nie mogłam się odpędzić od dogryzek braci, szczególnie Alexa! A najbardziej rozwaliło mnie jego hasło: Ej, to wy będziecie mieć ładne dzieci, takie kolorowe! Xavi dosłownie zachodził się ze śmiechu, a ja siedziałam i mierzyłam wzrokiem najstarszego brata. Jak dobrze, że Thiago nie musiał tego wysłuchiwać!
  Xavi wrócił pierwszy i oczywiście musiał mi zdać całą relację. Cieszyłam się, że obaj będą trenować, ale on to już w ogóle był w euforii. Xavi oglądał wiadomości sportowe, a ja siedziałam z Ikerem na ziemi przy stoliku i układaliśmy puzzle z podobizną Pluto i Goofy'ego. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc mój starszy brat wstał, zabierając do kosza ogryzek z jabłka i ruszył do wejścia.
   - O cześć! Wchodź - usłyszałam Hernandeza.
   - Cześć, jest Ariadna? - to był Thiago, a na dźwięk jego głosu od razu się uśmiechnęłam.
   - Pewnie. Jest z Ikerem w salonie. Chodź, chodź - zapraszał go, a po chwili obaj stanęli w progu salonu. Thiago miał na sobie jeansy i ciemnoszarą koszulę z podwiniętymi rękawami, w dłoni trzymał kluczyki od swojego samochodu, a z twarzy nie schodził lekki uśmiech. Podszedł do nas i usiadł na skraju kanapy, całując mnie w czubek głowy, a Ikerowi zmierzwił włosy, przez co mały zaczął się śmiać.
   - Mogę porwać twoją ciocię? - zaśmiał się do małego Hernandeza, a ten od razu zrobił poważną minę.
   - A oddasz mi ją?
   - No oczywiście, że ci ją oddam - odparł mu piłkarz, również całkowicie poważnie.
   - Bo to jest moja ciocia, a nie twoja - drążył nadal Iker.
   - Bez dwóch zdań - powiedział od razu. - To jak? Zgadzasz się?
   - Tak - pokiwał główką.
   - No wiesz? - spojrzałam na bratanka. - Ja bym się targowała. - zaśmiałam się, a ten wzruszył ramionami.
   - Dobra, dobra Kopciuszku. Nie musisz wracać przed północą - wyszczerzył się Xavi, a ja wstając, pokazałam mu język.
   - Pójdę się przebrać - zakomunikowałam i ruszyłam na górę.
     Thiago najpierw zabrał mnie do kina, a później na spacer. Chodziliśmy uliczkami Barcelony, ciągle o czymś rozmawiając, śmiejąc się i ściskając swoje dłonie. Po raz pierwszy wyszliśmy razem, tak, że ktoś mógł nas zobaczyć i uznać za prawdziwą parę. Teraz już wiem, że wtedy zawsze spotykaliśmy się u niego, nie tylko przez to, żeby Xavi się nie dowiedziała, ale i Julia także... Lecz nie chcę już tego rozpamiętywać. Ważna jest teraźniejszość.
Gdy znów wsiedliśmy do jego samochodu, wyjął ze schowka zwiniętą, czarną bandamkę.
   - Chcesz mnie porwać? - zaśmiałam się.
   - Obiecałem niespodziankę, prawda? - uśmiechał się.
   - Myślałam, że jest nią sam fakt, że po mnie przyjedziesz i wyjdziemy razem.
   - A jednak nie - skradł mi całusa i zawiązał chustkę na oczach, upewnił się, że faktycznie nic nie widzę i ruszył. Przez całą drogę starałam się wymyślać, gdzie Thiago mnie zabiera, ale tych pomysłów było mnóstwo i nie mogłam wycelować w żaden konkretny. Po jakichś 15 minutach byliśmy już na miejscu, bo chłopak zgasił samochód. - Poczekaj - powiedział i usłyszałam jak wychodził z samochodu, a po chwili otwiera moje drzwi. Podał mi dłoń i pomógł wysiąść, po czym zamknął drzwi i wziął mnie na ręce.
   - Mam się bać? - zaśmiałam się, obejmując rękami jego szyję.
   - Nie masz czego - roześmiał się i poczułam, że wyszedł po kilku schodkach. Otworzył drzwi i gdzieś weszliśmy. Postawił mnie na ziemi i stanął za mną, zdejmując bandamkę z moich oczu, a ja wtedy zobaczyłam ścianę, która była oszklona i przez nią widziałam niedaleko wybrzeże z plażą. To było cudowne. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były białe, a na środku stały dwie kanapy, niski stolik i na ścianie wisiał telewizor, a w kącie stał nowoczesny kominek z oszklonym paleniskiem, prócz tego było po prostu pusto. Odwróciłam się i spojrzałam na Thiago.
   - Co to za miejsce? - zapytałam.
   - Kupiłem go jeszcze zanim zdecydowałem się na Bayern - objął mnie w pasie. - Ojciec mi pomógł, dokładając się. Co prawda o tym miejscu wiedziałem tylko ja i on, nawet Rafa nic nie wiedział.
   - Ale wyjechałeś. On stał pusty przez te pięć lat? - zmarszczyłam brew.
   - Jak widać - sam się rozejrzał. - Ojciec się tu czasem zatrzymywał gdy bywał w Barcelonie. Wiesz dlaczego go kupiłem? - zapytał, a ja pokręciłam głową. - Bo chciałem tu z tobą zamieszkać - powiedział i założył moje włosy za ucho, lekko się uśmiechając, a ja po prostu się do niego mocno przytuliłam. Zaczął gładzić moje włosy.
   - Czyli mieszkasz tu teraz?
   - Tak. Odkąd wróciłem z mistrzostw, a w przyszłym tygodniu mam spotkanie z kupcem na mieszkanie.
   - Jeżeli chcesz, mogę ci pomóc tutaj urządzić - zaproponowałam, zaczepnie się uśmiechając.
   - Wolałbym gdybyś określiła, że nam - westchnął teatralnie. - Zamieszkaj tu ze mną - powiedział pewnie, a mnie to zaskoczyło, z resztą tak samo gdy powiedział, że kupił go z myślą 'o nas'.
   - Daj mi trochę czasu, dobrze? - pogłaskałam go po policzku.
   - Jasne - ucałował tą dłoń. - Chodź, pokażę ci najpiękniejszy zachód słońca - złapał moją rękę i pociągnął za sobą do wyjścia przez taras. Przeszliśmy kawałek i znaleźliśmy się już na plaży. Usiedliśmy razem na piasku, a ja się do niego przytuliłam. 
   - Masz rację, to najpiękniejszy zachód jaki kiedykolwiek widziałam - uśmiechnęłam się, gdy słońce już zniknęło za horyzontem.
   - Mówiłem - zaśmiał się.
   - Ale dlatego, że oglądany wspólnie z tobą - wyszczerzyłam się i delikatnie go pocałowałam, a on pogładził mój policzek.
   - Nie wiem czym sobie zasłużyłem na to, by znów tak z tobą siedzieć i cię całować.
   - Tym, że jesteś bardzo uparty - pokazałam mu język. - I tym, że walczyłeś - mocniej go przytuliłam. - I nie odpuszczałeś, gdy cię ignorowałam. Sprawiasz, że się uśmiecham...
   - I bardzo cię kocham - pocałował mnie w czubek głowy.
   Gdy już całkiem się ściemniło, postanowiliśmy wrócić do środka. Weszliśmy przez taras, trzymając się za dłonie.
   - Jesteś głodna? Możemy coś zamówić - powiedział Thiago i spojrzał na mnie. Podeszłam bliżej do niego i się przytuliłam.
   - Tylko wiesz, ja wcale nie jestem głodna - szepnęłam mu wprost do ucha, przygryzając dolną wargę, a moje dłonie powędrowały do guziczków jego koszuli.
   - A masz jakiś pomysł jak spędzić ten czas? - zamruczał.
   - Coś na to zaradzimy - szepnęłam i pozbyłam się jego koszuli, pchając go do ściany. Zaczęliśmy się całować, a po chwili Thiago odwrócił nas tak, że to teraz ja byłam przyparta do ściany. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową, a on obdarowywał pocałunkami moją szyję. Jego dłoń powędrowała na moje udo i lekko je uniósł.
   - Mogę cię gdzieś jeszcze zabrać? - zamruczał.
   - Mam tylko nadzieję, że niedaleko - zaśmiałam się cicho.
   - Spodoba ci się - puścił do mnie oczko i znów mnie wziął na ręce. Skierował się na górę po schodach i po chwili skręcił w jedne z drzwi. Tu ściany miały kolor beżowy, a drzwi były białe. Prócz tych wejściowych, znajdowały się dwoje następnych, oba uchylone. Jedne prowadziły do garderoby, a drugie zaś do łazienki. Na środku pokoju stało duże, zasłane łóżko. Ułożył mnie delikatnie na nim i zawisnął nade mną, a ja ujęłam jego twarz w dłoniach i pocałowałam. Nie chciałam już z niego rezygnować... Tęskniłam za nim. Thiago był moim pierwszym facetem, wtedy, pięć lat temu, chciałam żeby był i ostatnim. Nadal tego chcę. 

   Leżałam na brzuchu z głową skierowaną do Thiago, który leżał na plechach i również na mnie patrzył, a opuszkami palców przesuwał po moich odsłoniętych plecach. W pokoju tliła się tylko mała lampka, która oświetlała nasze twarze.
   - Te quiero - szepnęłam, a on się uśmiechnął.
   - Te amo - wyszczerzył się, a ja przysunęłam do niego i oparłam brodę o jego klatkę piersiową i spojrzałam na jego twarz.
   - I love you - cmoknęłam go w mostek.
   - Ich liebe dich - zaśmiał się, a ja wtedy wdrapałam się na niego i przytrzymałam nadgarstki.
   - No Alcantara, co jeszcze wymyślisz? - zapytałam zaczepnie, przygryzając dolną wargę.
   - Ti amo - powiedział i posłał mi całusa w powietrzu, a ja przysunęłam swoją twarz do jego i przesunęłam czubkiem nosa po jego policzku. - Hernandez, mało ci? - roześmiał się, a ja cicho zamruczałam. Od razu nas przeturlał i zaczął łaskotać. Zaczęłam się śmiać i zwijać pod nim.
   - Przestań, Thiago! - ciągle się śmiałam i nie mogłam już złapać oddechu. - Proszę! - automatycznie przestał i wpił się w moje usta. Takie tortury wolałam o wiele bardziej. 

 Otworzyłam oczy i zobaczyłam śpiącego Thiago. Uśmiechał się lekko przez sen, przez co wyglądał niezwykle słodko. Leżałam tak z dziesięć minut i ciągle go obserwowałam. W końcu stwierdziłam, że trzeba wstać i rozprostować kości. Wygramoliłam się po cichu by go nie obudzić. Weszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Owinięta w ręcznik, wróciłam do pokoju. Thiago nadal spał, a ja tylko pokręciłam głową. Odnalazłam swoją bieliznę, a jako górną część stroju zabrałam jego koszulę. Zeszłam po cichu na dół i zaczęłam się tam rozglądać. Odnalazłam kuchnię, gdzie napiłam się wody. Ze szklanką weszłam do salonu, gdzie usiadłam na kanapie, na której leżał zwinięty w kostkę koc, a na nim laptop Brazylijczyka. Otworzyłam go. Mam nadzieję, że Thiago nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli go użyję, w oczekiwaniu na jego pobudkę. Weszłam na portal z wiadomościami, poczytałam trochę, ale nie było tam nic ciekawego. Chciałam już go zamknąć, kiedy u dołu ekranu zobaczyłam ikonkę powiadomień ze skype. Isco właśnie stał stał się dostępny, a z tego co wiedziałam to razem z Blancą są jeszcze w Manchesterze. Jakoś wcześniej nie miałam okazji do niej na spokojnie zadzwonić i pogadać o tym, że wybaczyłam Thiago. Zadzwoniłam, a na ekranie pojawiła mi się przyjaciółka. Wprost o to mi chodziło!
   - Cześć - uśmiechnęłam się szeroko, a jej mina... Była po prostu zdziwiona.
   - Kochana, dlaczego masz na sobie męską koszulę i dzwonisz z konta Alcantary? CZY JA O CZYMŚ NIE WIEM?!
   - No właśnie dzwonię by ci powiedzieć - zaśmiałam się. - Pogodziliśmy się.
   - To dlatego paradujesz w jego koszuli - wyszczerzyła się. - Ale mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie będziesz żałować, bo wiesz, że trzymamy tu wszyscy za ciebie kciuki. Ja, Isco i nasz Junior!
   - A co ja? - usłyszałam w tle głos Alarcona i po chwili pojawił się w kamerce. - O, cześć Ari!
   - Cześć, kaczko!
   - Zabawne! Raz Blanca mnie tak nazwała to teraz każdy mnie tak nazywa! - udał obrażonego. - A co z tymi kciukami?
   - Bo trzymamy je za Ariadnę i Thiago, prawda? - ucałowała go w zarośnięty policzek.
   - A no tak, tak... Zaraz! To oni już są razem? - zmarszczył brew. - Tak właściwie to dopiero kilka dni temu moja kobieta uświadomiła mnie o tym co się działo z wami te pięć lat temu!
   - Myślałam, że już wcześniej to zrobiła - uśmiechnęłam się.
   - Nie, nie - Blanca pokręciła głową. - Pożył sobie trochę w niewiedzy.
   - Ale wy mówcie, jak tam z przyszłymi dziadkami? Jak reakcje?    
   - Moi, w przenośni, skakali ze szczęścia - wyszczerzył się piłkarz.
   - Moi byli lekko zaskoczeni i nawet już zaczęli nam ślub planować, ale zdecydowaliśmy, że pobierzemy się po narodzinach - Blanca pogłaskała się po brzuszku i po chwili wtuliła w ramię pomocnika. - Jutro wracamy do Madrytu, a potem przyjedziemy na ten ślub Maite i Martina - uśmiechnęła się. 
   - Nie mogę się doczekać! - uśmiechnęłam się i usłyszałam kroki z góry. Spojrzałam w kierunku schodów. Thiago schodził, ubierając T-shirt. Uśmiechnął się i usiadł obok, całując mnie w czubek głowy. - Witam śpiocha - zaśmiałam się.
   - Nie jestem żadnym śpiochem - pokazał mi język. - Cześć - uśmiechnął się do do Blanci i Isco.
   - Siemka stary, widać, że oboje promieniejecie - wyszczerzył się Alarcon. - Teraz żadne z was w swoim towarzystwie nie będzie przymulać, a wręcz przeciwnie - poruszył brwiami, a siedząca obok niego moja przyjaciółka, zdzieliła go porządnie po głowie. - No co, dorośli chyba wszyscy jesteśmy, nie? - zajęczał, pocierając bolące miejsce. 
   - Szczególnie ty Alarcon, leżąc od rana w łóżku i grając w jakieś durnowate gry na telefonie - odgryzła się Blanca. - A poza tym, twoje dziecko zaczyna się robić głodne - dodała, patrząc na niego. 
   - Czytaj: Isco, idź do kuchni - westchnął teatralnie, kręcąc głową. - To idę, pa i do zobaczenia - uśmiechnął się i zniknął z ekranu. 
   - A ja chyba pójdę popatrzeć jak obcina sobie nożem palce, nie mogłabym tego przegapić! - wyszczerzyła się brunetka. - Buziaki i do zobaczenia - puściła do nas oczko. 
   - Jasne, pa - zaśmiałam się. Dziewczyna się rozłączyła i zapewne pobiegła za swoim facetem. Wtedy odwróciłam się do Thiago i przywitałam go soczystym buziakiem. 
   - Słodko - zamruczał. - Złodziejko koszul - pokazał mi język.
   - Ja nie jestem żadną złodziejką - zaśmiałam się i wtuliłam w jego ramię, a on znów ucałował mnie w czubek głowy. 

***
Visca el Barca!  
To naprawdę były pełne emocji derby! 
A... Zapomniałabym! Ten rozdział wcaaale nie jest dedykowany S. Tak tylko... :D Tej złej, niedobrej Madridistce ;*

poniedziałek, 17 marca 2014

trece: la boda

Barcelona, 2018 r.
 Wstałam z szerokim uśmiechem na ustach. Tak po prostu. Wzięłam prysznic i się przebrałam. Zeszłam na dół, kierując się od razu do kuchni, gdzie zastałam resztę domowników. Siedzieli przy stole, na którym było już gotowe śniadanie.
   - Cześć - uśmiechnęłam się do nich ucałowałam w policzek Ikera, Nurię i na końcu mojego brata, obok którego było miejsce z wolnym talerzykiem i kubkiem na poranną kawę.
   - A co ty taka od rana uradowana, co? - zaśmiała się Nuria i wytarła buźkę swojego synka, która była cała w owsiance.
   - Bo wczoraj spotkała się ze swoim Romeo - zaśmiał się Xavi pod nosem, a ja szturchnęłam go łokciem w żebro i nalałam sobie kawy do kubka.
   - To faktycznie dlatego tak wczoraj wyleciała? - śmiała się moja bratowa.
   - Wyszłam tylko porozmawiać! - obruszyłam się.
   - Tak to się teraz nazywa? - wyszczerzył się mężczyzna, a ja miałam ochotę go uderzyć, serio!
   - Ej, no! Jednak jesteś typowym starszym bratem! - pokręciłam głową. - Będę się zaraz zbierać, bo umówiłam się z dziewczynami. Maite ma iść na przymiarkę sukni. - powiedziałam, po czym wzięłam się za smarowanie kromki chleba białym serkiem.
   - No fakt, bo to już niedługo - pokiwała Nuria. - Teraz polecicie każda po kolei, zobaczycie - zaśmiała się Hiszpanka.
   - Jak na razie to i Tello i Montoyę i jeszcze Isco, ale z ich ślubem jeszcze nic nie wiadomo przycisnęła akcja z brzuszkiem - zaśmiałam się i upiłam trochę kawy.
   - Ciebie może też przyciśnie kiedyś - nagle usłyszeliśmy głos naszego najstarszego brata, który przekroczył próg kuchni. - O, jak ja zawsze fajnie trafiam! Śniadanko! - Alex klasnął w dłonie, a wtedy Xavi wstał i przywitał się z nim z uśmiechem na ustach.
   - A co ty tu robisz? - zaśmiał się, ale nagle spoważniał. - I wiesz, puka się jak wchodzi się do czyjegoś domu. - powiedział na żarty, bo przecież dobra znaliśmy nawyki Alexa.
   - No tak, ty to dla mnie gówniarz jesteś i mógłbyś mi po zapałki do kiosku latać, a tu mnie jeszcze upomina - śmiał się. Przywitał się ze mną, później z Nurią i na końcu z naszym bratankiem. - Jestem, bo znudziła mi się paplanina naszej kochanej mamy, że na stare lata też można sobie kogoś znaleźć - wzruszył ramionami. - Wziąłem sobie wolne w pracy i postanowiłem odwiedzić rodzinkę w Barcelonie - wyszczerzył się.
   - Bo mama ma rację, ale i tak na ciebie nic już nie znajdzie. Zawziąłeś się - Xavi dostawił krzesło do stołu, czysty talerz i kubek, zapraszając Alexa do stołu.
   - No dokładnie! Mnie tam do szczęścia nie jest kobieta potrzebna, a jak się chce coś... - przerwał, bo napotkał karcące spojrzenie Nurii, która po chwili wskazała na swojego trzyletniego synka. - No co? I tak na razie nie rozumie - zaśmiał się. - Aria, a ty? - spojrzał na mnie. - Kiedy poznamy twego księcia z bajki? Bo mama o tym też czasem wspomina.
   - Nie ma żadnego księcia z bajki - mruknęłam znudzona.
   - Jak to nie? To z kim się wczoraj całowałaś pod bramką? - wypalił specjalnie Xavi, Nuria zaśmiała się pod nosem, Alex zakrztusił się kawą, Ikerowi upadła akurat łyżeczka na podłogę, a ja z tego wszystkiego strzeliłam buraka!
   - Ty, to dobra jest - wyszczerzył się najstarszy.
   - Wiecie co? - jęknęłam. - Czuję się jakbym nie miała tych swoich dwudziestu sześciu, a sześć lat, siedzę przy stole i słucham dogryzek starszych braci... Tylko Oscara brakuje! - pokręciłam głową i dopiłam swoją kawę. - Idę, bo spóźnię się na to spotkanie z dziewczynami! - ucałowałam każdego kolejno w policzek.
   - To ty Xavi chyba okularów potrzebujesz, to w końcu była wczoraj księżniczka czy książę? - wyszczerzył się Alex, a ja tylko uderzyłam się w czoło i pokręciłam głową, pytając za jakie grzechy los obdarował mnie takim rodzeństwem? No chociaż Xavi chyba z całej trójki chłopaków był najnormalniejszy! Ubrałam buty i zabrałam swoją torbę. Włożyłam słuchawki do uszu i wyszłam z domu, kierując się w stronę centrum.
  Kuzynka Maite miała swój salon sukien ślubnych, gdzie na dodatek na miejscu szyli je na zamówienie. Otwierany był później, ale dziewczyna dla kuzynki przyszła wcześniej by ta przymierzyła swoją sukienkę ślubną.
 Przez całą drogę myślałam o wczorajszym wieczorze. O Thiago, o sobie, o nas... Nie wiedziałam czy dobrze robię, ale zawsze wpajano mi, a w szczególności robił to Xavi, że każdy zasługuje na drugą szansę... I Thiago właśnie taką dostał. W jednej chwili jakby zapragnęłam mu ją dać i spróbować znów być szczęśliwa.
  Gdy tylko dotarłam pod salon, akurat obok parkowała swój samochód Lorena. Zaczekałam na nią i razem weszłyśmy do środka, a tam przywitałyśmy się już z Niną, kuzynką Dominguez, obecną Dulce, której obecność nas nieźle zaskoczyła, bo przecież miała być nadal z Marciem na wakacjach!
   - Wróciliśmy nad ranem, więc stwierdziłam, że nie opuszczę takiego wydarzenia jak przymiarka sukni ślubnej przez Maite - wyszczerzyła się.
   - No, ale dlaczego wcześniej wróciliście? - Lorena zmarszczyła brew.
   - Wyobraźcie sobie, że wczoraj popołudniu zadzwonił bliźniak Marca, stękał, że miał wypadek i jest w szpitalu. Oboje się przestraszyliśmy i jednogłośnie stwierdziliśmy, że wracamy. Na miejscu Marc zadzwonił do swoich rodziców i pyta co z Ericiem, a tu się okazuje, że tamten już od razu był w domu, z jedynie skręconą kostką, a dlatego, że zleciał z kilku szczebli drabiny. W tamtym momencie myślałam, że Marc się tam przeteleportuje i przyłoży Ericowi - dokończyła się Cunillera, a my wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem i wtedy zza jednych z drzwi wyszła Maite w długiej, białej sukience z gorsetem zdobionym maleńkimi, przeźroczystymi kamyczkami i prostą suknią, sięgającą do samej ziemi.
   - Wow - zawołałam z wrażenia. - Wyglądasz w niej prześlicznie! - wyszczerzyłam się.
   - Chyba zaczynam ci zazdrościć - westchnęła Dulce.
   - No to Bartre za fraki i pod ołtarz - zaśmiała się Lopez.
   - Z nim to raczej nie byłoby problemu, bo jest w ciebie zapatrzony - dorzuciła przyszła panna młoda.
   - To czyli na następny ślub idziemy do Bartry i Dulce? - wyszczerzyłam się. - Jestem za!
   - Hola, hola! - zaśmiała się dziewczyna. - Ja tu jestem i nic nie wiem jak na razie o swoim ślubie!
   - Ale to co do sukienki to wiesz gdzie się zgłosić - Nina puściła do niej oczko. - A tak właściwie - zamyśliła się. - Dziewczyny, jeżeli chcecie to też możecie przymierzyć sobie suknie, co? Jest jeszcze sporo do otwarcia to możemy się pobawić - zaśmiała się.
   - O właśnie! To świetny pomysł! - Maite klasnęła w dłonie. - Wybieracie i wskakujecie w sukienki! Wszystkie sobie chwilę w nich poparadujemy!
   - No dobra, ale ja już raz taką na sobie miałam - uśmiechnęła się Lorena.
   - A to nie szkodzi, możesz ubrać jeszcze raz i przypomnieć sobie jak to jest - powiedziała Nina i pociągnęła nas za sobą na zaplecze. 

   Z pomieszczenia wyszłam ostatnia, tuż za Loreną. We trzy stanęłyśmy w rzędzie bok Maite, która na nas cierpliwie czekała. Każda z nas miała inną sukienkę; Maite swoją, a Lorena miała bogato zdobioną, z maleńkimi bufkami i szerokim rondem spódnicy. Wyglądała troszeczkę jak z innej epoki, no ale to miała być przecież tylko zabawa, bo stwierdziła, że w takiej nigdy by nie stanęła przed ołtarzem. Dulce miała całkowicie prostą, ale prześliczną. Moja miała prostą górę na szerokich ramiączkach i szerszą spódnicę, chociaż nie aż tak jak w sukience Lopez. Chciałyśmy namówić też Ninę do przebrania się, ale wybroniła się faktem, że nie zdążyłaby się przebrać z powrotem przed otwarciem.
   - To która następna? Dulce czy Ariadna? - zaśmiała się Lorena.
   - Blanca! - powiedziałyśmy równo z Cunillerą po czym wybuchnęłyśmy we dwie śmiechem.
   - Tak, wystawiajcie nieobecną - odparła Maite. - Chociaż macie rację - wyszczerzyła się po chwili.
   - No chyba, że zdecydują się nie żenić - zauważyła Dulce.
   - Poznałam jej rodziców, bez ślubu się nie obejdzie - pokręciłam głową, cicho się śmiejąc i wtedy usłyszałyśmy dzwoneczek, który informował, że ktoś wchodzi do sklepu. Jak na zawołanie, wszystkie spojrzałyśmy w tamtym kierunku. Przed nami pojawiło się trzech mężczyzn.
   - Witam drogie panie - wyszczerzył się Bartra. - Ale to w końcu, która pani wychodzi za mąż? - zażartował.
   - Wszystkie cztery, a co? Nie pasuje coś? - zachichotała Dulce, a on szybko podbiegł do niej i objął ramieniem.
   - Ale wiesz, kochana - wyszczerzył się. - Potrzebujesz do tego pana młodego - cmoknął ją w policzek.
   - Myślę, że jakiś się kiedyś znajdzie - pokazała mu język, a ten się zaśmiał.
   - A gdzie zgubiliście Martina? Kupiliście z nim ten garnitur? - zaciekawiła się Maite.
   - Tak, tak - pokiwał głową Rafael, po woli się do nas zbliżając. - Wszystko kupione, a Tello go pilnuje w samochodzie, bo w końcu jak to mówią, miałby pecha gdyby zobaczył Maite w sukience przed ślubem, nie? - zaśmiał się, a ja wtedy spojrzałam na trzeciego, który był tuż za swoim młodszym bratem. Uśmiechnęłam się lekko do niego, a on tak jak zamierzał, stanął za mną i objął mnie delikatnie w pasie.
   - Wyglądasz cudownie, wiesz? - szepnął mi do ucha po czym oparł swoją głowę na moim ramieniu, a ja skradłam mu szybkiego całusa. Spojrzałam w lustro. Byliśmy tam my, razem. Thiago też wtedy patrzył w tym kierunku z lekkim uśmiechem. Usłyszeliśmy odchrząknięcie młodszego Alcantary i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie byliśmy tu przecież sami, tylko wśród naszych przyjaciół, którzy nie wiedzieli o naszej wczorajszej rozmowie.
   - Tak, że ten... - mruknął zdezorientowany Rafa. - Braciszku, ja o czymś czasem aby nie wiem? - przymrużył powieki. - Chociaż... E tam, ważne że zakład wygrałem! - machnął ręką.
   - Jaki zakład? - zdziwiłam się i najpierw spojrzałam na Rafinhę, a później na Thiago.
   - Ja nic nie wiem - bronił się pomocnik. - Właśnie Rafa, jaki zakład? - wszyscy spojrzeli na niego.
   - A takie tam... - wyszczerzył się. - Założyłem się z ojcem, że zejdziecie się jeszcze przed ślubem Martina i Maite, on obstawiał dłuższy okres czasu - śmiał się, a ja znów spojrzałam na starszego, bo nie miałam pojęcia, że Mazinho wiedział o nas.
   - Potem porozmawiamy - szepnął i pocałował mnie w czoło.
   - Ale tak szczerze, gdyby chłopaki nam później nie powiedzieli o was to bym nie uwierzyła, że byliście kiedyś razem - uśmiechnęła się Dominguez.
   - Thiago narozrabiał, ale to chyba dobrze, że się zeszliście z powrotem - dopowiedziała Lorena.
   - W końcu na legalu będę do niej mógł mówić 'bratowa' - Rafa poruszył brwiami.
   - Dobra, dobra - uśmiechnęła się Lorena. - Chodźmy się już może przebrać - wskazała na drzwi do pomieszczenia, gdzie były nasze ubrania. Skierowałyśmy się tam we czwórkę, ale Thiago nie chciał puścić mojej dłoni. Zaśmiałam się jedynie pod nosem i spojrzałam na niego, a ten dopiero wtedy puścił. Weszłam za dziewczynami i zaczęłam się przebierać. 
   - Opowiadaj wszystko, co i jak! - wyszczerzyła się od razu Dulce. - Przecież gdy was ostatnio razem widziałam to tak jakby on dla ciebie nie istniał - dorzuciła przejęta. 
   - Ale wczoraj wieczorem się z nim spotkałam - uśmiechnęłam się lekko. 
   - I? - ciągnęła Maite. 
   - Zaczął mnie przepraszać, a ja go wyzywać od idiotów i dupków oraz mówić, że go nienawidzę - śmiałam się. - A późnej tak się potoczyło, że postanowiłam mu wybaczyć - powiedziałam ciszej. - Nadal go kocham - uśmiechnęłam się. 
   - Jesteście przykładem, że na tym świecie istnieje taka miłość, która przetrwa wiele - zauważyła Lorena. 
   - Ale to dobrze - dodała Maite. - Przynajmniej nie będziecie sobie skakać do gardeł na naszym ślubie, ale wręcz przeciwnie - pokazała mi język, a my się zaczęłyśmy się śmiać. 
   
    Gdy wyszliśmy ze sklepu każdy się rozjechał w swoją stronę, a Thiago odwiózł mnie do domu, na moją prośbę. Z chęcią spędziłabym resztę dnia z nim, tak jak proponował, ale jednak musiałam wrócić, bo w końcu Alex przyjechał do nas w odwiedziny, a poza tym muszę popilnować czy Xavi wytrzyma z naszym starszym braciszkiem, który już od rana, jak było widać, miał za dobry humorek.
  Alcantara zaparkował samochód pod domem Xaviego i kazał mi poczekać, a sam wysiał i okrążył auto. Otworzył mi drzwi i podał ręką, pomagając mi wysiąść. Oparł się o maskę i przyciągnął mnie do siebie, obejmując w pasie. 
   - Dziękuję - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta. 
   - Chciałbym żeby już tak było zawsze - rozmarzył się, a ja cicho zaśmiałam. 
   - A tak właściwie... - przypomniałam sobie. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na Thiago. - Nie wiedziałam, ze twój ojciec wiedział o nas. 
   - Bo to było tak, że mój ukochany braciszek na samym początku wyśpiewał wszyściutko ojcu, a ten to nawet się ucieszył, bo zawsze jako jedyny jakoś nie trawił Julii, czego nikt nie rozumiał - wzruszył ramionami. 
   - To teraz wiem dlaczego mi się tak przyglądał wtedy przed twoją prezentacją na Camp Nou - objęłam rękami jego szyję, bawiąc się palcami jego włosami. 
   - Potem stwierdził, że jestem kretynem, bo cię skrzywdziłem - zaśmiał się. 
   - Bo jesteś - pokazałam mu język, a ten wtedy zaczął mnie całować. Wtedy usłyszałam okrzyk radości, który należał do mojego bratanka. Odwróciłam głowę i zobaczyłam swoich braci, bratową oraz Ikera, którzy wracali ze spaceru. Poczułam, że się czerwienię i zrobiłam krok w tył od Brazylijczyka lekko zmieszana, a wyszczerzeni Xavi z Alexem tak po prostu przywitali się z Thiago, a Nuria puściła do mnie dyskretnie oczko. 

***
 Piękna wczorajsza wygrana Barcelony ^^

niedziela, 9 marca 2014

doce: mi chica ideal

Barcelona, 2018 r.
  Stałam przy kuchennym blacie i zasypywałam dwie kawy, dla siebie i Jordiego. Miałam na sobie swoje szorty i koszulkę, którą pożyczyłam od piłkarza. Nastawiłam czajnik z wodą i oparłam się o szafkę, ziewając.
   - Dzień dobry - do kuchni właśnie wkroczył obrońca, mocno się wyciągając. - Matko, mój kręgosłup - skrzywił się od razu i usiadł na krześle.
   - A mówiłam, że ja zostanę na kanapie, a ty idziesz do swojego łóżka? To ty nie! - zaśmiałam się.
   - Daj spokój, jesteś moim gościem, więc nie było nawet dyskusji - machnął ręką. - Robisz może kawę?
   - A no robię - pokiwałam głową.
   - Jesteś skarbem - wyszczerzył się. - A co do tej kanapy... To myśląc przyszłościowo, muszę ją wymienić - mruknął i zaczął rozmasowywać sobie kark.
   - No tak, w razie kolejnej kłótni z Victorią, gdzieś będziesz musiał spać - zaśmiałam się.
   - Jeszcze nawet nie rozmawialiśmy, a ty już nam wróżysz kolejną kłótnie? Fajnie nam życzysz! - oburzył się zabawnie.
   - Tobie Jordi, zawsze - pokazałam mu język i wtedy usłyszałam, że woda się gotuje. Odwróciłam się i zalałam wrzątek do kubków. Postawiłam oba na stole i usiadłam na drugim krześle. Alba objął rękami kubek, a ja podparłam głowę na ręce.
   - I co teraz? - zapytał cicho, a ja spojrzałam na niego. Jordi był i jest moim przyjacielem. Nie wiedziałam czy dobrze robię, całując go wczoraj... Ale tym mu pomogłam. Byłam już przeszłością. Powiedział, że nic nie poczuł. W pierwszej chwili nie wiedziałam czy powiedział prawdę, czy tylko dlatego bym nie poczuła się niezręcznie. Uwierzyłam mu, bo stwierdził, że musi porozmawiać z Victorią, pogodzić się.
   - Zadzwonisz do niej i poprosisz o spotkanie. - odparłam pewnie.
   - A jeżeli nie będzie chciała rozmawiać? - mruknął i upił łyk kawy.
   - Jeżeli nie spróbujesz to się nie dowiesz - uśmiechnęłam się. - Dobra, Jordi - westchnęłam. - Idę się przebrać - wskazałam na jego koszulkę, którą miałam na sobie. - I wracam do domu, bo znając mojego braciszka to zaraz będzie snuł wyobrażenia o moim ślubie, bo nie wróciłam na noc - zaśmiałam się i cmoknęłam go w policzek, udając się do jego pokoju, gdzie była reszta moich rzeczy. Przebrałam koszulkę, wzięłam torbę i wróciłam do kuchni by dopić swoją kawę.
   - Ari, porozmawiam z Vici, jeżeli ty też mi coś obiecasz. - mruknął niepewnie obrońca.
   - O co chodzi? Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na swoim krześle.
   - Jeżeli ja mam sobie ułożyć życie, to ty też.
   - Chyba nie rozumiem... - spojrzałam na niego pytająco. - Jordi, jeżeli w przyszłości kogoś poznam to być może sobie ułożę to życie. Nie będę przecież szukać kogoś na siłę i zakochiwać się. - wzruszyłam ramionami.
   - Tylko, że ty już nie musisz się zakochiwać, Ari - zaśmiał się pod nosem. - Przecież nadal kochasz i oboje wiemy kogo. - powiedział pewnie. - Porozmawiaj z nim. - mruknął, a ja ciągle patrzyłam na przyjaciela i trawiłam to co mówił, czy czasem się nie przesłyszałam.
   - Skąd nagle taka postawa co do Thiago? - zapytałam.
   - Bo przecież wszyscy nadal się przyjaźnimy - westchnął. - Stało się to co się stało i nic go nie usprawiedliwia, ale minęło sporo czasu, oboje dojrzeliście i wydorośleliście, ale wasze uczucia raczej się nie zmieniły - kręcił głową. - Ostatnio to nawet Rafa was wyklinał, że patrzycie na siebie, a normalnie porozmawiać i wyjaśnić wszystkiego to już sobie nie możecie! - mówił ironicznie. - Daj mu szansę.
   - Szansę? - zakpiłam.
   - Źle się wysłowiłem... - podrapał się po karku. - Nie żebyście od razu byli ze sobą czy coś, ale porozmawiajcie i przecież możecie się przyjaźnić, bo przebywacie zawsze w tym samym towarzystwie.
   - Jordi, nie wiem - spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Z jednej strony miał rację, że powinno to się jakoś uspokoić, bo mamy wspólnych przyjaciół, ale... Z drugiej strony jakoś nie potrafiłam. 

  Weszłam do domu i położyłam torbę w korytarzu. Przekroczyłam próg kuchni i rzuciłam krótkie 'cześć' do Xaviego, który siedział przy stole i z kubkiem kawy. Tradycyjnie musiałam mu ją podkraść i upić kilka łyków. Czekałam na początek jakiegoś kazania w stylu, że mogłam zadzwonić i uprzedzić, że nie wrócę, bo w końcu mieszkam w jego domu i tak dalej, a on po prostu na mnie spojrzał i nie odzywał się przez chwilę.
   - Byłaś u Thiago? - wypalił po chwili, a ja zakrztusiłam się jego kawą. Odstawiłam kubek na stół obok Hernandeza i próbowałam się uspokoić. Najpierw Jordi, a teraz on... Co z nimi?!
   - A skąd założenie, że mogłam być właśnie u niego? - zmarszczyłam brew. Nie zaprzeczę, dosyć mocno mnie zaskoczył, bo nie wiem skąd mu się to wzięło. Dlaczego akurat u niego?!
   - No nie wiem, ale... - zamyślił się.
   - Ale? - patrzyłam ciągle na brata.
   - Bo przecież się przyjaźniliście, a teraz tak jakoś... - plątał się jak mały dzieciak. - Bo wróciłaś przedwczoraj w jego bluzie i tak sobie jakoś dziwnie pomyślałem, że może coś pomiędzy wami jest więcej? - mówił. Dobrze braciszku kombinujesz, ale chyba jakieś pięć lat po fakcie... - Ty jesteś sama i on też, więc nie widzę problemu. Gra w mojej drużynie, ale ja to bym akceptował.
   - Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz nas swatać ze sobą? - spojrzałam na niego i roześmiałam się.
   - Dobra, Ari! Zapomnij! Wygłupiłem się - wymachnął rękami. - Więc gdzie byłaś? - uśmiechnął się lekko.
   - Zasiedziałam się wczoraj po pracy u Jordiego. Nie chciał żebym wracała sama po nocy, więc zostałam - wzruszyłam ramionami.
   - No dobrze, wiesz że wcześniej myślałem, że pomiędzy wami coś będzie? - zaśmiał się i podrapał po brodzie.
   - Ty już lepiej nie myśl - zaśmiała się Nuria, która właśnie weszła do kuchni z Ikerem na rękach. Gdy mnie zobaczył, od razu stwierdził żebym to ja go jednak już teraz trzymała. - Tak ci się śpieszy żeby siostrę za mąż wydawać? - uśmiechnęła się, a Xavi pociągnął ją na swoje kolana.
   - Nie, że mi się śpieszy, ale no mogłaby już jakoś pomyśleć o ustatkowaniu się, prawda?
   - Ja sama zadecyduje kiedy przyjdzie na to pora, a teraz moim jedynym kawalerem jest mój ukochany bratanek - wyszczerzyłam się i ucałowałam policzek malca, a on się zaśmiał.
   - Jak to mówią, to pies na kobiety. Rano randkował z panią z tego spożywczaka za rogiem - śmiała się Cunillera.
   - Nadrabia za ojca - pokazałam język bratu, a ten tylko spojrzał na mnie błagalnie. 

   Siedziałam na ławce w parku z zadowoloną miną i poprzez okulary przeciwsłoneczne patrzyłam się w bezchmurne niebo. Wszystko było tak jak miało być. Jordi wyjaśnił sobie wszystko z Victorią i jest już pomiędzy nimi dobrze. Blanca z Isco wyjechali już z Katalonii, razem i bardzo szczęśliwi. Chłopak przejął się tak tym wszystkim, że już podobno wymyślił dwie opcje, jak będzie miało na imię ich dziecko. Jeżeli będzie to dziewczynka - Valeria, a chłopiec - Cesar. Blanca się z niego naśmiewa, że pewnie jak tylko znajdą się w jego mieszkaniu w Madrycie, on zacznie planować wygląd pokoiku dla dziecka.
  Marc to już chyba świata nie widzi poza Dulce. Czyli to był bardzo dobry krok, że wtedy zabrałam ją na tą imprezę! Dzięki temu leniuchują sobie od przedwczoraj na Mallorce, bo w końcu są wakacje!
  Siedziałam tak sobie i rozmyślałam o nich wszystkich, kiedy zorientowałam się, że ktoś siada obok mnie. Zdjęłam okulary i spojrzałam na tego kogoś... Thiago! Tylko co on tu robił?
   - Cześć - odezwał się pierwszy.
   - Cześć - mruknęłam cicho.
   - Ładna pogoda - powiedział jakby zakłopotany. No tak... Nie wiesz co powiedzieć? Zacznij nawijać o pogodzie... Nie odezwałam się. - Możemy pogadać? - spojrzał na mnie.
   - Naprawdę, Thiago... - przewróciłam oczami. - O czym niby chcesz rozmawiać? 
   - O nas - odpowiedział. 
   - O nas?  - zakpiłam. - Thiago, nie ma NAS -  zaakcentowałam. - I bardzo dobrze wiesz dlaczego - warknęłam i wstałam, ruszyłam przed siebie. Dogonił mnie i złapał za nadgarstek, odwrócił mnie do siebie. 
   - Posłuchaj, może ci się to wydawać niemożliwe, ale ja też czuję! - mówił, patrząc mi w oczy. - Nie chcę żeby tak to wszystko wyglądało, Ari! 
   - Nie obchodzi mnie to - udawałam twardą, a wcale tak nie było. Chciało mi się ryczeć. 
   - Nie kłam - pokręcił głową. - Przepraszam - szepnął, a ja zmarszczyłam brew. - Nie powinienem tak robić. Przepraszam cię, Ariadna. Nie chciałem żeby tak wyszło. Chciałem skończyć to co było pomiędzy mną i Julią, ale to było trudne, a później mnie zaskoczyła wcześniejszym przyjazdem. 
   - No to trochę ci nie wyszło - zauważyłam. - Bo pojechała z tobą do Monachium. 
   - A wiesz dlaczego wróciła po miesiącu? - zapytał poważnie. - Bo powiedziałem jej o tobie. Nie potrafiłem tego ukrywać, bo cię kocham. Nadal cię kocham. Nie chciałem okłamywać samego siebie. - powiedział, co mnie zaskoczyło, bo stałam i bez wyrazu na niego patrzyłam. - Powinienem ci o tym powiedzieć już wtedy, gdy usłyszałem, że mnie kochasz. Stchórzyłem, rozumiesz?
   - Szkoda, że wtedy nie byłeś ze mną taki szczery. - powiedziałam łamiącym się głosem i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku. - I tak, masz rację... Jesteś tchórzem i skończonym dupkiem! - poczułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
   - Wiem o tym - spojrzał na mnie smutno. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to naprawić. 
   - Idiota - rzuciłam w jego stronę, powstrzymując łzy. - Kretyn i dupek! 
   - Rozumiem cię doskonale - mówił z pokerową miną. - Coś jeszcze? - patrzył na mnie, a ja odwróciłam wzrok i chciałam odejść, ale... 
   - Tak, jeszcze coś - zacisnęłam zęby i z całej swojej siły uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. Zareagował spokojnie, odwrócił twarz i przymknął powieki. W jednym momencie zrobiło mi się go szkoda i zbliżyłam się do niego. Położyłam delikatnie dłoń na policzku, po którym przed chwilą dostał i lekko przygryzłam wargę. Spojrzał na mnie niczym mały szczeniak, a ja wspięłam się na palcach i złączyłam nasze wargi. Teraz uświadomiłam sobie jak cholernie za nimi tęskniłam... Tęskniłam za nim, tęskniłam za jego dłońmi, które właśnie ułożył na mojej talii, za językiem, który zawsze delikatnie pieścił moje podniebienie. Trwaliśmy tak przez chwilę, a ja czułam się jak w jakiejś dennej komedii romantycznej i brakowało tylko żeby lunął deszcz! Oderwałam się po chwili od niego i oboje zaczęliśmy łapać oddech. Był zaskoczony tym co zrobiłam, ale chyba ja też. I chyba tego pożałowałam, bo zmieszałam się i zrobiłam dwa kroki do tyłu. Żadne z nas się nie odezwało. Ułożyłam sobie dłonie na ramionach i lekko przygarbiona ruszyłam w stronę wyjścia z parku, a po policzku spływała mi pojedyncza łza. Nie wiedziałam co mam teraz myśleć, robić... Alba miał rację, ja nadal go kochałam...

  To był wieczór tego samego dnia. Iker już dawno spał, bo wymęczyłam go popołudniu na placu zabaw. Na jednej kanapie siedziała Nuria przytulona do mojego brata, a ja rozłożyłam się na drugiej. W telewizji akurat leciała szósta część "Szybkich i Wściekłych", film z serii, która chyba nigdy mi się nie znudzi, chociaż znam już ją na pamięć. To był praktycznie początek filmu, a mi już ktoś zaczął przeszkadzać. Usłyszałam dźwięk swojej komórki, informujący mnie, że właśnie dostałam SMS. Westchnęłam i wyjęłam telefon z kieszeni. Od Thiago. Otworzyłam ją. Możemy porozmawiać? - napisał, a ja wtedy dziwnie się poczułam. Chciał jeszcze rozmawiać... 
   - Wszystko w porządku? - zapytał mój brat, a ja wtedy zorientowałam się, że wpatrywałam się z ten ekran już chwilę, bez żadnej zewnętrznej reakcji. 
   - Tak, tak - pokiwałam głową i otworzyłam okienko odpowiedzi. Przygryzłam dolną wargę i westchnęłam. Odpisałam, że się zgadzam i położyłam telefon na swoim brzuchu, wbijając wzrok w telewizor. Po chwili przyszła kolejna odpowiedź. Za dwie minuty będę pod domem Xaviego. - przeczytałam i odłożyłam telefon. Dopiero po chwili to do mnie doszło. Zerwałam się i wybiegłam na górę, by wziąć jakąś bluzę, a Xavi z Nurią, zdziwieni ciągle mnie obserwowali. Wpadłam do pokoju i rozejrzałam się za jakimś okryciem. Na krześle, przy biurku wisiała przewieszona bluza Thiago, która nadal u mnie była. Położyłam dłoń na niej i wpatrywałam się w nią chwilę. Ubrałam ją, bo na zewnątrz nie było za ciepło, a i tak miałam mu ją oddać. Jak na złość nadal nim pachniała. Zbiegłam na dół po schodach i zaczęłam ubierać swoje adidasy w przedpokoju. 
   - Wychodzisz gdzieś? - usłyszałam głos Xaviera. 
   - Zostaw ją - skarciła go Nuria. - Umówiła się pewnie z jakimś Romeo - zaśmiała się. 
   - Dobra, dobra - pokręciłam głową. - Za niedługo powinnam być. - dorzuciłam i wyszłam z domu.
   Wtuliłam się bardziej w dres piłkarza i szłam do furtki. Wyszłam na chodnik przed domem i wtedy właśnie podszedł Alcantara, zdejmując z głowy kaptur. Skrzyżowałam ręce na piersiach i patrzyłam wyczekująco na niego. 
   - Chciałeś rozmawiać - mruknęłam. 
   - Może się przejdziemy? - zaproponował, a ja po chwili skinęłam głową. Szliśmy w ciszy ramię w ramię, wolnym krokiem. 
   - Thiago... - zaczęłam w pewnym momencie. 
   - Ari, ja nie odpuszczę - zatrzymał się, a ja spojrzałam na niego. - Kocham cię, rozumiesz? I obiecuję ci, że już nigdy cię nie okłamię ani nic przed tobą nie ukryję. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę żebyś wiedziała, że nadal tak jest. Nigdy nie mogłam przestać myśleć o tobie, o twoich oczach, ustach... - niepewnie uniósł dłoń i odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka. - Mówią, że nie ma ideałów, ale ja właśnie swój znalazłem i ty nim jesteś. - uśmiechnął się lekko, a ja czułam, że z sekundy na sekundę coraz bardziej się rozklejam. Zacisnęłam pięść i zrobiłam krok do Thiago. Przygryzłam wargę, mając już łzy w oczach. 
   - Nienawidzę cię - załkałam i uderzyłam go lekko w pierś, a on wyciągnął ramiona i mocno mnie przytulił, ja nadal płakałam. - Nienawidzę cię za wszystko - wydukałam, płacząc, a on po prostu gładził mnie po plecach, co o dziwo mnie uspokajało. Po chwili umiarkowałam już oddech i przyłożyłam głowę do jego lewej piersi, wsłuchując się w rytm bicia serca Thiago. Musiałam przyznać, że cholernie dobrze mi było w jego ramionach, tak bezpiecznie i błogo. - Thiago... - szepnęłam po chwili. 
   - Tak, wiem. Nienawidzisz mnie – odparł cicho, nadal głaszcząc moje plecy poprzez materiał swojej bluzy, którą miałam na sobie. 
   - Nie - pokręciłam głowę i podniosłam ją, patrząc mu prosto w oczy. - Kocham cię - powiedziałam cicho i zobaczyłam lekki zarys uśmiechu na jego ustach. Oparł swoje czoło o moje i szerzej się uśmiechnął, a ja wtedy już odpowiedziałam tym samym. To nie tak, że o wszystkim zapomniałam i będzie już pięknie i cudownie. Nie. Ponownie wyznając mu miłość, nie zapomniałam tego co mi zrobił lecz wybaczyłam. Kochałam tego głupka i nic na to nie mogłam poradzić, nie mogłam się z tego wyleczyć pomimo upływu pięciu lat. 
   - Ubrałaś moja bluzę. Wiesz, że ślicznie ci w niej? - zaśmiał się. 
   - Ubrałam ją, bo wciąż pachnie tobą - uśmiechnęłam się zawadiacko. Poczułam jak mnie unosi do góry, automatycznie pisnęłam i kurczowo złapałam się jego ramion. - Wariat - zaśmiałam się cicho i delikatnie musnęłam jego usta, a on zamruczał. Znów się zaśmiałam i dotknęłam czubkiem swojego nosa do jego. - Powiedziałam bratu, że niedługo wrócę - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam go po policzku, a on odstawił mnie na chodnik i skradł szybkiego całusa.
   - Jeżeli musisz - westchnął teatralnie. 
   - Możesz mnie odprowadzić - odparłam. 
   - Z wielką chęcią - złapał moją dłoń, a mnie się chyba to coraz bardziej podobało. Szliśmy razem, trzymając za ręce, co chwila na siebie zerkając i uśmiechając się. Zatrzymaliśmy się przed samą furką. Alcantara się uśmiechnął i wpił się w moje usta. 
   - Dobranoc - uśmiechnęłam się do niego. 
   - Miłych snów. 
   - Może ci się przyśnię - pokazałam mu język i już miałam wejść na posesję brata, kiedy Thiago złapał mnie w pasie i przysunął do siebie, znów całując. 
   - Zawsze mi się śnisz - wyszeptał, a mnie aż przeszedł przyjemny dreszcz.
   - Powinnam ci chyba oddać bluzę - zauważyłam i zaczęłam rozsuwać zamek, a ten mi przerwał.
   - Jest twoja - skinął głową. 
   - Dziękuję. Do zobaczenia - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Przeszłam przez furtkę i po chwili wchodziłam już do domu, a lekki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Na parterze nigdzie się nie świeciło, myślałam że Nuria z Xavim już poszli do siebie, a kiedy przechodziłam obok wejścia do salonu, usłyszałam odkaszlnięcie. Zatrzymałam się zdziwiona i dopiero teraz zauważyłam, że przy oknie ciągle stał mój brat! Patrzył na mnie i po chwili uniósł wyciągnięty kciuk do góry. 
   - Miałem nosa co do tego - zaśmiał się, dumny z siebie, a ja tylko przewróciłam oczami i ruszyłam po schodach na piętro. Pokręciłam głową i weszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i wtedy na mój telefon znów przyszedł SMS. Thiago: Już się stęskniłem.

***
#AnimsIniesta